Reklama

Rekord frekwencji w Tychach pobity, na boisku biła Legia [REPORTAŻ]

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

03 listopada 2023, 13:30 • 8 min czytania 14 komentarzy

GKS Tychy w ostatnich miesiącach przeżywa nadspodziewanie miłe chwile i wygląda na to, że nie wymiga się z walki o wymarzony awans do Ekstraklasy. Ukoronowaniem udanej rundy jesiennej miało być starcie z Legią Warszawa w 1/16 finału Pucharu Polski. Tak dużej mobilizacji wśród tyskich kibiców jeszcze w XXI wieku nie oglądaliśmy. Nic dziwnego, że padł rekord frekwencyjny. Sprawy na boisku potoczyły się wprawdzie znacznie gorzej, ale chyba mało kto czuł się mocno zaskoczony.

Rekord frekwencji w Tychach pobity, na boisku biła Legia [REPORTAŻ]

Z perspektywy klubu nie dało się wylosować lepszego rywala niż Legia, która gwarantowała wyjątkowe zainteresowanie i wyjątkową otoczkę. Dla wielu osób takie spotkanie było idealną okazją, żeby wybrać się na trybuny po raz pierwszy od wielu lat. Widziałem to również w swoim otoczeniu. W czwartkowe wieczory kopiemy ze znajomymi na orliku pod balonem. Nie zawsze jestem, polscy pucharowicze ograniczają dyspozycyjność, ale dla kolegów to żaden problem. Puchary czy reprezentacja Polski – nieważne, gramy. Tym razem nawet nie było tematu, bo większość wybierała się na mecz z Legią, skład na pewno by się nie uzbierał.

W GKS-ie przygotowywali się do tego wydarzenia z rozmachem. – Od kilku tygodni miasto żyło tym spotkaniem. W głównych punktach można było zobaczyć plakaty promujące mecz. Powstał spot promocyjny, w którym przenieśliśmy się do czasów PRL-u. Oddaliśmy też emocje ostatniej konfrontacji z Legią sprzed 26 lat. Odwiedzaliśmy szkoły, odbyło się spotkanie trenera i zawodników z kibicami w galerii handlowej. Cała komunikacja odbywała się w stylu retro. Do tego doszło wiele pamiątkowych gadżetów do kupienia: proporczyki, szaliki, program meczowy, bilety kolekcjonerskie oraz plakaty z autografami drużyny i sztabu – wymienia rzecznik prasowy pierwszoligowca Krzysztof Trzosek.

Do przyjścia na mecz w spotach video zachęcali m.in. Jerzy Dudek, Mariusz Czerkawski, Przemysław Pełka, Tomasz Smokowski i Sławomir Peszko.

Pracy było zdecydowanie więcej niż przy innych okazjach – więcej dziennikarzy, więcej osób do strefy VIP, więcej ochrony i policji. A w międzyczasie nie mogliśmy zaniedbywać bieżących obowiązków, wyjazdu do Sosnowca i tak dalej. Mówi się, że piłkarze w Anglii grają co trzy dni i my też tak ostatnio pracowaliśmy. Kończyliśmy jeden mecz i natychmiast zaczynaliśmy przygotowania do następnego. Pracowaliśmy na najwyższych obrotach, ale nikt nie narzekał. Życzyłbym sobie, żebyśmy co weekend musieli organizować tak duże wydarzenia. Dreszczyk emocji był teraz większy niż przy okazji spotkań ligowych – dodaje Trzosek, podkreślając, że logistycznie to podobna skala co mecze Euro U-21 i MŚ U-20, które odbywały się w Tychach odpowiednio w 2017 i 2019 roku.

Reklama

Piłkarze również odczuli, że zbliża się coś wyjątkowego. Drużyna w środę udała się do Ustronia na mini-zgrupowanie przedmeczowe. Zazwyczaj do takich wyjazdów nie dochodziło. Potwierdza się, że Legia w skali krajowej wzbudza szczególne emocje. Przeważnie nie są one zbyt pozytywne, ale dla zainteresowania kibiców to czasami nawet lepiej. GKS w ostatnich kilkunastu latach mierzył się pucharowo z Wisłą Kraków, Jagiellonią, Lechem czy Cracovią, jednak takiej mobilizacji nie pamiętam. Każdy chciał zobaczyć Legię, która nie odwiedzała Tychów od 1996 roku, gdy miasto reprezentował dogorywający już w Ekstraklasie Sokół.

