– Jeśli w pobliżu jest ktoś, kto nas nie słucha, zawołaj go natychmiast. W ten sposób wszyscy staniemy się częścią historii. – To słowa, które zabrzmiały z radioodbiorników 3 marca 1962 roku, gdy Wilt Chamberlain, zawodnik Philadelphia Warriors, zdobywał swój 84. punkt w meczu z New York Knicks. Parę minut później padł rekord, 100 punktów. Jego osiągnięcie nie zostało nigdy pobite czy nawet wyrównane, choć dziś taka możliwość wydaje się coraz bardziej realna. Jaki więc był TEN dzień? Przeżyjmy go wspólnie z Dippym, by przekonać się, czego potrzeba, by padł rekord.
Nudny poranek po ciekawej nocy
Stukot kół i charakterystyczny szum pociągu to raczej przyjemne dźwięki. Kojarzą się z podróżowaniem, podziwianiem zmieniających się wciąż za oknem krajobrazów. Nawet jeśli jest to podróż do pracy, to atmosfera porannego wagonu ma więcej wspólnego z opuszczoną chwilę wcześniej pościelą i miłym snem, niż ze stresującym pośpiechem miejsca pracy.
Rekordowy piątek Wilt zaczął w Nowym Jorku, gdzie złapał pociąg do Filadelfii, choć formalnie północ wybiła, gdy był jeszcze w trakcie imprezy. Sportowe kroniki podają, że w nocy przed rekordowym występem tak dobrze się bawił, że nie zmrużył oka. Szczudło, jak mówiono na środkowego Warriors, bał się, że prześpi swoją stację i dojedzie do Wirginii, więc w trakcie podróży cały czas czuwał.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Koszykarz na stałe mieszkał w Nowym Jorku i stamtąd docierał do pracy w Filadelfii. “Wielkie Jabłko” zapewniało mu większą anonimowość. Po prostu było tam więcej znanych osób i przez to on sam wzbudzał mniejszą sensację. Tego dnia ruszał stamtąd do Filadelfii, a z niej jego ekipa jechała rozegrać domowy mecz do oddalonego o niecałe 100 mil Hershey. Koszykarze regularnie pielgrzymowali wtedy do różnych obiektów w mniejszych miastach. Taki sposób stosowała NBA, by dotrzeć do większej liczby fanów.
Na dworcu w Filadelfii Chamberlain spotkał się z przyjaciółmi i zjadł z nimi lunch. Zawodnicy Warriors nie czuli żadnego podekscytowania w związku z czekającym ich spotkaniem z Knicks. Sezon zasadniczy był już rozstrzygnięty. To był mecz tylko do odhaczenia. Wilt ledwo zdążył na autobus, który zabrał jego i jego kolegów do małego Hershey. Nie wiedział, że to najważniejszy autobus w jego życiu, który ostatecznie zawiezie go do sportowej nieśmiertelności.
Człowiek rekord
– On zawsze chciał być najlepszy we wszystkim, co robił – wspominała matka Wilta. Chłopak zdecydowanie miał swoją obsesję na punkcie wygrywania i bicia wszelkiego rodzaju rekordów. Nie tylko na koszykarskim parkiecie.
Jedną z jego pasji była szybka jazda samochodem. Chwalił się, że przemierzył w automobilu Stany Zjednoczone wzdłuż i wszerz. Twierdził, że jego rekord na trasie z Nowego Jorku do Los Angeles wynosił trzydzieści sześć godzin i dziesięć minut. Wynik ten pobił dopiero kierowca wyścigowy Dan Gurney.
– Wilt potrzebował bardzo mało snu. Potrafił przejechać ze wschodniego wybrzeża na zachodnie bez postoju w motelu, utrzymując średnią prędkość na poziomie stu osiemdziesięciu kilometrów na godzinę – opowiadał lekarz Chamberlaina, Stan Lorber.
Dippy (czyli nurek, przezwisko wzięło się od tego, że wysoki koszykarz musiał schylać się w niskich pomieszczeniach, co przypominało właśnie nurkowanie) szybki był też w nawiązywaniu relacji z kobietami. W tym wypadku także mówi się o rekordach. Zawodnik w tej kwestii bardzo korzystał ze swojej popularności. Po latach przyznał jednak: – Jeśli ktoś myśli, że mieć w łóżku tysiąc różnych kobiet jest fajną rzeczą, to ja mu odpowiem, że życie nauczyło mnie, iż o wiele lepiej spędzić tysiąc nocy z jedną i tą samą kobietą.
