Reklama

Ostatecznie i definitywnie: Lechia Gdańsk w pucharach

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

14 maja 2022, 22:41 • 4 min czytania 13 komentarzy

Jeśli jakimś cudem na ten – było nie było – mecz na szczycie natknął się jakiś przypadkowy kibic z Niemiec, Francji czy innej Hiszpanii, to za Chiny ludowe nie zgadłby, że a) pierwsi przyklepują właśnie udział w eliminacjach do europejskich pucharów, b) drudzy mają kapitalną okazję, by doskoczyć do drugiego zespołu i powalczyć jeszcze o srebrny medal. Ten mecz był tak letni jak zupa od dostawcy, który jedzie z naszym zamówieniem dwie godziny. Tak ślamazarny, jak tenże dostawca właśnie. Tak nijaki, jak tylko można to sobie wyobrazić.

Ostatecznie i definitywnie: Lechia Gdańsk w pucharach

I jest to zarzut zwłaszcza do Pogoni Szczecin, która po wpadce Rakowa mogła znacząco zbliżyć się do srebrnego medalu. Wiadomo, żeby go finalnie wywalczyć, potrzebowałaby jeszcze jednej wpadki częstochowian, no i uczciwie trzeba przyznać, że jeszcze nic straconego, bo teoretycznie wciąż mogą skończyć na drugiej lokacie. Szczęściu jednak trzeba jeszcze pomóc, a oni dziś nie potrafili tego zrobić.

Lechia? Ją jeszcze potrafimy zrozumieć. Z kilku powodów. Po pierwsze – do osiągnięcia celu na ten sezon, czyli załapania się do pucharów, wystarczył jej remis. Udało się go osiągnąć, dzięki czemu zobaczymy podopiecznych Kaczmarka w eliminacjach do Ligi Konferencji. Po drugie – na wspomnienie o ostatnim meczu Lechii z Pogonią niektórzy w Gdańsku mogli się wzdrygnąć. Biało-zieloni przegrali wówczas 1:5 i to ich najgorszy wynik w tym sezonie. Respekt do rywala mógł być w pewnym sensie zrozumiały. Po trzecie – to już nie tyle powód do wytłumaczenia, a pewna okoliczność łagodząca – to Lechia w tym meczu prezentowała się lepiej.

Zwłaszcza na początku, kiedy gospodarze nie potrafili skorzystać z faktu, iż ich rywal nie dojechał na to spotkanie. Zupełnie serio – Pogoni w tym meczu w pierwszym kwadransie nie było i Lechia powinna wówczas ustawić sobie tę rywalizację. Gola powinien strzelić zwłaszcza Zwoliński, który dostał piękną ciętą różę od Gajosa. Dobrze wyszedł na pozycję, elegancko zgasił piłkę na klatkę i podjął chyba dobrą decyzję – zamknął oczy i strzelił, ile miał sił w nodze. Jeszcze lepszą interwencją wykazał się Stipica, który – w swoim stylu – rzucił się w ciemno i odbił piłkę głową. W ten sposób Chorwat uczcił swój setny mecz na ligowych boiskach. Co poza tym? Clemens szedł jeden na jeden z obrońcą, ale podał do bramkarza (mógł wycisnąć dużo więcej), zawijasa sprzed pola karnego posłał Flavio (niecelnego), Maloca uderzał głową po rożnym (też niecelnie). Pogoń totalnie przegrywała walkę w środku pola. Ba! „Portowcy” nie potrafili wyjść z piłką z własnej połowy. Na swoje szczęście – jakoś przetrwali ten beznadziejny okres.

Reklama

Później było… lepiej. Niewiele lepiej, ale jednak lepiej. Jest w tym pewna zasługa Lechii, która postanowiła zbliżyć się poziomem do swoich przeciwników. Okazję po stałym fragmencie miał Malec, którego sprawnie przeczytał Kuciak. Słowacki bramkarz mądrze się przesuwał na linii i samym ustawieniem wybronił ten strzał, bo w zasadzie został trafiony. Podobnie było przy uderzeniu głową Żurawskiego. Nie pojmujemy, co jest powodem tak drastycznego obniżenia lotów młodzieżowca. Dziś był totalnie bezbarwny, a gdy już miał swoją okazję i nikt go nie krył, to uderzył prosto w bramkarza. Dobrze ustawionego bramkarza, owszem, ale jednak trzeba było zrobić w tej akcji więcej.

Nawet Kosta Runjaić stracił już do niego cierpliwość i nie zaprosił na drugą połowę, podobnie jak Kowalczyka. Łęgowski i Biczachczjan nie rozruszali tego meczu, a drugi z rezerwowych irytował babolami z dystansu. W drugiej połowie nie działo się praktycznie nic. Można wspomnieć o dobrej okazji Parzyszka, który nie trafił w piłkę, można o woleju Drygasa w doliczonym czasie gry (była to w sumie piłka meczowa), ale to tylko nieliczne podrygi tego beznadziejnego widowiska. Najciekawiej było w momencie, gdy kibice odpalili race, bo można było iść do kuchni zaparzyć herbatę. Najgorszym momentem była z kolei 90 minuta, kiedy to sędzia techniczny pokazał, że przedłuża to spotkanie o osiem minut.

Dajcie spokój.

Zwycięsko z tej konfrontacji – mimo wyniku 0:0 – wychodzi oczywiście Lechia, która przyklepała czwarte miejsce. Zasłużenie? Zasłużenie. Piast zbyt późno się przebudził, by włączyć się do walki o puchary, a innych zespołów nie można uznawać za poważnych kandydatów do reprezentowania nas na arenie europejskiej. Pewne pocieszenie dla Pogoni może stanowić fakt, że są pierwszą (i ostatnią) drużyną, która nie straciła w tym sezonie bramki w Gdańsku. „Portowcy” muszą teraz nie tylko wygrać u siebie z Bruk-Betem (co zapewne się stanie), ale też liczyć na to, że Lechia wywiezie komplet z Częstochowy (co będzie trudne, zwłaszcza patrząc na jej formę wyjazdową). Można było dziś więc przybliżyć się do srebrnego medalu (w przypadku zwycięstwa, Lechia mogłaby za tydzień np. urwać punkt), ale Pogoń postanowiła zaprezentować nam wersję „lelum polelum”. Widocznie w Szczecinie uznali, że na najniższym stopniu podium też jest całkiem wygodnie. 

WIĘCEJ O FINISZU EKSTRAKLASY:

Reklama

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Mourinho: Mam jeszcze szansę wygrać Premier League za sezon 2017/18

Szymon Piórek
5
Mourinho: Mam jeszcze szansę wygrać Premier League za sezon 2017/18

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Reprezentant Polski nie trenuje. Legia ma problem przed Ligą Konferencji

Szymon Piórek
19
Reprezentant Polski nie trenuje. Legia ma problem przed Ligą Konferencji

Komentarze

13 komentarzy

Loading...