Reklama

Rafał Wolski: Nie rozumiem ludzi, którzy zarządzali Lechią

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

20 września 2021, 18:14 • 11 min czytania 45 komentarzy

– Nie mówię, że Piotr Stokowiec to słaby szkoleniowiec. Natomiast nie jest w porządku człowiekiem. Wiele razy kłamał. Mówił ci jedno, a za plecami co innego. Szatnia to czuje, rozmawia przecież później o tymRafał Wolski szczerze o kulisach rozstania z Lechią, na którym Lechia wyszła jak Zabłocki na mydle. Otwarcie o swojej relacji z Piotrem Stokowcem, ale też dochodzeniu do zdrowia, determinacji, celach z Wisłą Płock i tym, co było jego największym błędem w karierze. Zapraszamy.

Rafał Wolski: Nie rozumiem ludzi, którzy zarządzali Lechią

***

Jakie to uczucie: wracać na boisko po ciężkiej kontuzji?

Na pewno ogromna przyjemność. Ulga. Proces rehabilitacji jest długi. Miałem takie rozmowy z innymi piłkarzami, mówili mi:

Reklama

– Słuchaj, nie wiem jak ty to robisz. Ale to, co ty przeszedłeś… Nie wytrzymałbym.

Ostatnio siedziałem z młodym piłkarzem, powiedział:

– Patrząc na to, że trzy razy miałeś zerwane więzadła i jak ostatnio grałeś… Podziwiam.

Nie mówię tego, żeby gdzieś się pochwalić, tylko takie słowa też dają paliwo. Czujesz to wsparcie. Najbardziej od tych, którzy wiedzą, czym jest taka kontuzja. Ile potrzeba samozaparcia. Bo tak naprawdę nikt cię podczas niej nie kontroluje. Możesz chodzić, odbębnić, pójść do domu. Ale tak się to wszystko nie uda.

Musisz naprawdę chcieć tej rehabilitacji. Mówi się nieraz o meczach – trzeba zagrać na sto dwadzieścia procent. No i tak trzeba podejść do rehabilitacji. Problem jest taki, że to nużące, powtarzalne ćwiczenia, nie mecz. Dlatego każdego dnia musisz znaleźć dla siebie tę dodatkową motywację, coś ponad normę. Jak tego nie zrobisz – życie odda. Zawsze oddaje. Jak nie zrobisz czegoś z pełnym zaangażowaniem, wystawi rachunek.

Jak porównujesz to podejście do piłkarzy, całą technologię badania waszego zdrowia, dziś a na początku swojej kariery – gdzie są największe różnice?

Reklama

Kiedyś nie było GPS-ów, żadnych badań. Dzisiaj w każdym klubie przykłada się do tego wielką wagę. Monitoring każdego treningu – kiedyś nie do pomyślenia. Widać czarno na miałbym, kto pracuje, kto nie. Kiedyś trenowało się, kto był lepszy, grał. Dziś tych czynników jest coraz więcej i czasem jest też szukanie na siłę pretekstu, żeby pokazać, że ktoś nie biegał, nie zrobił jakiegoś sprintu.

Pijesz do poprzedniego pracodawcy?

Było tak nieraz. Kuriozalny przypadek. Graliśmy w dziadka. Trener pyta, dlaczego ja nie biegam. A chłopaki mu odpowiadają:

– Trenerze, nie biega, bo ani razu nie wszedł do środka.

Nie wiedziałem jak się odnieść do takiego zarzutu. Mogłem się tylko zaśmiać w środku, odwrócić i iść dalej. Później rozmawiałem z kolegami z szatni – wszyscy się śmiali z tego.

Czyli w tej ogólnopolskiej dyskusji nie dołączysz do fanklubu Piotra Stokowca.

Na pewno nie. Byłem w klubie 3,5 roku. Weźmy nawet samo rozstanie. Można podejść do zawodnika, w cztery oczy powiedzieć “słuchaj, nie widzę cię w drużynie, nie jesteś mi potrzebny, szukaj sobie klubu”. I OK. Jesteśmy dorośli, takie rzeczy przyjmuje się na klatę. Problemu ze znalezieniem klubu nigdy nie miałem, przynajmniej do tej pory na szczęście. Można wyjść z rozstania z klasą, ale załatwiać sprawy przez osoby trzecie, zrzucać winę… Prezes mówił, że to decyzja trenera, trener, że decyzja prezesa. Takie sytuacje pokazują, jakim człowiekiem jest trener Stokowiec. Nie mówię, że to słaby szkoleniowiec. Natomiast nie jest w porządku człowiekiem. Wiele razy kłamał. Mówił ci jedno, a za plecami co innego. Szatnia to czuje, rozmawia przecież później o tym.

