Mógł być to bardziej udany powrót Ireneusza Mamrota na ławkę trenerską Jagiellonii. Najwięksi wątpiący nie zmienią o nim zdania, ale punkt na inaugurację wcale nie jest powodem do wielkiego smutku. Jaga wcale niekrótkimi fragmentami prezentowała się naprawdę przyzwoicie i niewiele zabrakło, a rzutem na taśmę odprawiłaby z kwitkiem Lechię. Owszem, bez problemu można dostrzec brakujące ogniwa i szwankujące elementy, ale coś się dzieje, dramatu nie ma.
Zwłaszcza po błyskawicznym wyrównaniu na 1:1, ekipa z Podlasia pokazała kawałek dobrego ofensywnego futbolu. Złapała wiatr w żagle i była stroną przeważającą. Natomiast do trafienia Jesusa Imaza, zresztą po naprawdę bardzo składnej akcji, lepiej prezentowała się Lechia. Może i nie była to duża różnica w jakości gry, jednak to goście w pierwszej odsłonie stworzyli bardziej konkretne zagrożenie, a po przerwie udokumentowali bramką. Tyle że podopieczni Ireneusza Mamrota powinni zainkasować trzy punkty. Zdecydowanie przycisnęli gdańszczan, którzy mogą mówić o furze szczęścia, że w doliczonym czasie nie zaprzepaścili wcześniejszego wysiłku i starań.
No właśnie, szczęście, że mają w bramce takiego fachowca jak Zlatan Alomerović.
JAGIELLONIA-LECHIA. Golkiper uratował remis
Koledzy z drużyny powinni na pierwszym postoju iść na staję benzynową i postawić swojemu bramkarzowi kratę złocistego trunku. Gdyby nie jego interwencja w samej końcówce rywalizacji, wracaliby bowiem w minorowych nastrojach. Martin Pospisil dorzucił ciasteczko na głowę Andrzeja Trubehy, a debiutant na boiskach Ekstraklasy pewnie jeszcze przez długi czas będzie się zastanawiał, jakim cudem Alomerović wyciągnął się jak struna i sparował futbolówkę na rzut rożny po jego strzale z odległości kilku metrów od bramki.
Ależ napastnik Jagi mógł się przywitać z rozgrywkami. Ależ to mogła być kapitalna historia. Zawodnik, który do niedawna występował na boiskach 3. ligi, prawie zapewnił wygraną. Mało tego – na sekundy przed ostatnim gwizdkiem również doszedł do dobrej szansy – uderzył obok słupka.
Lechiści mają ten atut, że w ich kadrze jest dwóch bardzo dobrych bramkarzy. Piotr Stokowiec ma na tej pozycji komfort, jakiego inni trenerzy mogą mu pozazdrościć. Sęk w tym, że nie można tego samego powiedzieć o środku pola drugiej linii gdańszczan. Ich trener wręcz każdego dnia wyczekuje nw dziesiątkę z prawdziwego zdarzenia. Kreatora, który pociągnie zespół. W starciu z Jagą aż nadto rzucał się w oczy brak piłkarza o takim profilu. Jarosław Kubicki zaliczył przeciętny występ. Tomasz Makowski podobnie. Jakub Kałuziński był niesamowicie dyskretny. Cóż, tak jak zazwyczaj, aż chciałoby się powiedzieć.
Nic dziwnego, że ciężar konstruowania akcji spoczywał na bocznych strefach. Ilkay Durmus pokazał się z naprawdę dobrej strony. Napędzał akcję, cofał się do po piłkę. Nieźle bił stałe fragmenty. Czasami pokazał jakieś efektowny drybling lub zagranie. Tylko muszą iść też za tym liczby. Teraz sięgnijmy pamięcią do występów Kenny’ego Saiefa. Po drugiej stronie Jospeh Ceesey był bardziej chaotyczny, ale gdy przyszło co do czego, idealnie dośrodkował płasko do Łukasza Zwolińskiego, który z zimną krwią wpakował piłkę do sieci. Generalnie – mimo wcześniej zmarnowanych szans – dał solidne podstawy, by na stałe zadomowił się w pierwszym składzie w linii ataku.
Lechia – Jagiellonia. Jesus Imaz, znaczy lider
Ireneusz Mamrot boryka się podobnym kłopotem. Również środka pola nie funkcjonował dziś najlepiej. W pewnym momencie pomocnicy uprali się, by posyłać prostopadłe zagrania za linię obrony Lechii. Rzecz jasna niedokładnie. Czy ustawienie z trójką obrońców i wahadłowymi zdało egzamin? Trudno teraz wskazać, że to jest optymalny system gry. Ale bocznymi flankami Jaga potrafiła się przebić przez zasieki Lechii. Tylko że sprawę w swoje ręce i tak musiał wziąć Taras Romanczuk, który wypuścił Fedora Cernycha, a ten wystawił patelnię, której Jesus Imaz nie ma w zwyczaju marnować.
Hiszpan wspomagał dziś w napadzie reprezentanta Litwy i trzeba powiedzieć, że nieźle wywiązał się z zadania. Był najgroźniejszym zawodnikiem Jagi. Cernych troszeczkę miotał się w linii ataku, choć może z czasem będzie z niego więcej pożytku na tej pozycji.
Ewidentnie, nie tylko u niego, są jeszcze rezerwy. Trudno teraz wyrokować, czy Jaga będzie systematycznie czynić progres. Ale – jeśli weźmiemy pod uwagę – tylko ten mecz, to widać w światełko w tunelu, przesłanki za tym, że Jaga zerwie z łatką ligowego przeciętniaka i zespołu bez stylu i charakteru.
fot. Newspix