Reklama

Błąd systemu? A może naturalna kolej rzeczy?

redakcja

Autor:redakcja

29 września 2020, 14:27 • 4 min czytania 21 komentarzy

Za nami 15% sezonu 2020/21. Piast Gliwice, wcale nie tak dawny mistrz Polski, który w ubiegłym sezonie wywalczył brązowy medal, nadal czeka na pierwsze ligowe zwycięstwo. Dopiero w starciu z beniaminkiem, Stalą Mielec, udało się zdobyć pierwszą (i od razu drugą) bramkę. Jedyny punkcik Piast ugrał z kolei w Grodzisku Wielkopolskim, gdzie swoje mecze rozgrywa Warta Poznań. Udało się osiągnąć ten oszałamiający wynik po 90 minutach zarzynania futbolu. Meczem tego widowiska nie nazwiemy.

Błąd systemu? A może naturalna kolej rzeczy?

Piast miał w miarę przyzwoity terminarz, dwóch beniaminków na nabranie rozpędu. Gliwicki klub, który ostatnie dwa lata spędził na twardej walce o mistrzostwo lub jego okolice, teraz zaczyna od 1 punktu w 5 meczach. Zaczyna od tak kompromitującego falstartu, że zaczynamy się zastanawiać – gdzie jest dno?

I czy właściwie nie jest to scenariusz, który można było jakoś przewidzieć?

NA MISTRZÓW POLSKI PRZYSZEDŁ CZAS

Nie chcemy tutaj zgrywać ekspertów, którzy od początku przekonywali, że Piast będzie walczył o utrzymanie. Ale jednak, już na finiszu poprzedniego sezonu pisaliśmy: to może być bardzo twarde pucharowe lądowanie, bo gliwiczanie już dłużej niektórych swoich piłkarzy utrzymać nie zdołają. Po mistrzostwie udało się uniknąć totalnej wyprzedaży. Odeszli najbardziej istotni piłkarze – wśród nich Joel Valencia czy Aleksandar Sedlar, ale mimo wszystko – zostali choćby Czerwiński, Felix czy Hateley.

Dziś po mistrzowskiej jedenastce już prawie nie ma śladu.

Reklama

W ostatnim meczu ze Stalą Mielec wzięło udział tak naprawdę tylko pięciu piłkarzy, którzy przyłożyli rękę do historycznego osiągnięcia. Zostały boki w postaci Konczkowskiego i Kirkeskova, zostali Czerwiński, Jodłowiec i Plach. Jak widać – właściwie wyłącznie zawodnicy defensywni, atak został przebudowany w stu procentach. I niestety, to przebudowa typowo po polsku, gdzie urokliwe placyki z ławeczkami i drzewkami zalewa się betonem i karłowatymi donicami. A jak już udało się tutaj zasadzić całkiem ładny kwiatek – to Jakub Świerczok doznał kontuzji.

Nie była to może rewolucja, nie stało się to z dnia na dzień. Ale jednak, jeśli porównamy Steczyka, Żyrę, Vidę i Lipskiego z kwartetem ofensywnym z okresu walki o medale… Porównanie wypada blado.

CZAS, CZAS I JESZCZE RAZ CZAS

Waldemar Fornalik swoją pracą w Piaście Gliwice, a wcześniej też w Ruchu Chorzów udowodnił, że jest zręcznym budowniczym. Nie potrzebuje jakichś wyrafinowanych materiałów, jest w stanie wycisnąć z dość średnich piłkarzy ich absolutne maksimum. Ale nie jest też cudotwórcą. Przypomnijmy sobie początek jego pracy w Piaście, sezon 2017/18. Waldek King rozpoczął od trzech porażek i dwóch remisów – w tym mieściła się m.in. pucharowa wtopa z Chrobrym Głogów. W pierwszych 18 meczach kadencji Fornalika, Piast wygrał oszałamiające trzy mecze. Po serii trzech porażek w końcówce rozgrywek, o utrzymanie musiał zawalczyć z Bruk-Betem w ostatniej kolejce, gdyby zremisował – spadłby z ligi.

Tak, wtedy Fornalik musiał budować niemal od zera, ale też pamiętajmy, że miał zawodników o określonej jakości piłkarskiej – by wspomnieć o duecie stoperów Czerwiński-Sedlar, by wymienić Żivca, Vassiljeva czy nawet Hateleya.

To zresztą jest ważny aspekt, przy rozmowie na temat Piasta Gliwice. Pomiędzy sezonem 2017/18, w którym Piast do końca drżał o utrzymanie, a sezonem 2018/19, w którym zdobył mistrzostwo, w Gliwicach nie pojawił się żaden szejk z walizkami gotówki. Nie doszło do jakiegoś transferowego eldorado i nie było jakiejś eksplozji talentów, ogrywanych przez cały ubiegły rok. Wręcz przeciwnie – po prostu Fornalik rozwinął swoich piłkarzy. Tyle. Nagle z Hateleya czy Dziczka zrobił wyróżniających się piłkarzy ligi. Zrobił z defensywy prawdziwy monolit. Wylansował paru piłkarzy na sprzedaż. Potrzebował jedynie czasu i zaufania.

SPORO ROBOTY, ALE W SUMIE I DUŻO CZASU

Gdzie są główne problemy obecnego Piasta? Zdaje się, że gra poniżej potencjału u kilku zawodników, którzy “na papierze” wyglądali całkiem w porządku. Kristopherowi Vidzie poświęciliśmy osobny tekst, dotarcie do tego ananasa powinno być dla Fornalika priorytetem. Dodajmy do tego Tomasa Huka, który też wydawał się piłkarzem co najmniej solidnym jak na wymogi Ekstraklasy, a jednak – na ten moment nie daje wystarczającej jakości. Brak skuteczności czy pech to akurat czynniki, z którymi wygrać nie jest łatwo, ale jeszcze raz: Fornalik nie z takich opresji wychodził.

Reklama

Roboty jest sporo. Zarówno poszczególni piłkarze Piasta znajdujący się pod formą, jak i po prostu sama płynność gry, bo momentami mecze gliwiczan zmieniają się w prawdziwą katorgę dla widza. Dlaczego wierzymy, że to jeszcze nie koniec świata? Na korzyść trzeciej siły ubiegłego sezonu działają dwa czynniki. Po pierwsze – świadomość klasy, jaką Piast zaprezentował w europejskich pucharach. Ani z Dynamem Mińsk, ani z Hartbergiem Piast nie był murowanym faworytem, a z Kopenhagą był wręcz skazywany na pożarcie. Tymczasem cała pucharowa przygoda była po prostu przyjemna do oglądania, a do tego jeszcze w pozytywny sposób wpłynęła na te nasze nieszczęsne rankingi. To były trzy jaskółeczki, które mogą zwiastować lepsze czasy w niedalekiej przyszłości.

Drugi czynnik? Cóż, Piast i tak raczej nie planował walki o mistrzostwo Polski. Właściwie i puchary byłyby pewnie w takim przejściowym sezonie wynikiem grubo ponad stan. A jeśli nie mistrzostwo i nie puchary, to co właściwie może być celem? Chyba tylko utrzymanie. A przypomnijmy – do bezpiecznego miejsca Piast traci cały jeden punkt. Przy spadku jednej drużyny wystarczy się nie kompromitować częściej niż raz na trzy mecze.

Dla Fornalika to powinna być formalność.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

21 komentarzy

Loading...