Reklama

Mystkowski: – Zawsze byłem pokorny, może czasami aż za bardzo

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

19 sierpnia 2023, 11:37 • 14 min czytania 3 komentarze

Przemysław Mystkowski debiutował w Ekstraklasie jako 16-latek, zaliczył obiecujące wejście do Jagiellonii, ale później nie spełniał pokładanych w nim nadziei, aż wreszcie pożegnał się z białostockim klubem. Dziś po nieudanej przygodzie w Grecji wraca do równowagi w GKS-ie Tychy. Po raz pierwszy zdecydował się na dłuższy wywiad. Dlaczego nigdy nie stał się kluczowym ogniwem Jagi? Jakie plotki powstały na jego temat? Czemu potrzebował zmiany otoczenia? Co zaczął doceniać po pobycie w Iraklisie Saloniki? Dlaczego GKS Tychy może awansować? Z czym kiedyś przesadzał? Zapraszamy. 

Mystkowski: – Zawsze byłem pokorny, może czasami aż za bardzo

Masz 25 lat, rozegrałeś blisko 90 meczów w Ekstraklasie, a nie znalazłem z tobą ani jednej rozmowy poza konferencjami prasowymi czy krótkimi materiałami z treningów. Unikasz mediów?

Nie tyle unikam, co po prostu nie lubię wywiadów, a jak czegoś nie lubię, to się do tego nie pcham. Inna sprawa, że nie jestem jakoś specjalnie rozpoznawalną osobą, więc tych zapytań zbyt dużo nie było.

Popularność by cię drażniła?

Myślę, że tak. Nie jest to jednak mój problem. W Białymstoku mam mnóstwo znajomych, nie jest to rozpoznawalność typowo piłkarska i ona akurat jest fajna. W innym aspekcie nie muszę się nią martwić, do koszyka w sklepie nikt mi nie zagląda. Mieszkam teraz w Katowicach i tym bardziej nikt mnie tam nie zna (śmiech).

Reklama

Domyślam się, że w social mediach też nie jesteś aktywny.

Co jakiś czas wstawię zdjęcie, ale nie bryluję.

Nie lubisz tego z jakiegoś konkretnego powodu?

W dużej mierze pewnie dlatego, że tak zostałem wychowany. Pokazuj się poprzez pracę, a nie gadanie. Od małego w Jagiellonii powtarzali, żeby być pokornym. Może chwilami aż do przesady, w niektórych momentach to wcale nie pomaga. Gdybym był na miejscu trenerów, którzy nas wtedy prowadzili, starałbym się to nieco inaczej wyważyć.

Przesadna pokora zaburza pewność siebie? 

Miałem problemy z pewnością siebie i chyba faktycznie czasami byłem zbyt pokorny.

Reklama

W czym się to przejawiało?

Może za dużo przepraszałem, byłem za grzeczny. To chyba lepsze określenie. Rodzice dobrze mnie wychowali, nie żałuję tego, tak powinno być, ale w niektórych momentach na boisku aż za bardzo patrzyłem na innych, szukałem podania, chciałem być altruistą. Po części zostało mi to do dziś, trudno się wyzbyć tych nawyków. Wszystko można poprawić, dlatego nad tym pracuję. Pokora jest w życiu potrzebna, ale trzeba umieć to wypośrodkować.

Brzmisz jak ktoś, kto nie miał nigdy żadnej sodówki.

Ja zawsze uważałem, że jestem zbyt pokorny, ale z zewnątrz dochodziły głosy, że palma mi odbiła. To jednak były opinie osób, które w ogóle mnie nie znały i nie miały ze mną kontaktu. Była kiedyś taka sytuacja podczas jednego z wypożyczeń, że ktoś zadzwonił do prezesa Kuleszy, a ten do mojego ojca, że wdałem się z kimś w bójkę pod klubem. Fajnie, tylko mnie wtedy nie było w Białymstoku, potrafiłem nie zjeżdżać na miejsce przez pół roku. Zdarzały się niestworzone historie.

