Jeśli w środku pola, w spotkaniu z Chelsea, na Stamford Bridge potrafisz zagrać w ten sposób, to coś musi w tobie być. Nie ma dyskusji – nie ma że rywal grał na pół gwizdka, że olał ten mecz rewanżowy, bo abstrahujemy kompletnie od wyniku. Maxi Oyedele był wczoraj po prostu świetny i to właściwie pod każdym względem. Na tle Cole’a Palmera czy Reece’a Jamesa, piłkarzy z zupełnie innej ligi, dosłownie i w przenośni. Takiego go można polecać Michałowi Probierzowi. I na takim warto zawiesić oko, mimo wad, o których zdążyliśmy się już przekonać. Teraz pogadamy o zaletach.
Ostatnio dużo mówi się o kandydatach na prezydenta i jakimś mitycznym “formacie prezydenckim”. No to dziś przeniesiemy te rozważania na grunt futbolu – Maxi Oyedele takim występem w meczu z Chelsea pokazuje, że można go realnie rozpatrywać jako zawodnika o formacie reprezentacyjnym. Wcześniej ten debiut i powołanie budziły wątpliwości, ale jeśli jest w nim potencjał na takie granie, to śmiało, powołujmy. Na tej pozycji nie potrzebujemy przecież w kadrze wielkiego kreatora, szybkiego z piłką i bez piłki, grającego na dużej intensywności. My tylko chcemy powrotu do chwil, w których jarał nas sprincik Krychowiaka za Messim i ta wytargana piłkarskiemu półbogowi spod nóg piłka.
Znacie tamtą akcję z czasów Grześka w Sevilli. My po prostu tęsknimy za polskim pomocnikiem zdolnym do gry na pozycji numer sześć i mającym papiery na to, by zabetonować środek pola na lata. Wczoraj widzieliśmy Oyedele, który mógłby nasz sen spełnić. Tylko musiałby na takim poziomie ustabilizować swoją formę, a nie zagrać w takim stylu i z takim rywalem raz na ruski rok.
Maxi Oyedele i problem rywala. Mobilizacja, motywacja czy ki diabeł?
W ogóle mecze w europejskich pucharach to najlepsza okazja do tego, by zobaczyć w ekstraklasowych piłkarzach… piłkarzy. Czołówka naszej ligi nie przez przypadek tą czołówką jest, ale na rodzimych boiskach często przytrafia się tyle momentów niedorzecznych, że można o tym zapomnieć. Dobrze więc, że na tle mocniejszych i słabszych rywali w Lidze Konferencji zobaczyliśmy w tym sezonie (i to w niemałym wymiarze!) i Jagiellonię, i Legię. To daje nam możliwość realnego ocenienia, w jakim miejscu w Europie są nasze najlepsze zespoły i najlepsi ekstraklasowi piłkarze.
Możemy też przyjrzeć się zawodnikom w nieco innym środowisku. Takim, które czasem wymaga od nich po prostu nieco innej gry niż Ekstraklasa. I tak właśnie mogło być wczoraj z Oyedele i Chelsea. Zaryzykujemy tezę, że ten mecz był pod niego skrojony, a powodem jego dobrej dyspozycji wcale nie była jakaś dodatkowa mobilizacja czy angielskie powietrze. Tak zwyczajnie – pomocnik Legii trafił na spotkanie, w którym doskonale uwypukliły się jego zalety, a na plan dalszy zeszły wady.
Po kolei – Maxi Oyedele nie jest typem mobilnym. Ani on szybki, ani wyjątkowo zwinny. Motorycznie wcale nie zachwyca, nie ma takiej agresji w ataku na rywala. To taki typ boiskowego eleganta, który – gdy tyko jest wystarczająco skupiony i dobrze dysponowany – nadrabia ustawieniem i niezłą intuicją. Po prostu czuje, kiedy najlepiej zaatakować i wykorzystuje swoje szanse. Tak działał w destrukcji z Chelsea.
