Reklama

Iga Świątek wygrała na koniec sezonu. Polki lepsze od Rumunek

Sebastian Warzecha

16 listopada 2025, 18:57 • 4 min czytania 2 komentarze

Nowozelandki okazały się w polskiej grupie Billie Jean King Cup reprezentacją do bicia. I Polki, i Rumunki ograły ją 3:0. Znaczyło to, że to właśnie dzisiejszy mecz między tymi dwoma ekipami rozstrzygnie o tym, kto awansuje do play-offów Grupy Światowej. Nie potrzeba było jednak do tego trzech spotkań – już po dwóch jasne stało się, kto był lepszy. 

Iga Świątek wygrała na koniec sezonu. Polki lepsze od Rumunek

Iga Świątek i spółka dały radę. Polki awansowały w Billie Jean King Cup

Piątkowe starcie Polek z Nową Zelandią nie przyniosło wielu emocji. Najpierw swój mecz w dwóch setach – 6:4, 6:4 – wygrała Katarzyna Kawa. Potem 909. na świecie Elyse Tse bez litości ograła Iga Świątek, triumfując 6:0, 6:1. A na koniec w dwóch setach rywalki pokonał też nasz debel w składzie Linda Klimovicova/Martyna Kubka. Następnego dnia, zgodnie z przewidywaniami, Nowa Zelandia przegrała też z Rumunią – choć zawodniczki z Europy straciły na przestrzeni trzech meczów dwa sety.

Reklama

Wyszło więc, że dzisiejszy mecz Polski z Rumunią zdecyduje o tym, kto awansuje w Billie Jean King Cup dalej.

Bo format tego turnieju jest w tej chwili następujący – obecnie rozgrywane są baraże o utrzymanie się w Grupie Światowej. Łącznie rywalizuje w nich 21 reprezentacji, podzielonych na siedem grup. Zwyciężczynie każdej z tych grup awansują do play-offów Grupy Światowej, które odbędą się w kwietniu przyszłego roku. W nich siedem wygranych z tychże grupy zmierzy się z siedmioma ekipami, które w tym roku rywalizować będą z tegorocznymi finalistkami. Innymi słowy: Polki walczyły dziś o to, by pozostać w Grupie Światowej i w przyszłym roku móc powalczyć najpierw o finały, a potem o dobry wynik w nich.

I cóż, można napisać krótko: misja została wykonana.

Najpierw Linda, potem Iga. Polska lepsza od Rumunii

Zresztą trudno, by było inaczej. Jeśli czegoś się dziś obawialiśmy, to pierwszego meczu. Dawid Celt, kapitan kadry, posłał wówczas do boju Lindę Klimovicovą. 146. na świecie zawodniczka debiutowała w Gorzowie w barwach reprezentacji Polski i musiała odczuwać nieco presji. Równocześnie była jednak faworytką swojego spotkania – po drugiej stronie siatki stanęła bowiem 19-letnia Elena Ruxandra Bertea, aktualnie tenisistka z czwartej setki rankingu (co w tym wieku jest jednak całkiem dobrym wynikiem, warto to podkreślić). Wiadomo jednak, że młoda, utalentowana rywalka zawsze może zaskoczyć.

Ale to nie był tego rodzaju mecz. Spotkanie Klimovicovej było bowiem wyrównane… przez jakieś cztery gemy. Potem zarysowała się przewaga reprezentantki Polski, która pokazywał dobrą, skuteczną grę z głębi kortu – swój największy atut – ale też potrafiła zagrać udany skrót czy wybrać się do siatki i tam skończyć wymianę. Ba, gdy poczuła luz, zaczęły zdarzać jej się nawet asy serwisowe z drugiego podania. Efekt był taki, że od stanu 2:2 w I secie wygrała dziewięć gemów z rzędu. Dopiero wtedy oddała rywalce jeszcze jedną małą partię, ale w kolejnym gemie zamknęła sprawę.

Wygrała 6:2, 6:1 i właściwie zakończyła dyskusje o tym, czy Polska awansuje dalej.

;

Bo po niej na kort wychodziła Iga Świątek. I nie ma co kryć, że nasza mistrzyni była zdecydowaną faworytką starcia z Gabrielą Lee. Obie miały okazję zmierzyć się ze sobą trzy lata temu w Warszawie, gdy tamtejszy turniej rozgrywany na mączce, na której Rumunka radzi sobie najlepiej. Lee ugrała wtedy pięć gemów. Dziś? Ledwie dwa.

W dodatku oba w pierwszym secie i… przy serwisie Igi Świątek. Najpierw przy prowadzeniu Polki 3:0, potem przy 4:1. To był moment, gdy Rumunka pokazywała swoją najlepszą grę – udawało jej się tworzyć kombinacje, które zaskakiwały Igę, dobrze operowała czy to kierunkami, czy prędkością i głębokością kolejnych uderzeń. Ale gdy Polka się otrząsnęła i ta krótka chwila przeminęła, no to z Gabrieli nie było czego zbierać. Dosłownie. Świątek nie oddała jej już gema do końca spotkania.

Swój sezon – już oficjalnie – Iga zamknęła więc w firmowy sposób: bajglem. I małym sukcesem, bo choć Polki były faworytkami do utrzymania się w Grupie Światowej, to wcale nie było tak oczywiste do momentu, gdy nasza mistrzyni ogłosiła, że zjawi się w Gorzowie Wielkopolskim. Wtedy trudno było sobie wyobrazić inny scenariusz. I faktycznie, daleko było do jakiegokolwiek innego rozwiązania.

Polki wygrały pewnie. I kto wie, może w przyszłym sezonie powalczą o dobry wynik w całym BJK Cup? W końcu w 2024 roku doszły aż do półfinału tych rozgrywek. Powtórka – a może i poprawa – byłyby naprawdę mile widziane.

Linda Klimovicova – Elena Ruxandra Bertea 6:2, 6:1
Iga Świątek – Gabriela Lee 6:2, 6:0

Fot. Newspix

Czytaj więcej o tenisie na Weszło:

2 komentarze

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Tenis

Reklama
Reklama