Bez względu na to, co wydarzy się w rewanżu z Betisem, już dziś trzeba oddać Jagiellonii Białystok, że jej kontynuacja po sezonie mistrzowskim jest fenomenalna. Tak dobrze tak długo wszystkich frontów nikt w Polsce nie łączył od lat. To, co robią teraz Adrian Siemieniec i jego piłkarze, zasługuje na najwyższe słowa uznania.
Mówi się, że łatwiej wejść na szczyt niż się na nim utrzymać. Od czasu do czasu mamy w Ekstraklasie piękne historie klubów, które wychodząc z drugiego szeregu osiągały rewelacyjne wyniki i reprezentowały nas w Europie, ale prawie zawsze oznaczało to wyraźne obniżenie lotów na krajowym podwórku. To, że jeszcze niedawno broniąca się przed spadkiem Jaga w połowie kwietnia nadal jest w pucharach i jednocześnie wciąż realnie liczy się w walce o mistrzostwo Polski, jest czymś absolutnie wyjątkowym, nawet jeśli podepniemy pod to Lecha Poznań czy Legię Warszawa z ostatnich kilkunastu sezonów.
Jagiellonia Białystok najlepiej od lat łączy Ekstraklasę z europejskimi pucharami
Drużyna z Podlasia przebija w tym momencie nawet to, czego w 2023 roku dokonał Kolejorz. Czymś niebagatelnym był fakt, iż poznaniacy dochodząc do ćwierćfinału Ligi Konferencji potrafili finiszować w lidze na trzecim miejscu, dzięki czemu zapewnili sobie ciągłość na międzynarodowej arenie. W ich przypadku jednak samo podium oznaczało wielki sukces, bo już znacznie wcześniej stało się jasne, że na obronę tytułu nie mają szans. Po 28. kolejce – na takim etapie Ekstraklasa znajduje się teraz – tracili aż 17 punktów do Rakowa Częstochowa i dziewięć do Legii. Dojechanie na trzeciej lokacie było wyciśnięciem absolutnego maksimum.
Jagiellonia natomiast traci dziś “oczko” do Lecha i cztery do Rakowa, z którym jeszcze się zmierzy. Te ekipy nie występowały w tym sezonie w pucharach, a z Pucharu Polski odpadły natychmiast, na pierwszym przeciwniku. Od września w Poznaniu i Częstochowie grają raz w tygodniu, podczas gdy zespół Siemieńca notorycznie miał mecze co trzy dni i na tę chwilę w bieżącym sezonie rozegrał o 20 spotkań więcej niż Lech i Raków! 20 spotkań! To ponad połowa sezonu ligowego. A przecież Jaga nie ma super szerokiej kadry i po drodze musiała mierzyć się z poważnymi kontuzjami liderów na swoich pozycjach (Adrian Dieguez, Michal Sacek) i wieloma drobniejszymi sprawami (np. przeciągające się problemy zdrowotne Tarasa Romanczuka).
Fakt, iż mimo to udało się pogodzić wszystkie trzy fronty (w Pucharze Polski białostoczanie doszli do ćwierćfinału i odpadli z Legią po pamiętnych kontrowersjach), zasługuje na najwyższe słowa uznania.
Adrian Siemieniec nie musiał poświęcać jednego na rzecz drugiego. To wielka sztuka.
Jagiellonia poradziła sobie w tym względzie najlepiej od czasów Legii z sezonu 2016/17, która przejęta we wrześniu przez Jacka Magierę była w stanie zająć trzecie miejsce w grupie Ligi Mistrzów i zagrać na wiosnę w fazie pucharowej Ligi Europy, a jednocześnie – po niezwykle emocjonującym finiszu z udziałem Jagi, Lecha i Lechii Gdańsk – ponownie zdobyć mistrzostwo. Mówimy jednak o klubie mającym i wtedy, i teraz nieporównywalnie większe możliwości finansowe, zaplecze i doświadczenie pucharowe. W XXI wieku oprócz Legii jeszcze tylko Wisła Kraków Bogusława Cupiała potrafiła długo grać w Europie i w tym samym czasie utrzymywać się na szczycie krajowego podwórka.
Dołączając do Legii i Wisły Lecha Van den Broma z sezonu 2022/23, każdy inny polski klub, który w ostatnich dwudziestu pięciu latach pograł więcej na międzynarodowej arenie, momentalnie spuszczał z tonu w lidze. Kolejorz ogrywający Manchester City i remisujący z Juventusem, skończył Ekstraklasę na piątym miejscu, dużo nadrabiając dopiero wiosną, już po odpadnięciu ze Sportingiem Braga. Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski w sezonie 2003/04 robiła wielkie rzeczy z Herthą Berlin i Manchesterem City, ale w lidze doszlusowała na czwartej lokacie i w pucharach ponownie zameldowała się dopiero rok później. Amica Wronki wejście do fazy grupowej Pucharu UEFA jesienią 2004 okupiła dopiero szóstą pozycją w Ekstraklasie. Dopiero co Raków za bardzo miłe chwile w Lidze Europy zapłacił rozczarowaniem ligowym. I tak dalej.
Ktoś wspomni, że przecież Piast Gliwice po mistrzostwie w 2019 roku sezon później zajął najniższy stopień podium i ponownie wywalczył europejskie przepustki. To prawda, jest to osiągnięcie, ale nie ma podjazdu do tego, co robi Jagiellonia. Gliwiczanie “spokój” z pucharami mieli już od 1 sierpnia, a trzecie miejsce – podobnie jak w przypadku Lecha sprzed dwóch lat – stanowiło maksimum ich możliwości. Nie można tego porównywać z Jagiellonią, która w połowie kwietnia jest w ćwierćfinale LK i dalej może myśleć o mistrzostwie.
Jagiellonia w połowie kwietnia jest jeszcze w europejskich pucharach, a mimo to nadal walczy o mistrzostwo Polski.
Oczywiście chwilami widać już po Jadze zmęczenie sezonem. Druga połowa z Widzewem wyglądała jak modlitwa o przetrwanie, słabiutki był mecz w Gdańsku, rozczarował domowy remis z Piastem. W międzyczasie jednak pokonano Lecha i Legię oraz zdobyto Superpuchar Polski kosztem Wisły Kraków.
Wydaje się, że Adrianowi Siemieńcowi i jego sztabowi trwale udało się wznieść swoich piłkarzy na wyższy poziom wytrzymałościowy, który jest niezbędny, żeby jednego frontu nie poświęcać na rzecz drugiego. Dokonali tego, z czym przeważnie olbrzymie problemy mieli więksi i bogatsi. Panowie, już dziś, czapki z głów.
PRZEMYSŁAW MICHALAK
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:
- Były skaut Arsenalu: Każdy dobry klub chciałby mieć Kiwiora [WYWIAD]
- Legia szuka szefa skautów. Odpadł kandydat, ale Mozyrko odejdzie [NEWS]
- Cięcia budżetowe i niepewność sponsorów. Kulisy Śląska
- Guirassy mógł trafić do Ekstraklasy, mówi Jóźwiak, ale skąpi prezesi nie chcieli brać
Fot. Newspix