Gdy odchodziłem na wypożyczenie do Miedzi Legnica, miałem 18 lat. Do tego czasu praktycznie nigdzie nie wychodziłem, nawet po udanych meczach.  Starałem się zachowywać tak, żeby nikt nic nie gadał, że coś tam zagrałem i już mi odwaliło. Co nie znaczy, że w późniejszym okresie nigdy nie wypiłem piwka po meczu.

Jest 29 września 2014 roku. W swoim drugim meczu w Ekstraklasie, cztery miesiące po szesnastych urodzinach, notujesz dwie asysty, Jagiellonia wygrywa 4:2 z Podbeskidziem. Z tygodnia na tydzień oczekiwania wobec ciebie się zmieniły?

Na pewno. Gdy młody zawodnik pokazuje się w takich okolicznościach, zawsze jakaś „pompka” się pojawia. Ten mecz mi wyszedł i sam od siebie zacząłem wymagać coraz więcej. Chciałem zostać w Jagiellonii, jestem z Białegostoku, fajnie jest grać przy rodzinie i znajomych, a z perspektywy czasu uważam, że chyba tego ciśnienia z mojej strony było za dużo. Chciałem więcej i więcej. W moim przypadku takie nastawienie nie pomagało.

Brakowało ci cierpliwości? Mogłeś się czuć dziwnie, bo w następnej kolejce siedziałeś na ławce, a tydzień później zagrałeś godzinę na inaugurację nowego stadionu, gdy wygraliście 5:0 z Pogonią Szczecin. W następnej kolejce trybuny. Ciągła sinusoida. 

Błysnąłem jako 16-latek i myślałem, że będę grał wszystko, a to nie jest takie proste. Mówimy jednak o Ekstraklasie, najwyższym poziomie w Polsce. Powinienem zachować więcej cierpliwości, ale byłem młody i tego nie rozumiałem.

Przez to dość szybko poszedłeś na wypożyczenia do Miedzi i Podbeskidzia?

W głównym stopniu była to inicjatywa trenera Ireneusza Mamrota. Powiedział, że mogę mieć ciężko z graniem i nie będzie blokował mi wypożyczenia. Nie wypychał mnie na siłę, ale jasno nakreślił sytuację. W moim wieku zbieranie minut było najważniejsze.

W Miedzi poszło ci nieźle, grałeś też w kadrze U-20. W Podbeskidziu wyszło znacznie gorzej.

Na początku grałem sporo, ale potem przez dłuższy czas zmagałem się z urazem stopy. Zamiast od razu odpuścić, trenowałem na środkach przeciwbólowych, stosowałem doraźne rehabilitacje i problem się nawarstwiał. Była to dziwna kontuzja, przy bieganiu ciągle bolało mnie śródstopie. Chyba trochę się wtedy zblokowałem, zacząłem asekuracyjnie uderzać i podawać. Dopiero w przerwie zimowej, która w I lidze trwała trzy miesiące, udało mi się dojść do siebie.

ZAKŁADY BEZ RYZYKA DO 500 ZŁOTYCH i DARMOWE 20 ZŁOTYCH NA LA LIGA W FUKSIARZ.PL!

Między twoim pierwszym a ostatnim występem dla Jagiellonii mija osiem lat. Nigdy jednak, przynajmniej w wymiarze jednej rundy, nie stałeś się jej kluczowym zawodnikiem. Czego zabrakło?

Chyba pełnego zaufania. Często byłem rzucany na skrzydła. Wiadomo, że lepiej zagrać na skrzydle niż w ogóle, ale trochę mnie to blokowało. Na mojej pozycji przeważnie Jagiellonia miała kozaków – najpierw Kostię Vassiljeva, później Jesusa Imaza. Trudno było w takich okolicznościach o pierwszy skład na nominalnej pozycji, a jestem typem zawodnika, który potrzebuje, żeby dostać tej pewności od trenera. Cała historia.

