Już dziś w nocy odbędzie się pierwsza runda draftu NBA. Z dwoma wysokimi pickami przystąpią do niego San Antonio Spurs. Ostrogi wybierać będą drugiego i czternastego zawodnika, a to oznacza, że ich skład po raz kolejny solidnie wzmocni się talentami. Po kogo sięgną? Gdzie w ich składzie są największe braki? Czy będą chcieli wejść na rynek i spróbować pohandlować zawodnikami? I co to wszystko oznacza dla Jeremy’ego Sochana?

San Antonio Spurs i draft NBA 2025. Kogo wybiorą Ostrogi?
Talent taki, że głupio nie skorzystać
Dylan Harper na pewno nie będzie w zespole San Antonio Spurs brakującym ogniwem. A jednak niemal ze stuprocentową pewnością można stwierdzić, że to jego wezmą do siebie – z drugim pickiem – Ostrogi. Dlaczego? Bo Harper jest po prostu drugim największym talentem tegorocznego draftu. To trochę jak Real Madryt z Franco Mastantuono – może i skład na tej pozycji jest nieco zapchany, ale po prostu głupio nie sięgnąć po takiego gościa.
CZYTAJ TEŻ: MÓGŁ BYĆ KOLEJNYM RAFĄ NADALEM, ZAGRA DLA JEGO UKOCHANEGO REALU. FRANCO MASTANTUONO
Niemniej, jako że Dylan to rozgrywający albo rzucający obrońca, pojawiają się co jakiś czas pytania, jak Spurs go zagospodarują. Bo akurat w tych rolach mają już kilku graczy. Tę kwestię wyjaśnia Mateusz Babiarz, fan ekipy z San Antonio i ekspert w jej sprawach, często udzielający się na portalu X:
– Faktycznie, są pytania o „fit”, bo Harper to gość, który potrzebuje piłki, a w Spurs mają już na obwodzie De’Aarona Foxa, Devina Vassella i Stephona Castle’a [najlepszego pierwszoroczniaka minionego sezonu – przyp. red.]. Do nich dojdzie teraz kolejny młody zawodnik. Podobno jest jednak takie nastawienie, że on jest tak utalentowany, dobry i młody, że gdyby za rok czy dwa zaczął wypychać ze składu Foxa, to się tego Foxa wymieni. A Harper pasuje i wiekowo, i charakterologicznie i gabarytowo – bo jest duży jak na rozgrywającego – do Victora Wembanyamy. Dlatego chcą go mieć.
Sam Harper talent ma ogromny, przez większość uniwersyteckiego sezonu był jedynym gościem, którego potencjalnie rozważało się jako jedynkę draftu, gdyby nie miał nią być Cooper Flagg. Dziś wszyscy są zgodni, że Dallas Mavericks wezmą Flagga, ale też wszystkie przewidywane układy draftu na drugim miejscu wskazują Harpera, dopiero na dalszych pozycjach zaczyna się lekka rotacja. Stąd Dylana w wywiadach pyta się już tak naprawdę nie o to, gdzie chciałby trafić, a jak podoba mu się perspektywa gry dla Spurs.
CZYTAJ TEŻ: COOPER FLAGG. NOWA SUPERGWIAZDA NBA TO… BIAŁY CHŁOPAK Z KOSZYKARSKIEJ PUSTYNI?
– To na pewno byłoby wspaniałe, błogosławieństwem byłoby mieć szansę grać z nimi [Wembanyamą i Castle’em] w drużynie, bo to dwie młode gwiazdy. Reszta zespołu też jest bardzo dobra. Myślę, że mogę się do tego dołożyć. Jestem pełen energii, pasuję tam charakterem. Jestem gotów robić, czego tylko będą ode mnie potrzebować – mówił. Zresztą Harper o wymogach NBA pewnie już trochę wie – jego ojciec, Ron Harper – był pięciokrotnym mistrzem ligi: trzy tytuły zdobył z Chicago Bulls (1996-1998), a dwa z Los Angeles Lakers (2000-2001).
Dylan ma się na kim wzorować. Choć jeśli chodzi o to, jakim jest prospektem, to ojca już przerósł. Ron Harper do NBA trafił z ósemką (do Cleveland Cavaliers), jego synowi pisany jest w drafcie numer dwa i miejsce w San Antonio Spurs. No, chyba że stałoby się coś niespodziewanego.
