Reklama

Żeby nie być przeciętniakiem. Polki zaczynają walkę na mistrzostwach Europy

Błażej Gołębiewski

Autor:Błażej Gołębiewski

28 listopada 2024, 10:34 • 10 min czytania 5 komentarzy

Nowy format rozgrywek, pasjonująca walka najlepszych drużyn na świecie i wreszcie reprezentacja Polski w stawce. To wszystko czeka nas na mistrzostwach Europy w piłce ręcznej kobiet, które startują już dziś. Biało-Czerwone rozpoczną rywalizację od bardzo trudnego zadania, bo starcia z aktualnymi mistrzyniami świata – Francuzkami. Z kim jeszcze podopieczne Arne Senstada zagrają w grupie? Jakie mają szanse, żeby z niej wyjść? I kto jest obecnie największym faworytem do wygrania EHF Euro 2024?

Żeby nie być przeciętniakiem. Polki zaczynają walkę na mistrzostwach Europy

Nowy-stary format 

Szwajcaria, Austria i Węgry – a konkretnie Bazylea, Innsbruck, Wiedeń oraz Debreczyn – będą gościć szczypiornistki na tegorocznych mistrzostwach Europy. I przyjmą sporą liczbę zawodniczek, bo tym razem o czempionat Starego Kontynentu walczyć będą aż 24 drużyny. To z kolei spory skok względem poprzednich turniejów, na których mogliśmy oglądać rywalizację “zaledwie” 16 reprezentacji. Kogo konkretnie zobaczymy więc na EHF Euro 2024? 

  • Grupa A: Szwecja, Węgry, Macedonia Północna, Turcja. 
  • Grupa B: Czarnogóra, Rumunia, Serbia, Czechy. 
  • Grupa C: Francja, Hiszpania, Polska, Portugalia. 
  • Grupa D: Dania, Szwajcaria, Chorwacja, Wyspy Owcze. 
  • Grupa E: Norwegia, Austria, Słowenia, Słowacja. 
  • Grupa F: Holandia, Niemcy, Islandia, Ukraina. 

Jak natomiast wyglądać będą zmagania piłkarek ręcznych w nowym-starym formacie? Praktycznie tak samo, jak dotychczas. Pierwsze spotkania odbędą się w ramach fazy wstępnej. Reguły pozostają w zasadzie niezmienne  – w każdej grupie znalazły się cztery zespoły, które rozegrają między sobą mecze bezpośrednie bez pojedynków rewanżowych, a awans wywalczą po dwie najlepsze ekipy.

Szczęśliwa dwunastka, której uda się przebrnąć przez pierwszą rundę, trafi do dwóch kolejnych grup, w których rozkręci się na dobre rywalizacja o fazę finałową. W niej zobaczymy już cztery topowe reprezentacje Starego Kontynentu. Nowy format nie jest więc tak naprawdę niczym szczególnie odkrywczym w piłce ręcznej, wszak w gruncie rzeczy ogranicza się jedynie do zwiększenia liczby drużyn. Takie rozwiązanie wdrożono ponadto 4 lata temu na ME mężczyzn. 

Reklama

Cel takiego zabiegu jest prosty – zapewnić kibicom lepsze widowisko. Większa liczba meczów to z pewnością ciekawszy dla fanów turniej, choć do niektórych ten argument nie za bardzo trafia. Jednym z głosów przeciwnych organizacji kluczowej i zarazem tak rozbudowanej imprezy w roku olimpijskim jest Tomas Axner, selekcjoner reprezentacji Szwecji. 

Były piłkarz ręczny, a obecnie trener, narzeka na zbyt napięty terminarz swoich zawodniczek. Te, biorąc pod uwagę również rozgrywki klubowe, są według Axnera w ciągłym treningu nawet przez 15 miesięcy, co stanowi dla nich zbyt duże obciążenie. Ostatecznie Szwed będzie mógł jedynie używać tych argumentów jako wymówki po ewentualnych porażkach, bo jego protesty zdały się na nic i turniej rozgrywany w Szwajcarii, Austrii oraz na Węgrzech, rusza dziś pełną parą. 

I zdecydowanie warto zwrócić na niego uwagę, bo w gronie 24 zespołów walczących o czempionat Starego Kontynentu znajduje się Polska. Na co możemy liczyć w kontekście występów Biało-Czerwonych na nadchodzącej imprezie? 

Polki o sukces, Senstad o posadę 

Nasze szczypiornistki od lat walczyły o to, by wyjść z cienia męskiej kadry. Nie było to jednak łatwe, bo panowie sięgnęli przecież choćby po historyczne srebro mistrzostw świata w 2007 roku, by dwa lata później dołożyć do tego brąz w rywalizacji o tytuł najlepszej ekipy globu. Sporą zmianę zwiastował progres reprezentacji pod wodzą Kima Rasmussena, który w 2010 objął posadę selekcjonera reprezentacji Polski w piłce ręcznej kobiet. 