Który okres w Jagiellonii wspominasz najmilej?

Ten, gdy za trenera Probierza walczyliśmy o najwyższe cele. Byłem jeszcze bardzo młody, nie grałem dużo, ale było to dla mnie duże przeżycie. Do tego te klimatyczne Pogorzałki, w których trenowaliśmy. Fajne czasy.

Jak wyjaśnisz to, że Jagiellonia z klubu będącego już trwałym elementem krajowej czołówki stała się ekipą, w której na starcie sezonu mówi się o spokojnym miejscu w środku tabeli? A przecież w międzyczasie Jaga doczekała się porządnej bazy treningowej. Odejście Cezarego Kuleszy wszystko tłumaczy? 

Na pewno nie. Wcześniej czuć było bardziej rodzinny klimat w klubie, wszyscy zarządzający byli z Białegostoku lub okolic. Nie mówię, że prezes Pertkiewicz czy dyrektor Masłowski wykonują złą robotę, bo dają radę w określonych realiach, ale coś się zmieniło. No i nie możemy zapominać, że konkurencja mocno poszła do przodu, wyklarowała się mocna czołówka.

Długo byłeś postrzegany jako młody talent, załapałeś się nawet na pierwszy sezon obowiązywania przepisu o młodzieżowcu. Kiedy sam siebie przestałeś tak postrzegać?

Nadal jestem młody (śmiech). Nigdy nie myślałem o swoim statusie, ani że jestem młody, ani że czas mi ucieka czy coś takiego, choć jak mówiłem, długo byłem ponapinany, że muszę się pokazać i coś udowodnić. Niektórym pewnie takie podejście pomaga, ale mi nie. Od pewnego momentu inaczej do tego podchodzę. Staram się cieszyć grą, jestem zdrowy, niczego mi nie brakuje. Jeszcze wiele przede mną. Piłka to moja praca, na boisku zostawiam sto procent, ale powinna dawać także przyjemność.

Sam doszedłeś do tych wniosków?

Przez chwilę współpracowałem z psychologiem sportowym, dał pewne materiały, ale uważam, że przede wszystkim każdy powinien porozmawiać w duszy sam ze sobą i odpowiedzieć sobie na niektóre pytania. To my mamy być szczęśliwi, zamiast uszczęśliwiać kogoś na siłę.

Twoje odejście z Jagiellonii było spodziewane?

Tak, praktycznie od marca 2022 wiedziałem, że nie przedłużymy kontraktu. Klub miał opcję przedłużenia i nie zamierzał z niej skorzystać, a ja też czułem, że nawet jeśli gram, to czegoś brakuje. Do tego drużyna broniła się przed spadkiem, nie był to najlepszy okres całego klubu, co nie pomagało. Słabo nam szło pod wodzą Piotra Nowaka. Jako miejscowego, dołowało mnie to. Spotykając znajomych na mieście, zawsze musiałem na ten temat rozmawiać. Chciałem od tego odpocząć i zdystansować się.

Będąc wychowankiem jesteś nie tylko piłkarzem, ale także kibicem. Jestem mocno związany z Jagiellonią, przeżywałem to. Nadal jej kibicuję, oglądam jej mecze. Próbowałem zadowolić wszystkich i samemu być zadowolonym. Być może powinienem odejść już rok wcześniej.

Czyli jeśli za parę lat zobaczymy cię na trybunie ultrasów Jagi, nie powinniśmy być zaskoczeni?

Na trybunie ultrasów może nie, ale na pewno będę chodził na mecze. W Białymstoku mam rodziców, kupiłem mieszkanie, dziewczyna też jest stamtąd. Na ten moment plany po karierze wiążę z tym miastem. W Polsce chyba nie mógłbym osiąść gdzie indziej, ale może kiedyś zacznę żyć za granicą?