Michael Jordan i Wilt Chamberlain.
Pozaboiskowe rekordy Big Dippera nie przynoszą mu może wielkiej chluby, ale koszykarskimi wynikami zasłużył sobie na ogromny szacunek. W NBA należą do niego aż 72 rekordy. 68 z nich dzierży samodzielnie. Najbardziej znany dotyczy oczywiście punktów zdobytych w jednym spotkaniu. Oprócz tego osiągnął też najwyższą średnią punktów na mecz w sezonie (50,4). Jest również na szczytach list zawodników z najdłuższymi seriami meczów z co najmniej 20 (126 spotkań), 30 (65), 40 (14), 50 (7) i 60 (4) punktami. Zanotował też najwięcej punktów w pojedynczym sezonie (4029).
Druga statystyka, w której brylował, to zbiórki. Przewodzi między innymi w łącznej liczbie zbiórek i średniej na mecz w całej karierze (odpowiednio 23 924 i 22,9) czy liczbie zbiórek w pojedynczym meczu (aż 55!). Być może byłby też rekordzistą w blokach, w jego czasach nie były jednak oficjalnie liczone.
Wymieniliśmy jedynie część z jego osiągnięć. Ich pełna lista jest jeszcze bardziej imponująca. Wilt the Stilt (czyli Wilt Szczudło) chętnie się nimi chwalił i zależało mu, by otwierać wszelkiego rodzaju rankingi. Gromadził nawet wycinki z gazet potwierdzające jego zdobycze. Jeszcze w szkole średniej przynosił je do szatni, by udowodnić droczącym się z nim kolegom, że ma na swoim koncie określone wyczyny.
Koniunkcja planet
W sezonie 1961/62 Wilt Chamberlain notował najlepsze w karierze statystyki. Ustanowił swój pierwszy niebotyczny rekord punktów, gdy w meczu z kilkoma dogrywkami przeciwko Los Angeles Lakers zdobył ich aż 78. To właśnie w tej kampanii miał najwyższą średnią punktów na mecz i zaliczał swoje rekordowe serie, takie jak cztery spotkania z rzędu z co najmniej 60 punktami.
100 punktów w jednym meczu było jednak również na tamte czasy i realia osiągnięciem totalnie wyjątkowym. Co prawda wspomniany sezon był najszybszym w historii NBA (zespoły notowały najwięcej posiadań na mecz). Nie było jednak wtedy linii rzutów za trzy punkty i do osiągnięcia 100 oczek potrzeba było więcej prób niż dzisiaj.
Trzeba też podkreślić, że nikt z jemu współczesnych nie zbliżył się do takiego wyczynu. Na liście najlepszych strzelców w pojedynczym meczu znajdziemy jedynie o dwa lata starszego Elgina Baylora, który rzucił raz 71 punktów. Później są jeszcze David Thompson z lat 70. i David Robinson z 90., obaj z występami 70+. Wszystkie pozostałe miejsca na liście zajmują Wilt oraz zawodnicy, którzy w najlepszej lidze świata grali już w XXI wieku.
W dzień rekordu zbiegło się kilka szczęśliwych okoliczności. Można to przyrównać do zjawiska koniunkcji planet, gdy te ciała niebieskie w swojej wędrówce po orbicie ustawiają się na chwilę w jednej linii.
Środkowy Warriors miał swoją noc jeśli chodzi o rzuty wolne. Ten element gry zazwyczaj był jego piętą achillesową. Nawet na późniejszym etapie kariery, gdy zdobywał swoje drugie mistrzostwo, grając już w barwach Lakers, przed ostatnim meczem finału przyszedł na halę osiem godzin przed pierwszym gwizdkiem i ćwiczył osobiste. Przydało się to, gdy w końcówce spotkania trafił dwa bardzo ważne rzuty z linii i jego ekipa wygrała mecz oraz całe rozgrywki.
Tamtej rekordowej nocy trafiał jednak wolne jak natchniony i zanotował 28/32 z linii, co przełożyło się na 87,5% skuteczności. Dużo więcej niż jego średnia z całej kariery, wynosząca ledwie 51,1%.