Już trzy lata później Biało-Czerwone znalazły się w półfinale MŚ rozgrywanych w Serbii. Przebyły wówczas wyboistą drogę, prawie odpadając z turnieju na etapie 1/4 finału. Mierząc się w nim z Rumunkami, przegrywały do przerwy 13:17. Za odrabianie strat wzięła się przede wszystkim fenomenalna w tym spotkaniu Alina Wojtas, doskonale rzucając z drugiej linii, a awans do półfinału udało się wyszarpać po zwycięstwie 31:29. I choć był to dla naszej kadry szczypiornistek największy od 35 lat sukces, to jednak medalu nie udało się zdobyć – najpierw Polki zostały zmiażdżone przez Serbki, by później ulec jeszcze reprezentantkom Danii w meczu o 3. miejsce. 

Reklama

Czwarta lokata na MŚ była jednak ważnym skalpem ekipy prowadzonej przez Rasmussena. Drużyna powtórzyła jeszcze ten wynik dwa lata później, ale później zaliczyła solidny zjazd. I z tego kryzysu Biało-Czerwone od ponad pięciu lat stara się wyciągnąć Arne Senstad. 

Arne Senstad

Jak mu idzie? Cóż, mimo pojedynczych przebłysków i zwycięstw nad mocnymi zespołami, drużyna Norwega w dalszym ciągu prezentuje się na największych imprezach średnio, zajmując miejsca w drugiej dziesiątce. To zresztą poskutkowało brakiem kwalifikacji na tegoroczne igrzyska w Paryżu, co zresztą było celem wyznaczonym trenerowi przez Związek Piłki Ręcznej w Polsce. Ale swojego opiekuna w obronę wzięły zawodniczki, więc Senstad dostał kolejną szansę. I oczywiście będzie chciał ją wykorzystać. 

Być może nie mamy wielkich gwiazd, ale chcemy zbudować drużynę. Chcemy grać razem, wydobyć to, co najlepsze z każdej zawodniczki. Dziewczyny zresztą nie raz pokazywały, że potrafią wygrywać z najlepszymi. Naszą siłą na pewno jest atmosfera w zespole, świetne podejście do pracy. Na tych fundamentach chcemy zrobić krok do przodu – powiedział selekcjoner tuż przed ME w rozmowie z Eurosportem. 

Senstad może mówić o sporym szczęściu, bo trafił na grupę zmotywowanych i świetnie dogadujących się ze sobą piłkarek, które stoją za nim murem. Wdrożył też wreszcie dodatkowe rozwiązania, na przykład szlifując ze swoimi podopiecznymi grę w systemie obronnym 5:1. I to właśnie odpowiednie przygotowanie do różnych sytuacji na parkiecie w połączeniu z dobrym duchem drużyny ma poprowadzić Polki przynajmniej do przebrnięcia przez fazę wstępną EHF Euro 2024. Jakie są na to szanse? 

Grupa niełatwa, ale awans w zasięgu 

Biało-czerwone szczypiornistki na jedną z najmocniejszych obecnie reprezentacji trafiły już w kwalifikacjach na tegoroczne ME. Mowa o Dunkach, które zresztą okazały się dla naszych piłkarek ręcznych zbyt silne. Ale dzięki odprawieniu Kosowa ekipie prowadzonej przez Senstada udało się wywalczyć przepustkę na turniej o czempionat Starego Kontynentu, gdzie Polki będą najpierw musiały zmierzyć się z Francją, Portugalią i Hiszpanią. 

Choć tak naprawdę najwięcej uwagi trzeba poświęcić dwóm ostatnim zespołom, bo Les Bleues wydają się totalnie poza zasięgiem zawodniczek znad Wisły. Aktualne mistrzynie świata i wicemistrzynie olimpijskie z igrzysk w Paryżu są w gazie, a ich pokonanie byłoby absolutną sensacją. Tak też zresztą rozpatruje to sztab naszej kadry. 

To nie było złe losowanie. Trzeba będzie wygrać dwa mecze, aby awansować. Wydaje mi się, że jesteśmy w stanie to zrobić. Spotkania z Hiszpanią i Portugalią nie będą jednak łatwe. Jeżeli będziemy mieli wszystkie zawodniczki w dobrej dyspozycji, to jesteśmy w stanie wyjść z grupy – mówił PAP nieco ponad pół roku temu Adrian Struzik, drugi trener reprezentacji Polski. 