Mówisz to w kontekście greckich doświadczeń?

Tak. Życiowo wyjazd do Iraklisu Saloniki był bardzo udany, piłkarsko nie. Nabrałem dystansu do wielu spraw, gdy zobaczyłem, z jakimi problemami zmagali się chłopaki w klubie. Dużo mi to dało.

Zakładam, że pójście do drugiej ligi greckiej było aktem desperacji, bo już od pół roku znajdowałeś się bez pracodawcy.

Nie chciałbym się rozwodzić, dlaczego tak długo to trwało. Na pewno w klubach nie byłem pierwszym wyborem, poza tym powiedziałem agentowi, że chcę wyjechać za granicę i gdziekolwiek spróbować, żeby oczyścić głowę. Potrzebowałem czegoś nowego. Zanim trafiłem do Grecji, mogłem iść do drużyny ze słowackiej ekstraklasy. Zagrałem w sparingu z Cracovią, ale widziałem, że to nie ma prawa się udać i nie pomyliłem się, bo ten klub spadł. Kiedy zgłosił się Iraklis, innej opcji nie miałem. Nazwę kojarzyłem, grał tam Sebastian Chruściel, którego znałem z reprezentacji U-20. Zdecydowałem się.

I jak wyglądała grecka rzeczywistość? „Jutro będą pieniądze”?

Zdecydowanie, do dziś to słyszę. Zadebiutowałem pod koniec stycznia i… tydzień później liga została zawieszona, bo kluby strajkowały. Nie dostały pieniędzy od federacji. Nie graliśmy przez ponad miesiąc. Nawet nie przeszłoby mi przez myśl, że może dojść do czegoś takiego. A skoro kluby nie dostały pieniędzy, to my też nie. Zaczęło się wędrowanie po biurach, rozmowy o finansach. Te tematy znalazły się na pierwszym planie, sprawy piłkarskie usunęły się w cień.

Przy podpisywaniu kontraktu nie ostrzegano cię, że może dojść do takich wydarzeń?

Mówili, że mają opóźnienia rzędu dwa-trzy tygodnie, ale nie było mowy o kilku miesiącach zaległości. A pamiętajmy, że już od pół roku byłem bez pensji i nigdzie nie zarabiałem. Grecy mają inną mentalność, byli przyzwyczajeni i raczej nikt z miejscowych nie reagował. Raz zbojkotowaliśmy trening, to przyszedł prezes i powiedział, że pod koniec tygodnia wyśle pieniądze. Chłopaki już chcieli wznawiać treningi, nie czekając na spełnienie obietnic.

Poziom drugiej ligi greckiej nie zachwycił. Poza czołową piątką, większość klubów nie poradziłoby sobie u nas w I lidze. Może to po części efekt ciągłego braku pieniędzy, ale uważam, że w Polsce gra się ze znacznie większym zaangażowaniem i dyscypliną taktyczną, w lepszym tempie. Poziom techniczny jest tam pewnie trochę wyższy, jednak całościowo I liga jest trudniejsza.

Jak już wychodziłeś na boisko, to jak się prezentowałeś?

Kiedy nie dostajesz pieniędzy od czterech miesięcy, to nawet o tym nie myślisz. Jeżeli ktoś mi mówi, że pod koniec tygodnia będzie pensja, a potem nie dotrzymuje słowa i tak z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc… Jestem w stanie zrozumieć tych chłopaków, że nie byli w pełni zaangażowani. Czasami po sobie też widziałem, że nie dawałem z siebie tyle, ile mógłbym w normalnych okolicznościach. Jeśli ktoś mnie nie szanuje, to nie będę ryzykownie wsadzał nogi, wiedząc, że w razie kontuzji sam zapłacę za leczenie. Na sto procent by tak było.

Coś ci Iraklis wypłacił?

Na starcie dostałem kwotę za podpis, a później same opóźnienia. Do dziś walczę o wyegzekwowanie zaległości, część już dostałem.

