Reklama

Tajemnica sukcesów Jakuba Kiwiora. Jako dziecko robił to, co Zinedine Zidane

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

20 marca 2024, 12:22 • 9 min czytania 4 komentarze

Gdy Jakub Kiwior 11 czerwca 2022 roku debiutował w reprezentacji Polski, wiele osób w kraju słabo go kojarzyło. Został od razu rzucony na głęboką wodę (mecz z Holandią, zremisowany 2:2), ale świetnie sobie poradził. Dziś jest zawodnikiem Arsenalu: ten sezon to 16 meczów w Premier League, od początku lutego zdobył bramkę i miał trzy asysty. W tej chwili w reprezentacji to on wydaje się być jedynym pewniakiem do gry w linii obrony. Żeby zrozumieć fenomen i „piłkarską inność” Kiwiora, warto opisać jego początki, bo w Polsce szkolono go według holenderskich wzorców. Porozmawialiśmy o tym z jego pierwszym trenerem z Tychów, Krzysztofem Bergerem.

Tajemnica sukcesów Jakuba Kiwiora. Jako dziecko robił to, co Zinedine Zidane

Jak to się stało, że Jakub Kiwior był szkolony w Tychach według specjalnego programu, pochodzącego z Holandii?

Krzysztof Berger: Zacznę od początku. To było ponad 20 lat temu: chciałem pracować z dziećmi jako trener, ale moja świadomość raczkowała. Nie miałem żadnej wiedzy, sam główkowałem, jak najlepiej szkolić młodych ludzi. W Polsce brakowało wiedzy na temat szkolenia dzieci. W Śląskim Związku Piłki Nożnej nie było mowy o jakimkolwiek kursie, uczącym pracy u podstaw z przedszkolakami. Obserwowałem jednak młodych piłkarzy z Zachodu, którzy byli inni, potrafili więcej i zadawałem sobie pytanie: „Jak to jest, że oni tak operują piłką? Kto ich wcześniej tego nauczył, tych zwodów?”.

W pewnym momencie poznałem paru fajnych ludzi, którzy zasypali mnie materiałami. Największe wrażenie zrobiły na mnie kasety VHS, pokazujące, jak wygląda system Coerver Coaching. Wprowadzano go od lat 80., a został nazwany na cześć legendarnego holenderskiego trenera Wiela Coervera, który w latach 70. wygrał z Feyenoordem Puchar UEFA, a ludzie nazywali go „Albertem Einsteinem futbolu”. Jednym z pierwszych piłkarzy szkolonych w ten sposób był holenderski pomocnik Boudewijn Zenden, reprezentant kraju. To były w tamtym czasie materiały niedostępne nigdzie indziej w Polsce.

Oglądałem to wszystko i byłem pod wielkim wrażeniem. Pomyślałem: „O rany Julek! Przecież to strzał w dziesiątkę”. Coerver opiera się na tym, żeby od samego początku uczyć czucia piłki, operowania nią. Wykonuje się dużo ćwiczeń w miejscu, jest sporo prowadzenia piłki, i wielokrotne powtarzanie zwrotów z nią, tzw. scyzoryków czy samb. Kuba Kiwior jako dziecko robił ich tysiące na treningach. To sprawia, że później lepiej na boisku wychodzą wszelkie zwody. Podstawą Coervera jest właśnie to – mistrzowskie panowanie nad piłką. Ważne jest, żeby uczyć się tego przez wiele lat – wcześnie zacząć i nie przerywać. Kontynuować najlepiej do 18., 19. roku życia. Stwierdziłem, że chcę to wdrażać w Tychach. Moim celem było założenie zespołu przedszkolaków, których będę uczył w ten sposób. Pamiętam rozmowy z paniami w przedszkolach, którym długo tłumaczyłem to wszystko, ale też uczyłem się od nich tego, jak działać z młodymi ludźmi.

Reklama

I założył pan pierwszą grupę treningową.

Nie było łatwo, bo w tamtym czasie PZPN wprowadził przepis, w myśl którego nie wolno było przyprowadzać do klubów dzieci młodszych niż 10 lat. W wielu drużynach tak właśnie to wyglądało. Ja jednak wiedziałem, czego chcę. Najpierw powstała pierwsza grupa, przy piłce halowej, a po roku działałem w parafialnym klubie Chrzciciel Tychy. I tam trafił Kubuś.

Znał się pan dobrze z jego tatą Piotrem, prawda?

Tak, z piłki amatorskiej. Próbowałem poważniejszego futbolu, ale doznałem ciężkiej kontuzji. Złamanie nogi z przemieszczeniem, operacja na goleń. Została mi piłka amatorska, a Piotrek zaproponował mi grę w swoim zespole. Jest nawet zdjęcie, na którym pozujemy razem z trzyletnim Kubusiem.

