Reklama

Nadchodzi czas Sebastiana Walukiewicza?

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

24 marca 2024, 11:03 • 10 min czytania 9 komentarzy

Powrót po latach do reprezentacji brzmi dość niecodziennie w przypadku zawodnika urodzonego w 2000 roku, ale właśnie tak to wygląda u Sebastiana Walukiewicza. Obrońca, który wchodził do kadry za czasów Jerzego Brzęczka, teraz chyba na dobre do niej wraca i może mieć nadzieję, że w najbliższym czasie jego licznik występów w biało-czerwonych barwach przestanie pokazywać skromną trójkę. Nadchodzi pora na naprawdę poważny sprawdzian?

Nadchodzi czas Sebastiana Walukiewicza?

Do pewnego momentu wszystko w karierze Walukiewicza działo się bardzo szybko i zmierzało wyłącznie w dobrą stronę. Mając 17 lat postanowił odejść z Legii Warszawa, nie widząc realnych szans na szybkie zaistnienie w jej pierwszym zespole. Takie perspektywy roztoczono przed nim w Pogoni Szczecin i faktycznie, na szersze wody wypłynął sprawnie, choć i tak liczył, że będzie czekał krócej. W pierwszym sezonie poprzestał na trzech występach w Ekstraklasie pod koniec rozgrywek.

Co dała Pogoń czego nie miała Legia? U nas od razu po przyjściu trafił do pierwszej drużyny i pojechał na obóz. Pod koniec lutego Jarek Fojut złapał kontuzję i nie ściągnęliśmy żadnego doświadczonego zawodnika, bo wiedzieliśmy, że mamy Sebastiana. Mieliśmy po prostu na niego plan. Trochę nam popsuła ten plan słaba jesień za trenera Skorży, bo być może Sebastian wcześniej by zadebiutował w Ekstraklasie, a nie dopiero w 30. kolejce. Trener Kosta Runjaić nie chciał palić chłopaka w tak ciężkich meczach, bo różnie mogłoby się to potoczyć – mówił nam dyrektor sportowy Pogoni, Dariusz Adamczuk.

W sezonie 2018/19 Walukiewicz był już pewniakiem w składzie i po kilku miesiącach z półroczonym wyprzedzeniem za 4 mln euro wykupiło go Cagliari, zostawiając jeszcze w drużynie „Portowców” do czerwca. Biorąc pod uwagę fakt, iż pozyskanie go z Legii kosztowało 60 tys. zł ekwiwalentu, Pogoń spektakularnie rozbiła bank.

Legii natomiast zaczęto wypominać, że zrobiła za mało, aby zatrzymać swoją perełkę. Jak zawsze w takich przypadkach, trudno było wskazać winnego. Po czasie próbowano zrzucić odpowiedzialność przede wszystkim na Michała Żewłakowa.

Reklama

Tak naprawdę nie wiemy, jak Sebastian Walukiewicz rozwinąłby się, gdyby w Legii pozostał. Nie wiem, czy do momentu swojego pobytu choć raz trenował z pierwszym zespołem. Jeśli miał taką możliwość w Pogoni, jako człowiek dbający o rozwój swojej kariery, wybrał inną opcję. Tak jak mówię: w tamtym czasie klub musiałby zrobić rzecz anormalną, żeby podpisać nowy kontrakt z tym zawodnikiem – komentował na Weszło „Żewłak”.

– Ewidentnie był nakierowany na rozwój na wyższym poziomie niż to co miał do tej pory w Legii. Jego agent patrzył z nieco szerszej perspektywy i chciał zdecydowanie, żeby Sebastian trafił do klubu ekstraklasowego, który od razu da mu szansę bycia w seniorskiej kadrze. Legia wówczas nie mogła mu tego zagwarantować – dodawał.

Inaczej tę sprawę widział agent zawodnika Tomasz Suwary. – Prawda jest taka, że Legia po prostu nie miała na niego przekonującego pomysłu. Klub nie dał mu poczucia, że w niego wierzy. Są sposoby, żeby chłopaka przekonać. Były zimowe obozy seniorów w styczniu i lutym. Można było go wtedy zabrać. Nie zabrano. Takie rzeczy dają do myślenia i są znakiem, że na tę chwilę go nie widzą. A kluby, które interesowały się Sebastianem, w pierwotnym planie zawsze zakładały, że od razu jedzie na obóz z pierwszą drużyną i po prostu trenuje. Wiadomo, że w tamtym momencie jeszcze nie znajdował się na takim poziomie, żeby od razu grać w Ekstraklasie. Nikt tego nie żądał. Ale jeśli klub wierzy w zawodnika, potrafi mu to okazać – przekonywał.

