Reklama

Nie tylko rasizm. Raków zabija swój sympatyczny romantyzm? [KOMENTARZ]

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

12 maja 2025, 19:10 • 7 min czytania 166 komentarzy

Kiedy Raków trafiał do Ekstraklasy w 2019 roku, pisał wstęp do pięknej historii. Wiedzieliśmy, że jest bardzo ciekawym projektem na mapie Polski – z oryginalnym i długo pracującym trenerem, pod opieką bogatego i mądrego właściciela, z ambitnym planem na podbicie ligi. Wtedy klub z Częstochowy budził wyłącznie pozytywne emocje, może z pominięciem kontrowersji wokół stadionu, ale co najważniejsze: po prostu dawał się lubić. Przez kolejne lata wręcz bezwarunkowo, zwłaszcza po osiąganych sukcesach, które dopełniły cały ten częstochowski romantyzm. Ale mamy 2025 rok i chyba pierwsze tak zauważalne rysy na dobrze kojarzącym się szyldzie, a co za tym idzie – test, jak tym problemem zarządzić.

Nie tylko rasizm. Raków zabija swój sympatyczny romantyzm? [KOMENTARZ]

Gdy jesteś na szczycie, inni, których z niego zepchnąłeś, naturalnie będą cię kąsać. Nie dziwią więc obelgi w stronę Rakowa ze strony środowiska Lecha czy Legii. One po części na pewno wynikają z zazdrości na widok skromniejszego klubu, który z biegiem sezonów stał się wielką jak na Polskę marką, potrafiąca zmieść resztę ligi w sensacyjny sposób. Wobec takich przypadków kibicom trudno zachować neutralność, a co dopiero sympatię na paliwie z pierwszych lat Rakowa w Ekstraklasie, gdy nikomu jeszcze nie zdążył zaleźć za skórę.

Raków a rasizm i słabnąca sympatia. To się dzieje, choć nie musi

Ale zostawmy to, bo Raków ma teraz inne kłopoty, potencjalnie wizerunkowe i rzutujące na odbiór całego klubu. Pierwszym z brzegu, podsyconym przez ostatnie wydarzenia na meczu z Jagiellonią, jest oczywiście rasizm.

Kiedy kibice na stadionie udają małpy i rzucają wyzwiskami wiadomej treści w stronę czarnoskórych piłkarzy drużyny przeciwnej, są rasistami, którzy nie powinni mieć wstępu na trybuny. Gdy w dodatku nie wspierają dopingiem swoich, też czarnoskórych zawodników – a to zjawisko, o którym można usłyszeć w Częstochowie – są debilami. Nie da się tego obronić, koniec, kropka. W zasadzie jedynym słusznym działaniem (nie tylko w obliczu aktów rasistowskich w stronę Pululu) byłoby potępienie i srogie kary. Oczywiście wolelibyśmy indywidualne, ale znając realia egzekwowania tego typu prawa, można liczyć co najwyżej na zbiorowe. Na przykład: PZPN zamyka Rakowowi centrum rasizmu na stadionie, czyli “młyn”, na kolejny mecz domowy. Nie byłoby w tym nic bulwersującego.

Kibice Rakowa, tak jak cały klub, od lat kojarzą nam się ze spokojniejszym, nie sprawiającym kłopotów gronem ludzi. Widząc ich daleko nam do skojarzeń z kibolami Legii czy Wisły Kraków, choć tych zespołów oczywiście dałoby się wymienić więcej. Wspominamy o tym dlatego, że czy ktoś tego chce czy nie, nawet mała grupa w skali Polski – kilkudziesięciu czy kilkuset osób – może źle wpływać na otoczkę wokół całej marki klubowej. Na zapleczu Ekstraklasy przekonali się o tym w Krakowie, a w ostatnich sezonach europejskich pucharów wyjątkowo w Legii. No więc analogicznie dzisiaj, jeśli człowiek z szalikiem Rakowa robi smród, o którym mówi się wszędzie poza Częstochową, jak myślicie: sam Raków będzie coraz fajniejszy w odbiorze czy wręcz przeciwnie?