Niedługo później młodziutki Kiwior zaczął ćwiczyć w pana zespole. Co go wyróżniało?

Był bardzo uczuciowy. Pamiętam, jak kiedyś spóźnił się na zajęcia. Przed furtką tata musiał z nim walczyć, bo on nie chciał wejść, tak to wszystko przeżywał (śmiech). A piłkarsko? Z racji budowy struktur klubu miałem w zespole różne roczniki. Dominowali chłopcy urodzeni w 1997 czy nawet 1996 roku, a Kiwior jest z rocznika 2000. Najbardziej utalentowany był on i jego o rok starszy kolega Nikolas Wróblewski, dziś grający w niższych ligach. Przewyższali rówieśników wszystkim: szybkością, zdolnościami motorycznymi, mieli też świetną mentalność. Musimy wyjechać o trzeciej nad ranem, żeby zdążyć na turniej do Warszawy? Nie ma problemu. Trzeba potrenować aż sześć godzin w ciągu jednego dnia? Oni sami tego chcieli. Dlatego od początku zabierałem ich w zasadzie na wszystkie mecze z tymi starszymi chłopakami.

Reklama

Jakub Kiwior z drużyną, na turnieju Władysława Żmudy w Warszawie

Z czasem widziałem, że Kubę cechuje niezwykła zdolność do obserwacji. U niektórych zawodników to się rozwija latami, a on nie musiał za bardzo podnosić głowy, by wiedzieć, jaki oddać strzał, albo gdzie dokładnie i komu podać piłkę. No i te zwody, wyniesione z wielu powtórzeń i nauki systemu Coervera. Kuba wyjątkowo szybko łapał te ćwiczenia, a nie każdy zawodnik to czuł. Nie mówiąc o tym, że wielu graczy miało problem z zaprezentowaniem tego później w meczach.

A skąd pomysł, by pana młodzi zawodnicy trenowali judo?

Chciałem jako trener uzyskać najlepszą możliwą jakość i rozumiałem, że samo kopanie na bramkę to trochę za mało. Idea Coervera zakłada, że w piłce bardzo ważne jest odpowiednie przygotowanie gimnastyczne. Moja córka trenowała judo, poza tym pewnego dnia zacząłem czytać o tym, że Zinedine Zidane jako młody człowiek był mistrzem juniorów w judo. Miał nawet brązowy pas. Zacząłem się nad tym zastanawiać i rozumowałem tak: „Ten gość zdobył mistrzostwo świata, mistrzostwo Europy, z klubem też sięgał po wiele trofeów. Miał kapitalną motorykę. A przecież judo to też wiele ćwiczeń ogólnorozwojowych, jak gwiazdy, rzuty, praca w parterze. Tu wszędzie pracują ścięgna”.

Doszedłem do wniosku, że w połączeniu z piłką to może dać piorunujący efekt. Później okazało się, że wiele znanych klubów wprowadzało do treningów elementy zapasów czy judo. Pamiętam, jak rozmawiałem z trenerami holenderskiego Ajaxu. Powiedzieli wyraźnie, że u nich dzieciaki raz w tygodniu ćwiczą też judo.

Ja bym wprowadził judo do każdej szkoły podstawowej. Ten sport daje bardzo wiele, a w połączeniu z piłką i systemem Coervera powoduje, że młody gracz jest petardą mocy i może być długofalowo gotowy na walkę na boisku ze swoimi rówieśnikami z Anglii czy Niemiec. Grupa Kuby Kiwiora miała judo raz w tygodniu przez pewien czas. Widziałem efekty, to była wystarczająca jednostka.

Pamięta pan szczególnie jakiś turniej, w którym Kuba błysnął jako młody zawodnik?

Tak, na warszawskim Torwarze, z 2010 roku. Dariusz Kubicki zorganizował tę imprezę, miała związek z EURO 2012 w Polsce i na Ukrainie. Był przeznaczony dla najzdolniejszych piłkarzy z rocznika 1997. Dostaliśmy zaproszenie, były tam fajne kluby, jak Jagiellonia Białystok. Pamiętam, że Grom Tychy, bo wtedy chłopcy grali już w nim, a nie w Chrzcicielu, doszedł do finału, ale przegraliśmy tam z Dunajcem Nowy Sącz. Kuba na początku, z racji młodego wieku, był w drużynie trochę maskotką, ale z czasem najpierw brał udział w meczach, by później decydować o losach gry.