Efekt? Sprzedanie wszystkich 13 639 biletów, „sold out” ogłoszono na kilka godzin przed meczem. Ostatecznie widzów pojawiło się nieco mniej, ale 13 218 wystarczyło do ustanowienia rekordu jeśli chodzi o piłkę klubową na tym stadionie. Do tej pory najwięcej ludzi (13 tys.) przyszło na jego inaugurację okraszoną sparingiem z FC Koeln, a w lidze rekordem było 11 489 kibiców w meczu z GKS-em Katowice (1 października 2016).

Wyniki te przebijają jedynie szlagierowe konfrontacje z Euro U-21 w 2017 roku. Czechy – Włochy przyciągnęły o kilkadziesiąt osób więcej, natomiast przy Niemcy – Czechy jedyny raz w dotychczasowej historii tego stadionu przekroczono 14 tysięcy.

Najbardziej zagorzali bywalcy trybun nieraz w pewien sposób krzywią się na takie okoliczności, ale tak wygląda rzeczywistość, wielu ludzi przyciąga wyjątkowa otoczka danego wydarzenia. Śląsk Wrocław nie będzie miał zawsze czterdziestu tysięcy ludzi jak na Legii. Ruch Chorzów nie zawsze będzie miał za sobą trzydzieści tysięcy gardeł na Stadionie Śląskim. Niektórzy przyszli na inaugurację, zobaczyli ten obiekt po przebudowie i tyle im wystarczy – ewentualnie wrócą na Górnika Zabrze.

Reklama

Tyski młyn wypełniony był po brzegi i na wszelki wypadek miejscowy zapiewajło w dość dosadnych słowach wytłumaczył wszystkim, że tu się skacze i głośno śpiewa, a nie podziwia piłkarzy jak na Lidze Mistrzów w knajpie. „Byście byli na każdym meczu, to byście wiedzieli!” – skwitował z lekkim wyrzutem.

Klub apelował, żeby kibice przychodzili z wyprzedzeniem, aby uniknąć stania w kolejkach, ale plan ten nie do końca wypalił. Raz, że niektórzy jednak przyszli na ostatnią chwilę. Dwa, że wpuszczanie na bramkach przebiegało powoli i nawet ci, którzy posłuchali apelu, niekoniecznie zdążyli wejść na pierwszy gwizdek sędziego. Gdy mecz się zaczynał, prześwity w poszczególnych sektorach wciąż były znaczące. Najwięksi pechowcy zameldowali się na trybunach, gdy Legia prowadziła już 2:0 i boiskowe emocje się skończyły.

Jeszcze wolniej wpuszczano kibiców Legii, którzy dopiero po mniej więcej dwóch kwadransach w komplecie wypełnili sektor gości. Doping rozpoczęli w 35. minucie, po trzeciej bramce swojego zespołu.

Cóż, GKS w tym aspekcie może sporo usprawnić. Oby w przyszłości jak najczęściej miał podobne zmartwienia.

Trzeba przyznać, że fani przyjezdnych dopingowali naprawdę konkretnie i długimi chwilami, przynajmniej z mojej perspektywy, potrafili zagłuszać młyn gospodarzy. Najgłośniej robiło się wtedy, gdy jedni i drudzy krzyczeli w tym samym momencie. Działo się to głównie po przerwie, kiedy zaczęła się werbalna wymiana „uprzejmości”.

Co do oprawy, ekspertem nie jestem, ale mnie nie powaliła, a hasłowo srogo zawiodła. Nie potrafię utożsamiać się z hasłem o „armii marychy” (nawet jeśli zgrabnie rymuje się z „Tychy”), na dodatek napisowi na banerze przydałaby się w środku co najmniej jedna dodatkowa spacja.

Nad samym meczem trudno się rozwodzić, każdy widział, co się działo. GKS błyskawicznie stracił dwa gole po banalnych błędach w obronie, potem dostał trzeciego i w żaden sposób nie mógł się odgryźć, mimo że na papierze ustawienie prezentowało się bardzo ofensywnie. Obrona Legii mocno się dowartościowała, takiej kontroli z jej strony jeszcze w tym sezonie nie oglądaliśmy. – Nie chcieliśmy grać defensywnie, nie chcieliśmy bronić, tylko pokazać odważniejszy futbol – mówił trener Dariusz Banasik.

„Otwartość” gospodarzy podkreślał także Bartosz Slisz. – Wiemy, jak wiele drużyn nastawia się do Legii. Fajnie, że GKS Tychy otworzył się bardziej niż większość naszych rywali, którzy głęboko bronią. Stal Mielec kilka dni wcześniej była cofnięta do trzydziestego metra i trudno było przedrzeć się z piłką. GKS próbował wyżej pressować, zostawiał więcej przestrzeni w środku pola i na skrzydłach – analizował pomocnik reprezentacji Polski.

