Reklama

„Od 5 tys. widzów nie dokładamy do meczu”. Max Kothny o pierwszych miesiącach w GKS-ie Tychy

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

21 listopada 2023, 16:12 • 9 min czytania 9 komentarzy

Gdy Pacific Media Group przejmował GKS Tychy z rąk miasta, obaw kibiców było mnóstwo i trudno się dziwić, biorąc pod uwagę losy innych klubów amerykańskiego inwestora. Pierwsze miesiące śląskiego pierwszoligowca w nowej rzeczywistości pokazują jednak, że ten układ może mieć sens. Wiceprezes klubu Max Kothny po raz drugi spotkał się z dziennikarzami na śniadaniu prasowym, żeby omówić wydarzenia z ostatnich tygodni. Pod wieloma względami jest zadowolony, ale też jasno mówi o tym, co mu się nie podoba i gdzie widzi rezerwy.

„Od 5 tys. widzów nie dokładamy do meczu”. Max Kothny o pierwszych miesiącach w GKS-ie Tychy

Nie rozczarował go fakt, że Legia wypunktowała drużyną Dariusza Banasika w Pucharze Polski, bo można było się tego spodziewać. Ten mecz stanowił święto dla tyskiej publiczności, jednak najważniejsza jest postawa w I lidze. W niej, mimo że po czterech z rzędu zwycięstwach na inaugurację zespół zaczął punktować średnio, ogólna sytuacja ciągle jest więcej niż niezła.

Rozwój nie tylko boiskowy

Mieliśmy szansę wskoczyć na pozycję lidera, ale przegraliśmy z Lechią Gdańsk i GKS-em Katowice. Mimo to po piętnastu kolejkach nadal zajmujemy dobrą pozycję. Do końca roku zostały nam cztery spotkania, z czego trzy u siebie. Chcemy ugruntować swoje miejsce w czołówce, żeby z optymizmem szykować się do przerwy zimowej. W klubie panuje pozytywna atmosfera, wszyscy naprawdę ciężko pracują. Poza ostatnim meczem w Katowicach, jesteśmy zadowoleni ze stylu gry zespołu, który staramy się prezentować od początku sezonu, czyli wysoki pressing i jak najszybszy odbiór piłki – mówi Max Kothny.

Mamy drugi najmłodszy zespół w lidze i właśnie takie miejsce zajmujemy w Pro Junior System. Wiem, że latem niektórzy się obawiali, że za bardzo stawiamy na młodzież, ale pokazujemy, że można to łączyć z dobrymi wynikami. W ostatnim czasie przedłużyliśmy kilka kontraktów, w tym Krzysztofa Machowskiego, będącego jednym z najbardziej perspektywicznych zawodników – dodał, podkreślając zadowolenie z rozwoju drużyn młodzieżowych. Większym znakiem zapytania pozostaje sensowność posiadania drugiej drużyny. W tym aspekcie władze klubu ciągle nie mają jednoznacznej odpowiedzi i nie wiedzą, czy w przyszłym sezonie pozostawią rezerwy.

Kothny podkreśla rozwój GKS-u na wielu obszarach, nie tylko sportowym. – Od 27 listopada KP GKS Tychy przejmuje w pełni sklep klubowy, będzie on typowo piłkarski. Będzie można w nim kupić wszystkie gadżety, bilety na mecze i tak dalej. To ważny krok w rozwoju klubu i jego profesjonalizacji. Poczyniliśmy duże postępy w kwestii marketingowej i social mediów, czego najlepszym przykładem był mecz z Legią. Otoczka wokół tego wydarzenia była naprawdę dobra.