Maxi Oyedele vs Chelsea ❤️❤️ pic.twitter.com/gCuEjWfIxZ
— Maciej (@maciekjh10) April 17, 2025
Może się to wydawać leniwym graniem, ale lepszym określeniem byłoby tutaj “dostojne”. Oyedele z Chelsea spisał się wyśmienicie. (źródło: X / @maciekjh10)
Obserwował i w idealnym momencie wkraczał do gry. Przyspieszał tylko na tyle, na ile to było potrzebne. Krotki zryw, parę metrów szybszego biegu, wybicie albo przejęcie piłki i rozluźnienie. W takim ekonomicznym graniu Oyedele odnajdywał się bardzo dobrze, a styl gry Chelsea w spotkaniu z Legią sprawił, że miał wiele okazji do zagrania właśnie w ten sposób. Nie musiał zbyt agresywnie pressować, bo The Blues sami przychodzili z piłką na połowę grającej nisko Legii.
Statystki Oyedele w meczu z Chelsea
- kontakty z piłką: 54
- celne podania: 28/38
- celne długie podania: 1/5
- wygrane pojedynki: 5/5
- straty: 12
- odbiory: 5
Więc owszem – rywal pomógł pomocnikowi zabłysnąć. Ale i sam Oyedele wiedział, jak wykorzystać atuty.
– Zdecydowanie najjaśniejsza postać tego spotkania. Twardy, kapitalny w odbiorze i przechwytach, bardzo odpowiedzialny w rozegraniu, ale nieograniczający się do oddawania piłki stojącemu najbliżej partnerowi. To spotkanie pokazało, jak wielki tkwi w tym chłopaku potencjał – pisał wczoraj na Weszło Michał Kołkowski.
Oyedele jak profesor, Goncalves niczym dyrygent [LEGIA – NOTY]
Bieganie jest fajne, choć nie dla każdego
Jest jakiś powód, dla którego jesienią zachwycaliśmy się Antonim Kozubalem, a Maxi Oyedele pozostawał w cieniu. Zawodników bardziej aktywnych na boisku ogląda się po prostu z większą uwagą, to oni kradną widowisko i – tutaj nie zostawiamy nawet cienia wątpliwości – mają większe szanse, by namieszać w europejskiej piłce. Tej mobilności i agresywności cechującej piłkarza Lecha zawodnik Legii pewnie nigdy nie będzie wykazywał, ale to w żadnym stopniu nie znaczy, że we współczesnym futbolu nie ma już na jego elegancję i powściągliwość miejsca.
Chociaż coraz rzadziej ceni się w piłce odmienność. Sami widzicie, że trenerzy nowej fali stawiają na te same rozwiązania, wymagają od piłkarzy wielkiego zaangażowania fizycznego, podkreślają wagę ostrego pressingu, reakcji zawodników w fazach przejściowych i odpowiedniego zachowania w półprzestrzeniach. Dużo sformułowań, których kiedyś w ogóle nawet nie znaliśmy, a teraz trzęsą tym sportem, nakierowanym na optymalizację gry poprzez poszukiwanie złotego jej wariantu dającego statystycznie największe korzyści.
Antoni Kozubal jest innym piłkarzem niż Maxi Oyedele. Jego sufit jest w nowoczesnej piłce zawieszony nieco wyżej, ale to nie znaczy, że zawodnik Lecha może być pewny zrobienia wielkiej kariery, a graczowi Legii należy odmawiać szansy na sukces. (źródło: Hudl StatsBomb)
Widzimy wyraźnie, że w środku pola to Oyedele spełnia raczej kryteria klasycznej “szóstki”. Po pierwsze odbiór i działania defensywne – na tym skupia się w swojej grze piłkarz Legii i w tym jest po prostu bardzo dobry. Z większości pojedynków w obronie wychodzi zwycięsko, ale też nie bierze gry na siebie tak, jak piłkarz Lecha. Nie jest też taki aktywny w pressingu. To dwaj różni pomocnicy i różnie powinniśmy ich oceniać. Nie tylko przez pryzmat meczu Legii z Chelsea czy kilku popisowych występów Kozubala, ale ogólnie różnie – wymagania wobec nich powinny być inne i inne będą zadania, które warto im na boisku przydzielić.
Co nie znaczy, że nie warto dawać szansę w kadrze obu tym zawodnikom w najbliższej przyszłości.
