Legia Warszawa przegrała w Niecieczy z Bruk-Bet Termaliką, czyli wydarzyło się dokładnie to samo co dwa sezony temu, a także w zeszłych rozgrywkach. Chyba możemy mówić nawet o pewnym progresie, bo tym razem warszawianie nie stracili ani trzech, ani dwóch bramek, a tylko jedną, ale bądźmy poważni. Poruszmy za to kwestię tzw. dyspozycji dnia, bo gdzieniegdzie pojawiały się głosy, że przy lepszej Legia dalej grałaby o Ligę Mistrzów. No to przy dzisiejszej zostałaby chyba po prostu zmiażdżona przez Kazachów.
Po eurowpierdolu w dwumeczu, przyszedł agrowpierdol. Jeśli wejście na boisko Sebastiana Szymańskiego w meczu z Astaną było promykiem nadziei, to dziś gdy chłopak zagrał od pierwszej minuty, zgasł nawet on. Wyciągamy akurat to nie po to, by cisnąć młodego chłopaka – widać, że ciągle szuka Jacek Magiera znośnego zestawienia ofensywy, ale herbata od samego mieszania nie robi się słodsza. Ciągle nie nadaje się do spożycia.
Już gdzieś po pierwszym kwadransie postanowiliśmy poszukać zapałek i okazało się, że tego wieczora podjęliśmy więcej trafnych decyzji niż Michał Kopczyński. Nie, nie chcieliśmy spalić Skarbu Kibica i zapomnieć raz na zawsze o ekstraklasie – to byłoby jednak trochę zbyt drastyczne wyjście z sytuacji. Chcieliśmy włożyć sobie te kawałki drewna między powieki, bo mecz nie rozpieszczał nawet wyjątkowo wyrozumiałych. Legia grała wolno i schematycznie. Bruk-Bet też, no ale tego się spodziewaliśmy. Zresztą, to gospodarze mieli najlepszą sytuację do strzelenia bramki, gdy po dograniu Fryca w polu karnym skiksował Śpiączka. Resztę po prostu przemilczymy.
Tym bardziej, że już w ciągu pierwszych dziesięciu minut drugiej części gry wydarzyło się znacznie więcej. I szło to według zasady cios za cios, więc zrobiło się nawet dość miło.
Spróbowała Legia: a dokładniej Kupczak, który był blisko samobója, ale obronił Mucha.
Spróbował Bruk-Bet: a dokładniej Piątek głową po akcji Jovanovicia strzelił obok bramki.
Spróbowała Legia: a dokładniej Czerwiński, który kapitalnie uderzył z dystansu, ale świetnie obronił Mucha.
Spróbował Bruk-Bet: a dokładniej Piątek znów po akcji Jovanovicia i tym razem – z udziałem Pazdana – mieliśmy gola.
Czym odpowiedziała Legia? Trochę ożywienia wnieśli na plac Guilherme i Kucharczyk, ten pierwszy miał nawet bardzo dobrą okazję na zdobycie bramki, ale przestrzelił. Próbował też Hamalainen, ale efekt był ten sam. Jednak te sytuacje to nic w porównaniu z setką, którą miał Piątek po wrzutce Misaka, czyli mogło być również dla Legii jeszcze gorzej. Trzeba jeszcze odnotować, że warszawianom należał się rzut karny, gdy w szesanstce powalony został Jakub Czerwiński.
Oczywiście słabo byłoby tłumaczyć piłkarzy po takim meczu błędem sędziego. Momentami – powiedzmy wprost – to była żenada. To oni zrobili najmniej, by Legia wywiozła z Niecieczy chociaż punkt. Jeśli ludzie Sheriffa oglądali to spotkanie, to chyba dawno nie wracali ze swej roboty w tak dobrych humorach.
[event_results 344495]
Fot. FotoPyK