Jeszcze niedawno w “Lidze Minus” żartowaliśmy – choć był to raczej śmiech przez łzy – że za parę tygodni spojrzymy na klasyfikację strzelców Ekstraklasy z sezonu 2019/2020 i zorientujemy się, że zawodników z czołowych miejsc już u nas nie ma. I faktycznie, powoli tak się dzieje, bo dziś już oficjalnie pożegnaliśmy Christiana Gytkjaera i Igora Angulo. Oczywiście, o tym mówiło się od dawna, nie ma co udawać zdziwionych. Ale skoro mówiło się o tym od dawna, to i kluby miały więcej czasu na zapewnienie sobie zastępcy. I jeśli w czymś upatrywać plusów tej sytuacji, to właśnie w tym, bo historia pokazuje, że nie tak łatwo było zastąpić klubom skuteczne dziewiątki.
Nie będziemy tu rzecz jasna krytykować Lecha czy Górnika za to, że nie zatrzymały swoich najlepszych piłkarzy za wszelką cenę. Gdy słyszymy, że Jorge Felix ma ofertę rzędu 800 tys. dolarów za sezon, to Piastowi też nie będziemy się dziwić, że i on odpuści snajpera, który uzupełniał podium najskuteczniejszych w tym sezonie. Zamiast tego jednak mamy pewne oczekiwania tak jak i kibice każdej z tych drużyn. Nie są one przesadnie wysokie. Chodzi nam tylko o to, żeby znaleźć kogoś, choć w połowie tak dobrego.
Pekhartowi poszło nieźle
Lech Poznań takiego kogoś już ma. O Mikaelu Ishaku napisaliśmy już sporo, więc pozostaje nam czekać, jak te słowa zweryfikuje rzeczywistość. Natomiast na dziś “Kolejorz” jest w zasadzie jedynym klubem, który zagwarantował sobie następcę swojej gwiazdy, więc chcąc nie chcąc musimy zerknąć wstecz. Najświeższy przykład tego, jak poradzić sobie z utratą najlepszego strzelca, znajdziemy w Warszawie. Jarosław Niezgoda swoje do mistrzostwa dołożył, ale odszedł zimą, więc ktoś musiał jego dzieło dokończyć. Padło na Tomasa Pekharta i… wyszło całkiem nieźle. Pewnie, Czech nie wciągnął ligi nosem. Ale czy spełnił swoje założenia? No tak.
Dorobek Pekharta w Legii
- 5 goli, asysta, asysta drugiego stopnia
- Udział przy bramce co 92 minuty (bez asysty drugiego stopnia co 107 minut)
- Bramki dające punkty w meczach z Lechem, Wisłą Kraków oraz Cracovią
Jeśli ktoś uzna, że zbyt nisko zawieszamy poprzeczkę, przywołamy przykład jego rodaka. Pięć sezonów temu Nemanja Nikolić został królem strzelców Ekstraklasy. Pół roku później opuścił klub – wspólnie z Aleksandarem Prijovicem. Ich miejsce zajęli Tomas Necid i Daniel Chima Chukwu. Resztę historii już znamy. Necid okazał się tak słaby, że w finałowej części sezonu rolę “dziewiątki” spełniać musiał Miroslav Radović. I na pewno nie dlatego, że w Legii chcieli naśladować hiszpański czy niemiecki styl gry z fałszywym napastnikiem na szpicy.
Chima Chukwu? Największym sukcesem tego gościa był fakt, że tylko raz pomylił warszawskie stadiony. Szkoda strzępić ryja. Werdykt jest prosty: “Niko” i “Prijo” zastąpić się nie udalo, a z Niezgodą poszło już trochę lepiej. Tym bardziej że w zespole znajdował się jeszcze Jose Kante, również wartościowy napastnik.
Wisła Kraków ciągle łatała
Nie trzeba się zresztą cofać tak daleko, żeby zobaczyć, jak trudno jest w Ekstraklasie znaleźć następcę bramkostrzelnego napastnika. Wisła Kraków po starcie Carlitosa też miała z tym problem. W Krakowie mieli jednak szczęście, że dziurę udało się załatać własnymi zasobami. Najpierw z formą wystrzelił Zdenek Ondrasek, który wyjechał po pół roku strzelania dla “Białej Gwiazdy”, potem odpalił Marko Kolar, który zastąpił Czecha wiosną. Tyle że on również błyskawicznie pożegnał się z grodem Kraka i gdy już źródełko wyschło, problem znów wypłynął.