Jak można było go oddać? Kulisy odejścia Walukiewicza z Legii do Pogoni

Jedno jest pewne: sam zainteresowany bez wątpienia na takim biegu wydarzeń nie stracił. Błyskawicznie się wypromował i stanął przed szansą zaistnienia w Serie A. W Cagliari na ligowy debiut czekał do 18. kolejki, wprowadzano go ostrożnie, ale po przerwie covidowej i wznowieniu rywalizacji w czerwcu 2020 na dobre wskoczył do składu. 20-latek, który rok wcześniej dopiero pukał do drzwi Ekstraklasy, zaczął wychodzić naprzeciw gwiazd Juventusu, Interu i Napoli. Dawał radę, zbierał naprawdę dobre recenzje. Pojawiały się doniesienia o zainteresowaniu największych europejskich klubów, na czele z Liverpoolem i Sevillą. Trudno się dziwić, bo tak młody stoper grający regularnie w topowej lidze niemal automatycznie przykuwa uwagę możnych.

sebastian-walukiewicz

Reklama

Naturalną koleją rzeczy było pojawienie się w reprezentacji. W październiku 2020 Walukiewicz zadebiutował w sparingu z Finlandią (5:0), zaliczając pierwszą połowę. Tak wtedy zrecenzowaliśmy jego występ, przyznając mu notę 6:

Szkoda, że dostał tylko 45 minut. Dawał sygnały, że nie bez powodu mówi się o nim „stoper kadry na lata”. Miał kilka fajnych interwencji i mógł podobać się z przodu. Mało kto spośród naszych obrońców czuje przestrzeń tak, jak Walukiewicz. Nadarza się możliwość pójścia z piłką do przodu? No to zabiera się z nią i leci. Marcin Kamiński uchodził kiedyś za piłkarza, który dobrze wyprowadza, ale mamy czutkę, że obrońca Cagliari to w tym elemencie już teraz dwie półki wyżej. Dobry debiut.

Później grał już od początku do końca: w październiku przeciwko Włochom w Lidze Narodów (0:0), a miesiąc później towarzysko z Ukrainą (2:0). W pierwszym meczu dostał od nas siódemkę, będąc najlepszym na boisku obok Jakuba Modera. Potwierdził wszystkie swoje walory. Gorzej wypadł z Ukraińcami (nota 3).

Temat, który do Walukiewicza będzie wracał w każdym meczu – wyprowadzenie piłki. Widać, że gość nie boi się gry na ryzyku, a ryzyko ma to do siebie, że czasem boli, gdy usłyszysz „sprawdzam”. Sprokurował swoimi babolami trzy akcje Ukraińców. Karny, gdy Bochniewicz wyciął Jarmolenkę, wziął się z nieudanego podania piłkarza Cagliari. Kolejna wpadka – techniczny błąd, czyli podanie do rywala przed polem karnym. Była z tego druga najgroźniejsza akcja Ukraińców. Trzeci błąd ma najmniejszy kaliber – na siłę próbował szukać wolnego korytarza i kopnął w przeciwnika, zamiast – zgodnie z polską myślą szkoleniową – wybić na aut. W zasadzie wszystko, co najlepszego stworzyli nasi rywale, zrodziło się z błędów Walukiewicza. Miał też oczywiście udane wyprowadzenia na styku, ale trzy opisane wpadki mocno wpływają na jego notę. Nawet mimo kilku udanych wybić, zblokowań, przechwytów.

Bardzo możliwe, że tym słabszym występem posadził się na ławce w Lidze Narodów na Holandię i Włochy. Mimo wszystko jednak w ogólnym rozrachunku przy jego nazwisku można było postawić więcej plusów niż minusów.

Do tego momentu wszystko w karierze Walukiewicza układało się wręcz filmowo. Bajka zaczęła się psuć jesienią 2021. Polak nadal miał miejsce w składzie Cagliari, ale zaczął prezentować się słabiej. Coraz częściej zarzucano mu, że o ile ma wiele przymiotów nowoczesnego obrońcy, to zbyt często zawodzi w grze kontaktowej, w starciach fizycznych, gdy zwyczajnie trzeba podostrzyć i nie przebierać w środkach.

W lutym 2022 drużynę z Sardynii objął Leonardo Semplici i całkowicie odstawił Walukiewicza na boczny tor. Do końca sezonu nie rozegrał już on ani minuty, a w ostatnich meczach nie znajdował się nawet na ławce ze względu na coraz większe problemy z biodrem.

Po czasie okazało się, że z olbrzymim bólem zmagał się już co najmniej od pół roku, co z pewnością nie pozostawało bez wpływu na jego dyspozycję, odbiegającą od wcześniej wyznaczonych standardów.

Od dziecka miał tę nieszczęsną narośl na biodrze. To było pewne, że kiedyś będzie musiał iść pod nóż. Zanim poddał się zabiegowi, przez pół roku grał z tą kontuzją i nie grał dobrze. Nie chciał się operować, bo wiedział, że jest to niebezpieczne, ale prawda jest taka, że się męczył. Gdy lekarze go „otworzyli”, okazało się, że ta narośl mu się w biodrze oderwała. Musiał grać z gigantycznym bólem. To z nim najpierw walczył na boisku, dopiero potem z rywalem – mówił u nas Tomasz Suwary.

