Patryk Dziczek nie jest nową twarzą na polskich boiskach, ale dopiero w tym sezonie w pełni potwierdził swój potencjał. W ciągu czterech lat pomocnik Piasta Gliwice przeszedł długą drogę – od zawalonego debiutu po miano młodzieżowca sezonu Ekstraklasy w zespole sensacyjnego mistrza kraju.
Bardzo szybko dostał od piłki po dupie i to mu pomogło. Wiele rzeczy zrozumiał znacznie szybciej niż większość jego rówieśników, zwłaszcza tych, którzy wiedzą, iż dobrze rokują.
5 czerwca 2015 roku, ostatnia kolejka sezonu 2014/15. Piast podejmuje u siebie Cracovię. Niespodziewanie w wyjściowym składzie gospodarzy pojawia się pomocnik, który niedawno skończył dopiero 17 lat. Chłopak tydzień wcześniej po raz pierwszy znalazł się w meczowej kadrze na Ekstraklasę, teraz debiutował. Poddano go poważnemu sprawdzianowi i wywalił się już przy wejściu na salę. Bardzo szybko po jego prostej stracie „Pasy” objęły prowadzenie. Efektownego gola strzelił Bartosz Kapustka, dziś kumpel z kadry U-21.
Dziczek nie spodziewał się, że wystąpi od początku. Nie zdążył się odpowiednio nastawić. – O wszystkim dowiedziałem się dopiero w dniu meczu podczas oprawy. Po cichu liczyłem, że może Radoslav Latal da mi 10-15 minut, bo to ostatnia kolejka, utrzymanie zapewnione. Tak najczęściej młodzi debiutują, rzadko zdarza się, żeby od razu rzucano ich na głęboką wodę. Chłopaki w szatni mówili mi, żebym zaczął od prostego podania do tyłu, dla nabrania pewności. A ja zacząłem od jednej, drugiej straty, później przy linii bocznej ktoś mnie przepchnął, straciłem piłkę i poszła z tego akcja na gola. W przerwie zostałem zmieniony, już w szatni poleciały łzy. Po powrocie do domu popłakałem trochę więcej, musiałem to przetrawić. Dotarło do mnie, że jeszcze nie wszystko jest super, że skoro fajnie wyglądam na treningach, to jeszcze nie znaczy, że w meczu pokażę to samo, że to inne granie. Jako 17-latek grałem za wolno, nim przyjąłem i pomyślałem, często rywal zdążył doskoczyć. Miałem z czego wyciągać wnioski i chyba wyciągnąłem – opowiadał nam we wrześniu ubiegłego roku.
To była bardzo surowa lekcja, ale poskutkowała. Jak widać, wielu młodych potrzebuje takiego plaskacza na początek. Jeśli mają wystarczająco mocną mentalność – a muszą mieć, jeśli chcą grać na poważnym poziomie – takie przejścia ich wzmacniają. Coś o tym wie na przykład inny piłkarz z reprezentacji Czesława Michniewicza, Filip Jagiełło, teraz przechodzący z Zagłębia Lubin do Genoi. On w lidze zadebiutował już w grudniu 2013 roku i… w 36. minucie Orest Lenczyk podziękował mu za grę. To musiało boleć, niejeden by się załamał.
Jagiełło był jednak w o tyle lepszej sytuacji, że kolejne szanse dostał znacznie szybciej. Jeszcze w tym samym sezonie trzy razy wszedł na końcówki w ostatnich meczach, gdy na ławce trenerskiej zasiadał już Piotr Stokowiec. Dziczek na następny występ w Ekstraklasie czekał prawie dwa lata. Dariusz Wdowczyk dał mu zagrać w dwóch kolejkach kończących sezon 2016/17. Z Wisłą Płock wszedł na parę minut, z Cracovią zaliczył już pełny występ, uprzednio będąc poinformowanym, że taki jest plan. Klątwa „Pasów” została zdjęta, bo Piast wygrał 1:0. Co ciekawe, w 1. kolejce następnego sezonu gliwiczanie z Dziczkiem w składzie znów mierzyli się z Cracovią. Chłopak miał wtedy cztery mecze w lidze, z czego trzy przeciwko krakowskiej ekipie.
