Reklama

Niełatwo było się pokapować, kto jest beniaminkiem…

redakcja

Autor:redakcja

06 sierpnia 2022, 17:57 • 3 min czytania 51 komentarzy

Władze Lechii Gdańsk idą w zaparte i twierdzą, że ich klub dysponuje szeroką i silną kadrą, tłumacząc w ten sposób brak transferów. Ale ta szeroka i silna kadra nie przyłożyła dziś ręki do pudrowania rzeczywistości, bo lekcji udzieliła jej Korona Kielce, zasłużenie zgarniając trzy punkty.

Niełatwo było się pokapować, kto jest beniaminkiem…

Podkreślmy to wyraźnie: zasłużenie. Tydzień temu Lechia potrafiła ograć beniaminka, ale i wtedy mówiliśmy o tym, że bardziej podobać mogła się gra Widzewa, a gdańszczanie nie prezentując niczego wielkiego, obronili się jakością poszczególnych piłkarzy i wygrali 3:2. Dziś to już nie przeszło, bowiem ważni zawodnicy Lechii albo byli bez formy, albo rywale skutecznie uprzykrzali im życie. W drugim przypadku mówimy przede wszystkim o Flavio Paixao, bo gdy Portugalczyk był przy piłce, Korona szybko odpalała tryb “pług”. Efektem dwie żółte kartki pokazane po faulach na nim, ale i skuteczne wyłączenie z gry najlepszego piłkarsko przeciwnika, który – nieco w konsekwencji – dziś cofał się bardzo głęboko i więcej było go w rozegraniu niż pod bramką Forenca.

Nie pochwalamy metod, ale zaznaczamy, że plan wypalił.

Lechia Gdańsk – Korona Kielce 0:1. Beznadziejny mecz gospodarzy

Choć w sumie trudno się dziwić, że Flavio brał się za rozegranie, gdy widział w środku pola Tobersa. W teorii powinien się dziś przydać, by powalczyć z piłkarzami o podobnej charakterystyce w zespole rywala, ale w praktyce nawet nie za bardzo podjął rywalizację, a pod względem technicznym wiadomo – chłop jest bardziej surowy niż mięso na tatara. Dodajmy do tego Clemensa, do którego cierpliwość ma już chyba tylko Tomasz Kaczmarek, bo dziś przed przerwą zaliczył niezłe pozorowanie roboty. Dodajmy Steca, którego minąć było dziś łatwiej niż psią kupę na środku chodnika. Dodajmy bezbarwną resztę, z której najmocniej wyróżnił się chyba (jak zwykle chaotyczny) Diabate.

Reklama

Co otrzymujemy? Otrzymujemy obraz zespołu, który pierwszy celny strzał z Koroną Kielce na własnym stadionie oddał w doliczonym czasie gry. Absolutny paździerz po stronie gospodarzy.

Ale jeszcze raz to powtórzymy – Korona wygrała ten mecz zasłużenie. Kogoś mógłby zwieść rozmiar zwycięstwa, mylące może być też to, że przesądził o nim samobój Nalepy. A prawda jest taka, że kielczanie mieli swój pomysł na to spotkanie i konsekwentnie go realizowali. Nie było tak, że Bartosz Śpiączka mógł wystawić kolegom pięć gwiazdek za serwis, bo dziś nie odnajdywali go w szesnastce tak dobrze jak ze Śląskiem, ale to nie jest jedyny sposób, w jaki Korona może ukąsić rywala. Dziś udało się po stałym fragmencie i zamieszaniu w polu karnym, ale podobała nam się na przykład gra Frączczaka na skrzydle czy aktywny środek pola.

W rezultacie Korona ma 7 punktów i to wynik, którego pewnie zazdroszczą i w Łodzi, i w Legnicy (choć jasne – Miedź rozegrała na razie tylko dwa mecze). Zespoły, które były od tej drużyny lepsze w poprzednim sezonie na zapleczu, mają na siebie trochę inne pomysły wyżej, wydawać by się mogło, że nieco bardziej ambitne, ale boiskowa weryfikacja na razie wychodzi z korzyścią dla bandy Ojrzyńskiego.

WIĘCEJ O LECHII GDAŃSK:

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

51 komentarzy

Loading...