Przynajmniej trochę pożyłeś.

To na pewno. Mieszkałem w pięknym miejscu, przy samym morzu. Na półwysep miałem pół godzinki. Granie w Grecji ma jednak większy sens tylko wtedy, gdy trafisz do klubu z top 6 w Super League. Inaczej jest ciężko. Słyszałem, że w innych klubach greckiej ekstraklasy też były różne przeboje.

Miałeś inne opcje tego lata czy GKS Tychy spadł ci z nieba?

Spadł mi z nieba i to bardzo. Praktycznie przez rok nie grałem w piłkę. Słowa podziękowania dla trenera Dariusza Banasika, bo to on we mnie uwierzył i był za tym, żeby mnie sprowadzić. Najpierw przyjechałem do Tychów potrenować, w klubie byli ciekawi, jak będę się prezentował. Zagrałem w sparingach, wypadłem nieźle. W Grecji zaliczyłem tylko sześć występów, ale przynajmniej pozostawałem w treningu i dodatkowo pracowałem, więc przekonałem trenera i dogadaliśmy się co do kontraktu. Cieszę się, że tak wyszło, jestem zadowolony. Mamy super atmosferę w zespole, świetnie wystartowaliśmy, warunki do treningów są komfortowe, na poziomie Ekstraklasy. O stadionie nawet nie wspominam.

Cztery zwycięstwa na inaugurację zmieniają wasze nastawienie? Przed startem sezonu Max Kothny mówił, że przede wszystkim trzeba jak najszybciej zdobyć 40 punktów dających utrzymanie.

Puszcza Niepołomice dopiero co pokazała, że nikogo nie można lekceważyć. I liga jest podobna do Ekstraklasy, praktycznie każdy może wygrać z każdym. Często różnicę robią stałe fragmenty i atmosfera w drużynie. Widzę po chłopakach, że każdy walczy i daje z siebie maksa. W trudnych momentach na pewno nam to pomoże.

Czyli raczej złapaliście wiatr w żagle, a nie martwicie się, że presja wzrosła? 

Zdecydowanie. Trudniejsze chwile przyjdą, bo muszą przyjść, ale jesteśmy mocni mentalnie. Atmosferą, zaangażowaniem można wiele zwojować.

Po raz pierwszy należysz do starszyzny szatni.

Wreszcie nie muszę nosić piłek (śmiech).

W Jagiellonii nosiłeś do końca?

Nie, przepis o młodzieżowcu wiele zmienił. Wiekowo faktycznie mamy dość młody zespół. Jeśli dobrze liczę, siedmiu zawodników jest starszych ode mnie, ale znacznie więcej jest młodszych. Jako jeden z niewielu wiekowo znajduję się pośrodku. Czuję, że muszę pomóc, po to tutaj przyszedłem. Na razie wszystko układa się idealnie. W każdym meczu grałem od początku, odnieśliśmy komplet zwycięstw, znów czuję radość z gry. Przed sezonem pewnie nikt się tego nie spodziewał, ale to nie jest przypadek. Dobrze przepracowaliśmy okres przygotowawczy i przenieśliśmy to na ligę.

Mecz z Wisłą Kraków rozwiał sporo wątpliwości. Wcześniej może nawet lepiej punktowaliście niż graliście, a świetnie bronił Maciej Kikolski.

Pierwsza połowa z Wisłą była bardzo dobra w naszym wykonaniu. Strzeliliśmy trzy gole, jeden nam uznano. Po przerwie trochę się cofnęliśmy i oddaliśmy pole rywalowi, ale poza strzałem Goku w poprzeczkę, praktycznie nic nie stworzył. W końcówce mogliśmy podwyższyć. Uważam, że zagraliśmy bardzo mądrze.

Wiktor Niewiarowski nasłuchał się po trafieniu w słupek na pustą bramkę?