– Harper będzie wybrany na sto procent. To nawet nie pytanie o to, czy Spurs by go mieli wziąć, a czy opcjonalnie będzie jakaś wymiana, w której by oddali ten pick. Według opinii insiderów w klubie jest teraz takie podejście, że to musiałaby być wymiana po kogoś pokroju Giannisa [Antentokounmpo]. Gdy Phoenix Suns pytali o wymiany za Kevina Duranta, to Spurs od razu im powiedzieli, że ani Stephon Castle, ani numer dwa tegorocznego draftu, ani Jeremy Sochan nie są dostępni. Ale gdyby to był Giannis, to pewnie byłoby to do zrobienia. Tylko że on najpierw musiałby powiedzieć, że tej wymiany chce, a na razie tego nie zrobił. Nie sądzę, żeby przed draftem miała nagle wpaść taka bomba, to już za późno. Nie byłoby to też w interesie Giannisa – mówi Babiarz.
Innymi słowy: Harper powinien się szykować na to, że trafi pod skrzydła Mitcha Johnsona i będzie musiał swoje w Spurs udowodnić. Jednak jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem – za dwa-trzy lata powinien być kolejną gwiazdą tego zespołu.
Pytanie brzmi więc: co Spurs zrobią z drugim ze swoich wysokich picków?
Potrzeba dużego chłopa
Eksperci są zgodni: Spurs brakuje centymetrów, kilogramów i obwodu w bicepsach. Czyli kogoś, kto wjedzie pod kosz, poprzepycha się, zbierze piłkę, a potem poślę ja do kolegów, by ci rozegrali akcję. A z kolei pod koszem rywali zagra spod niego i przepchnie kogo trzeba, gdy będzie trzeba. Jasne, że może to dziwić, skoro jest w San Antonio Wembanyama. Ale prawda jest taka, że on nigdy nie będzie takim typem zawodnika.
– Faktycznie, większość osób uważa, że Spurs potrzeba centra, ponieważ jest wielki problem ze zbiórkami, bo Wembanyama jest chudy. Najlepiej zbierającym zawodnikiem w poprzednim sezonie był Sochan, który miał chyba jakieś 7,4 zbiórki na mecz. Nie było nikogo takiego, kto by się rozpychał pod koszem. Jak był rywal, który miał dobrego centra, to po prostu tych Spurs ogrywał bez litości. Joel Embiid rok wcześniej rzucił 60 punktów. Sochan jak miał pilnować w jednym meczu Karla-Anthony’ego Townsa, to się od niego odbijał – mówi Babiarz.
Stąd potrzeba centra. I wielu ekspertów sugeruje, że właśnie pick numer 14 w tegorocznym drafcie może zostać poświęcony na sprowadzenie takowego. Tym bardziej, że w wielu symulacjach z tym numerem ostać może się Joan Beringer, 18-latek, który ma za sobą sezon w słoweńskiej lidze i radził tam sobie bardzo dobrze. Ale równie często co do Spurs, w symulacjach trafia do Hawks, którzy wybierają… o jeden pick wcześniej.
– Beringer to Francuz, więc jest dodatkowe połączenie [do Wembanyamy]. To podkoszowy, ale nie oldschoolowy, wielki center. Często są też wymieniani Collin Murray-Boyles, Derik Queen i taki człowiek, który jeżeli utrzyma się do „14”, to wiele osób uważa, że Spurs go wezmą, czyli Cedric Coward. To skrzydłowy, uważany za takie „sreberko”. Późno pojawił się w przewidywanych draftach, ale podobno dużo drużyn się na niego nastawiło. Mówi się, że chcieliby go na przykład Thunder, czyli aktualni mistrzowie NBA – twierdzi Babiarz.
