Dominik Furman latem 2021 roku wrócił do Wisły Płock. Poprzedni sezon spędził w Turcji, ale nie była to przygoda, którą wspomina z uśmiechem. Pewne rzeczy nie poszły zgodnie z planem, dlatego kapitan Nafciarzy jest teraz w miejscu, w którym czuje się bardzo dobrze. Sęk w tym, że runda jesienna w Ekstraklasie w jego wykonaniu była dużym rozczarowaniem i dopiero wiosną udaje mu się nawiązywać do dobrej formy sprzed wyjazdu. Przyznaje to sam Furman, z którym porozmawialiśmy m.in. o epizodzie w tureckiej lidze, różnych obliczach obecnego sezonu, samokrytyce, meczach wyjazdowych płocczan, marzeniach, roli na boisku, wypaleniu, zmianie charakteru i alkoholu. Zapraszamy.
Jak oceniasz swój sezon? Dominik Furman sprzed wyjazdu do Turcji a Dominik Furman po powrocie do Polski to dwaj różni piłkarze.
Nie ma co ukrywać – zgadzam się, choć zacząłem wracać na dobre tory. Uważam, że mecz z Łęczną był okej, z Jagiellonią dobry, a ostatnio ze Śląskiem do końca pierwszej połowy też było dobrze. Po przerwie może zabrakło nam pary. Ta bramka dla Śląska padła trochę z przypadku i była w tym jakaś moja wina. Moim zdaniem mogliśmy ten mecz wygrać, gdyby udało się podtrzymać tempo z pierwszej połowy. Szkoda, bo bylibyśmy bliżej czwartego miejsca. To spotkanie było gorzką pigułką.
Wracając do mnie, pierwszą rundę miałem bardzo słabą. Złożyło się na to kilka czynników, przy czym powtarzałem, że wiosna będzie inna. Teraz czuję, że jest lepiej. Zacząłem grać regularnie od pierwszej minuty, co daje mi większą pewność. Ale nie będę też zakłamywał rzeczywistości i mówił, że jestem zadowolony. Bo do tego Dominika sprzed wyjazdu do Turcji jeszcze trochę brakuje. Zostało jednak osiem meczów do końca sezonu i mam pozytywne nastawienie. Przyszedł nowy trener, który ma inny pomysł na grę całego zespołu i moje funkcjonowanie na boisku, które bardziej mi odpowiada.
Jaki to pomysł? Czym on się różni względem podejścia trenera Bartoszka?
U trenera Stano gram typowego środkowego pomocnika w centralnej części boiska. Pełnię roli “szóstki”, ale nie takiej od wybijania piłki i przecinania akcji, bo we trójkę pomocników gramy blisko siebie i dzielimy się obowiązkami w defensywie. U trenera Bartoszka było tak, że grałem w tej trójce bardziej z boku, po lewej lub prawej stronie. Były też inne założenia w pressingu. Inaczej biega się w centralnej części, a inaczej na zewnątrz środka pola. Ja nigdy nie byłem sprinterem i nigdy nie będę. Dlatego lepiej czuję się w taktyce, którą proponuje trener Stano.
Wcześniej w Wiśle Płock właściwie wszystko kręciło się wokół ciebie. Teraz, w rundzie jesiennej, wydawało się, że trudniej będzie ci się odnaleźć, bo wróciłeś do klubu jako dodatek do prawie gotowej maszyny. Nie jako kluczowa postać z wcześniejszym statusem.
Tę pierwszą rundę trzeba rozbić na kilka czynników. Przede wszystkim dołączyłem do zespołu na dwa i pół tygodnia przed pierwszym meczem. Moim zdaniem to mało. Wcześniej trenowałem indywidualnie, a jak pojawiłem się w Płocku, to drużyna zaczęła już schodzić z obciążeń. Miałem tylko cztery dni obozu. W pierwszych dwóch kolejkach wszedłem z ławki, niedługo później przytrafiła się ta czerwona kartka z Piastem, potem przerwa na kadrę. Nagle zrobiło się kilka tygodni bez gry. Później znowu wejście z ławki, naderwanie mięśnia w Pucharze Polski, przerwa na kadrę i po niej kolejne naderwanie. Wróciłem po kontuzji na ostatnie pięć meczów rundy, które zacząłem od słabego występu z Wartą. Potem ławka, czerwona kartka na mecz z Legią, przerwa, znowu ławka. Trochę w tym wszystkim mojej winy, ale na pewno nie pomogły urazy. Nie mogłem złapać odpowiedniego rytmu. Ciągle coś mnie z niego wybijało, dlatego ta runda jesienna wyglądała tak a nie inaczej.
