Bez medalu, oczywiście. Ale gdy ma się 40 lat na karku, to brak miejsca na podium nie zaskakuje. Wręcz przeciwnie – zaskoczyć może fakt, że nadal jest się w światowej czołówce. A Anita Włodarczyk jest. Na mistrzostwach świata w Tokio właśnie zajęła 6. miejsce. 17 lat po tym, jak na swojej pierwszej wielkiej imprezie – igrzyskach olimpijskich w Pekinie – była tuż za podium. Przeminęło w tym czasie całe pokolenie (a może i dwa) młociarek. Ale nie ona.

Gdy w zeszłym roku jechała na igrzyska olimpijskie w Paryżu, nikt nie miał przesadnie wielkich oczekiwań. Szesnaście lat po swoich pierwszych, dwanaście po złocie z Londynu. Anita była w stolicy Francji nie tyle weteranką, co nestorką tego młota. Kobietą, której rekord świata jest niepobity od dziewięciu lat i nikt się do niego nawet przesadnie nie zbliżył. Trzykrotną złotą medalistką olimpijską. Gwiazdą, legendą. Najlepszą młociarką w historii.
Anita Włodarczyk? Dwa słowa: wielkość i długowieczność
Do Paryża jechała – zdawało się – na podsumowanie. Może pożegnanie – niekoniecznie z karierą, ale z igrzyskami. Miała 39 lat, rok wcześniej – na mistrzostwach świata w Budapeszcie – nie przeszła nawet kwalifikacji, była 13. Tuż pod kreską.
Wszyscy się jednak pomyliliśmy. W Paryżu Włodarczyk była bowiem wielka. Nie stanęła na podium, to należało do zawodniczek młodszych o – odpowiednio, od 3. miejsca – 17, 11 i 14 lat. Tyle że do tego podium zabrakło jej pięciu centymetrów. Była tuż za nim, zabrakło jej naprawdę niewiele, by po raz kolejny potwierdzić, że jest największą mistrzynią z nich wszystkich. Jednak i to czwarte miejsce – i umiejętność przygotowania się na najważniejszą imprezę – zachwycało. Tam, gdzie to było ważne, tam Anita Włodarczyk rzucała znakomicie.
I trochę szkoda, że nie było medalu. Ale z drugiej strony – kto inny może powiedzieć, że po 16 latach od pierwszego wielkiego wyniku nadal walczy o podia w światowej stawce?
Podium nieosiągalne. Ale wynik znakomity
Dziś poziom był wyższy. Powiedzmy to sobie uczciwie – trudno było oczekiwać, że Anita stanie na podium. Wszystkim odskoczyła Camryn Rogers, rzucając 80,51 m. To rekord Ameryki Północnej i wynik na poziomie tych Włodarczyk sprzed kilku lat (choć do rekordu świata nadal daleko). Potem dwie Chinki – Zhao Jie i Zhang Jiale. One rzucały – w ostatnich próbach – ponad 77 metrów. To był poziom, na jakim trzeba było dziś rywalizować.
Poziom, w tej chwili, dla Włodarczyk nieosiągalny. Ale nic dziwnego.
Anita dziś bowiem ustanowiła rekord świata. Nie pierwszy i możliwe, że nie ostatni w swojej karierze. Był to rekord w kategorii 40+, ale jednak. Jej 74,64 m to najlepszy wynik zawodniczki, która skończyła 40 lat w całej historii rzutu młotem. Poprawiła o 95 centymetrów… swój własny rezultat z wczoraj. Przy okazji to też jej najlepszy rezultat z tego sezonu. Znów przywiozła formę tam, gdzie trzeba było to zrobić. A że starczyło tylko na szóste miejsce?
Cóż, wiek robi swoje. Anita tego jednego nie oszuka. Czy też raczej nie będzie w stanie robić tego wiecznie. Bo z tym oszukiwaniem jest tak, że Polka właściwie robi to od dłuższego czasu. Udało się w Tokio cztery lata temu, gdy po kontuzjach wróciła w wielkim stylu i zgarnęła złoto na igrzyskach. Udało się rok temu w Paryżu. Udało się i dzisiaj. Bo to jest oszukiwanie. 40-latka nie powinna być w stanie rywalizować z zawodniczkami – z niektórymi skutecznie, z innymi nie – młodszymi nawet o dwie dekady.
A i takie się w tym konkursie trafiły.