Dodaje też, że choć w San Antonio center naprawdę by się przydał, to Spurs mogą patrzeć raczej na największy talent, dopiero potem pozycję. Bo tak robili przez lata i zwykle dobrze na tym wychodzili. Innymi słowy: jeśli do 14. picku spadnie niespodziewanie ktoś, kogo warto będzie wziąć, a nie będzie centrem, to w Teksasie wzruszą ramionami, po czym tego kogoś wezmą. Zresztą akurat środkowy to nie jedyny brak w ich kadrze. A, jak podkreśla Babiarz, centra akurat może być lepiej w drafcie odpuścić:
– W kadrze przydałby się i center, i skrzydłowi. Obwód będzie doładowany, tam będzie co najmniej czterech graczy rotacyjnych, ale braki są pod koszem, tam gdzie center i silni skrzydłowi. Przy czym ja osobiście uważam, że jeśli mają wziąć centra z „14” i liczyć, że będzie rotacyjnym graczem od razu… to może się nie udać. Łatwiej byłoby wyciągnąć kogoś doświadczonego z rynku wolnych agentów. Wziąć chłopa, który ma 30 lat, jest ograny i silny, w sensie ma ciało dorosłego faceta. Bo jak przyjdzie 18-latek, to on może być silny, ale chudy. I dowolny zawodnik NBA, który gra już w tej lidze 10 lat, przestawi go jedną ręką.
Na kogo więc postawią Spurs w swoim drugim picku? Właściwie nie da się tego przewidzieć. W dziesięciu największych tak zwanych „mock draftach” – a więc rozpiskach kolejnych wyborów – podsumowanych przez NBA, pojawiają się w tym wyborze nazwiska aż siedmiu (!) zawodników, z czego tylko trzech dwukrotnie – Beringera, Murraya-Boylesa (silny skrzydłowy) i niewymienionego jeszcze Thomasa Sorbera (skrzydłowy).
Innymi słowy – choć to brak centra jest najbardziej zauważalny, Spurs mogą skusić się na skrzydłowego. A uzupełnienia braków na „jedynce” poszukać gdzie indziej.
Mistrzowie interesu czy budownictwa?
Gdzie jak gdzie, ale w San Antonio budować zawodników potrafią. To na tej filozofii wyciągania talentów i robienia z nich mistrzów bazowała ekipa Spurs przez lata, dzięki temu zdobywała kolejne tytuły mistrzowskie. Teraz już kilka lat z rzędu za sprawą dobrych picków wyciągali oni znakomitych zawodników – Sochana, Wembanyamę, Castle’a, a teraz najpewniej Harpera. Równocześnie jednak zaczęły pojawiać się doniesienia, które już tu po części poruszyliśmy.
Mówi się, że Spurs gotowi byliby pójść na wymianę i wziąć wielką gwiazdą, dającą nadzieją na sukcesy tu i teraz.
A więc jak będzie: powolna budowa czy przyspieszenie akcji?
– To jest tak, że przez pierwsze dwa sezony Wemby’ego w klubie szli powoli, ale w pewnym momencie zaczęli przyspieszać. Sięgnięcia po Foxa [przyszedł w lutym tego roku, po trójstronnej wymianie – przyp. red.], cały ten ruch był już nietypowy dla San Antonio, bo oni raczej rzadko wymieniali po tak cenionych zawodników. Osobiście myślę, że w Spurs troszeczkę wystraszyli się tych problemów Wembanyamy z zakrzepicą. Mogą obecnie uważać, że on niekoniecznie będzie grać 15-20 sezonów w NBA, a na przykład tylko 10. A jego peak będzie krótszy niż normalnie i potrwa na przykład od następnego sezonu przez kolejnych 5-6 lat. Więc w tym czasie trzeba będzie zaatakować tytuł. Jeśli więc pojawiłaby się opcja wymiany po gwiazdę, to pewnie to zrobią – mówi Babiarz.
Cały czas mówimy jednak o prawdziwej gwieździe, kimś kto wejdzie do zespołu i z miejsca podniesie jego jakość, gwarantując walkę o najwyższe cele. Haczyk jest jednak taki, że ktoś taki w wymianie byłby kosztowny, a Spurs niekoniecznie stać teraz na to, by posyłać wielu graczy do innego klubu w zamian za jednego kozaka. Dlaczego? Z prostego powodu. Ich kadra jest stosunkowo wąska, bo cały czas są w czasie tej przebudowy, nie ukończyli jej. To nie tak, że ta wielka gwiazda to brakujący element.
Tych, o czym już wspomnieliśmy, jest po prostu więcej. Dlatego z wymianami mogą się wstrzymać.