Na wiosnę chciałem wreszcie zaakcentować, że jestem w tym zespole. Nie mam liczb, to nadal wygląda słabo. Ale dobra dyspozycja wraca. Mam pozytywne odczucia.
Nie do końca udana przygoda w Turcji w pewnym momencie obrzydziła ci futbol?
Mogła. Choć zagrałem łącznie ponad dwadzieścia meczów, miałem czterech czy pięciu trenerów i kilku dyrektorów sportowych. Była pewna zadyma w klubie. Co mogę więcej powiedzieć… Kiedy przychodzisz do nowego klubu, w którym trener cię chce, a za kilka tygodni już go nie ma, to wiadomo, jak jest. Każdy piłkarz wie, co wtedy się święci. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale wiele negatywnych rzeczy nie zależało ode mnie. W porównaniu do wcześniejszych zagranicznych pobytów tutaj mam sobie najmniej do zarzucenia. Ciągle trenowałem i jak dostawałem szanse, to potrafiłem dołożyć asysty. Czułem, że chłopcy mi ufają. Widzieli, że potrafię dobrze grać w piłkę. Ale nie tacy zawodnicy mieli problem z graniem w Turcji z różnych powodów. Zdecydowanie lepsi ode mnie musieli się stamtąd prędzej czy później zawijać, bo nie dostawali swoich szans, choć powinni. Niestety nie miałem rytmu meczowego i m.in. dlatego to musiało się tak skończyć. Tak naprawdę dopiero teraz czuję tę regularność.
Nie ostrzegali cię przed wyjazdem do Turcji? Przykładów na nieudane przygody mamy wśród polskich piłkarzy niemało.
Rozmawiałem o tym klubie [Genclerbirligi Ankara, obecnie 2. liga turecka] z Michałem Pazdanem i Danielem Łukasikiem. Pazdi mówił, że to jest top pięć w Turcji, jeżeli chodzi o finanse i organizację wewnątrz klubu. Rodzinna atmosfera, dobre miejsce do życia i tak dalej. Tylko że wydarzyła się pandemia i obietnice złożone przed transferem nie miały później zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Michał z Danielem by mnie nie oszukali, czerpali informacji z tamtego momentu. A to, że na świecie wydarzyła się taka sytuacja, to czynnik zupełnie losowy. Szkoda, ale było-minęło. Nie poddaję się. Teraz w Wiśle Płock nie gram jeszcze na miarę oczekiwań swoich i kibiców, ale będzie lepiej.
Nie wkręcasz się czasami aż za bardzo w samokrytykę? To potrafi mieć odwrotny skutek od zamierzonego.
Czasami rzeczywiście mam takie wrażenie, że jestem zbyt krytyczny wobec siebie. Ale za chwilę myślę, że jest wręcz przeciwnie. Próbuję z tym walczyć, mam w sobie takie dwie osobowości. Na tę chwilę, na dzień 21 marca, czuję, że jest po prostu okej. Nie przesadzam ani z jednym, ani drugim. Gdybyśmy wygrali ze Śląskiem, odczucia względem mojej osoby byłyby zapewne nieco inne.
Co podpowiada ci druga, ta mniej krytyczna strona? Że jeszcze uda się zapracować na jakąś ciekawą zagraniczną przygodę mimo wieku i wszystkich poprzednich podejść do wyjazdu?
Myślę, że wiek nie gra już tak dużej roli. Wciąż ma duże znaczenie, owszem. Zauważyłem jednak, że w klubach zaczęli patrzeć na ten aspekt trochę inaczej. Odbywa się więcej transferów z udziałem doświadczonych zawodników.