Dariusz Banasik na konferencji przyznał, że gdyby mógł cofnąć czas, to pewnie inaczej zestawiłby wyjściową jedenastkę. – Ostatnie dwa mecze ligowe wygraliśmy, dlatego postanowiliśmy nie dokonywać większych zmian. Kierowałem się dobrem drużyny. Gdybym po dwóch zwycięstwach mocniej zarotował przed takim meczem, nie wszyscy zawodnicy by to zrozumieli, ale jako trener przeczuwałem, że z Legią tacy piłkarze jak Mystkowski, Radecki, Mikita prędzej udźwignęliby rangę wydarzenia. Niektórzy z naszych młodych zawodników nie zdołali tego zrobić. Ze składem po prostu nie trafiłem – był on zbyt ofensywny jak na Legię i zbyt młody – i już w 30. minucie powiedziałem do sztabu, że to przeczuwałem. Zaryzykowaliśmy. To jest doświadczenie, które zaprocentuje w przyszłości – podkreślał.

Po przerwie wprowadziliśmy wspomnianych piłkarzy, jakości z naszej strony było więcej, ale też Legia miała już 3:0 i nie forsowała tempa. Wynik oddaje przebieg wydarzeń. Musimy szybko o tym zapomnieć i skupić się na lidze. Budowa tego zespołu trwa, on będzie się rozwijał. Dziś zobaczyliśmy, gdzie jeszcze mamy braki – dodał szkoleniowiec, który w Legii przepracował 12 lat na różnych stanowiskach związanych z juniorami i drużyną rezerw.

Jego zdaniem obecna sytuacja „Wojskowych” miała spory wpływ na ich nastawienie. Nie było mowy o żadnej taryfie ulgowej. – Legia znajdowała się w kryzysie i bardzo poważnie podeszła do tego meczu. Byłem na Łazienkowskiej podczas spotkania ze Stalą i widziałem, co się dzieje, jak reagowały trybuny. Wiedziałem więc, że Legia nas nie zlekceważy i będzie chciała się odbudować. Szczerze mówiąc, moim zdaniem wyszła dziś mocniejszym składem niż na Stal.

Znacznie mniej do powiedzenia miał Kosta Runjaic, który pogratulował drużynie w pełni zasłużonego zwycięstwa, ale zaznaczał, że oczekiwał większej jakości ofensywnej w drugiej połowie. Obruszył się na moje pytanie dotyczące bardzo późnego wejścia Igora Strzałka, gdy przecież wynik był bezpieczny, a Legia w pełni kontrolowała przebieg wydarzeń. Wydawało się, że to idealny moment na ogrywanie młodego pomocnika. – A dlaczego miałby wejść wcześniej? Piłka nożna jest nieprzewidywalna. Dla mnie bezpieczny wynik jest wtedy, gdy mecz się zakończy. Nie widziałem konieczności przeprowadzania wcześniej czwartej zmiany – słowa o „bezpiecznym wyniku” przy prowadzeniu 3:0 z pierwszoligowcem brzmiały dziwnie…

Pokazaliśmy, że dalej potrafimy grać w piłkę i ostatnie wyniki nie oddają tego, jak prezentowaliśmy się na boisku. Graliśmy w miarę okej, stwarzaliśmy sobie sytuacje, ale nie wykorzystywaliśmy ich, a na dodatek traciliśmy bardzo głupie bramki. Dziś skuteczność była na wysokim poziomie: 4 strzały celne, 3 gole. Teraz chcemy się odkuć w Ekstraklasie – podsumował mecz Bartosz Slisz.

Dla GKS-u starcie z Legią był czymś ekstra, powinnością jest natomiast dobra postawa w ligowej młócce. Taka też była puenta Dariusza Banasika. – W szatni nawet w przerwie nie podnosiłem głosu. Podziękowałem chłopakom, powiedziałem, że to dla nas lekcja, nauka i tyle.

Podobnie zachowali się kibice, którzy nie gwizdali i nie mieli pretensji. Zamiast tego podziękowali zawodnikom za walkę, a ci nie pozostali dłużni.

Czasu na rozpamiętywanie porażki zabraknie. Już w niedzielę tyszanie zmierzą się u siebie z Lechią Gdańsk. Frekwencyjnie zapewne nastąpi brutalny powrót do rzeczywistości, czyli do jakichś czterech tysięcy widzów.

Tekst i zdjęcia: Przemysław Michalak

CZYTAJ WIĘCEJ:

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

14 komentarzy

Loading...