Reklama

„Nie rozumiem, jak z Lechią możemy mieć tylko 3,5 tys. widzów”

Gorzej wyglądała sama obsługa kibiców wchodzących na stadion. Nawet jeśli ktoś dostosował się do apelu, żeby przyjść wcześniej, niekoniecznie oglądał mecz od pierwszej minuty. – Nigdy na całym świecie nie widziałem, żeby tylu ludzi tak późno przychodziło na stadion, nieraz na pięć minut przed meczem, i dziwiło się, że nie weszło na czas. Inna sprawa, że nie mamy wpływu na system obsługujący bramki wejściowe – jest taki sam jak na Piaście Gliwice – i czasami coś się może zaciąć, co tworzy kolejki. Przepraszam wszystkich, którzy mieli taki problem z Legią. Przy okazji następnego meczu z taką frekwencją dołożymy jeszcze więcej starań, żeby wszyscy weszli na stadion o czasie – komentuje członek rady nadzorczej zielono-czarno-czerwonych.

Klubowi udaje się przyciągać na trybuny większą publiczność, ale oczekiwania Maxa Kothnego nadal są większe.

W porównaniu do zeszłego sezonu, nasza średnia frekwencja na meczach ligowych wzrosła o 34 procent. Wciąż jednak zbyt dużo miejsc na stadionie pozostaje pustych. Trudno mi zrozumieć, że kilka dni po spotkaniu z Legią mamy u siebie 3,5 tys. widzów z Lechią, a przecież grała druga drużyna z czwartą. W razie zwycięstwa mogliśmy wskoczyć na fotel lidera. Ciągle szukamy przyczyny tego stanu rzeczy i próbujemy nowych rozwiązań. Ceny biletów mamy atrakcyjne, dzieci wchodzą za złotówkę, możliwe są różne pakiety. Do meczów z taką frekwencją zawsze dokładamy. Dopiero od około pięciu tysięcy widzów jesteśmy w stanie wyjść na zero z kosztami dnia meczowego, które wynoszą między 80 a 100 tys. zł. W skali roku tracimy tu tyle, że za te pieniądze moglibyśmy sprowadzić dwóch zawodników będących jakością dodaną dla zespołu – wylicza.

I podkreśla: – Nadal mówimy o najlepszym ligowym starcie GKS-u od piętnastu lat. To idealny moment, żeby wrócić na stadion. Do meczu z Lechią nie przegraliśmy w Tychach, więc liczę, że każdy, komu zależy na rozwoju piłki w tym mieście, będzie na ostatnich tegorocznych meczach. Kibice zawsze niosą zespół i pomagają wygrywać, a im wyższe miejsce zajmiemy po rundzie jesiennej, tym większe będą możliwości transferowe zimą, łatwiej będzie pozyskać większe pieniądze od inwestorów.

Zero Ryzyka do 50 zł!Zero Ryzyka do 50 zł!

Zero Ryzyka do 50 zł!

  • Wpłać minimum 50 złotych
  • Postaw pierwszy zakład, a jeśli przegrasz – otrzymasz zwrot 100% czyli 50 zł w gotówce – bez obrotu!

18+ | Graj odpowiedzialnie tylko u legalnych bukmacherów. Obowiązuje regulamin.

Reklama

Miejskie spółki zakręciły kurek

Ceny biletów w porównaniu z Zachodem są tutaj niskie, natomiast koszty, zwłaszcza te związane z zabezpieczeniem meczu, są na bardzo podobnym poziomie. Nie chcemy jednak podwyższać cen, bo patrzymy szerzej. Więcej kibiców to większa marka klubu, lepsza atmosfera na trybunach i większe zainteresowanie sponsorów, które może wszystko zrekompensować. W Europie kluby przeważnie czerpią spore zyski z biletów VIP. My dopiero od niedawna mamy takie pakiety i potrzeba jeszcze czasu, żeby zacząć ich sprzedawać więcej. Na mniej atrakcyjnych rywali bardzo trudno znaleźć więcej klientów. Staramy się o dodatkowe atrakcje przed meczami, tworzymy strefy kibica, robimy grilla i tak dalej, ale zawsze najważniejsza będzie piłka – kończy ten wątek.