W swoich słowach pomijał niesamowicie silną kadrę Francji, skupiając się bardziej na potyczkach z Portugalkami i Hiszpankami. Biało-Czerwone faworytkami będą przede wszystkim w meczu z pierwszymi z nich, które na ME zagrają dopiero drugi raz w swojej historii. I tak naprawdę zadecydował o tym niekoniecznie poziom sportowy, a rzeczona zmiana formatu i zwiększenie liczby miejsc na tegorocznym turnieju. 

Trudniej natomiast wskazać prawdopodobnego zwycięzcę w przypadku meczu Polski z Hiszpanią. No bo z jednej strony rywalki naszych szczypiornistek są obecnie w dołku, na igrzyskach w Paryżu zaliczyły komplet porażek. Do tego muszą mierzyć się z utratą niektórych zawodniczek, w tym najskuteczniejszej strzelczyni w reprezentacji, Alexandriny Cabral Barbosy, która zakończyła karierę. 

Ale patrząc na to chłodnym okiem, Hiszpanki wciąż wydają się solidnym zespołem. Na domiar złego takim, z którym Polkom trudno było sobie poradzić w większości bezpośrednich pojedynków. Podopieczne Senstada wygrały jednak ostatnie starcie z drużyną z Półwyspu Iberyjskiego – na ME w 2022 roku. Co ciekawe, Biało-Czerwone przerwały wówczas passę braku zwycięstw w rywalizacji o czempionat Starego Kontynentu trwającą… osiem lat. 

Warto byłoby więc powtórzyć wynik z poprzedniej imprezy i pokonać Hiszpanię, zwłaszcza że ostatecznie tamta wygrana nie dała nam nawet wyjścia z grupy (do czego walnie przyczyniły się właśnie Iberyjki, z premedytacją doprowadzając do korzystnego dla nich rezultatu w pojedynku z Niemkami). Tym razem zapewne okazałaby się jednak kluczowa w kontekście awansu do fazy zasadniczej, czyli zarazem zrealizowania planu minimum dla polskiej kadry szczypiornistek na imprezie rozgrywanej w Szwajcarii, Austrii i na Węgrzech. 

Na kogo możemy liczyć? 

Okres przygotowujący Biało-Czerwone do występu na EHF Euro 2024 nie był przesadnie udany. Zawodniczki pod wodzą Arne Senstada zaliczyły kolejno cztery porażki w meczach towarzyskich, dwukrotnie ulegając Islandii (24:30 i 24:28) oraz Szwecji (22:38 i 27:28). Trudno oczywiście wyciągać daleko idące wnioski z tych pojedynków, wszak były to wyłącznie sprawdziany i poligon szkoleniowy dla norweskiego selekcjonera polskiej reprezentacji. Ale warto odnotować, że w ostatnim, minimalnie przegranym spotkaniu z podopiecznymi Tomasa Axnera, nasze szczypiornistki zaprezentowały się już całkiem nieźle. 

Prowadzić do zwycięstw ma je przede wszystkim Monika Kobylińska, kapitan reprezentacji. Doświadczona rozgrywająca wraz z Aleksandrą Zych jako jedyne z obecnych kadrowiczek pamiętają czasy ekipy Rasmussena i zdobycie 4. miejsca na MŚ w 2015 roku. Zapytana w rozmowie dla ZPRP o nastroje panujące w zespole tuż przed EHF Euro 2024, Kobylińska odpowiada krótko: nastawienie jest bojowe. I wyjawia, że planem zasadniczym jest wyjście z grupy. 

Kto jeszcze będzie pomagał naszej kapitan w realizacji tego celu? Przede wszystkim nie musimy martwić się o pozycję bramkarki, bo wszystkie trzy powołane przez Arne Senstada zawodniczki są obecnie w dobrej formie. Wyróżnia się natomiast spośród nich Adrianna Płaczek, która obecnie broni barw francuskiego Paris 92. 


Oprócz Kobylińskiej sporo zależeć będzie też zapewne od Aleksandry Rosiak, do kadry wróciła wreszcie ponadto Karolina Kochaniak-Sala. Jedna z liderek zespołu doznała urazu uszkodzenia więzadła krzyżowego tylnego i na parkiecie pojawiła się po ponad 200 dniach absencji. A jeśli dodać do tego nazwiska choćby Magdy Balsam czy Darii Michalak, Biało-Czerwone mają prawo myśleć przynajmniej o wykonaniu wspomnianego planu minimum, czyli przebrnięciu przez fazę wstępną EHF Euro 2024. 

Francja murowanym kandydatem do złota? I tak, i nie 

Na turnieju rozgrywanym w Szwajcarii, Austrii i na Węgrzech, tytułu bronić będą Norweżki. Czempionat Starego Kontynentu to zresztą ich ulubiona impreza, jeśli patrzeć na dotychczasowe wyczyny Skandynawek: aż dziewięciokrotnie to one okazywały się najlepsze w Europie. Tak też było ostatnim razem, czyli w 2022 roku, kiedy w finale pokonały 27:25 swoje odwieczne rywalki – Dunki. 