A czy są takie myśli o przyszłości? Mam plan na siebie, ale na razie nie chcę o nim mówić. Z Wisłą Płock wiąże mnie kontrakt do końca sezonu i myślę tylko o pozostałych ośmiu meczach. Co będzie dalej – o to jestem spokojny.
Dlaczego Wisła Płock tak słabo punktuje na wyjazdach?
Teraz akurat mecz na wyjeździe wygraliśmy.
Ale kontekst ogólny jest w waszym przypadku bardzo niewygodny. Gdybyście punktowali na wyjazdach na poziomie przeciętnej ekstraklasowej, to już dzisiaj bylibyście na 4-5 miejscu w tabeli.
Odkąd pamiętam, w Wiśle Płock było tak zawsze. Mecze na wyjeździe były po prostu gorsze. Jako piłkarz nie jestem w stanie ci tego wytłumaczyć. Nie wiem, naprawdę.
Wierzysz, że jesteście w stanie powalczyć o czwarte miejsce w lidze?
Tak, chociaż teraz mamy trudne mecze. Po przerwie na kadrę czeka nas naprawdę zacięta walka. Gramy z Górnikiem, bezpośrednim rywalem o pierwszą piątkę. Potem z ekipami, które biją się o mistrzostwo i utrzymanie, z czego starcia z tymi drugimi bywają zdecydowanie trudniejsze. W międzyczasie jest też Warta, która może na tę chwilę być spokojna, ale za cztery kolejki to może się zmienić. Dopiero na koniec mamy Cracovię i Stal, które zapewne nie będą już grały o nic. Wierzę, że z tych meczów wyłapiemy na tyle dużo punktów, żeby być w tej czołówce. W skali Ekstraklasy jesteśmy średniakiem, ale z trenerem Stano możemy ligę zawojować. Tym bardziej, że większe firmy mają swoje problemy i nie ma już tak dużego kontrastu za plecami trzech czołowych drużyn, między czwartym a dwunastym miejscem. Jeśli chodzi o poziom ligi, czuję, że się podniósł. Poza tym, teraz w każdej drużynie znajdziemy jakiegoś kozaka.
Kto w Wiśle Płock ma najlepszą prawą nogę przy stałych fragmentach gry?
Trochę kłócimy się z trenerem, kto ma je wykonywać. Mamy sporo jakości, to widać gołym okiem. Ale dogadujemy się, trener daje nam wolną rękę. To, że do rzutu wolnego jest przypisany Szwoch czy Furman, nie znaczy, że “Wolak” nie może podejść i uderzyć. Dajemy mu trochę tego tortu! To dobra rzecz, bo jesteśmy bardziej wszechstronni. Przeciwnik do samego końca nie spodziewa się, kto wykona stały fragment. Oprócz nas jest jeszcze Tomasik, który świetnie wrzuca piłkę lewą nogą.
A kto ma najlepszą prawą? Kurde, wiesz co, chyba ja! Nie no, wszyscy są na podobnym poziomie. Od biedy nawet Damian Rasak może podejść, czasem strzał mu wyjdzie.
W nawiązaniu do stałych fragmentów gry Wisły Płock można stwierdzić, że nie ma już na tobie tak dużej odpowiedzialności. Zespół nie jest od ciebie tak zależny. Odpowiada ci to? Czy wolisz, kiedy na twoich barkach spoczywa jednak dużo więcej obowiązków?
Nie przeszkadza mi, jeśli wiele zależy ode mnie. Lubię to. Ale uważam, że kiedy siły są rozłożone, wszystkim wychodzi to na dobre. Wszyscy czują się ważni, a ja mogę być odciążony. Mamy czterech głównych wykonawców i w zależności od okoliczności boiskowych podejmujemy decyzję, kto podchodzi do piłki. Mogliście to zobaczyć z Jagiellonią, gdzie mieliśmy różne sposoby rozegrania stałych fragmentów. Sam nie wiem, jak my nie strzeliliśmy bramki w ten sposób. Ba, nawet kilku.
Jak zmienia się Dominik Furman przez lata?