Druga sprzyjająca okoliczność? Kłopoty przeciwnika. Knicks byli w tamtym okresie czerwoną latarnią ligi. W sezonie 1961/62 zostali najgorszą drużyną Wschodu. W marcowym meczu mieli dodatkowo okrojony skład. Ich pierwszy środkowy, Phil Jordon, musiał opuścić spotkanie z powodu tajemniczej choroby.
– Z informacji wewnętrznych wynikało, że miał kaca – zdradził później jego zmiennik, Darrall Imhoff.
To właśnie Imhoffa Knicks posłali do boju przeciwko Chamberlainowi. Ten szybko jednak usiadł na ławce z powodu kłopotów z przewinieniami. Zastąpił go pierwszoroczniak Cleveland Buckner, który tamtej nocy zaliczył swoje najlepsze spotkanie w karierze – zdobył 33 punkty. Jego bezpośredni rywal rzucił ich jednak trzy razy więcej.
Wilt The Stillt zdobył 100 punktów w regulaminowych 48 minutach. To czyni ten wyczyn jeszcze bardziej imponującym. Mecz nie miał dogrywek, a środkowy rozegrał całe spotkanie. Gdyby przykładowy Joel Embiid w swoim rekordowym występie (70 punktów) nie zszedł z parkietu i utrzymałby punktowanie na tym samym poziomie, dojechałby do jakichś 92 punktów.
AN HISTORIC 70-POINT NIGHT FOR JOEL EMBIID 👏
✅ 76ers franchise record
✅ 9th player in NBA history to score 70+
✅ A new career high70 PTS, 18 REB, 24/41 FGM, 21/23 FTM pic.twitter.com/gDKY2E9bVA
— NBA (@NBA) January 23, 2024
Nadajemy z Hershey Sports Arena
Wróćmy jednak do naszego bohatera i historycznego piątku w Pensylwanii. Zawodnicy Warriors dotarli do Hershey Sports Arena o 17:00. Po starym obiekcie przeznaczonym pierwotnie do rozgrywek hokeja hulał wiatr. Ostatecznie na trybunach o pojemności wynoszącej około 7000 osób, zasiadło 4124 niczego nie spodziewających się widzów.
Przed meczem NBA czekało ich jeszcze pokazowe koszykarskie starcie między… futbolistami Philadelphia Eagles i Baltimore Colts. Fani od czasu amerykańskiego wielkiego kryzysu przyzwyczaili się, że w cenie biletu mogą obejrzeć dwa spotkania, co miało zapewnić odpowiedni stosunek jakości do ceny.
Dippy z kolegami musieli poszukać sobie jakiegoś zajęcia na jakieś sami 5-6 godzin, zanim wybiegli na parkiet. W hali jedną z atrakcji była stara strzelnica i salon gier. Wilt postanowił postrzelać.
– Wszystko trafiałem. Jeśli więc cokolwiek miało wskazywać, że to jest ten dzień, to z pewnością było właśnie to – opowiadał później.
Mecz Warriors-Knicks rozpoczął się o 21:30. Po kilku minutach gracze z Filadelfii prowadzili 19:3, a Wilt miał już na koncie 13 punktów. Całą pierwszą kwartę jego drużyna wygrała 42:26. Chamberlain trafił w tej części wszystkie dziewięć rzutów osobistych. W głowie zaświtała mu myśl o pobiciu rekordu w celnych wolnych, wynoszącego 24 rzuty. Okazało się, że i to osiągnięcie padło przy okazji jego łupem tamtej nocy.
Do przerwy Warriors utrzymali ponad dziesięciopunktową przewagę. Wilt miał na koncie 41 punktów. W jego przypadku taki wynik nie robił zupełnie wrażenia. W końcu był to jego rekordowy sezon, w którym zaliczał już niesamowite zdobycze. Mimo to jego kolega Guy Rodgers rzucił w szatni podczas przerwy:
– Podawajmy do Dipa. Zobaczymy, ile uda mu się zdobyć.
W trzeciej kwarcie Big Dipper dołożył 28 punktów. Senna publiczność w Hershey ożywiła się. Chwilę później spiker zawodów zaczął obwieszczać aktualną zdobycz przyszłego rekordzisty po każdym celnym rzucie.