W ciągu dwóch lat czekania na rehabilitację zawodnik zupełnie zmienił swoje podejście do piłki i do życia. – Dostałem motywacyjnego kopa, żebym robił dużo więcej, niż do tej pory. Wcześniej przychodziłem do domu, położyłem się na łóżku i uznawałem, że koniec piłkarskich obowiązków. A trzeba pracować też po treningu zasadniczym. Dziś robię tak cały czas, wzmacniam się fizycznie, pracuję nad swoją szybkością. Tamten mecz uświadomił mi, że jeszcze nie jestem tak dobry jak sądziłem i nic mi się nie należy, bo byłem przekonany, że już zasługuję na skład. Lekcja pokory – przyznawał.
Jeszcze przed debiutem Dziczkowi zaczynało lekko szumieć w głowie, czego nie ukrywają w klubie. Sam zainteresowany uważa jednak, że problem był trochę inny. – Nie do końca nazwałbym to sodówką. Byłem bardziej pyskaty, czasami odburknąłem starszemu koledze, gdy ten przekazywał jakieś uwagi. Krytykę traktowałem jako osobisty przytyk, a nie działanie w dobrej wierze. Siłą rzeczy trochę po głowie się dostawało. Nie wywyższałem się jednak, w szkole nie nosiłem głowy w chmurach, bo jestem już w pierwszym zespole Piasta – mówił.
I dodawał: – Nieudany debiut w Ekstraklasie sprowadził na ziemię. Dotarło do mnie, że koledzy czy trener mogą mieć rację, gdy na coś zwracają uwagę. Niejako zaczynałem od zera, wróciłem do punktu wyjścia. Po dwóch latach dostałem drugą szansę od trenera Wdowczyka i myślę, że ją wykorzystałem. Teraz mam zupełnie inne podejście. Jeśli chcę wyjechać za granicę, muszę dawać od siebie więcej, nie być treningowym minimalistą. Czytasz o największych zawodnikach i tam co chwila okazuje się, że pracują indywidualnie i czasami właśnie to robi różnicę.
Jeszcze wcześniej zdarzało mu się nawet opluć rywala. – Zostałem sprowokowany. Graliśmy na wyjeździe z rezerwami GKS-u Tychy. Była jakaś przepychanka przed rzutem rożnym i w pewnym momencie gość mnie opluł. Jeżeli robisz coś takiego, pokazujesz drugiej stronie, że zupełnie jej nie szanujesz. Czegoś takiego nie akceptuję. Odpowiedziałem tym samym, trudno było nie dostać nerwicy. W szatni trener krzyczał, co ja wyprawiam, ale gdy powiedziałem, że tylko się „odwdzięczyłem”, już nie miał większych pretensji. Sam nigdy bym nie zainicjował takich scen. Jasne, jakieś drobne spiny są często, ale potem przybijamy piątki i nie ma sprawy – tłumaczył.
Dziś 21-letni gliwiczanin trenuje dodatkowo, pracuje nad swoją mentalnością i świadomie się odżywia. Po bardziej szczegółowych badaniach okazało się, że ma nietolerancję na nabiał, laktozę i gluten. Dziczek zjadał nawet 3,5 tys. kalorii dziennie, a i tak wszystko wydalał. Nie było w oparciu o co budować mięśni. Po wprowadzeniu zmian w diecie bardzo szybko odczuł różnicę na plus.
Nim jednak jako ważne ogniwo zdobył z Piastem mistrzostwo, musiał przejść jeszcze jedną lekcję cierpliwości. Jesienią 2017 zaczął grać regularnie, nie zmieniło się to nawet po przyjściu Waldemara Fornalika. Został małym odkryciem ligi za tamte miesiące. Zimą Dziczek postanowił, że zrobi porządek z kostką, przez co pauzował półtora miesiąca. W efekcie wiosną ubiegłego roku odegrał rolę drugoplanową. Fornalik w środku pola stawiał głównie na Tomasza Jodłowca i Toma Hateleya. Jego młody podopieczny dwa razy wchodził na zmiany taktyczne i trzy razy zagrał od początku. Jeden z tych występów dotyczył ostatniej kolejki, gdy w meczu o wszystko rozbito Termalikę 4:0. Ważny egzamin zaliczony.
Zakończony niedawno sezon to już Dziczek będący kluczową postacią Piasta i reprezentacji U-21 awansującej na mistrzostwa Europy w swojej kategorii wiekowej. Selekcjoner Czesław Michniewicz na każdym kroku go chwali. Robił to, nim jeszcze stało się to „modne”. Fornalik natomiast ufał młodemu niemal bezgranicznie. Dziczek rozegrał 33 na 37 możliwych meczów (dwukrotnie pauzował za kartki), z czego 30 w pełnym wymiarze czasowym.