Grudzień, przed ostatnim meczem. Nie grałem, bo złapałem kartkę, miałem też drobny uraz. Pytał jak zdrowie, jak noga, bo na USG wyszło, że był jakiś odłamek kostny po uderzeniu. Powiedziałem, że nic poważnego, będę mógł normalnie wykonać rozpiskę świąteczną, będę mógł przeprowadzić okres przygotowawczy. “Dobrze, dobrze, w takim układzie cieszę się”. I tyle, a po przerwie zimowej przyjeżdżam do klubu i dostaję informację, że muszę stawić się u prezesa. Dostaję jeszcze tydzień wolnego, a potem mogę szukać sobie klubu.

Jednak miał dobre wyniki.

Miał wyniki, trzeba przyznać. Ale z zespołu, który zdobył Puchar Polski, można było wycisnąć dużo więcej. Trzecie miejsce? Bardziej przegrane mistrzostwo niż trzecie miejsce.

Wracając. Do momentu przerwy zimowej grałem kolejne spotkania od początku, byłem podstawowym zawodnikiem, nagle klub nie ściągnął żadnego zawodnika, mnie wyrzucił.

[ANALIZA] Osąd kadencji Stokowca w Gdańsku. Dobry trener, trudny człowiek?

Jak to interpretujesz?

Nie mam pojęcia. Może miało wpływ to, że klub nie płacił? A ja złożyłem pismo, że chcę – po prostu – swoje wynagrodzenie? Może się wkurzyli? Nie chcieli zawodnika, który ubiega się o swoje pieniądze. A dlaczego miałbym nie ubiegać się o swoje? Tych pytań jest mnóstwo.

Chciałem odejść do innego zespołu Ekstraklasy już w lutym. Wtedy odstawili mnie od drużyny. Zacząłem trenować z rezerwami. W pewnym momencie powiedzieli, że muszę w swoim sprzęcie trenować. Mnie to generalnie już wtedy nie ruszało, bo wiedziałem, że są skłonni do takich zachowań. Poszedłem i powiedziałem, że chcę się dogadać. Rozwiązać kontrakt – a miałem jeszcze ważny przez 1,5 roku. Powiedziałem, że z tego schodzę, chcę tylko zaległości. Ale klub zażądał za mnie duże pieniądze, których nikt nie chciał zapłacić, bo wiadomo jaką miałem przeszłość.

No to ze sporej kwoty chciałeś zrezygnować.

Tylko zaległości. Powiedziałem nawet, że mogą być w ratach. Ale nie zgodzili się na takie rozwiązanie, żeby mnie puścić za darmo. OK. To złożyłem pismo o rozwiązanie kontraktu z ich winy. I stracili na tym ogromne pieniądze, ja zyskałem dużo.

Nie rozumiem zachowania klubu. Nie rozumiem ludzi, którzy tam zarządzali. Najśmieszniejsze, że minęły dwa tygodnie, kiedy mieli zapłacić. Był ten piętnasty dzień zwłoki, powiedziałem prawnikowi – nie zamierzam czekać, leć do klubu o rozwiązanie kontraktu, z godziną, z pieczątką, chcę załatwić tę sprawę. Poszedł, podpisali, złożyli pieczątkę. Po czym po godzinie wysłali mi przelew zaległej pensji.

Nagle znalazły się pieniądze.

Tylko tamto rozwiązanie z winy klubu i tak wchodziło w życie, do dzisiaj nie dostałem tych pieniędzy, cały czas sprawa się toczy, możliwe, że jeszcze potrwa. Natomiast ja tego nie chciałem – ja chciałem grać. Nie zależało mi na pieniądzach, byłem gotowy to wszystko rzucić, byleby grać, bo miałem gdzie. Jak masz problemy z kontuzjami za sobą, to tym bardziej czujesz głód piłki. Wiesz, jak cenna jest każda minuta na boisku.

Swoją drogą, pieniądze inwestujesz czy żyjesz chwilą?

Ani jedno, ani drugie. Ani nie szastam, ani nie chomikuję każdej złotówki. Jestem zabezpieczony finansowo. Zrobiłem inwestycje w nieruchomości, mam też odłożoną kwotę, która na mnie czeka, gdy zakończę grać w piłkę. Do tego wpływają bieżące kwoty i nie ukrywam, nie odkładam wszystkiego do konta oszczędnościowego. Na pewno nie oszczędzam choćby na wakacjach po sezonie, latam w różne miejsca. Miałem ochotę jechać na Hawaje? No to pojechałem. Bali? Zobaczyłem. Wiadomo, że kariera piłkarza jest krótka, w pewnym momencie te pieniądze przestaną się pojawiać – wiem o tym. Ale to jeszcze nie oznacza, że piłkarz wszystkiego musi sobie odmawiać.