Maxi Oyedele na tle Ekstraklasy wyróżnia się swoją grą w defensywie. (źródło: Hudl StatsBomb)
Klasyczny. Styl gry Oyedele ceni się ostatnio trochę mniej
Zawodnicy o podobnej do Oyedele charakterystyce to często piłkarze doświadczeni, żeby nie powiedzieć wręcz starzy. Defensywni pomocnicy tego typu nigdy nie podbijali pierwszych stron gazet, więc nic dziwnego, że relatywnie rzadko stają się bohaterami internetowych nagłówków. Mogą rozgrywać poprawne mecze i przejdą one bez większego echa, bo nawet jeśli trafią na w pełni świadomych kibiców, to i tak uwaga wszystkich skupi się na piłkarzach grających i zjawiskowo, i dobrze. Aż trafi się taki mecz, jak wczoraj z Chelsea. Albo jak ten Jagiellonii z Betisem, za który mogliśmy pochwalić też Tarasa Romanczuka.
– Parę rewelacyjnych, naprawdę efektownych odbiorów w środku pola poskutkowało tym, że kapitan Jagiellonii w naszych oczach wypadł lepiej niż przed tygodniem w Sewilli. Czy to Betis bardziej pewny swego i przez to mniej skory do dominacji? Trudno, naprawdę trudno powiedzieć. Faktem jest jednak, że Hiszpanie mimo ogólnej przewagi nie zdominowali całkowicie środka pola, a to zasługa walczącego w destrukcji Romanczuka – pisałem na Weszło po wczorajszym spotkaniu mistrzów Polski z ekipą z Hiszpanii. Jeśli oglądaliście, to też to zobaczyliście. Kapitan Jagiellonii, póki miał jeszcze siłę, naprawdę dobrze odnajdywał się w tym, co potrafi najlepiej.
W destrukcji.
Wyplute płuca. Jagiellonia umiała się postawić [JAGA – NOTY]
On jest właśnie takim graczem w starym stylu. Trudno go przejść, mimo wieku i motorycznych ograniczeń nadal notuje sporo ważnych odbiorów. No i wcale nie nęka przeciwników pressingiem, a wyskakuje w dobrym momencie i robi robotę.
Taras Romanczuk też skupia się głównie na grze w odbiorze piłki. No i właściwie nie traci jej posiadania, także dlatego, że rzadko ryzykuje i stroni od holowania piłki. (źródło: Hudl StatsBomb)
Romanczuk to już przypadek ekstremalny, do którego Oyedele jeszcze daleko. Piłkarz Legii ma jeszcze chęć, by czasem pograć z kolegami w piłkę, podczas gdy od kapitana Jagiellonii wcale się tego nie oczekuje i może on całkowicie skupiać swoją energię na kombinowaniu, jak piłkę zabrać rywalom. Ktoś powie, że to oznaka jednowymiarowości i pewnie tak właśnie jest. Ale jeśli w tym jednym wymiarze sprawdzasz się dobrze, a za pozostałe wymiary odpowiada ktoś inny, to na potrzeby i realia polskich klubów może to w zupełności wystarczyć. Tu Oyedele ma jeszcze pole do popisu i rozwoju. Bo jeśli byłby w stanie zachować swoje, tak je nazwijmy, romanczukowskie atuty, a przy okazji zyskał nieco w rozegraniu, to korzyści z jego występów byłoby znacznie więcej.
O poprawienie parametrów motorycznych pewnie będzie bardzo trudno, więc przyzwyczaić się trzeba, że taki już jest styl piłkarza Legii. Dostojny, elegancki. Ale z potencjałem na dawanie drużynie określonych korzyści i niezły, naprawdę niezły rozwój. Przed Oyedele nadal ciekawe perspektywy i niech takie mecze jak ten wczoraj przytrafiają mu się częściej. Żebyśmy widzieli, że może więcej, lepiej i solidniej niż by się mogło wydawać.
CZYTAJ WIĘCEJ O LIDZE KONFERENCJI NA WESZŁO:
- Legia była bliżej remontady z Anglikami niż Real
- Cyrk pod kasami na mecz Legii. Żeby dostać bilet, trzeba było śpiewać hymn Chelsea
- Jagiellonia łączy fronty najlepiej od lat w polskiej piłce
Fot. Newspix