Najpierw padł pierwszy rekord. Na 7 minut i 51 sekund do końca Chamberlain zdobył swój 79. punkt poprawiając własny rekordowy wynik z zakończonego po trzech dogrywkach meczu z Lakers z początku sezonu. Mniej więcej wtedy w linii planet, które spotkały się tego dnia, ustawiła się ostatnia. Cały zespół Warriors zabrał się za pomaganie Wiltowi w uzyskaniu jak najwyższego indywidualnego wyniku.
– Give it to Wilt! Give it to Wilt! – skandowali oszaleli fani.
Zawodnicy z Filadelfii wiedzieli co robić nawet bez ich podpowiedzi. Knicks starali się utrudniać grę Chamberlainowi, ale ich wysiłki okazały się nieskuteczne.
– Ostatnie trzy czy cztery minuty były niesamowicie szalone. Knicks biegali jak kurczaki z odciętymi głowami, próbując faulować każdego oprócz Wilta. Zaczęliśmy podawać piłkę z autu prosto do niego – wspominał gracz Warriors, Tom Meschery.
Gracze z Nowego Jorku zapomnieli zupełnie o gonieniu wyniku i nie próbowali już odnieść zwycięstwa. Chcieli raczej uniknąć wstydu. Tej nocy liczył się jednak tylko Chamberlain. W ostatnich czterech minutach dla swojej ekipy punktował wyłącznie on.
Trener Philadelphii, Frank McGuire, nakazał swoim zawodnikom faulowanie graczy Knicks, by zyskać dla Dippy’ego jak najwięcej czasu. Odpowiedział w ten sposób na ich taktykę. W pewnym momencie na parkiecie razem z Wiltem znajdowali się sami rezerwowi, którzy nie przekroczyli jeszcze limitu przewinień.
Na 2 minuty i 12 sekund do końca Chamberlain trafił fadeawaya. Był to jego 96. punkt. Niecałą minutę później skończył akcję swojej drużyny potężnym wsadem. Licznik pokazywał liczbę 98. Miękkie obręcze w Hershey nie chciały przyjąć w kolejnych posiadaniach jeszcze jednego trafienia. Wilt rzucał, koledzy zbierali w ataku i odgrywali mu piłki z powrotem. Chamberlain walczył właściwie z pięcioma obrońcami naraz.
Wreszcie na 46 sekund przed końcem stało się. Jak piłka znalazła się w koszu? Niektórzy zapamiętali to trafienie jako rzut, inni jako wsad. Dziś to nieistotne, ważne, że hala eksplodowała. Kibice momentalnie znaleźli się na parkiecie. Chamberlain nie pamiętał potem zupełnie, że mecz został jeszcze dokończony. Historyczna trzycyfrowa zdobycz w jednym meczu stała się faktem. W nudny marcowy dzień został ustanowiony jeden z najbardziej niewiarygodnych rekordów w historii sportu.
Po spotkaniu do szatni Warriors wpadł dziennikarz Harvey Pollack. Wcześniej nabazgrał na wyrwanej z notesu kartce liczbę “100”. Wręczył ją teraz Wiltowi. Zdjęcie wykonane przez Paula Vathisa, przedstawiające rekordzistę trzymającego ten świstek papieru tuż po swoim legendarnym wyczynie, jest dziś jedną z najsłynniejszych fotografii w dziejach koszykówki.
Żałować można tylko, że spotkanie nie było transmitowane w telewizji i wyczyn Chamberlaina nie został nagrany. Ale kto mógł się spodziewać, że w nudny dzień na zadupiu padnie rekord, który przetrwa ponad 60 lat?
ŁUKASZ POZNAŃSKI
Fot. Nba.com
Czytaj więcej o koszykówce:
- Rezerwy Meczu Gwiazd, wielki pojedynek Curry’ego i rekordowy LeBron. Co już wiemy o NBA All-Star Weekend?
- Srebrna dekada. Jak Adam Silver przez dziesięć lat odmienił NBA?
- Wojna domowa, obóz uchodźców i lata dobijania się, czyli jak Sudańczyk z NBA oszukał przeznaczenie
- Przygody Ike Nwamu, czyli jak zawodnik PLK… pokonał Duranta i spotkał Djokovicia