Nie, nikt mu nawet słowa nie powiedział. Wcześniej trzy razy z rzędu strzelał po wejściach z ławki i dawał nam punkty. Teraz też wygraliśmy, więc nie było tematu. Nie tacy jak on pudłowali w dobrych sytuacjach.

Pracowałeś z wieloma trenerami. Kto wywarł na ciebie największy wpływ?

Debiutowałem u Michała Probierza, do niego na pewno czuło się największy respekt. Nie wiem, czy było to spowodowane moim wiekiem, ale uważam go za silną osobowość i charyzmatycznego trenera. Od każdego mogłem coś wyciągnąć i czegoś się nauczyć, także jeśli chodzi o trenerów w juniorach. Do dziś mam z nimi kontakt.

A jak wspominasz Piotra Nowaka? Uchodził za kogoś, kto potrafi stworzyć dobrą atmosferę, tymczasem po jego odejściu Michał Nalepa zarzucał mu problemy pozaboiskowe i lekceważenie swojej pracy.

Jeżeli chodzi o kwestie atmosfery, umiał rozmawiać z zawodnikami, sprawiał wrażenie pozytywnej jednostki. Na młodych bez wątpienia to działało, nie wiem, czy na starszych również. Wyników niestety nie było, wiosną wygraliśmy tylko trzy mecze i prawie do końca musieliśmy walczyć o utrzymanie. A tamte historie to już sprawa między nim a Michałem.

Mówisz o radości z gry, ale nie oznacza to, że chcesz już sobie tylko pokopać. Zakładam, że prędzej czy poźniej znów widzisz siebie w Ekstraklasie.

Jasne, gdybym chciał już tylko pokopać, wróciłbym do Białegostoku i założył drużynę w lidze szóstek. Chodzi mi przede wszystkim o luz w głowie, brak negatywnej presji. Dawniej aż za bardzo chciałem tylko zapieprzać, praca, praca, defensywa, wślizgi. A jestem zawodnikiem, którym im częściej ma piłkę przy nodze, tym lepiej się czuje. Dlatego dobrze się teraz wkomponowałem do GKS-u, Dariusz Banasik chce grać odważnie, mamy ciekawą mieszankę rutyny z młodością. I praktycznie w całości polską szatnię, nawet chłopaki z zagranicy mówią po polsku. Nic, tylko grać i walczyć o awans.

Jako zawodnik ofensywny zbyt dużą wagę przykładałeś do defensywy?

Czasami widzę, że ktoś grający na skrzydle nie wróci, żeby potem mieć siły znów iść do przodu. Ja będąc na boku, nie potrafię tak do tego podejść, może dlatego, że nie jestem klasycznym skrzydłowym. Jeśli byłem ustawiany jako ofensywny pomocnik, nie musiałem się zastanawiać, gdzie pobiec i co zrobić. Na skrzydle starałem się zawsze pilnować, żeby ktoś mi nie uciekł, nie mogłem złapać automatyzmów.

Z jednej strony masz dopiero 25 lat, z drugiej w seniorskiej piłce funkcjonujesz już od blisko dekady. Czujesz to w nogach i w głowie? Wielu zawodników tak wcześnie zaczynających nie gra do czterdziestki.  

Nie jestem zmęczony futbolem, jeśli o to pytasz. Nawet na urlopie codziennie spotykałem się z kolegami i szliśmy na orlika. Ja to po prostu kocham. Nie wiem, jak będzie, ale nie wyobrażam sobie życia bez piłki.

Gdyby po tym występie z Podbeskidziem ktoś ci pokazał, co będzie z tobą za dziewięć lat, uśmiechnąłbyś się czy byłbyś rozczarowany?

Nie wiem. Na szczęście nikt mi tego nie pokazał. Cieszę się, że nie miałem poważnych kontuzji, nie jestem zawodnikiem wyeksploatowanym. Wciąż zakładam, że najlepsze dopiero przede mną.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Komentarze

3 komentarze

Loading...