Reklama

Na to pytanie istnieje tylko jedna rozsądna odpowiedź, ale idźmy dalej.

Papszun często mówi z sensem, ale też częściej niż kiedyś zaczął przesadzać

Na nadszarpnięty obraz Rakowa składają się jeszcze inne kwestie. Takie, które nie musiałyby występować, a jednak je obserwujemy. To choćby postać Marka Papszuna – owszem, trzeba doceniać go za to, jak namieszał od niższych lig po Ekstraklasę oraz ile znaczy w polskim futbolu. To świetny trener, bez dwóch zdań. Ale skoro za bucowatość i arogancję krytykujemy Goncalo Feio, zachowując odpowiednie proporcje, nie możemy milczeć w przypadku – nomen, omen – jednego z jego nauczycieli, któremu wypadałoby czasami się zahamować.

Papszun zawsze lubił powiedzieć coś kontrowersyjnego, rzucić mocną tezę, skraść nagłówki. Jest człowiekiem specyficznym w komunikacji ze światem, to jasne od dawna, ale nikomu specjalnie tym nie wadził. Tylko że, wiecie, są pewne granice, a ma się wrażenie, że po powrocie do pracy trener Rakowa w swoim stylu bycia stał się trochę niesmaczny i zbyt opryskliwy. Świadczy o tym część jego wypowiedzi.

Po 3:2 z Widzewem, zapytany na konferencji o ledwo wyszarpane zwycięstwo: – Ja nie rozumiem tej nomenklatury. Jestem chyba za stary, za głupi na to. To się przyjęło w tym waszym światku, a później kibice to podłapują. To jest głupie, to jest tak płytkie i mizerne, że ja bym taką nomenklaturą w ogóle nie operował. Jak na jakichś blokowiskach, to w ogóle nie przystoi moim zdaniem. To jest słabe.

Odpowiedź na słuszną tezę Bartłomieja Pawłowskiego o Rakowie jako “mistrzu zabijania i psucia meczu”: – Głupie, płytkie i mizerne. Bartek nie może grać, to ma dużo czasu na wymyślanie historii science-fiction. Chciał pewnie atmosferę podgrzać, jest to element gry. Dobry w tym jest i mu tego gratuluję. Ja natomiast go kojarzę z tego, że jest dobrym piłkarzem i chyba lepiej mu to wychodzi niż takie podjudzanie. 

Niepotrzebna wypowiedź w podobnym tonie, w podobnym temacie, po tekście Pawła Paczula o “zabijaniu futbolu”: – To opinia, która ma przyciągnąć czytelników, ale nie idą za nią żadne argumenty. To plucie na kogoś, na zasadzie: oplujemy, żeby było fajnie, śmiesznie. Ten pan się zajmuje… nie wiem, czym to nazwać; to nie jest raczej dziennikarstwo. Ma takie prawo, bo nikogo specjalnie nie obraża. Może to robić. Ale ja się nie będę do tego ustosunkowywał. Nie będę schodził do tego poziomu.

Reklama

A przecież mamy jeszcze mniejsze szpilki w kierunku sędziów, sugestie o faworyzowaniu innych (na przykład Legii), wietrzenie spisków, to narzekanie, że Raków jest pokrzywdzony. O dziwo, gdy dzieje się odwrotnie i cierpi rywal, Marek Papszun milczy. Gdyby robił to w obu przypadkach, nie byłoby tematu. A tak stało się to zwyczajnie niesympatyczne i zbędne.

