Carlos Alcaraz od 2022 roku niezmiennie wygrywa co najmniej jednego Szlema w sezonie. I wydaje się, że również niezmiennie to on jest najlepszy na świecie. I w tym roku faktycznie jest – dzisiejszym zwycięstwem nad Lorenzo Musettim zapewnił sobie pozycję lidera na koniec roku niezależnie od tego, co się stanie w pozostałych meczach ATP Finals. Oznacza to, że koronę wywalczoną rok temu straci Jannik Sinner.

Choć Włoch do końca starał się o to, by ją utrzymać.
Carlos Alcaraz znów najlepszy na świecie. Po trzech latach przerwy
Alcaraz sezon skończy przewodząc rankingowi dopiero drugi raz. Dopiero, bo przy jego grze, formie i możliwościach wydaje się, że robił to już więcej razy. A jednak do tej pory prowadził w rankingu na koniec sezonu tylko w 2022 roku. Wygrał wtedy US Open, swojego pierwszego Szlema, i to przy wyrównanej stawce wywindowało go na szczyt. Wyprzedził wtedy o 800 punktów… Rafę Nadala, dla którego były to ostatnie wielkie chwile w karierze – Hiszpan triumfował wówczas w Australian Open i Roland Garros, ale grał stosunkowo niewiele, stąd druga lokata.
Rok 2023 to dla Alcaraza genialny mecz z Novakiem Djokoviciem i triumf na Wimbledonie. Tyle że poza tym bezkonkurencyjny w Szlemach był właśnie Novak, który dorzucił do tego kilka innych, dobrych rezultatów i w efekcie stanął na szczycie rankingu. W 2024 z kolei rozbłysła gwiazda Jannika Sinnera i choć Włoch podzielił się w stosunku dwa do dwóch Szlemami z Alcarazem, to grał więcej, wygrywał więcej i zasłużenie stanął na koniec roku na szczycie zestawienia. Carlitosowi nie pomagały wtedy urazy, sezon skończył dopiero trzeci, wyprzedził go jeszcze Alexander Zverev.
Ale w tym roku Hiszpan odżył, a Sinner w dodatku nie mógł grać przez trzy miesiące z powodu zawieszenia za nieumyślne stosowanie dopingu. Gdyby nie to, najpewniej znów przewodziłby rankingowi. A tak Carlos skorzystał z okazji. Wygrał Roland Garros i US Open, dołożył do tego wygrane w Rotterdamie, Monte Carlo, Rzymie, Queen’s, Cincinnati i Tokio. Jego bilans meczów z tego roku to w tej chwili – rozegra jeszcze co najmniej jedno, może dwa – to 70 wygranych i 8 porażek. Od kwietnia do września dochodził do finałów w dziewięciu turniejach z rzędu, a to genialna seria.
Zasłużył na to, by kończyć sezon jako jedynka. Ale fakt, że musiał starać się o to do ostatniej chwili wiele nam mówi.
Nie ma Wielkiej Trójki, jest Wspaniała Dwójka
Mówi przede wszystkim, że rywalizacja Carlosa Alcaraza z Jannikiem Sinnerem już przybiera znamiona legendarnej. Carlitos ma sześć Szlemów, Jannik cztery. Ale w ostatnich dwóch sezonach bilans to równe cztery do czterech, a tak powinniśmy w tym momencie liczyć, bo to na starcie 2024 roku Włoch wszedł na swój najwyższy poziom. Obaj skończyli po jednym sezonie na szczycie rankingu i rywalizują ze sobą w wielu turniejach. Tylko w ostatnich dwóch sezonach grali przeciwko sobie osiem razy – dwukrotnie w półfinałach, sześciokrotnie w meczach o tytuł.
I tylko bilans się tu w sumie nie zgadza, bo jest w tych meczach 7:1 dla Carlosa. Co tym ciekawsze, że gdy Włoch jeszcze nie był w swojej najlepszej formie, prowadził w tych meczach 4:3. Z drugiej strony – ten jeden jedyny mecz Jannik wygrał akurat na Wimbledonie, w najwspanialszej tenisowej świątyni ze wszystkich. I właściwie powinien był wygrać też na Roland Garros, ale presja i genialny w kluczowych momentach Alcaraz sprawili, że mu się nie udało.
