Wisła Kraków w ostatnich kolejkach wymęczyła remis z Wartą Poznań i dostała w łeb od Zagłębia Lubin, co obecnie może uchodzić za wstydliwe nawet wtedy, gdy przez większość meczu grasz w “10” i krzywdzi cię sędzia. O ile przez sporą część jesieni kibice Białej Gwiazdy mieli po zerknięciu na tabelę po prostu kwaśne miny, o tyle po tych dwóch meczach (a także po wcześniejszych porażkach z Jagiellonią i Radomiakiem) Wiśle zaczynało palić się już w dupce. Drużyny ze strefy spadkowej doskoczyły na trzy punkty, a dziś to samo mógł zrobić zamykający tabelę Bruk-Bet. Mógł, ale zdecydowanie więcej argumentów mieli gospodarze.
Okej, żebyśmy się dobrze zrozumieli – całościowo ta jesień w wykonaniu Wisły i tak jest poniżej oczekiwań, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę skalę zmian w klubie i stawianie na młodzieżowców. Ale meczem z Termaliką Adrian Gula kupił sobie trochę spokoju na przerwę zimową. Inaczej, w atmosferze zdecydowanie mniejszego zaufania pracowałoby się, gdyby najgorsze ekipy w lidze miały cię w zasięgu jednego meczu, bo tyle przecież wystarczy, żeby trzy punkty odrobić.
Co też istotne, Wisła zagrała z rozmachem, którego dawno u niej nie widzieliśmy. Kiedy ostatnio Biała Gwiazda strzeliła trzy gole? No na początku grudnia, ale tylko pierwszoligowemu Widzewowi. Zdarzyło się też w listopadzie, ale znów – Puchar Polski i przeciwnik z niższej klasy rozgrywkowej (GKS Tychy, wcześniej podobnie było w PP z ekstraklasową Stalą Mielec). Gdybyśmy chcieli dokopać się do takiego wydarzenia w lidze, to trzeba cofnąć się aż do rozgrywanej w sierpniu piątej kolejki i starcia z Górnikiem Łęczna. Wiecie – tego, w którym Yeboah tak zakręcił Rymaniakiem, że ten miał traumę aż do grudnia.
A dziś Wisła strzelił trzy gole i to tylko dlatego, że była nieskuteczna – mogła wcisnąć ich jeszcze więcej.
No i na uwagę zasługuje przede wszystkim to, w jakim stylu otworzyła wynik. Aschraf El Mahdioui przybił pieczątkę pod stwierdzeniem, że jest najlepszym zawodnikiem Białej Gwiazdy tej jesieni. To pierwszy gol Holendra na polskich boiskach, ale warto było czekać. Uderzył nie do obrony z tego miejsca.
Po drugie warto zwrócić uwagę na to, że swoją szansę wykorzystał dziś Stefan Savić. To nie jest ulubieniec Adriana Guli, Austriak dziś dopiero po raz trzeci wyszedł w podstawowym składzie, ale też nie dawał zbyt wiele impulsów, byśmy mogli z czystym sumieniem stwierdzić, że zasłużył na więcej. No a dziś rozdał kilka fajnych piłek, zaliczył też konkret w postaci asysty. Okej, Loska, który miał dużo roboty, powinien obronić strzał Yeboaha, no ale to jednak problem Bruk-Betu.
Zaraz na początku drugiej części gry Wisła siadła na gości tak, że ci po kilkudziesięciu sekundach byli już odarci ze złudzeń, iż mogą odrobić straty. Swoją bramkę wrzucił Skvarka i pytanie brzmiało w ten sposób – czy Wisła zaliczy najbardziej efektowną wygraną tej jesieni? Okazje były, ale stanęło na tym, że Biała Gwiazda zakończyła rozgrywki w tym roku tak, jak je zaczęła – na dzień dobry było przecież 3-0 z Zagłębiem Lubin.
Czytaj także:
- Gula: Chcemy grać dobrze taktycznie, ale ma to też dawać wyniki
- Ilkay Durmus: Özil otworzył w Niemczech drzwi dla piłkarzy zagranicznego pochodzenia
- Kowal: Miejsce Zagłębia Lubin jest w pierwszej lidze
A Bruk-Bet… no cóż. Państwo Witkowscy tak desperacko chcieli jeszcze w tym roku zapunktować, że wyrzucili Mariusza Lewandowskiego jeszcze przed ostatnim meczem, no ale nowa miotła została gdzieś w schowku na stadionie. Waldemar Piątek odkurzył Vlastimira Jovanovicia, który w tym sezonie ledwie dwa razy załapał się na ławkę, a rozgrywki w ogóle zaczynał w rezerwach, ale 36-letni Bośniak beniaminka nie zbawił. No wręcz przeciwne – grał nieodpowiedzialnie i pasywnie, był najgorszym ze Słoników i do bazy zjechał już w przerwie. Koledzy oczywiście dużo lepsi nie byli, bo poza jakimiś zrywami Mesanovicia stanowili tło dla gospodarzy.
I o ile w przekroju całej jesieni niecieczanie pewnie nie wyglądali jak najgorsza drużyna w ligowej stawce, o tyle po takim meczu bez trudu można było uwierzyć, że taką są.