Żeby jednak nie było za słodko. Nadal mamy wrażenie, że chłopaka stać na więcej i wciąż za dużo jest meczów, w których gra tylko poprawnie. Ewidentnie wyróżnia się przerzutami, ma je opanowane, ale chwilami brakuje więcej jakości i zdecydowania w ofensywie. Piłkarz we wrześniu również dostrzegał ten problem, nie bojąc się deklaracji, że chce w grze do przodu być znacznie konkretniejszy. – Moim celem na tę rundę było pięć bramek i pięć asyst – generalnie dwucyfrówka w klasyfikacji kanadyjskiej. Ale nawet gdybym uzbierał tyle przez cały sezon, też byłbym zadowolony – deklarował.
W tym względzie rzeczywistość okazała się brutalna. Dziczek finiszował z trzema golami, bez asysty, z jednym kluczowym podaniem.
Jest nad czym pracować, także w innych aspektach. – Nadal zdarza się, że za długo holuję piłkę i za wolno przekazuję ją do przodu. Najwięcej do poprawy mam jeśli chodzi o szybkość, chwilami brakuje też szybszego doskoku do rywala – przyznawał. Jego trener z juniorów stwierdził nawet, że gdyby był o 20 procent szybszy, już dawno wyjechałby z Polski.
Zagraniczny wyjazd tak czy siak zdaje się być kwestią tygodni, zwłaszcza jeśli uda się z niezłej strony pokazać na Euro U-21 we Włoszech. Gdyby Dziczek mógł wybrać kierunek życzeniowo, najchętniej udałby się do Bundesligi, ale zdecydowanie największe zainteresowanie wzbudza wśród klubów Serie A. Łączono go aż z pięcioma. Najczęściej padała nazwa Empoli, tyle że zespół ten w ostatniej kolejce po bohaterskim boju z Interem pożegnał się z elitą. Mimo to chętnych nie powinno zabraknąć. W Piaście już od pewnego czasu nie robi się tajemnicy, że zainteresowanie tym piłkarzem jest duże i w pierwszej kolejności to on może zostać sprzedany. Za ile? Obecny kontrakt obowiązuje do 2020 roku, ale klub ma możliwość przedłużenia go o dwa lata, więc nie musi w żaden sposób spuszczać z ceny. Dotychczasowy rekord transferowy przy Okrzei wynosi milion euro za Kamila Glika. W przypadku Dziczka należy się spodziewać co najmniej podwojenia tej kwoty.
Dla kupującego i tak powinna być to promocja. Weźmie 21-latka, który przerobił już błędy młodości, swojego sufitu na pewno jeszcze nie osiągnął, ma w pełni profesjonalne podejście i jest normalny. Po prostu. Ze swoją dziewczyną związał się sześć lat temu, więc może mieć pewność, że nie zainteresowała się nim dla kasy, bo wtedy jeszcze nie miał czego wydawać. W wolnych chwilach nie ruszy od razu na melanż, tylko porysuje z „odgapianki”, albo pomoże w pracy ojcu stolarzowi.
Z drugiej strony, gdyby Dziczek miał zostać na kolejny rok w Piaście, tragedii by nie było. Stanąłby przed wyzwaniem utrzymania Piasta w czołówce, godnego zaprezentowania się w pucharach i uzyskania jeszcze większego wpływu na grę drużyny. Nic na siłę – warto o tym pamiętać.
Fot. FotoPyk/Michał Chwieduk/400mm.pl
***
DYNASTIA PIASTÓW
Waldemar I Mistrzowski – CZYTAJ
Frantisek Objawiony – CZYTAJ
Jakub Cierpliwy – CZYTAJ
Jakub Niezniszczalny – CZYTAJ
Bogdan Wilk (Dynastia Piastów Extra) – CZYTAJ
Aleksandar Niewzruszony – CZYTAJ
Mikkel Odmieniony – CZYTAJ
Martin Asystujący – CZYTAJ
Marcin Solidny – CZYTAJ
Joel Przesunięty – CZYTAJ
Gerard I Zakochany. Z wzajemnością – CZYTAJ
Tom II Lepszy – CZYTAJ