26-letniego Niemca polskie realia w pewnym aspekcie mocno zaskoczyły. – Przez ostatnie miesiące zobaczyłem, jak mocno w Polsce piłka jest połączona z polityką. Rozczarowujący jest fakt, że część lokalnych przedsiębiorstw dotychczas wspierających klub, przestała to robić albo wyraźnie obniżyła swoje wsparcie, odkąd GKS nie jest już klubem miejskim. Skoro nie udaje się pozyskiwać tych środków na miejscu, próbujemy też na zewnątrz, w miastach ościennych. W porównaniu do zeszłego sezonu, spółki miejskie dają klubowi o milion złotych mniej. Są też oczywiście prywatny sponsorzy, ale dla nas to duża różnica. Inwestorzy zgodnie z planem dwuletnim przekazują ustalone środki, wszystkie zobowiązania klubu są regulowane na bieżąco, jednak bez tego miliona trudniej działać na rynku transferowym, moglibyśmy sprowadzić jeszcze lepszych zawodników. Nie zmienia to tego, że Marcin Ćwikła jako dyrektor marketingu wykonuje świetną robotę. W tym sezonie wyprzedaliśmy wszystkie sky boxy, co wcześniej się nie udawało. Przed sezonem trudno było o sponsorów, panowała atmosfera niepewności i znaku zapytania, ale dziś chyba już widać, że klub jest rozsądnie prowadzony, więc zapraszamy do współpracy i dziękuję tym, którzy już teraz są z nami – stwierdził.

Trochę go skontrowałem, mówiąc, że chyba takie było założenie przy oddawaniu klubu w prywatne ręce, żeby mniej publicznych pieniędzy przeznaczano na klub. – Nasi inwestorzy nie są szejkami. Po prostu inwestują pieniądze w różne projekty. Te powiązania, że ktoś wspierał piłkę, jednocześnie wspierając określone działania polityczne, są dla mnie czymś nowym. Dziękuję byłemu prezydentowi Andrzejowi Dziubie. Zgodnie z zapowiedziami dotacja z miasta na piłkę będzie w przyszłym roku taka sama jak w obecnym – odpowiedział Kothny.

Jak zatem widać, władze GKS-u i tak nie mogą narzekać, że zostały pozostawione same sobie.

Presja na awans za rok

Kothny przed sezonem sporo zyskał deklaracją, że podstawowym celem jest zdobycie czterdziestu punktów, które dają utrzymanie. Skutecznie stonował oczekiwania na starcie, a to było bardzo wskazane, zwłaszcza gdy drużyna Banasika nadspodziewanie dobrze rozpoczęła rozgrywki. Nie znaczy to, że teraz klub nie bierze pod uwagę ambitniejszych scenariuszy.

Jak już się uda z pierwszym założeniem, pomyślimy o kolejnych celach. W ostatnich czterech kolejkach liczymy na co najmniej siedem punktów, które dadzą nam perspektywę walki o coś więcej w drugiej rundzie. Mamy budżet w granicach dziesiątego miejsca w lidze. Wszystko ponad to będzie bardzo dobrym wynikiem. Jeśli pojawi się szansa już teraz powalczyć o miejsca 1-2, oczywiście nie będziemy się na to zamykać, ale jeśli się nie uda, nie będzie to duży problem. Awans ma być jaśniej określonym celem w przyszłym sezonie – zapowiada Kothny.

Patrząc na tabelę, łatwo się zorientować, co jest bolączką GKS-u. Obrona spisuje się dobrze – w piętnastu meczach straciła 18 goli, z czego siedem w dwóch najmniej udanych (z Chrobrym i Lechią). Gorzej prezentuje się ofensywa. 19 zdobytych bramek nie rzuca na kolana. – Z pełnym przekonaniem twierdzę, że mamy najlepszego napastnika I ligi w osobie Bartosza Śpiączki, ale na razie otrzymuje on zbyt słaby serwis jeśli chodzi o podania. Zimą chcemy ściągnąć piłkarzy, którzy będą grali wokół niego. Zimowe okienka są trudne, większość zawodników znajduje się pod kontraktami, a kluby niechętnie oddają swoich najlepszych zawodników. Będziemy jednak starali się pozyskać jednego, dwóch, maksymalnie trzech graczy, którzy podniosą nasz poziom i zwiększą szansę na sukces – mówi wiceprezes GKS-u.

