Reklama

US Open bez Nadala i Miedwiediewa. Czy będziemy mieć nowego lidera rankingu?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

06 września 2022, 17:37 • 6 min czytania 7 komentarzy

Już wczoraj – po tym jak Nick Kyrgios ograł Daniiła Miedwiediewa – wiadomo było, że Rosjanin nie utrzyma pozycji lidera rankingu ATP. Zapewnić mógł je sobie Rafa Nadal, tyle że dzień później z US Open odpadł i on, pokonany przez Francesa Tiafoe. I choć to Hiszpan wirtualnie jest jedynką, to może jeszcze stracić tę pozycję. Jak wygląda walka o triumf w amerykańskim szlemie i o przewodzenie rankingowi ATP? 

US Open bez Nadala i Miedwiediewa. Czy będziemy mieć nowego lidera rankingu?

Zostało ośmiu

Nick Kyrgios. Karen Chaczanow. Matteo Berrettini. Casper Ruud. Jannik Sinner. Carlos Alcaraz. Andriej Rublow. Frances Tiafoe. Ta ósemka powalczy o triumf w US Open. W stawce nie ma już żadnego mistrza wielkoszlemowego, na pewno będziemy więc kogoś nowego na liście triumfatorów tych turniejów. Jest jednak trzech finalistów: Kyrgios, Berrettini i Ruud. Dwaj pierwsi do finału dochodzili jednak na Wimbledonie (odpowiednio 2022 i 2021), trzeci w tym sezonie na Roland Garros.

Na US Open żaden z nich jeszcze nie grał w meczu o tytuł. Najdalej – w półfinale – zagościł Berrettini (2019). Życiowe osiągnięcie już wyrównali Alcaraz (rok temu) i Rublow (2017 i 2020). Z kolei Chaczanow, Ruud, Sinner, Tiafoe i Kyrgios dochodząc do ćwierćfinału już poprawili najlepszy w karierze nowojorski wynik.

Wydaje się jednak, że największym faworytem do wygranej jest ten ostatni – Nick Kyrgios. Na Wimbledonie pokazał, co potrafi zrobić, jeśli w pełni skupi się na tenisie. Doszedł do finału (co prawda bez meczu z Rafą Nadalem w półfinale, bo ten wycofał się z udziału w turnieju), gdzie zagrał świetne spotkanie z Novakiem Djokoviciem, a potem wygrał turniej w Waszyngtonie, pierwszy od trzech lat. I choć na korcie dalej potrafi się denerwować, krzyczeć w stronę swojego teamu czy kłócić się o niemal wszystko z sędziami, to równocześnie widać, że to już nieco inny Australijczyk.

Reklama

– Od czterech miesięcy nie byłem w domu, podobnie jak mój team. Nie widzieliśmy swoich rodzin. Staram się sprawić, by ten czas spędzony daleko od domu, był tego wart. Mam nadzieję, że uda nam się osiągnąć sukces i potem świętować. Staram się nie zawieść ludzi. Męczyło mnie to. Chcę sprawiać, by byli dumni. W końcu jestem w stanie to pokazać na korcie, czuję się, jakbym pracował bardzo ciężko. Mam mnóstwo motywacji – mówił na konferencji prasowej po tym, jak ograł Daniiła Miedwiediewa, obrońcę tytułu i (jeszcze) lidera rankingu ATP.

Nie oznacza to jednak, że turniejowa wygrana w wykonaniu kogoś innego będzie zaskoczeniem. Właściwie każdy z tej ósemki może sięgnąć po tytuł i ma ku temu argumenty. Frances Tiafoe dopiero co ograł przecież Rafę Nadala. Karen Chaczanow może i nie jest tenisistą wybitnym, ale potrafi notować wybitne turnieje – jak na igrzyskach olimpijskich, gdzie zdobył srebro, czy kilka lat wcześniej w paryskiej hali Bercy, gdzie triumfował po pokonaniu Novaka Djokovicia. Jannik Sinner i Carlos Alcaraz powszechnie uważani są za dwóch tenisistów z prawdopodobnie największym talentem wśród graczy młodego pokolenia. Casper Ruud i Matteo Berrettini już w finałach szlemów grali. A Andriej Rublow od dawna typowany jest na gościa, który powinien tam dojść.

Jasne, zwycięstwa Chaczanowa czy Tiafoe przed turniejem nie dałoby się przewidzieć. I pod tym kątem byłyby to niespodzianki. Ale na ten moment wydają się być całkiem mocnymi kandydatami do końcowego triumfu. Ostatnie siedem meczów turnieju powinno więc przynieść wielkie emocje, nowego mistrza wielkoszlemowego i… nowego lidera rankingu ATP.

Dwóch kandydatów

Liderem przed turniejem był Daniił Miedwiediew. Tyle że Rosjanin bronił w US Open 2000 punktów za ubiegłoroczną wygraną. I gdy Nick Kyrgios go pokonał, stało się jasne, że swojej pozycji nie utrzyma. Paradoksalnie w wirtualnym rankingu nowym numerem jeden jest Rafa Nadal, który… odpadł w dokładnie tej samej fazie turnieju. Ale przed rokiem w ogóle w Nowym Jorku nie grał, bo wziął sobie wolne ze względu na kontuzję. Za IV rundę dopisał więc 180 punktów i aktualnie ma ich 5810.