Styl gry też nie pomaga Rakowowi jak kiedyś

Do tego dokładamy styl gry, który w wielu meczach tego sezonu nie pomógł Rakowowi w zdobyciu sympatii tych, którzy na przykład dopiero zaczynają oglądać Ekstraklasę. Ktoś powie, że wicemistrzowski, a w szczególności mistrzowski Raków, wyglądał podobnie. Jeśli chodzi o całą bazę taktyczną, te wszystkie reguły, na których opierają się zespoły trenera Papszuna – okej, zgadza się. Ale przecież  Raków potrafił być w przeszłości ciekawszy i bardziej widowiskowy dzięki indywidualnościom (patrz: Ivi Lopez w życiowej formie), co wcale nie wynikało z efektu świeżości. Nie porywał co tydzień, nie zabierał na karuzelę jak Barcelona Flicka, ale też nie męczył monotonnością w takim stopniu, jak w ostatnich kilku, a może kilkunastu miesiącach, jeśli zahaczymy o kadencję Dawida Szwargi.

No i rzecz ostatnia, która też robi swoje przy tendencji, jaką jest słabnąca sympatia bezstronnych widzów do Rakowa. To poprzeczka w zarządzaniu klubem, którą Raków sam ustanowił, a której od zdobycia mistrzostwa Polski nie potrafi dosięgnąć. Chodzi o nieudane transfery, wiele zmian w strukturach, dziwne decyzje, potem próby powrotu do ustawień fabrycznych już z Papszunem na pokładzie (tu może okazać się trafna, zobaczymy). Naprawdę dużo się działo i to tylko na przestrzeni ostatniego roku, niekoniecznie w sensie pozytywnym, a Raków musi zdawać sobie sprawę, że skończył się okres, gdy wybacza mu się wszystko. To już równorzędny rywal dla Lecha, Legii czy Jagiellonii, który będzie rozliczany nawet z mniejszych potknięć sportowych i wizerunkowych. A moglibyśmy jeszcze wspomnieć o marginalizacji polskich piłkarzy, która w Rakowie poszła dalej, ale damy sobie spokój. Albo o stadionie, dzisiaj “arenie”, który jest przaśny, mały, swojski, ale po kilku latach ma prawo częściej wywoływać efekt zażenowania niż sympatyczny uśmiech.

Oczywiście nie jest tak, że to wszystko, co wymieniliśmy, składa się na wielki problem Rakowa czyniący go wrogiem piłkarskiego narodu. Nie, spokojnie. Po prostu przestali nam wysyłać laptopy   zwracamy uwagę na zjawisko, któremu z perspektywy klubu warto się przyjrzeć, póki nie rozrośnie się do czegoś większego. Wiadomo, że najlepszy klub – a Raków wciąż może nim być, o ile Lech się potknie – generuje krytyków. Ale znacznie lepiej by było, gdyby decydowały o tym wyłącznie sprawy sportowe. A nie – jak ostatnio – szereg innych, na czele z tym nieszczęsnym rasizmem, który niestety może przyczepić się do klubu jak rzep do psiego ogona i psuć mu wizerunek nawet w Europie. Gdybyśmy dbali o PR “Medalików”, właśnie tym zajęlibyśmy się w pierwszej kolejności i mamy nadzieję, że w Częstochowie myślą podobnie.

CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Awantura o piłkarza Legii. Odmówił wyjazdu na Euro, bo żądał gwarancji gry?

Szymon Janczyk
0
Awantura o piłkarza Legii. Odmówił wyjazdu na Euro, bo żądał gwarancji gry?
Anglia

Manchester City złamał przepisy Premier League. Zapłaci ponad milion funtów kary

Aleksander Rachwał
1
Manchester City złamał przepisy Premier League. Zapłaci ponad milion funtów kary

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Awantura o piłkarza Legii. Odmówił wyjazdu na Euro, bo żądał gwarancji gry?

Szymon Janczyk
0
Awantura o piłkarza Legii. Odmówił wyjazdu na Euro, bo żądał gwarancji gry?

Komentarze

166 komentarzy

Loading...