Jego zdaniem piłkarze już obecni w klubie dają odpowiednią jakość, o ile wszyscy są dostępni dla trenera. – Mamy blisko dwudziestu zawodników na dobrym, zbliżonym poziomie, ale chwilami brakuje nam głębi składu, o czym najmocniej przekonaliśmy się ostatnio z GKS-em Katowice, gdy trzech ważnych zawodników pauzowało za kartki. Wiktor Żytek wystąpił na środku obrony i widać było, że nie jest to jego pozycja. Chcemy mieć na tyle szeroką kadrę, żeby w przyszłości w takich sytuacjach nie musieć tak rotować i rzucać piłkarzy na pozycje, na których wcześniej nie grali – tłumaczy Kothny.

Fatalne boiska

Zapytano go, czy nie jest zły na dużą liczbę kartek otrzymywanych przez zawodników i wykluczenia trenerów, zbyt mocno dyskutujących z sędziami. – Nasz styl gry jest i będzie agresywny, żółte kartki są tu wkalkulowane i w przypadku zawodników są one okej, to część gry. Okej nie są czerwone kartki dla członków sztabu szkoleniowego, którzy muszą potem być na trybunach. Co tydzień na bieżąco rozmawiamy i również te wątki poruszamy. Walka z sędziami nie ma żadnego sensu, bo potem mogą być przeciwko nam – stwierdził.

Na koniec podkreślił, że on i jego współpracownicy czują znacznie większe wsparcie ludzi wokół klubu niż na samym początku. – Wyniki na pewno mają tu duże znaczenie, ale sądzę, że swoimi działaniami też pokazujemy, że traktujemy ten projekt poważnie i wykonujemy kroki naprzód – skomentował.

W temacie osławionego „meczu legend” z soboty jeszcze raz przypomniał, że klub w żaden sposób nie uczestniczył w tym wydarzeniu, choć w razie czego jest otwarty na współpracę przy takich okazjach. Wypromowanie imprezy w klubowych socialach na pewno znacznie zwiększyłoby zainteresowanie wizytą Del Piero i Owena w Tychach. Organizator jednak nigdy nie zwrócił się z żadną propozycją.

Na koniec Kothny zdradził, że I liga sportowo mocniej go nie zaskoczyła, natomiast nie może pojąć, dlaczego tak wiele boisk znajduje się w tak złym stanie, gdy tylko zrobi się zimniej. Jego zdaniem wymogi licencyjne w tym względzie powinny być bardziej rygorystyczne. Cóż, nie będziemy tu polemizować.

GKS Tychy aktualnie zajmuje piąte miejsce w tabeli ze stratą czterech punktów do Arki Gdynia. Jesienią zagra jeszcze na własnym stadionie z Termaliką, Polonią Warszawa i Stalą Rzeszów, a na jedyny wyjazd wybierze się do Łęcznej. W najlepszym możliwym scenariuszu przed rundą wiosenną podopiecznym Dariusza Banasika będzie brakowało tylko trzech „oczek”, żeby zrealizować cel minimum.

CZYTAJ WIĘCEJ O GKS-IE TYCHY:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Igrzyska

Czy Mbappe, Wembanyama i N’Gapeth zachwycą w Paryżu? Sporty zespołowe nadzieją gospodarzy

Kacper Marciniak
1
Czy Mbappe, Wembanyama i N’Gapeth zachwycą w Paryżu? Sporty zespołowe nadzieją gospodarzy

1 liga

Komentarze

9 komentarzy

Loading...