Śmiało mogę powiedzieć, że im człowiek starszy, tym mądrzejszy. Na pewno też ciągle czuję pasję do piłki. Nie jest tak, że jestem wypalony i liczę lata do końca kariery z myślą o przelewach na konto. Tym bardziej teraz, gdy dostałem nowe bodźce z racji pojawienia się nowego trenera. Za niedługo też będzie gotowy nowy stadion, który zrobi duże wrażenie. W Wiśle Płock wiele rzeczy się nakręca i to nakręca też mnie. Jeśli wprowadzimy w życie wizję trenera, a frekwencja będzie dopisywać, to wierzę, że będziemy niełatwym rywalem dla każdego.
Myślałeś w ogóle o takim wypaleniu? Obawiasz się tego momentu?
Nie, właśnie nie. Ciekawi mnie tylko jedno: ile będę w stanie grać w piłkę na wysokim poziomie. Teraz dużo czyta się o tym, że największe gwiazdy zaczynają zawyżać średnią wieku. Niektórzy chcą grać nawet do czterdziestki. Nie wiem, czy dałbym tak radę, bo nie stać mnie jeszcze na jakieś kriokomory w domach czy inne tego typu rzeczy, ale ratuje się czymś innym. Dbam o siebie. Ostatnia moja kontuzja to ten mięsień dwugłowy. Coś takiego przydarzyło mi się po raz pierwszy w karierze.
Dobrze się konserwujesz.
Rzeczywiście, w seniorskiej piłce nigdy nie miałem większych problemów z urazami. Odpukać, oby tak zostało. Ale to wynika w dużej mierze dlatego, że dobrze się prowadzę. Nie piję, nie palę, nie ćpam. Wszystko jest okej.
Czasami zdarzają się takie dyskusje o alkoholu wśród polskich piłkarzy. Mam wrażenie, że ze strony kibiców jest na to za duża nagonka. W zachodnich ligach otoczenie piłkarskie ma większy luz na tym punkcie.
Zgoda, mają większy luz. Wychodzę z takiego założenia, że pić trzeba umieć. Ja sam byłbym idiotą, gdybym po meczu napił się alkoholu, wiedząc, że następnego dnia mam trening. Nie dałbym rady normalnie go przepracować. Mam taki a nie inny organizm i wiem, że to jest niemożliwe. Ale znam ludzi, którzy nie mają takiego problemu. Dlatego trzeba wiedzieć, kiedy i w jakich ilościach. Ja piję rzadko i mało. Mam słabą głowę. Jeśli już tykam alkohol, to w trakcie jakiejś dłuższej przerwy między treningami. Z drugiej strony… nie lubię tego cholerstwa.
Gdybyście zdobyli czwarte miejsce, wypić można by przy obecności tysięcy ludzi.
Dokładnie. Ile razy jest tak, że zdobywa się mistrzostwo kraju i od razu wjeżdżają wielkie kufle z piwem? Masa jest takich przypadków. Nikt wtedy nie mówi, że na boisku się nie pije. Ale to normalne. Kiedy ma miejsce jakiś sukces, wręcz wskazane jest, żeby go opić. Dla Wisły Płock czwarte miejsce w lidze byłoby prawie jak mistrzostwo Polski, więc obym miał taką okazję.
Jakie są twoje marzenia?
Teraz to czwarte miejsce w Ekstraklasie, a w następnym sezonie mistrzostwo Polski. Wiem, że jak ktoś to przeczyta, to być może uzna mnie za wariata, ale w polskiej piłce przecież nic nie jest nieosiągalne.
ROZMAWIAŁ KAMIL WARZOCHA
Fot. Newspix
CZYTAJ WIĘCEJ O WIŚLE PŁOCK:
- Rafał Wolski: Nie rozumiem ludzi, którzy zarządzali Lechią
- Warchoł: Czasami w życiu trzeba dostać po dupie, trzeba biedy
- Marzec o zwolnieniu Bartoszka: „nie było pomysłu na wyjście z kryzysu”
- Problemy finansowe Wisły Płock sięgają co najmniej połowy 2021 roku
- Pavol Stano – trener, który potrafi stawiać na młodzież