Nagle okazało się, że najlepszym strzelcem Wisły jest Paweł Brożek. Ten sam, który już raz zakończył karierę. Dopiero zimą, gdy udało się wypożyczyć Alona Turgemana, weteran polskich boisk został zluzowany. Ale na jak długo to wystarczy? Ciężko stwierdzić, bo o wykup Turgemana łatwo nie będzie, więc krakowianie tak naprawdę wciąż jeżdżą w kółko.
A przecież warto zauważyć jeszcze jedno. Może i Ondrasek czy Kolar w jakimś stopniu dziurę w ataku wypełnili, jednak różnica była taka, że Wisła z Carlitosem grała w grupie mistrzowskiej, a Wisła bez niego nie dobiła do górnej połowy tabeli. A taki Kolar właśnie w grupie spadkowej nastukał połowę z 12 goli (Carlitos zdobył ich 24 – przyp.), więc szału nie ma. Wymowne są zresztą nasze oceny jego poczynań przed rundą dodatkową:
- Pięć razy dostał notę 2
- Raz wpadła mu 3
- Cztery razy 4
- Dwa razy 5
- Tylko trzykrotnie otrzymywał od nas 6 lub 7
Nie, żebyśmy brali nasze oceny za jednoznaczny werdykt, ale jednak o czymś to świadczy.
Śląsk nie zastąpił Robaka
Zerknijmy teraz na tabelę strzelców z sezonu 2018/2019. Nie wszyscy z podanych zawodników opuścili Ekstraklasę, dlatego podajemy tylko tych, którzy odeszli.
Miejsce | Imię i nazwisko | Klub | Liczba goli |
2 | Marcin Robak | Śląsk Wrocław | 18 |
4 | Carlitos | Legia Warszawa | 16 |
6 | Airam Cabrera | Cracovia Kraków | 15 |
6 | Elia Soriano | Korona Kielce | 14 |
Jak ze stratą Robaka poradził sobie Śląsk Wrocław? Ściągając Erika Exposito. Tak, ostatnio uznaliśmy nawet, że to gość, którego zbyt szybko skreśliliśmy, bo coś tam potrafi. Ale przecież i we Wrocławiu myślano podobnie, skoro zimą próbowano ratować sytuację Filipem Raicevicem. Koniec końców wyszło tak, że nawet gdy podliczymy ich wspólnie, nawet gdy do bramek dodamy asysty, obaj nie osiągnęli takiego wyniku, jaki wykręcił Robak. I chociaż Dariusz Sztylka w rozmowie z nami potrafił to obrócić w atut…
Dwa sezony z rzędu potrafił zdobyć 17-18 bramek. Zespół był w jakimś stopniu uzależniony od jego postawy. W tym momencie strzelanie bramek rozłożyło się na więcej osób. Patrząc w przekroju całego sezonu – Erik bardzo dobrze wkomponował się w zespół. Oczywiście początek miał trudny, bo taka jest specyfika naszej ligi. Gramy na jednego napastnika, który często jest osamotniony w walce. Erik na pewno coraz lepiej to rozumie, wykonuje trudną i niewdzięczną pracę.
Chce pan powiedzieć, że może Robak strzelał więcej bramek, ale drużyna jako zespół funkcjonuje lepiej z Exposito.
Takie jest moje zdanie.
To coś nam się wydaje, że gdyby ściągnięto kogoś, kto i dobrze funkcjonuje w zespole i strzela więcej bramek, Śląsk ostatecznie dostałby się do pucharów.
Korona cierpiała bez Soriano
Brak napastnika jeszcze lepiej widać na przykładzie Korony Kielce. Elię Soriano często ocenialiśmy dość srogo, najczęściej dostawał od nas czwórki. Ale mimo wszystko – strzelał gole. Tymczasem po jego odejściu w Kielcach nie doczekano się nawet połowy napastnika. Ba – patrząc na dorobek bramkowy – nie doczekano się nawet 1/4. Najlepszy strzelec Korony w tym sezonie? 3 gole. Wynik Soriano? 14 trafień.
Zastosujmy eufemizm – różnica jest znacząca.
W zasadzie mogliśmy się tego spodziewać. Korona w tym sezonie nie miała w talii żadnej dziewiątki, która choćby dawała nadzieje na sukces misji “zastąpić Soriano”.
- Michal Papadopoulos
- Uros Djuranović
- Michał Żyro
A na deser jeszcze ściągnięty zimą Bojan Cecarić. BOJAN CECARIĆ. Jako lek na nieskuteczność. My wysiadamy. Zastanawialiśmy się, czy przypadkiem nie za szybko pożegnano takiego Michała Żyrę, który w Stali Mielec w końcu się odbudował. Ale z drugiej strony wiele by to nie zmieniło, wynik Soriano i tak był już nieosiągalny.
