Ich ostatnie dwa mecze wygrał Novak Djoković i w obu przypadkach były to triumfy znaczące. Najpierw – finał igrzysk olimpijskich w Paryżu, jego marzenie, skompletowanie kariery. Potem – Australian Open, ćwierćfinał turnieju, w pewnym sensie udowodnienie, że Nole na dystansie do trzech wygranych setów nadal może z gościem takim jak Carlos Alcaraz rywalizować. Ale to już przeszłość. Dziś w Nowym Jorku nie było wątpliwości, który z tenisistów był tym lepszym. Hiszpan w trzech setach rozprawił się ze znacznie bardziej doświadczonym Serbem. A to oznacza, że temu stuknęły już dwa lata bez wygranego tytułu wielkoszlemowego.

Novak Djoković gorszy od Carlosa Alcaraza. Serb już dwa lata bez Szlema
Metryki się nie oszuka. Przekonali się o tym Rafa Nadal i Roger Federer, a teraz – tak to wygląda – robi to również Novak Djoković. Federer swój ostatni wielkoszlemowy finał rozegrał jako niemal 38-latek i przegrał w nim właśnie z młodszym o sześć lat Djokoviciem, a półtora roku wcześniej po raz ostatni w Szlemie triumfował. Nadal – przez kontuzje – ze szczytu zszedł nieco szybciej, bo po wygranym Roland Garros 2022 (miał wtedy 36 lat), nigdy już nie był w finale turnieju tej rangi.
Djoković trzyma się blisko – to jego czwarty wielkoszlemowy półfinał w tym sezonie – ale o ile reszta stawki daje się mu ogrywać, o tyle Carlos Alcaraz i (ostatnio szczególnie) Jannik Sinner tego nie robią.
Powstaje więc pytanie: czy Novaka stać jeszcze na zwycięstwo w turnieju wielkoszlemowym?
Odpowiedzi udzielić nie jest łatwo. Bo z jednej strony jego poziom wciąż jest blisko szczytu. Cztery wielkoszlemowe półfinały w roku, w którym skończyło się 38 lat, to wynik doskonały, nie ma co do tego wątpliwości. Z drugiej strony gdy już z turnieju odpadał, to nie ugrywał ani seta. W Australii skreczował po pierwszym, przegranym secie pojedynku z Alexandrem Zverevem. We Francji i Wielkiej Brytanii dwa razy po 3:0 pokonał go Jannik Sinner. A teraz dołożył się do tego Carlos Alcaraz. Więc dojść do półfinału Novak nadal potrafi. Ale przejść dalej – no z tym jest problem. I to spory.
Final act bound 🎬
For the first time since 2022, Carlos Alcaraz is in the US Open title match! pic.twitter.com/K8D0R0lPmh
— US Open Tennis (@usopen) September 5, 2025
Sam zresztą kilkukrotnie już podkreślał, że czuje mijające lata. Zresztą trudno, żeby było inaczej. Mówił też, że dopóki będzie znajdować w sobie motywację, to będzie też grać. Pytanie – gdy ogląda się takie mecze, jak ten dzisiejszy – brzmi: czy tę motywację utrzyma jeszcze długo? Bo przecież ma już wszystko, jedyne, za czym może gonić, to poprawianie własnych rekordów i 25. tytuł wielkoszlemowy właśnie. Sam mówił, że odpuszcza wiele mniejszych turniejów, że niespecjalnie interesują go już nawet „tysięczniki”.
Zostają więc tylko Szlemy, może kolejne igrzyska – aczkolwiek tam miałby już 41 lat. Łatwiej wygrywać już nie będzie, po prostu.
Djoković bez ognia, a Alcaraz spokojny
O ile same wyniki to zła wiadomość dla Serba, o tyle jest jeszcze gorsza – Carlos Alcaraz nie wyglądał dziś tak, jakby grał na 100 procent swoich możliwości. Nie to, że się nie starał, po prostu nie wychodziło mu wiele zagrań z jego repertuaru, na przykład skróty. Momentami też nieco źle czytał grę, szczególnie w ofensywie. Wiele piłek Serbowi wystawił. Ale ten skorzystał z tego wszystkiego właściwie tylko raz – na początku drugiego seta, gdy rywala przełamał.
Podobnie było w Australii. Tam doprowadził potem i seta, i kolejne partie do dobrego dla siebie końca. A dziś? Dziś nie był w stanie tego zrobić.
Ten drugi set szczególnie zwraca uwagę. Novak otrzymywał w nim bowiem swoje szanse. Najpierw przełamanie, potem tie-break. Alcaraz nie grał wybitnie, ale na tyle dobrze returnował i pracował w defensywie, że zdobywał punkty. A Djoković po części mu pomagał. Brakowało mu pierwszego serwisu, brakowało skutecznych ataków. Zdarzały się nawet podwójne błędy w kluczowych momentach. Podczas gdy w najlepszych dla Serba czasach najmocniejszy był właśnie wtedy, gdy przychodziło do kluczowych momentów setów i meczów, tak dziś to w nich najbardziej widać było braki.
Kolejna zła wiadomość? Znów miał problemy fizyczne. Po drugim secie poprosił o interwencję masażysty, w trzecim istniał na korcie tylko początkowo, a gdy Carlos przełamał go po raz pierwszy, właściwie już odpuścił, chyba czując, że niczego nie zdziała. Podobnie wyglądało to w meczu z Sinnerem na Wimbledonie. Nie było w Novaku tego ognia, który często pchał go do sukcesów. Stosunkowo spokojnie przyjmował własne błędy, nie celebrował przesadnie znakomicie wygranych punktów.
Był na korcie, grał, cieszył się meczem. Ale żeby z całych sił, do samego końca walczył o wygraną? No nie, tego nie można napisać.
Czy Alcaraz zatrzyma Sinnera?
Wygrana Alcaraza oznacza, że najpewniej po raz trzeci w tym sezonie w finale wielkoszlemowym spotkają się Hiszpan i Jannik Sinner. Na Roland Garros po niesamowitym meczu wygrał Carlitos, choć Włoch prowadził już 2:0 w setach i miał trzy piłki meczowe. Na Wimbledonie Sinner był po prostu tenisistą lepszym, wygrał pewnie, w znakomitym stylu. Na US Open możemy dostać – bo Jannik musi jeszcze pokonać Felixa Augera-Aliassime’a, ale wygrana Kanadyjczyka byłaby największą sensacją tego turnieju – kolejny akt tej rywalizacji.

Carlos Alcaraz. Fot. Newspix
I dobrze. Bo to najciekawsze, co jest teraz w męskim tenisie. I oby ten (potencjalny) finał przypominał mecz z Roland Garros. Jeśli tak będzie, prędko o nim nie zapomnimy.
Carlos Alcaraz – Novak Djoković 6:4, 7:6 (4), 6:2
Fot. Newspix