Wisła Płock zagra z Pogonią Szczecin. Fuksiarz.pl ewentualną wygraną w obu przypadkach wycenia tak samo – po kursie 2.65

Gdy po przenosinach do Wisły Płock, a więc kiedy uwolniłeś się z Lechii, zdarzyła ci się od razu kontuzja, pomyślałeś wtedy – za przeproszeniem – kurwa, dlaczego znowu ja?

Sama sytuacja wyglądała tak, że trenowałem tydzień, miałem grać już w meczu od początku, ale COVID. Wszystkie rozgrywki zawieszone. Przerwa miesięczna, trenowaliśmy w domach. Bieganie po lesie, treningi w domu, te sprawy. Później stopniowo treningi dwójkami, piątkami, większą grupą. W końcu miał być mecz, ostatni tydzień poprzedzający wznowienie rozgrywek – pech chciał, że w nim nie zagrałem przez COVID. Kolejny już kontuzja. I rzeczywiście myśl: kurwa, dlaczego ja mam takiego wielkiego pecha?

Szczególnie, że to była najgorsza kontuzja. Najdłuższy powrót. Najwięcej zwątpień. Pierwsze dwie poszły w miarę sprawnie – rehabilitacja szybka. A tutaj się dłużyło. Kolano nie reagowało tak samo. Zastanawiałem się: co robię nie tak? Myślałem, czy dam radę wrócić do tak wysokiego poziomu, gry na najwyższym poziomie w Polsce. Ale co mogłem zrobić? Zakasałem rękawy i pracowałem. Ta determinacja, samozaparcie o którym mówiłem… To w tych chwilach jest jego prawdziwy test. Nietrudno pracować na maksa, jak wierzysz. Trudno pracować na maksa, gdy wątpisz. Ale to trzeba zrobić.

Muszę też podkreślić, że od samego początku miałem wsparcie Wisły Płock, bardzo we mnie wierzyli, powtarzali, żebym się nie spieszył, wracał spokojnie. Miałem dowolność rehabilitacji. Dogadaną z klubem kwestię kosztów rehabilitacji na zasadach, które pasowały obu stronom. To jednak też dodaje sił, gdy wiesz, że w klubie na ciebie liczą.

Podpisali z tobą kontrakt w zasadzie bez rozegrania meczu.

Widzieli mnie w treningach, jak sobie radzę. Potem zagrałem kilka spotkań, przedłużenie – cieszę się, chcę spłacić na boisku ten dług zaufania.

Obawiasz się czasem jak to będzie z tymi kontuzjami dalej?

Nie myślę o tym, czy będę miał kontuzję. Czego mam się bać? Kolana miałem zrobione dobrze. Rehabilitację przeszedłem dobrze. Jestem przygotowany dobrze do gry. A na boisku nie myślę, czy zrobić wślizg, czy odpuścić wstawienie nogi. Nie, idę na sto procent.

To fakt, że piłkarze po urazach czasem tracili błysk, bo blokowali się psychicznie. U ciebie widać w tym sezonie, że tej blokady nie ma.

Wykonałem dobrą robotę, jestem gotowy. Chcę z tego korzystać.

Gdy rozmawiałem z Pawłem Fajdkiem, powiedział mi, że jego zdaniem Polacy martwią się na zapas. Jak jest dobrze, to martwią się, co się może zepsuć. Powiedział, że jemu bliższa jest filozofia “jak się zepsuje, to się naprawi”.

Na pewno bym się z Pawłem Fajdkiem zgodził. Jak coś się stanie, to będę się martwić, co zrobić, żeby wrócić do pełnej sprawności. Na pewno determinacji mi nie braknie. To podejście nie oznacza beztroski, to raczej sposób, by odciąć pewne myśli, by cię nie blokowały.

Organizmu się nie oszuka. Wiadomo, że tych spotkań w ostatnich trzech latach nie było dużo. “Lewy” w dwa miesiące gra więcej. Ale z każdym meczem coraz lepiej się czuję, mam coraz większą swobodę, luz. Wierzę, że będzie jeszcze lepiej, nawet jeśli pojawiają się przeciwności po drodze.

Rafał Wolski i Lechia Gdańsk – czy to jest uczciwa rywalizacja?

Powiedziałeś, że jesteś gotowy, aby być liderem.