Uczciwie natomiast dodamy, że Legii oraz Cracovii podmianki wyszły nieco lepiej. Carlitosa z roli snajpera wyręczył Jarosław Niezgoda, choć akurat on był już w klubie, więc mamy tu trochę casus Wisły, która zastępowała Hiszpana w podobny sposób. Ale już “Pasy” zrobiły to, co robi się, gdy traci się najlepszego strzelca. Ściągnęły nowego. Nie będziemy osądzać, czy Airam Cabrera był lepszy od Rafaela Lopesa. Porównując liczby w naszym zestawieniu…
- Cabrera: 14 goli, 2 asysty, 2 asysty drugiego stopnia, 5 razy w kozakach, średnia not 5.22
- Lopes: 11 bramek, 3 asysty, asysta drugiego stopnia, 3 razy w kozakach, 2 razy w badziewiakach, średnia not 4.41
… wychodzi na to, że tak. Ale koniec końców obaj dostarczyli krakowianom podobną liczbę goli, więc tragedii nie było.
Z królami strzelców bywało w kratkę
Jak sprawa miała się w poprzednich latach? Jeśli chodzi o sezon 2017/2018 wiele do dodania nie mamy. O Carlitosie mówiliśmy, a z grona znaczących snajperów ubyli chyba tylko Krzysztof Piątek i Jakub Świerczok. Piątka zamieniono na Cabrerę – wyszło słabiej, ale na pewno bez tragedii, a Świerczoka w roli najlepszego strzelca wyręczył Filip Starzyński, wspierany przez Patryka Tuszyńskiego. Oczywiście możemy się przyczepić, że “Miedziowi” równie skutecznego napastnika nie znaleźli do dziś, natomiast po Starzyńskim rolę egzekutora wziął na siebie Damjan Bohar, więc jakoś to polepiono. Choć z trudem.
A jak wygląda uzupełnianie miejsca po królach strzelców z poprzednich lat? Ostatnia dekada pod tym względem wygląda średnio, ale dramatu też się nie doszukujemy.
- 2012 – po Rudnevsie (22 gole) w Lechu strzelał obecny już wcześniej Ślusarski, ale skutek był przeciętny – 11 goli. Zimą ściągnięto Teodorczyka, jednak i on odpalił dopiero po czasie. Pierwszą rundę zakończył z golem na koncie.
- 2013 – Demjana (14 goli) w Podbeskidziu miał zastąpić… Krzysztof Chrapek. Skończyło się na 3 golach tego jegomościa i jednej bramce ściągniętych zimą Mikołaja Lebedyńskiego i Jana Blażka. Roli następcy nie dźwignął też obecny w klubie Fabian Pawela (4 bramki).
- 2015 – nie udało się znaleźć nikogo równie skutecznego co Kamil Wilczek (20 goli), ale w Piaście duet Barisić-Nespor wypadł całkiem nieźle, bo obaj trafili po 11 razy
- 2017 – Marcin Robak odchodzi z Lecha jako król strzelców, ale tu akurat nikt narzekać nie może. Christian Gytkjaer już w pierwszym sezonie przebił jego wynik.
***
Słowem – można znaleźć kogoś, kto wejdzie w buty najlepszego strzelca. Łatwiej to zrobić, gdy dysponujesz niezłym budżetem, jak Legia czy Lech, ale i mniejsi nie są na straconej pozycji. Dużą rolę na pewno odgrywa tu orientacja na rynkach zagranicznych, bo to tam nasze kluby zwykle szukają kozaków. Taki Nespor, który stworzył niezły duet z Barisicem, był przecież po beznadziejnym roku w Czechach i pewnie Piast nie zwróciłby na niego uwagi, gdyby nie Radoslav Latal.
Z drugiej strony mamy za to Koronę, która też szukała underdoga, ale że nie do końca wiedziała gdzie, skończyła z wagonem szrotu. Albo Podbeskidzie, które na poważnie wzięło pomysł, że Krzysztofa Chrapka stać na nawiązanie do wyczynów Roberta Demjana. Puenta jest taka – i chyba nikogo nią nie zaskoczymy – że najlepszych snajperów wcale nie było trudno zastąpić. Być może wbrew pozorom, bo przecież w głowie zaraz pojawiają nam się Mudrinscy i Sirkowie, ale z drugiej strony na takie przykłady możemy też rzucić wspomnianym Pekhartem, czy też Łukaszem Zwolińskim, który jest dla Lechii zwiastunem, że wraz z końcem ery Paixao, nie zakończy się era skutecznych napastników w Trójmieście.
Pozostaje nam poczekać, czy w Poznaniu i Zabrzu jesienią potwierdzą tę tezę, czy raczej kibicom pozostanie oprawić w ramkę koszulki Gytkjaera i Angulo.
SZYMON JANCZYK
Fot. FotoPyK