Pamiętam też, że podczas tamtych zawodów zorganizowano spontaniczny konkurs rzutów karnych. Do bramki wszedł Maciej Szczęsny, tata Wojtka. Kuba bardzo chciał strzelać i wbił mu gola, doszedł do finału tamtego konkursu. Tego typu doświadczenia mocno go kształtowały. Innym razem jego drużyna w nagrodę za wynik sportowy wybrała się do Watfordu i miała zorganizowane spotkanie z Grzegorzem Rasiakiem. Rozegrała też mecz z jakąś angielską drużyną. Chłopcy wtedy tych Anglików roznieśli. Można powiedzieć, że już wtedy Kuba zbierał doświadczenia w Anglii (śmiech). Dziś, jako gracz Arsenalu, jest szczupły, a wtedy wyglądał nieco inaczej, był raczej ubity, ale jednocześnie wysportowany. Nic długo nie wskazywało też na to, że będzie wysoki. W końcu jednak urósł.

Jakub Kiwior jako dziecko (drugi od lewej)

Wiem, że obserwował go pan bardzo uważnie też, gdy już przestaliście razem pracować. Kariera Kiwiora była prowadzona w sposób, który niektórych dziwił. 16 lat – transfer do Anderlechtu Bruksela. Później nie wróci już do żadnego polskiego klubu. 19 lat i przenosiny na Słowację, do przeciętnego klubu FK Podbrezova. Dopiero później trafił do MSK Ziliny, czołowej drużyny w tym kraju. Z niej – Spezia i teraz Arsenal.

To wszystko było robione bardzo rozsądnie, bez pośpiechu. Kuba był w GKS-ie Tychy i mógł tam zostać, miał perspektywy, ale uznali z tatą, że chcą spróbować w Anderlechcie. W Belgii trafił na poziom wyższy niż swój. Miał 16 lat, a znalazł się w grupie 17-19 latków, w większości czarnoskórych, którzy rozumieli się bez słów. Do tego na początku nie znał dobrze francuskiego. Ale, po części dzięki Coerverowi, znał ćwiczenia, które tam się wykonywało i wchodził dynamicznie w ten system. Niektórzy pisali, że w Belgii obniżył loty. Że mu nie szło. Ale tak nie było. Prawda jest taka, że w Anderlechcie nie brakowało wiele, żeby zadebiutował w pierwszym zespole.

Przeniósł się na Słowację i tam w trzecim meczu dla Podbrezovej strzelił gola z przewrotki. Gdy to zobaczyłem, przypomniało mi się, jak Kuba grał jeszcze w Gromie. W Tychach było boisko, na które rzucono dużo piasku. Zaczęliśmy tam ćwiczyć, m.in. salta i właśnie przewrotki. A tu po latach właśnie taki gol.

W Spezii trener Thiago Motta ustawiał go jako defensywnego pomocnika. To dla Kuby nietypowa pozycja, ale dał sobie radę. We Włoszech kluczowa była taktyka. Usłyszał, że nie może wychodzić poza pewne ramy. Przyjęcie, podanie, ważne, by było dokładne. Miał raczej unikać dłuższego prowadzenia piłki, czy rajdów. Kuba dość szybko zbudował sobie tam pozycję w drużynie.

Kiedy pojawiła się informacja, że bierze go Arsenal, czytałem głosy, że sobie nie poradzi, bo to zbyt silny klub. A ja zwracałem od początku uwagę na mądrość trenera Mikela Artety, który dostrzegł u niego te wszystkie atuty, o których rozmawialiśmy. Minął już ponad rok, od kiedy jest w Arsenalu, i okazuje się, że to być może idealnie miejsce dla niego. Ale ja uważam, że Kiwior nie pokazał jeszcze wszystkiego, co potrafi. Ten chłopak ma fantastyczne, soczyste uderzenie w pełnym biegu. Widziałem, jak prawie rozrywał siatkę. Wiadomo, z uwagi na pozycję musi skupiać się na defensywie, ale zobaczy pan, że jeszcze i tego typu goli Kuby będziemy doświadczać.

Wierzy pan w awans kadry na EURO 2024?

Tak, wierzę. Myślę, że w obecnej sytuacji najwięcej zależy od samych zawodników. Trener po prostu bierze to, co ma, i ustala skład. W ostatnich tygodniach widać wzrost formy u wielu piłkarzy. Nie powinniśmy tego zawalić. Coś w tej grupie ludzi ewidentnie drgnęło. Nawet jeżeli w finale przyjdzie nam grać z Walią na jej terenie, na pewno jesteśmy w stanie ją pokonać.

Fot. Adam Starszyński 

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI NA WESZŁO: 

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

4 komentarze

Loading...