Reklama

Tego się nie spodziewaliśmy – Zwoliński największym zimowym wzmocnieniem

redakcja

Autor:redakcja

30 czerwca 2020, 16:00 • 4 min czytania 5 komentarzy

Powoli przymierzamy się do różnych podsumowań sezonu i jedną rzecz możemy powiedzieć wam już dziś – widywaliśmy gorsze zimowe okienka transferowe w wykonaniu polskich klubów. Zdecydowanie gorsze, wręcz tragiczne. Nie mówimy, że po tym ostatnim Monchi czy inny Zorc mógłby z uznaniem pokiwać głową, ale stosunek transferów porządnych do – hm… – nieporządnych wydaje się być całkiem korzystny. Jest z czego wybierać. I niech was nie zmyli nasza opinia, że najlepszym zimowym transferem jest Łukasz Zwoliński.

Tego się nie spodziewaliśmy – Zwoliński największym zimowym wzmocnieniem

Wskazanie napastnika po przejściach, który nie zawsze ma miejsce w pierwszym składzie Lechii, mogłoby sugerować biedę. Ale to nie tak. „Zwolak” na takie wyróżnienie mocno zapracował, nie okazał się tylko jednookim wśród ślepców. Dzięki jego golom, oczywiście między innymi, Lechia jest w grze o wicemistrzostwo.

I jego obecność na boisku potrafi odmieniać mecze. Tak, pijemy między innymi do tego, co wydarzyło się w Białymstoku. Przed przerwą Lechia była niemrawa jak my po trzydniowym melanżu. W szatni zostali Gajos i Mihalik, na boisku pojawili się Zwoliński oraz Saief i obejrzeliśmy zupełnie inną drużynę. Grającą z rozmachem, efektownie, a do tego na tyle skutecznie, że udało się odrobić stratę i wygrać. I w tym wielka jest zasługa Zwolińskiego. Strzelił dwie bramki, a przecież na tym wcale nie musiało się zatrzymać. Bo raz sędzia odgwizdał minimalnego spalonego, gdy zabawił się z Runje i pokonał Węglarza. Raz szczęśliwie jego strzał odbił bramkarz Jagiellonii. Raz pomylił się w sytuacji, którą powinien zamienić na gola.

I teraz szerszy obraz:

  • 31 minut z Piastem,
  • 33 minuty z Lechem,
  • 90 minut i bramka z Zagłębiem,
  • 18 minut i bramka z Arką,
  • 45 minut i dwie bramki z Górnikiem,
  • 90 minut i bramka z Cracovią,
  • 73 minuty z Pogonią,
  • 90 minut z Pogonią,
  • 45 minut dwie bramki z Jagiellonią.

Abstrahując od spokojnego początku, nie zmieniło się tylko jedno – nie idzie mu na stadionie w Szczecinie. Tam dwa razy w świetnych sytuacjach obił słupki, a także zmarnował rzut karny. Ale i bez tego bilans byłego snajpera Goricy jest przecież imponujący. Trafia średnio co niecałe 74 minuty.

Reklama

To czyni go najefektywniejszym snajperem w lidze.

Popatrzmy na tych, którzy trafili w niej przynajmniej pięć razy (dane za ekstrastats.pl).

  1. Łukasz Zwoliński (Lechia Gdańsk) – 7 bramek – gol średnio co 73,7 min
  2. Jarosław Niezgoda (Legia Warszawa) – 14 bramek – gol średnio co 76,1 min
  3. Christian Gytkjaer (Lech Poznań) – 21 bramek – gol średnio co 121,8 min
  4. Jose Kante (Legia Warszawa) – 10 bramek – gol średnio co 126,8 min
  5. Flavio Paixao (Lechia Gdańsk) – 14 bramek – gol średnio co 132,3 min
  6. Patryk Klimala (Jagiellonia Białystok) – 7 bramek – gol średnio co 153,1 min
  7. Paweł Brożek (Wisła Kraków) – 8 bramek – gol średnio co 174,1 min
  8. Felicio Brown Forbes (Raków Częstochowa) – 9 bramek – gol średnio co 179,8 min
  9. Bartosz Białek (Zagłębie Lubin) – 8 bramek – gol średnio co 180 min
  10. Damjan Bohar (Zagłębie Lubin) – 14 bramek – gol średnio co 181,9 min

To oczywiście tylko statystyczna ciekawostka, bo trudniej utrzymać przyzwoitą średnią, gdy gra się od deski do deski, ale z kategorii tych wymownych. A gole Zwolińskiego mają też inne znaczenie – ostatnio trochę bronią honoru polskich napastników. Dziś w czołowej dziesiątce (jedenastce w zasadzie) klasyfikacji strzelców mamy tylko dwóch Polaków. Niezgodę, który wyjechał dawno temu, oraz Piotra Parzyszka, który strzelił dziesięć bramek. Jest szansa, że Zwoliński w takiej formie będzie trzecim graczem, któremu uda się przekroczyć tę „magiczną” granicę (choć nie skreślamy też Białka).

Ale to melodia przyszłości. Na razie wrzucamy Zwolińskiego do jedenastki kozaków. A skoro o zimowych transferach była mowa, to wypada podkreślić, że całkiem blisko „Zwolaka” byłby też Jewgienij Baszkirow z Zagłębia Lubin.

Wśród badziewiaków, tradycyjnie już, najwięcej graczy ŁKS-u.

No ale skoro w ostatni weekend wypromowali oni aż dwóch kozaków (Marcjanik i Tomasik), a także kilku kandydatów (Sheridana na przykład), no to nie ma się co dziwić. Reszta ligi powinna być łodzianom wdzięczna. Dzięki nim zawsze komuś się upiecze. Tym razem podziękowania należy składać na ręce stoperów i Pirulo.

Reklama

Ale poetyckim hasłem: „w pizdu, co za sezon”, którym kiedyś piłkarską Polskę uraczył Cezary Wilk, posłużyć mogą się też inni. Cztery nominacje dla Węglarza to bardzo dużo, przecież on może w tej formie dopaść Thomasa Daehne (sześć). Tyle samo ma Adam Marciniak, którego jeszcze w poprzednim sezonie można było od biedy nazywać solidnym. Do piątki dobił z kolei Maciej Jankowski. To trochę inny przypadek, bo też trzy razy był w kozakach. Pytanie co z tego, skoro udane mecze są mocno przykrywane tak beznadziejnymi występami jak z ten z Rakowem.

Fot. FotoPyK

*

O ostatniej kolejce Ekstraklasy jak najęci gadaliśmy też w magazynie Liga Minus.

 

Najnowsze

Kozacy i badziewiacy

Ekstraklasa

Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Jakub Białek
17
Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Komentarze

5 komentarzy

Loading...