To, że wrócił do piłki po takiej kontuzji, to naprawdę duża rzecz. Bez charakteru i solidności Sebastiana nie byłoby to możliwe. Wielu na jego miejscu po operacji biodra już by nie grało – podkreślał agent piłkarza.

Walukiewicz pauzował w Serie A od 26 września 2021 do 3 kwietnia 2022, czyli ponad pół roku. Gdy już wrócił do meczowej kadry, zanotował jedynie dwa epizody w końcówce, a Cagliari spadło do drugiej ligi. Latem przechodził jeszcze dodatkową fazę rehabilitacji i tak naprawdę dopiero późną jesienią wrócił do optymalnej dyspozycji. W praktyce pełne wykaraskanie się ze zdrowotnych tarapatów zajęło mu ponad rok.

Był już wówczas piłkarzem Empoli. Nie zamierzał zostawać w Serie B i od początku szukał możliwości odejścia, co ostatecznie się udało. Empoli wzięło go jeszcze nie w stu procentach zdrowego (wypożyczenie z opcją wykupu), ale wiedziało, na co się decyduje i dało mu czas. Polak miał też opcje z Rennes, FC Kopenhaga i słabszych klubów Bundesligi, wolał jednak zostać we Włoszech.

Gdy już wreszcie mógł skupić się wyłącznie na walce o skład, długo pozostawał w cieniu. Duet stoperów najczęściej tworzyli będący nieraz kapitanem Sebastiano Luperto i reprezentant Albanii Ardian Ismajli. Walukiewicz walczył z Konim De Winterem o miano numeru trzy na tej pozycji. Belg wypadł na osiem ostatnich kolejek, na czym nasz rodak skorzystał, a w pewnym momencie posadził też na ławce Ismajliego i w końcówce sezonu pograł więcej. Nawet wtedy jednak nie ominął go pech. W meczu ze zdegradowaną już Sampdorią doznał kontuzji po starciu z Fabio Quagliarellą i mimo prób powrotu na boisku, musiał je opuścić po trzydziestu minutach. Na szczęście tym razem poprzestał na jednym meczu pauzy.

Empoli już w styczniu, gdy Walukiewicz jeszcze był głównie rezerwowym, określiło się, że wykupi go z Cagliari i po kilku miesiącach faktycznie ogłoszono sfinalizowanie transakcji. Ten sezon początkowo nie zapowiadał pozytywnego przełomu. W 4. kolejce Polak już po kilkudziesięciu sekundach sprokurował rzut karny z Romą. Skończyło się na klęsce 0:7, a reprezentant „Biało-Czerwonych” został zmieniony w przerwie, przy stanie 0:3.

W listopadzie wypadł na dwa mecze z powodu problemów z kostką, a następne cztery spędził na ławce. Na dobre wskoczył do składu pod koniec grudnia i od tego momentu gra niemal wszystko od deski do deski, nie licząc jednej pauzy za żółte kartki. To jego najlepszy okres w Serie A od czasów pierwszego roku w Cagliari. Co prawda przeciwko swojemu byłemu klubowi w głupi sposób podarował rywalom karnego (na szczęście dla niego Elia Caprile obronił strzał Nicolasa Violi), ale znacznie częściej jest chwalony. Obserwatorzy włoskiej ekstraklasy podkreślają, że zrobił postępy i dziś także w kwestii gry siłowej nie odstaje, nie tracąc przy tym swoich wcześniejszych atutów.

Temat reprezentacji ciągle wokół niego krążył. Czesław Michniewicz powołał go w czerwcu 2022 przed serią czterech meczów w Lidze Narodów, ale koniec końców został odesłany na zgrupowanie młodzieżówki. W październiku, już u obecnego selekcjonera, siedział na ławce z Wyspami Owczymi. Prawdziwy przełom może jednak nadejść teraz.

Sebastian Walukiewicz chyba nie jest faworytem Michała Probierza do wyjściowej jedenastki na baraże. Skoro z Estonią nie znalazł się nawet na ławce, trudno zakładać, aby nagle w Cardiff zagrał od początku. Jeśli jednak z jego zdrowiem wszystko będzie w porządku, prędzej czy później powinien się przebić do składu kadry. – Według mnie wkrótce będzie filarem naszej gry obronnej. Przeszedł do Empoli i wyleczył kontuzje, które mu przeszkodziły w rozwoju. To fantastyczny talent, gdy miał ledwie 17 lat już był w kręgu naszych zainteresowań, gdy prowadziłem reprezentację Polski – mówił w styczniu dla Interii Adam Nawałka i zapewne nie stwierdził tego ot tak, żeby być miłym.

Walukiewicz ma szansę stać się stoperem co najmniej europejskiej klasy. Punktem wyjścia jest to, by omijały go kolejne kontuzje. O tym, ile ciągłe perturbacje zdrowotne mogą namieszać, wie nie tylko on, ale w jeszcze większym stopniu Paweł Dawidowicz, dlatego pozostaje trzymać kciuki, żeby wszystko, co najgorsze w tej kwestii było już za nim. Jeśli tak będzie, reszta powinna obronić się sama.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

9 komentarzy

Loading...