Za jego plecami sytuacja wygląda tak:

Reklama
  • Carlos Alcaraz – 5100, wciąż gra w turnieju;
  • Daniił Miedwiediew – 5056, odpadł;
  • Alexander Zverev – 5040, nie wystąpił przez kontuzję;
  • Casper Ruud – 5010.

Na dalsze pozycje nie musimy patrzyć – tamci zawodnicy w walce o przewodzenie w rankingu się nie liczą. Zepsuć Nadalowi powrót na tron mogą więc tylko jego młodszy rodak i Norweg, którego Rafa pokonał w finale Roland Garros. Co muszą zrobić, by tak się stało? Przede wszystkim – dojść do finału. To warunek minimum. Jeśli tego dokonają, mają pewność, że któryś z nich będzie liderem. Alcaraz zostanie z nim jeśli wygra cały turniej bądź przegra w finale z kimś, kto nie jest Ruudem. Norweg ma… właściwie takie same warunki. Jedyna różnica jest taka, że jeśli przegra w finale, nie może tego zrobić z młodym Hiszpanem.

Obaj nie będą mieli jednak łatwo, trudno zresztą rozstrzygnąć, kto ma gorszą drogę do finału. Alcaraz musi pokonać Jannika Sinnera, po nim z kolei kogoś z dwójki Rublow/Tiafoe (faworytem będzie Rosjanin, ale Amerykanin wydaje się grać aktualnie najlepszy tenis w życiu). Ruud ma potężnie serwującego, ale momentami zmagającego się w Nowym Jorku ze swoją grą Berrettiniego, a potem – najpewniej – Nicka Kyrgiosa. I Casper, i Carlos grają zresztą grają o historię. Jeśli liderem zostałby Norweg, byłby pierwszym reprezentantem swojego kraju w dziejach na tej pozycji. Alcaraz może go jednak przebić – gdyby wspiął się na szczyt zestawienia, byłby najmłodszym liderem w dziejach. W tej chwili ma na karku 19 lat i 4 miesiące.

Rekordzistą – jak na razie – pozostaje Lleyton Hewitt. Gdy zostawał liderem po raz pierwszy, miał 20 lat, 8 miesięcy i 23 dni. Carlos może więc rekord nie tylko pobić, ale też nieźle wyśrubować.

Lider bez szlema?

W całej tej sytuacji jest też jednak nieco gorsza strona. Liderem może zostać bowiem osoba, która nie będzie miała na koncie tytułu wielkoszlemowego. W czasach dominacji Wielkiej Trójki było to do tej pory niemożliwe. Ostatnim zawodnikiem, któremu taka sztuka się udała, był Marcelo Rios w 1998 roku. Dawno – Ruud urodził się kilka miesięcy później, Alcaraza nawet nie było wtedy w planach. Pytanie brzmi – czy tak jak wtedy będzie to jednorazowy wyskok, czy też sytuacja, która będzie się powtarzać regularnie?

Jeśli to drugie, może okazać się to niezbyt dobre rozwiązanie dla tenisa. Tak samo, jak nie wyglądało to najlepiej, gdy taki okres przeżywał kobiecy tour, a na pozycji liderki znajdowały się choćby Caroline Wozniacki (turniej wielkoszlemowy wygrała, ale lata później), Karolina Pliskova (do dziś bez tytułu), Dinara Safina (choć trzeba jej oddać, że w swoim najlepszym okresie była niesamowicie regularna) czy Jelena Jankovic. Owszem, punkty zdobywać można na wiele sposobów, ale kiedy na pierwsze miejsce wchodzi ktoś, kto nie wygrał żadnego z najważniejszych turniejów, świadczy to o pewnym „rozdrobnieniu się” touru.

Z jednej strony zwiększa to konkurencyjność, z drugiej może przy tym spaść poziom – tak jak ma to miejsce w WTA, gdzie po najlepszych latach Sereny Williams, Marii Szarapowej, Wiktorii Azarenki czy nawet świetnym okresie Naomi Osaki, trwają poszukiwania nowych liderek (obok Igi Świątek, bo ona, mimo porażek w turniejach przed US Open, udowodniła już, że do tej roli się nadaje). Alcaraz czy Ruud są świetnymi tenisistami, a Carlos ma niesamowicie wielki talent – tak. Ale jednak najlepiej dla tenisa byłoby, gdyby któryś został światową jedynką wygrywając US Open.

Nie można też zapomnieć o jednym – że ten, kto opcjonalnie wejdzie teraz na szczyt, pozbawiając tej szansy Nadala, będzie musiał się mierzyć z oskarżeniami o to, że gdyby nie decyzja Novaka Djokovicia o nieszczepieniu i Wimbledon bez punktów, to Serb pewnie byłby nadal na czele rankingu. I w kolejnym sezonie czy to Casper, czy Carlos będzie miał sporo do udowodnienia. Sobie oraz innym. Dlatego i z tego powodu lepiej byłoby dla potencjalnego lidera, by US Open wygrał.

No chyba że jedynką na powrót zostanie Nadal. On nie musi nikomu niczego udowadniać.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Szymon Piórek
0
Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Inne sporty

Komentarze

7 komentarzy

Loading...