I to właśnie te drugie będą jednymi z największych faworytek do sięgnięcia po złoto na EHF Euro 2024. To przecież trzykrotne mistrzynie olimpijskie (1996, 2000, 2004), które na swoim koncie mają też tyle samo zwycięstw właśnie w na ME (1994, 1996, 2002). W 1997 roku reprezentacji Danii udało się nawet wywalczyć mistrzostwo świata. Dziś jest natomiast jedną z najsilniejszych drużyn w stawce. 

Na tle Norweżek i Dunek wybija się mimo wszystko reprezentacja Francji. Choć przed własną publicznością na tegorocznych igrzyskach nie udało się jej zdobyć wymarzonego złota, a “jedynie” srebro, to nadal mówimy o naszpikowanym gwiazdami zespole dzierżącym zresztą tytuł najlepszego na świecie. Trzon kadry to przecież Estelle Nze-Minko czy Grace Zaadi, do których dorzucić trzeba również nazwisko Laury Glauser, jednej z najlepszych bramkarek globu. 

Słabe punkty Les Bleues? Owszem, na papierze – istnieją. Teoretycznie największym źródłem problemów może być szkoleniowiec Francuzek, czyli Sébastien Gardillou. Na stanowisku selekcjonera zastąpił on bowiem legendarnego Oliviera Krumbholza, który z posady zrezygnował po bardzo udanych dla kadry Trójkolorowych igrzyskach olimpijskich w Paryżu. 

Francja miewała ponadto kłopoty w meczach kontrolnych przed EHF Euro 2024, ulegając Hiszpankom, Norweżkom czy Węgierkom. Ale – podobnie jak choćby w przypadku Polski – błędem byłoby nadmierne analizowanie tych spotkań w kontekście nadchodzących występów reprezentacji Les Bleues. 

Kto natomiast może na ME zaskoczyć? Sporo mówi się o kadrze Szwecji, na wiele liczą ponadto gospodynie turnieju, czyli zarówno Szwajcarki, jak i Austriaczki oraz Węgierki. 

My natomiast liczymy na jedno – przebudzenie naszych szczypiornistek, od których zresztą nie wymagamy cudów. Jasne, trzymamy kciuki za medal, ale mierząc siły na zamiary, mamy nadzieję przede wszystkim na wyjście z grupy i kilka dobrych meczów w kolejnej fazie.

Najpierw trzeba będzie rozprawić się z najbliższymi rywalkami w pierwszych trzech spotkaniach. Już dziś o 20:30 reprezentacja Polski kobiet w piłce ręcznej zagra z Francją, a w sobotę zmierzy się o 15:30 z Portugalią. W poniedziałek czeka nas natomiast kluczowe starcie z Hiszpanią – tę potyczkę Biało-Czerwone rozpoczną punktualnie o 18:00. 

BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI 

Fot. Newspix 

Czytaj więcej o piłce ręcznej:

Uwielbia boks, choć ostatni raz na poważnie bił się w podstawówce (i wygrał!). Pisanie o inseminacji krów i maszynach CNC zamienił na dziennikarstwo, co było jego marzeniem od czasów studenckich. Kiedyś notorycznie wyżywał się na gokartach, ale w samochodzie przestrzega przepisów, będąc nudziarzem za kierownicą. Zachował jednak miłość do sportów motorowych, a największą słabość ma do ich królowej – Formuły 1. Kocha też Real Madryt, mimo że pierwszą koszulką piłkarską, którą przywdział w życiu, był trykot Borussii Dortmund z Matthiasem Sammerem na plecach.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Paixao: Mam nadzieję, że właściciele Lechii jak najszybciej sprzedadzą klub

Bartosz Lodko
5
Paixao: Mam nadzieję, że właściciele Lechii jak najszybciej sprzedadzą klub
Anglia

Guardiola: Nie poddam się. Nie chcę zawieść kibiców

Bartosz Lodko
5
Guardiola: Nie poddam się. Nie chcę zawieść kibiców

Piłka ręczna

Ekstraklasa

Paixao: Mam nadzieję, że właściciele Lechii jak najszybciej sprzedadzą klub

Bartosz Lodko
5
Paixao: Mam nadzieję, że właściciele Lechii jak najszybciej sprzedadzą klub
Anglia

Guardiola: Nie poddam się. Nie chcę zawieść kibiców

Bartosz Lodko
5
Guardiola: Nie poddam się. Nie chcę zawieść kibiców

Komentarze

5 komentarzy

Loading...