Zresztą ten mecz w Paryżu to najlepsza reklama męskiego tenisa w erze po Wielkiej Trójce, jaka istnieje. Fenomenalne spotkanie, nawet jeśli przez niemal dwa i pół seta się na to nie zanosiło. Genialny, nieziemski poziom. Nawet Novak Djoković w wywiadzie u Piersa Morgana mówił, że choć początkowo nie planował go oglądać (przegrał z Sinnerem w półfinale) i wyszedł na spacer, to ostatecznie wrócił do domu na ostatnie dwie godziny. A potem dał się porwać:
– Początkowo starałem się zrozumieć wszystko to, co się dzieje, jak podchodzą do siebie taktycznie, obserwowałem ten mecz od tej strony. A potem wszedłem w „fazę podziwu”. Nie czułem tego zbyt wiele razy w swoim życiu, gdy oglądałem mecze kogoś innego. Kilkukrotnie zdarzyło się to, gdy grali ze sobą Federer i Nadal, może było z pięć takich meczów, gdy je oglądałem i powiedziałem:: „Wow, to jest astronomiczny poziom tenisa. Niesamowity” – stwierdził Serb.
Wielką Trójkę zastąpiła więc Wspaniała Dwójka. To jeszcze nie emocje, jakie wzbudzali Federer, Nadal i Djoković – i pewnie długo takich nie będzie – ale na pewno jest to rywalizacja lepsza, wspanialsza i obfitująca w więcej genialnych momentów, niż można się było spodziewać. Sinner i Alcaraz wzięli do ręki pałeczkę, jaką zostawiła ta trójka (tak, tak, Novak wciąż gra) i bez lęku zaczęli ją nieść dalej.
No i świetnie, o to przecież w sporcie chodzi. Coś się kończy, coś się zaczyna.
Ranking szaleje
Zresztą dobrze rozmiary tej ich rywalizacji podsumowuje sam ranking. Carlos Alcaraz ma w nim w tej chwili – po wygranej nad Lorenzo Musettim, o której wiele nie piszemy, bo było to szybkie i sprawne 6:4, 6:1 – 11650 punktów. Gdyby wygrał ATP Finals, dobije do 12550 i będzie to najlepszy wynik od 2015 roku, gdy Novak Djoković kończył sezon, mając na koncie absolutnie absurdalne 16585 oczek. Będzie to też wynik lepszy od ubiegłorocznego Sinnera, który zgromadził wtedy 11830 punktów i wydawało się, że to już rezultat, który trudno będzie pobić.
A Carlos może to zrobić. W dodatku może to zrobić, mając rywala, który nie odpuszczał.
Jannik też ma bowiem ponad 10000 oczek na koncie. W tej chwili – o 400 więcej. Gdyby wygrał cały turniej, skończy rok mając 11500 punktów. Jeśli obaj spotkają się w finale, Carlos na pewno przekroczy granicę 12000 punktów, a Sinner będzie miał szansę (jeśli wygra) przebić po raz drugi z rzędu 11000. To fantastyczne wyniki. Ktoś mógłby powiedzieć, że świadczą one o słabości obecnego ATP – i po części pewnie tak jest – ale przede wszystkim są one dowodem na to, jak znakomity tenis prezentuje właśnie ta dwójka.
Trudno zresztą wyobrazić sobie lepsze podsumowanie tego roku, niż ich starcie w meczu o tytuł. Alcaraz wygrał swoją grupę. Sinner jest już pewny awansu do półfinału, ale niekoniecznie zwycięstwa. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to faktycznie powinni spotkać się w finale i dać ostatnie tegoroczne show.
I oby tak się stało. Bo to najlepsze, co męski tenis ma w tej chwili w zanadrzu. Po prostu.
Fot. Newspix