Po prostu czuję, że mogę pomóc drużynie. Chcę brać odpowiedzialność za to jak wygląda Wisła Płock w ofensywie. Chodziło mi o kontekst boiskowy, poza boiskiem mamy wielu liderów, w szatni jest dobra atmosfera, dobrze się ze sobą czujemy, widać, że każdy chce przychodzić do tego klubu, spędzać ze sobą czas. Są umiejętności w naszej drużynie, jak każdy wróci na swój optymalny poziom, to Wisła może jeszcze wiele namieszać.

Jak wiele?

Nie zdeklaruję konkretnej pozycji w tabeli. Ale ostatnio Wisła biła się o utrzymanie – chcemy, żeby w tym sezonie był spokój dużo, dużo wcześniej. A wtedy będziemy mogli pomyśleć o czymś więcej.

Jaki kontakt złapałeś z Maciejem Bartoszkiem?

A bardzo dobry, w zasadzie od pierwszego treningu. Na pewno wie, w jakiej jestem sytuacji, jaką ma przeszłość. Często rozmawiamy, że na tym etapie warto odpuścić dziesięć minut treningu, żeby nie przedobrzyć, nie kusić losu. Na pewno czuję duże wsparcie.

Kiedyś powiedziałeś, że brakło ci w karierze, w decyzjach, cierpliwości. Może te kontuzje to taka jej nauka, tyle z tego chociaż dobrego pozostanie.

Tak, kontuzje to nic przyjemnego, nikomu nie życzę, ale na pewno uczą pokory, cierpliwości, samozaparcia. Dążenia do postawionego sobie celu, przy realizacji którego jesteś skazany tylko na siebie.

To co dokładnie sobie wyrzucasz jeśli chodzi o cierpliwość za granicą? Ten moment u Montelli, kiedy faktycznie sporo grałeś?

Był taki moment. Po trudnym okresie początkowym zacząłem grać. Najpierw przeskok był ogromny, jakość drużyny wprost niesamowita. Ciężko z czymkolwiek porównać, Fiorentina wtedy do ostatniej kolejki walczyła o Ligę Mistrzów. Ale zacząłem łapać minuty. I był kiedyś taki wywiad na koniec roku, w którym Montella został zapytany o to, kto z zawodników zrobił największy progres. Odpowiedział, że Wolski. To też pokazywało, że mnie widzi. Jaką pracę wykonuję, jak się rozwijam.

To czemu to się nie rozkręciło?

Zabrakło mi wtedy właśnie cierpliwości. Wypożyczenie do Serie B było najgorszą decyzją w karierze. Drużyna, w której nie pasowałem do taktyki, piłka tylko latała mi nad głową. I uciekały minuty, skład. A jak wróciłem do Fiorentiny… nie widzieli mnie ileś miesięcy w treningu. Nie osiągnąłem nic w Serie B, więc trudno, żebym dostał szansę. To był koniec we Fiorentinie.

Ciekawe jest to, że jeszcze za Jerzego Brzęczka, a więc stosunkowo niedawno, było zainteresowanie tobą ze strony reprezentacji Polski. Jerzy Brzęczek sondował twój temat.

Pamiętam, pamiętam. I pamiętam też, że Piotr Stokowiec powiedział Jerzemu Brzęczkowi, żeby darował sobie moją kandydaturę.

No to nie pójdziecie na kawę chyba faktycznie.

Nie, ale ja nie mam złości czy czegoś. Po prostu ta osoba stała  się dla mnie obojętna. A co do kadry, to wiadomo, nie czas i miejsce na deklaracje. Ale gwarantuję ci, że każdy marzy. I jakbym powiedział wprost, że to rozdział zamknięty, to jakbym się poddał. A nie poddaję się.

Ta łatka jednego z największych talentów ostatnich lat, ale też zmarnowanego – uwiera cię?

Nie rusza mnie to. Wiem, w jakim jestem momencie. Wiem, co osiągnąłem w swoim życiu. Znam swoją wartość. Jestem skupiony na tym, żeby grać jak najlepiej dla Wisły Płock. Jest też druga strona – jakbym był słaby, jakbym nie potrafił grać w piłkę, to by moje nazwisko tak się nie przewijało, prawda? A ja jestem, żyję, gram. I walczę.

rozmawiał Leszek Milewski

PS. Jak dowiedzieliśmy się w klubie, uraz, który sprawił, ze Rafał musiał zejść z boiska podczas meczu z Jagą, nie jest poważny, a na pewno nie ma związku z wcześniejszymi urazami.

Fot. FotoPyK

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

45 komentarzy

Loading...