– Jestem zadowolona z wyniku, bo to season best – mówiła Włodarczyk po konkursie na antenie TVP Sport. – Ale 77 metrów w moim zasięgu dziś było niemożliwe. Szóste miejsce? Mały niedosyt może jest, ale cieszę się z tego, że walczyłam do końca. Bo nie pamiętam, żebym w piątym rzucie się mogła poprawić. Nie jest źle. Wiedziałam, że żeby walczyć o brąz, trzeba będzie rzucić 76+. Dziś nie było mi dane tyle rzucić. Mimo tego że jestem doświadczoną, wiekową zawodniczką, to szóste miejsce w finale mistrzostw świata… Przypomnę, że dziś startowała ze mną dziewczyna młodsza o 21 lat. Jak ja zdobywałam złoto w Berlinie, ona miała trzy lata. (śmiech)
Mogłaby leżeć na plaży
Włodarczyk tak naprawdę nic już nie musi. Ba, większość osób na jej miejscu po prostu by odpuściła. Scenariusz wymarzony po tak obfitej w sukcesy karierze sportowej to ciepła plaża, leżaczek, drink z palemką i relaks. Coś o tym wie na przykład Piotr Małachowski, który po karierze wyjechał z rodziną najpierw na Dominikanę, a potem do Tajlandii. Po karierze, dodajmy, zakończonej cztery lata temu, a mówimy o gościu, który starszy od Anity jest o dwa lata.
CZYTAJ TEŻ: MAŁACHOWSKI: Z NIEWIELU RZECZY BYWAM ZADOWOLONY. A Z IRONMANA JESTEM [WYWIAD]
On w jej wieku grzał się na plaży. Ona dalej rzuca.
A młot to przecież nie konkurencja, która wybacza. Obciążenia dla organizmu są spore. Trzeba przerzucać ciężary, męczyć się z tym żelastwem. Za dzieciaka nikt o rzucie młotem raczej nie marzy, trafia się do niego bo tak wyszło, bo miało się do tego talent. Wiadomo, z czasem można go pokochać, podobnie jak – po prostu – starty na wielkich zawodach. I dopóki sprawia to radość, można startować. Włodarczyk tę radość nadal odczuwa, to widać w jej wypowiedziach i tym, jak do kolejnych startów podchodzi.
Pogodziła się też – co trudne u wielkich mistrzów – z tym, że o złoto już raczej nie walczy. Ma inne cele. Po prostu stara się robić swoje, rzucać najdalej, jak tylko może. Tak naprawdę w europejskiej stawce – na przykład na przyszłorocznych mistrzostwach Starego Kontynentu – może jej to dać medale. Dziś była przecież drugą najlepszą z Europejek. Wyprzedziły ją Kanadyjka, dwie Chinki, Amerykanka i Finka. Na listach z tego sezonu lepsze od niej są trzy europejskie zawodniczki – ale Rosjanka Sofija Palkina startować na mistrzowskich turniejach nie może. Gdyby więc przyznawano medale za cały sezon, Włodarczyk byłaby trzecia w Europie.
Innymi słowy: Anita to wciąż ścisła europejska czołówka. I szeroka światowa.
Anita Włodarczyk i koniec kariery? Zasłużyła, żeby decydować
Włodarczyk doszła wręcz do miejsca, w którym nie wypada pytać jej o koniec kariery. Ale czasem trzeba. Dziś na antenie TVP Sport mówiła: – Koniec kariery? Nic nie wiem. Nie będę niczego deklarować. Na razie musimy z trenerem wszystko przeanalizować. Najważniejsze, że jestem zdrowa, kontuzje mnie omijają. I wciąż jestem w stanie się przygotować i walczyć – dziś co prawda nie o medal – z czołówką światową. Zobaczymy, co będzie w przyszłym roku. Czy będę startować, czy nie.
I tak naprawdę to najlepszy możliwy scenariusz. Anita zasłużyła na to, by sama mogła zdecydować o tym, kiedy z młotem skończy.

Jeśli będzie chciała rzucać do pięćdziesiątki – nawet, gdy młot będzie latać dużo krócej, niż teraz – to niech to robi. Jeśli uzna, że to już czas na koniec, że to był ostatni sezon czy ostatni konkurs – wypada to zaakceptować i pogratulować wielkiej kariery. Jak pisałem: Włodarczyk nic już nie musi. U niej działa co najwyżej „może” i póki te możliwości są, to kluczowe stają się chęci. Więc jeśli Anita jest chętna wciąż rzucać, to wspaniale. Oglądanie jej w kole to dziś po prostu zaszczyt.
Nieważne, czy zdobędzie jeszcze jakiś medal. Bo, powtórzmy – nie musi. Swoje zrobiła przecież już wielokrotnie.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix