Temat nabierał rumieńców od kilku miesięcy i wreszcie stało się: GKS Tychy ma nowego większościowego akcjonariusza. Docelowo, w ciągu pół roku, ma on objąć 75 procent udziałów w klubie, a na starcie otrzymał 60 procent.
Im bliżej było finalizacji transakcji, tym więcej pojawiało się w mediach niepokojących doniesień na temat działań Pacific Media Group w innych klubach. Sam fakt, że GKS-em będzie zarządzać poprzez spółkę Tychy Investment Company Limited z siedzibą na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych wywołuje złe skojarzenia. Nic dziwnego, że na starcie przesadnego optymizmu wśród kibiców nie widać i to delikatnie mówiąc. Powitalna konferencja prasowa wszystkich wątpliwości na pewno nie rozwiała.
Temat sprywatyzowania klubu z ulicy Edukacji to długa historia. W 2019 roku sekcja piłkarska GKS-u została wyodrębniona ze spółki Tyski Sport w celu znalezienia nowego właściciela. W kolejnych miesiącach i latach co jakiś czas pojawiały się nazwy różnych tworów zainteresowanych przejęciem klubu. Prezydent miasta Andrzej Dziuba przyznał, że łącznie przewinęło się kilkunastu chętnych. Często chodziło o jakieś śliskie sprawy, w które zaangażowane były międzynarodowe agencje menadżerskie, co na wstępie pachniało nieciekawie i rodziło podejrzenia, że GKS zostałby strefą zrzutu dla zawodników z tych podmiotów. Tyle dobrze, że klub cały czas miał finansową stabilność i nie musiał decydować się na pierwszego lepszego kandydata.
– Nie stoimy pod ścianą i to nie jest tak, że mówiąc brzydko, ktokolwiek przyjedzie na wielbłądzie z workiem pieniędzy, to od razu zostanie właścicielem GKS-u Tychy – już zimą 2021 roku mówił nam prezes Leszek Bartnicki. I dodawał: – Widzimy na przykładzie innych polskich klubów, jak mogą kończyć się przygody z zagranicznymi inwestorami. Są to doświadczenia, z których można wyciągać pewne wnioski. Nikt w urzędzie miasta, z prezydentem Andrzejem Dziubą na czele, nie pozwoli, by doszło do historii oznaczających konieczność zaczynania od zera w niższej lidze. A już przecież taki scenariusz w Tychach przerabiano. Jeżeli ktoś ma przejąć GKS Tychy – czy to jako właściciel pakietu całościowego, czy pakietu większościowego – musi być wiarygodny i zapewnić dalszy rozwój klubu na wszystkich płaszczyznach.
Gdy więc zaczęły pojawiać się informacje, że w GKS może zainwestować Pacific Media Group, nie brzmiało to źle, zwłaszcza że wcześniej podmiot ten był łączony z Lechią Gdańsk. W końcu chodziło o właścicieli angielskiego Barnsley, francuskiego Nancy, belgijskiego KV Oostende, holenderskiego Den Bosch, szwajcarskiego FC Thun i duńskiego Esbjergu, mniejszościowych udziałowców FC Kaiserslautern oraz byłych właścicieli OGC Nice.
Im jednak bardziej zagłębimy się w szczegóły, tym więcej powodów do niepokoju znajdziemy. Dlaczego? Kluby zarządzane przez tę grupę w ostatnim czasie albo przeżywają stagnację, albo cofnęły się w rozwoju. FC Thun w pierwszym roku pod nowymi rządzami spadł do drugiej ligi szwajcarskiej. W ostatnim sezonie o szczebel niżej zleciały Barnsley (do League One), Esbjerg (do trzeciej ligi duńskiej) i Nancy (do trzeciej ligi francuskiej). Pojawiały się zarzuty o brak transparentności (menedżer kończący sezon w Barnsley stwierdził, że nawet nie wiadomo, kto zarządza klubem) i niedotrzymywanie obietnic (poprzedni prezydent Nancy).
Najwięcej znaków zapytania pojawiło się w kontekście KV Oostende. W ostatnich dniach w mediach społecznościowych często cytowany jest tekst z początku lutego, który pojawił się na portalu “DeMorgen”. Opisuje on trudną sytuację klubu pod rządami Pacific Media Group. W skrócie: na początku sprzedano piłkarzy za kilkanaście milionów euro, ale w klub nie zainwestowano niczego, a dziś jest on zadłużony na 5 mln euro. Nie płaci dostawcom cateringu, hotelarzom i innym podmiotom, z kolei trenerzy grup młodzieżowych dostają pensje z opóźnieniem. Na tę chwilę nie wiadomo, czy KV otrzyma licencję na nowy sezon, o ile w ogóle utrzyma się w belgijskiej ekstraklasie.
To wszystko sprawia, że podczas powitalnej konferencji prasowej ten temat znajdował się na pierwszym planie.
– Szukaliśmy inwestora, który będzie myślał o sporcie w Tychach tak jak my. To znaczy: będzie kładł nacisk na szkolenie młodzieży, zapewni stabilizację finansową – tutaj sprawdzaliśmy pod każdym względem każdego z inwestorów – i oczywiście nie dopuści, by doszło do zmiany barw klubowych, herbu czy miejsca rozgrywania meczów. W Polsce mieliśmy negatywne przykłady tego typu działań, dlatego we wszystkich rozmowach kładliśmy na to duży nacisk – zaczął prezydent Andrzej Dziuba, podkreślając jeszcze raz, że inwestor został dokładnie prześwietlony, a rozmowy trwały prawie półtora roku.
– Miasto nie sprzedało klubu, tylko umożliwiło inwestorowi podniesienie kapitału zakładowego [o 1,5 mln euro, PM]. To oznacza, że miasto nadal jest współwłaścicielem. Decydujący będzie głos nowego właściciela, ale my w klubie zostajemy i będziemy mieli swojego przedstawiciela w radzie nadzorczej, żeby na bieżąco śledzić wydarzenia w klubie i w razie czego reagować na rzeczy, które w naszym odczuciu będą niepokojące – podkreślił Dziuba.
Prezydent zawczasu poruszył też wątek dotyczący niepowodzeń Pacific Media Group w innych miejscach. – Może pora przełamać ten impas i może to właśnie Tychy będą tym klubem, z którym nowy inwestor po raz pierwszy awansuje na najwyższy szczebel – stwierdził.
Gdy zacząłem dopytywać, że dotychczas mowa raczej o spadkach niż awansach i sukcesach niż porażkach, odpowiedział: – Ostatnią rozmowę odbyłem z Ryśkiem Komornickim, do niedawna pracującym w Kaiserslautern, w którym pan Conway także posiada swoje udziały. Pytaliśmy, jak to wygląda od podszewki. Oczywiście, swoje obawy mieliśmy. Nie mogliśmy sobie pozwolić na jakiś element zaniechania. Skorzystaliśmy także z profesjonalnych wywiadowni w tematach finansowych. To wszystko daje nam podstawy, aby z optymizmem patrzeć w przyszłość. W sporcie pieniądze są bardzo ważne, ale nie są jedynym elementem, który decyduje o sukcesie. Próbowaliśmy w tych innych klubach pytać, dlaczego tam akurat tak wyszło. Cieszę się, że inwestor wyciąga wnioski z tych sportowych niepowodzeń. Zostaje z nami prezes Leszek Bartnicki i to też znak, że inwestor nie chce robić rewolucji, tylko będzie chciał ewolucji klubu i jeszcze lepiej zarządzać tym, czym do tej pory my zarządzaliśmy. Trudno było zignorować ofertę włożenia kilku milionów złotych do klubu. Zawsze istnieje pewne ryzyko przy tego typu transakcjach, ale wydaje mi się, że zminimalizowaliśmy wszelkie ryzyka do minimum. Również osobiste kontakty z panem Conwayem i jego ludźmi przekonują nas, że to był dobry wybór – mówił Dziuba.
W temacie kiepskich wyników klubów z grupy Pacific Media Group piłeczkę starał się odbić prezes Leszek Bartnicki. – Oczywiście, że śledzimy to, co się dzieje. Kluby piłkarskie w różnych momentach możemy postrzegać w różny sposób. Gdybyśmy się spotkali poprzedniej zimy, o Legii Warszawa mówilibyśmy jako klubie, który broni się przed spadkiem. Dziś jest finalistą Pucharu Polski i wiceliderem Ekstraklasy. Barnsley na tę chwilę ma właściwie pewne miejsce w play-offach o Championship, wyprzedzając takie ekipy jak Bolton czy Derby County. To też dość poważny poziom. Ostenda jeszcze walczy o utrzymanie, ma trzy punkty straty na cztery kolejki przed końcem sezonu. Esbjerg jest bodajże trzeci w tabeli i walczy o awans. FC Thun zajmuje piąte miejsce i na pewno znajdzie się w grupie mistrzowskiej drugiej ligi szwajcarskiej, wyprzedzając Vaduz, który jeszcze w zeszłym sezonie grał w europejskich pucharach. Jak zawsze, na każdą szklankę można spojrzeć, że jest do połowy pusta lub do połowy pełna – przekonywał.
– Kiedy zaczynaliśmy rozmowy z tym inwestorem, żaden z ich klubów nie spadał, za to Barnsley było chwilę po finale baraży o Premier League, co było bardzo dużym osiągnięciem. Trzeba też pamiętać, o jakich klubach mówimy. Barnsley na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat, ze 25 spędziło na trzecim poziomie rozgrywkowym. Oczywiście, pewne rzeczy mnie też martwią i sam rozmawiając z przedstawicielami inwestora o nie pytałem. Ja też widziałem, że Den Bosch przegrało niedawno 0:13 w Eerste Divisie. Śledzę także mecze KV Oostende, które dopiero co ściągnęło Milana Rodina z Cracovii, czyli zawodnika wyróżniającego się w Ekstraklasie. Uśmiech na twarzy byłby dziś szerszy, gdybyśmy mówili o klubach grających w europejskich pucharach, natomiast jesteśmy świadomi tego, jak sytuacja wygląda. Moja rola – mam nadzieję – jest również w tym, żeby wyciągnąć jak najwięcej pozytywów, wykorzystując to, co tutaj mamy i co już zrobiliśmy. GKS jak na obecne realia jest klubem zdrowym, bez długów, co w Polsce nie jest takie oczywiste. Możemy dużo zyskać dzięki efektowi synergii bycia w takiej grupie. Mamy w skali Europy ponad 200 klubów należących do multigrup – 27 dołączyło w 2021 roku, 23 w 2022 roku. Tak się składa, że właśnie amerykańscy właściciele dominują w Europie. Nigdy nie jest tak, że ryzyka nie ma, ale przynajmniej dopóki my tu będziemy, zrobimy wszystko, aby o GKS-ie Tychy mówiono, że tutaj się udało – dodał Bartnicki.
Andrzej Dziuba wtrącił: – A gdyby nie było tego inwestora i nie byłoby ostatniego zwycięstwa nad Resovią, i gdybyśmy tak latem spadli? Czyja byłaby to wina? Każda decyzja tego typu niesie ze sobą pewne ryzyko. Staraliśmy się je zminimalizować, na tyle, na ile to możliwe, ale wszystkiego nie da się zaplanować.
Zapytałem prezydenta, czy miasto zabezpieczyło się na najczarniejszy scenariusz, w którym będzie musiało ponownie przejąć klub, żeby go uratować. Po przejściach z niemieckimi właścicielami niedawno przerabiała to Korona Kielce. – Znamy przykład Kielc. Umowa została sporządzona w sposób bardzo precyzyjny i bezpieczny dla miasta. Myślę, że w razie czego sobie poradzimy. Proszę pamiętać, że nadal jesteśmy akcjonariuszem klubu. Co prawda mniejszościowym, ale wciąż mamy wgląd we wszystko i nie może się wydarzyć nic, co postawiłoby na głowie wcześniejsze ustalenia – odpowiedział Dziuba, podkreślając, że miasto prawdopodobnie nadal będzie coś do klubu dokładało, tyle że już w ramach promowania miasta poprzez sport.
Od prezesa Bartnickiego chciałem się dowiedzieć, czy nowi akcjonariusze określili, w jakim czasie chcieliby wejść do Ekstraklasy. – Nie mamy jasno określonych ram czasowych, że w tym czy tamtym roku chcemy awansować. Takie plany fajnie się tworzy na papierze. Mamy zdrowe fundamenty jako klub i zdrowy zespół. Zatrudniliśmy jednego z najlepszych trenerów, jaki był dostępny. Także tym ruchem pokazujemy, że mamy ambitne plany. Nie uważam, by ten zespół wymagał rewolucji kadrowej, żeby móc powalczyć przynajmniej o udział w barażach. Pamiętajmy jednak, że I liga będzie coraz silniejsza. Nikomu źle nie życzę, ale może się zdarzyć tak, że w przyszłym sezonie będą tu Górnik Zabrze, Lechia Gdańsk czy Miedź Legnica, a także Motor Lublin i Polonia Warszawa z II ligi. Tu nie ma 2-3 kandydatów do pierwszego miejsca w tabeli jak w La Liga. Mimo to wszyscy chcemy zrobić kolejny krok naprzód, a wsparcie nowego inwestora w połączeniu z tym, co już wypracowaliśmy, zwiększa nasze szanse – powiedział.
Druga część konferencji mocno rozczarowała. Wzięli w niej udział Paul Conway, Frederick R. Ayers Jr., Maximilian Kothny i Averi Seelig – dwaj pierwsi będą wchodzili w skład rady nadzorczej spółki, dwoje pozostałych znajdzie się w zarządzie spółki. Na wszystkie trudne pytania odpowiadano ogólnikami i frazesami. Zrównoważony rozwój, długofalowy proces – tego typu hasła dominowały. Na razie celem jest jak najlepsze dokończenie sezonu i letnie okienko, w którym rozstrzygnie się przyszłość wielu piłkarzy z wygasającymi kontraktami. Zadeklarowano, że część z kwoty wpłaconej przy podwyższaniu kapitału spółki, zostanie przeznaczona na wzmocnienia. Conway zapewnił, że każdy klub będący częścią Pacific Media Group działa niezależnie, więc nie należy spodziewać się mocniejszego przepływu zawodników między nimi. Zbytnio nie ukrywano, że bardzo ważnym elementem funkcjonowania GKS-u ma być zarabianie na transferach i promowanie młodzieży.
Conway to flagowa postać spółki i sporo już o nim napisano, natomiast ciekawe są przypadki Kothny’ego i pani Seelig. Pierwszy do niedawna był dyrektorem zarządzającym Turkgucu Monachium. Stanowisko objął mając zaledwie 23 lata. Szczycące się imigranckimi korzeniami Turkgucu dotarło do trzeciej ligi niemieckiej, ale w zeszłym roku zbankrutowało i musiało się wycofać z rozgrywek. Na pewno nie pomogło zatrudnienie Petera Hyballi, który wytrzymał na stanowisku od września do listopada 2021. Wcześniej mówiło się, że Pacific Media Group rozważa zainwestowanie w ten klub. Po tym niepowodzeniu Kothny odszedł do Nancy, gdy spadek do trzeciej ligi w zasadzie był już przesądzony. Pracował tam tylko przez półtora miesiąca – do czerwca 2022. Pani Seelig ma głównie doświadczenie związane z handlem i hotelarstwem.
Krótko mówiąc: pytań jest wiele, odpowiedzi mniej. Nie wyjaśniono nam, dlaczego w sześciu klubach nowemu inwestorowi nie wyszło – przynajmniej za ostatni okres – a tu akurat miałoby wyjść. Nie dowiedzieliśmy się, jakie błędy tam popełniono i jakie wnioski wyciągnięto. No, ewentualnie można się domyślić, iż dostrzeżono, że nie można ciągnąć kilku srok za ogon (KV Oostende i Nancy miały tego samego prezesa, co nie działało), dlatego na czele spółki pozostanie Leszek Bartnicki.
Trudno nie odnieść wrażenia, że nawet w samym GKS-ie Tychy nie rozwiali w stu procentach pewnych wątpliwości dotyczących nowego inwestora, ale najwyraźniej uznano, że żadna ciekawsza oferta już się nie pojawi i trzeba spróbować.
Zagraniczni inwestorzy w polskiej piłce dotychczas raczej nie budzili dobrych skojarzeń. Ich obecność na większe sukcesy się nie przekładała. Dodając do tego znaki zapytania, o których mowa wyżej, wydaje się, że pomyślnym scenariuszem będzie nawet zachowanie dotychczasowego poziomu sportowego i finansowego – z tą różnicą, że w większości już za prywatne pieniądze.
CZYTAJ WIĘCEJ O GKS TYCHY:
- GKS Tychy ma nowego trenera. Dariusz Banasik wraca na karuzelę
- Bartnicki: – GKS-u Tychy nie przejmą szejkowie, którzy mogą kupić kogo chcą [WYWIAD]
Fot. Newspix