– Skład Spurs, poza 5-6 graczami, jest płytki. Jeśli porównamy to do mistrzów z Thunder, to gdyby oni chcieli pójść po Giannisa, to już po wymianie mieliby tylu rotacyjnych graczy i Giannisa. Spurs idąc w taką wymianę, skończyliby teraz z Wembym, Foxem, może Castle’em… i to tyle. Więc to trzech gości i Giannis, pozostali nie byliby na poziomie walki o tytuł – uważa Babiarz.
Czy wymiana jest jednak możliwa? No jest, w NBA zawsze jest. Ale cena musiałaby być naprawdę dobra, a Spurs musieliby wierzyć, że skład wokół tej gwiazdy będą mieli odpowiednio jakościowy. Możliwe też, że po prostu poczekają jeszcze rok, bo ten sezon może odpowiedzieć na wiele pytań, przede wszystkim takich jak: „Kto okaże się najmniej potrzebny?” czy „Kogo możemy się pozbyć bez straty na poziomie gry?”.
Możliwe też jednak, że postawią na budowę i dadzą sobie jeszcze kilka lat. Wszystko zależy od tego, jakie możliwości pojawią się na rynku.
I tu powstaje też jeszcze jedno – dla nas najważniejsze – pytanie.
Co z Sochanem?
Czy to możliwe, że Jeremy stanie się częścią jakiejś wymiany? Oczywiście, że tak. To ceniony zawodnik, świetny w defensywie, z przodu lepszy z sezonu na sezon. Wiele ekip chętnie by go u siebie zobaczyło. Gdy przyjdzie do wymian, będzie jednym z „zasobów” Spurs, którymi ci będą mogli próbować grać. O ile będą tego chcieli. Bo w San Antonio Jeremy wyrobił sobie już pewien status.
– On w Spurs jest bardzo lubiany za swoje nastawienie. Ma fajny mental, nie boi się podostrzyć, zaatakować. Taki „enforcer” też jest drużynie potrzebny, zwłaszcza jak masz w składzie takiego Wembanyamę. Rywale muszą się bać i wiedzieć, że jak walniesz kogoś na parkiecie, to zaraz przyleci do ciebie taki Sochan. To jedna rzecz. Druga jest taka, że Jeremy robi jak na razie wszystko, czego od niego wymagano. Gdy w klubie chcieli, żeby grał jako rozgrywający, to to robił. Miał grać jako center – próbował. Teraz z kolei mocno ćwiczy rzut za trzy. I mechanika tego rzutu wydaje się być dużo lepsza, to widać – twierdzi Babiarz.
Sochan, jeśli faktycznie rzut poprawi, może więc stać się dla Spurs jednym z cenniejszych zawodników. Raz, że niezmiennie jest naprawdę dobry w defensywie i gotów sprawić problemy większości rywali, a cierpieli przy nim nawet najlepsi, jak Luka Doncić. Oczywiście, jest tu kilka „jeśli”. Pierwsze jest takie, że musi być zdrowy, a sezon 2024/25 był takim, w którym dokuczały mu mniejsze lub większe urazy. Drugie w sumie już wspomnieliśmy – jeśli rzut faktycznie będzie lepszy, bo Sochan gotów dołożyć coś zza łuku, to Sochan groźniejszy dla rywali. Trzecie „jeśli” to kwestia defensywna – jeśli nadal będzie ogarniać na swoim poziomie, to powinien być ceniony.
Jeśli – i to jeśli ostateczne – zgramy te trzy „jeśli”, wyjdzie, że o pozostanie Jeremy’ego w Spurs powinniśmy być – przynajmniej na razie – spokojni.
– Mamy teraz Foxa na jedynce, który jest mały i jest średnim obrońcą. Dlatego potrzebujemy teraz na skrzydle takiego gościa, który w obronie będzie w stanie przyjmować zawodników od pozycji rozegrania do silnego skrzydła na siebie. Osobiście – o ile nie pojawi się ogromna gwiazda w wymianie – uważam, że Sochan zostanie. Mało tego, podejrzewam, że mogły się już pojawić rozmowy na temat nowego kontraktu – mówi Babiarz.
A nam pozostaje przekonać się, jak będzie wyglądać ekipa Ostróg po drafcie NBA. Tym, który już dziś w nocy.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix