Reklama

Cukrzyca, śmierć ojca i mentalność lidera. Czy Patryk Peda to przyszłość reprezentacji Polski?

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

17 listopada 2023, 10:03 • 27 min czytania 19 komentarzy

Pierwsze buty do gry w piłkę dostał jako dwulatek. Spędził dekadę w akademii Legii Warszawa, był kapitanem swojego rocznika. Grał w młodzieżowych reprezentacjach Polski, przebił się we Włoszech. Oswoił się z cukrzycą, która nie zatrzymała jego kariery. Przeżył śmierć ojca, który był dla niego największym wsparciem. Patryk Peda dla niektórych jest młokosem z trzeciej ligi włoskiej. Dla innych dojrzałym i otwartym chłopakiem.

Cukrzyca, śmierć ojca i mentalność lidera. Czy Patryk Peda to przyszłość reprezentacji Polski?

Trochę ubolewam, że wszyscy naokoło skupiają się na tym, iż Michał Probierz zaprosił na zgrupowanie piłkarza z trzeciej ligi. CV Patryka jest tak naprawdę wzorcowe. On był w każdym roczniku kadry Mazowsza, w każdej kategorii wiekowej reprezentacji Polski — powiedziała mama Patryka, „Przeglądowi Sportowemu”, gdy dziennikarze pytali ją o debiut syna w drużynie narodowej.

Elżbieta Peda musiała czuć rozczarowanie, gdy słyszała mniej lub bardziej krytyczne opinie na temat syna. Zrozumiałe, jako rodzic patrzyła na swoje dziecko, uwzględniając ponad dwudziestoletni bagaż doświadczeń, jaki ze sobą niesie. Widziała wszystkie treningi w deszczu, błocie i mrozie. Stłuczenia, urazy i łzy. Godziny spędzone w samochodzie i na lotniskach.

Powołanie syna do reprezentacji Polski nie miało w jej oczach grama absurdu, który dostrzegali ci, którzy wytykali, że trzecioligowiec w biało-czerwonych to precedens, symbol upadku. Żaden upadek, czyste zwycięstwo.

Z cukrzycą, po której dwunastolatek z nutą niepewności pytał, czy będzie mógł jeszcze grać w piłkę.

Reklama

Z odrzuceniem, gdy szesnastolatek nie mógł pogodzić się z tym, że tak rzadko dostaje szansę w starszym roczniku.

Z samotnością, kiedy w dorosłość wchodził we włoskiej Ferrarze, a nie w domowym zaciszu z grupą przyjaciół z dzieciństwa u boku.

Z bólem po stracie ukochanego ojca, który był przy nim na każdym kroku i czuwał, żeby synowi nigdy niczego nie zabrakło.

Wszystkie te doświadczenia uczyniły z Patryka Pedy reprezentanta Polski w takiej samej mierze, jak talent, który posiadał. Pewność siebie, dojrzałość oraz mądrość, którą nabywał i na boisku, i poza nim, pozwalają lepiej zrozumieć to, co mógł w nim dostrzec Michał Probierz.

To osoba, która może być liderem nie tylko bloku obrony, ale całego zespołu. Ma do tego naturalne predyspozycje, potrafi w mądry sposób zarządzać defensywą i drużyną. Miał swobodę i naturalność w odzywaniu się, reagowaniu na sytuacje. Robił to w konkretny sposób, bez banałów i sloganów, które są czasami rzucane, a które nic nie znaczą. Jego słowa coś wnosiły, czasami przed faktem. Potrafił wesprzeć, jak i zbudować po popełnionym błędzie. Skorygować, uprzedzić jakąś sytuację. To odpowiedzialność za grupę, nie tylko za siebie — mówi nam Przemysław Małecki, asystent Kosty Runjaicia w Legii Warszawa, który współpracował z Pedą w młodzieżówkach.

Być może wyciągając rękę do trzecioligowca selekcjoner postawił krok w kierunku odnalezienia charakteru i mentalności, której nasza drużyna potrzebuje, żeby odkopać się z kryzysu i odnaleźć nowego Michała Pazdana czy Kamila Glika?

Reklama

Patryk Peda. Kim jest środkowy obrońca reprezentacji Polski? [SYLWETKA]

Zastąpienie Kamila Glika to zresztą wróżba, która za Patrykiem Pedą ciągnie się już od jakiegoś czasu. Ponad dwanaście miesięcy temu taki scenariusz przewidywał portal „Sport.pl”. Teza była odważna, ale też nieprzesadnie kontrowersyjna. Wszak Peda był już ulubieńcem Daniele de Rossiego, ówczesnego trenera SPAL, a komplementy sypał mu Zbigniew Boniek, który przewidział, że 2023 rok będzie należał do stopera SPAL.

Niektórzy jego potencjał wychwycili jeszcze wcześniej. Gdy Patryk Peda spełniał przepowiednię Bońka, Legia Warszawa zauważyła, że to pierwszy adept jej akademii, który po dziesięcioletnim programie szkolenia przy Łazienkowskiej 3 doczekał się debiutu w reprezentacji Polski. Stołeczny klub wyłowił go już jako sześciolatka, po krótkiej przygodzie z Kosą Konstancin.

To czasy na długo przed projektem Legia Training Center. To czasy, gdy drużyny młodzieżowe skupiały się na jednym boisku. Nie nazwiemy tego hartowaniem czy próbą charakteru, bo warunki w szkółce i tak przewyższały to, co oferowano w innych miejscach. Potrzeba było jednak determinacji oraz wytrwałości. Elżbieta Peda wspomina, że treningi zabierały cztery godziny z życia rodziny. Godzinę na dojazd, dwie na miejscu, godzinę na powrót.

Sławomir Stempniewski żartobliwie rzucił kiedyś, że to taksówkarski model funkcjonowania. Kurs za kursem, każdego dnia.

Do listy zawodów trzeba dopisać jeszcze kilka profesji. Edukator, bo mama Patryka wspominała także o lekturach ojca Zbigniewa, które poszerzały jego wiedzę o tym, jak szkolić młodego piłkarza. Trener-praktyk, bo trzeba też pamiętać o godzinach spędzonych w ogrodzie, gdy poprzez zabawę z piłką ojciec uczył Patryka gry lewą nogą. Wszystko to sprawiło, że Peda od małego wyróżniał się na tle rówieśników.

Zanim przyszedłem do Legii Warszawa widziałem Patryka w kadrze Mazowsza U13. Rzucał mi się w oczy elegancją, umiejętnością wprowadzenia piłki. Coś, czego nie miało wówczas wielu młodych polskich stoperów — wspomina Przemysław Zych, który w akademii Legii zajmuje się tworzeniem działu danych, który ma pomóc w identyfikacji i prowadzeniu kariery młodych piłkarzy.

W przypadku młodego Pedy identyfikacja była prosta. Jego umiejętności skazywały go na miejsce w środkowej strefie boiska. Tomasz Kycko, który prowadził Patryka w zespole U16, wystawiał go nie tylko w defensywie, ale i linię wyżej:

Na szóstce w moim mniemaniu musi grać zawodnik, który najlepiej myśli. Musi wiedzieć, co się dzieje przed nim, za nim, z prawej i lewej strony. Kontrolować to, co dzieje się dookoła niego. Patryk był dobrym satelitą w odpowiednim miejscu. Potrafił też podpowiedzieć zawodnikom, co powinni zrobić, dlatego chciałem, żeby i przed sobą, i za sobą miał ludzi, którymi mógłby kierować. Zawsze chciał piłkę i nie bał się jej dostawać. Miał bardzo dobry pomysł na grę. Czy grał na szóstce, czy na środku obrony, zawsze miał ciąg na bramkę, przy czym potrafił zachować balans. Gdy mówiliśmy mu, żeby utrzymał pozycję, wypełnił szóstkę, to było to jego pierwsze zadanie, a dopiero potem myślał o ofensywie. Fajnie grał głową, był bardzo dobry w odbiorze jeden na jeden, umiał wykorzystać swoje warunki fizyczne. Umiał przewidywać, ustawiać się, czytał grę.

Listę komplementów uzupełnia bardzo dobra gra głową. Kycko porównuje Patryka Pedę do Sebastiana Walukiewicza, innego ze swoich podopiecznych. Jego zdaniem obaj mieli rzadką cechę: naturalną świadomość, że trudniejsze rozwiązania są najlepsze. Wygrywając pojedynek w powietrzu potrafili nie tylko sięgnąć piłki, ale odruchowo robili wszystko, żeby trafiła ona do kolegi, a nie pofrunęła byle gdzie.

Ważniejsze dla jego rozwoju było jednak nie to, jak używał głowy do wygrania walki o piłkę i utrzymania jej w posiadaniu swojego zespołu, a to, jak wykorzystywał ją do sterowania drużyną.

Patryk kojarzy mi się z liderem. Brał na siebie odpowiedzialność, nie bał się tego. Myślę, że wiedział, od kogo czego wymagać. Od Szymona Włodarczyka czy Maksymiliana Tkocza wymagał więc więcej, a takich, którzy — brzydko mówiąc — nie dojeżdżali, wspierał. Wysoko zawieszał sobie poprzeczkę i nigdy nie zjadł go minimalizm. Wiedział, że ma potencjał do gry na wysokim poziomie, ale też go realizował. W treningu, w treningu motorycznym, na boisku, w analizie. Nie było dla niego meczów o nic, chciał się sprawdzać, rozwijać, weryfikować — tłumaczy Tomasz Kycko.

Peda: Czuję się trochę tak, jakbym piłkarsko wychował się we Włoszech

Dojrzałość i świadomość to cechy, o których wspomina każdy, kto pracował z Patrykiem Pedą. Cechy, które według naszych rozmówców wpoili chłopakowi jego rodzice. Piotr Urban, który nadzorował akademię Legii Warszawa, gdy Peda był jej zawodnikiem, nie widzi w tym przypadku.

W Hiszpanii wszyscy, których znałem, których trenowałem i którzy teraz grają na najwyższym poziomie, mają jeden wspólny element: normalnych, rozsądnych rodziców. Tak samo było z Patrykiem.

Odwiedźmy więc Zalesie Górne, żeby lepiej zrozumieć rolę, jaką familia odegrała w karierze świeżo upieczonego reprezentanta Polski.

W imię ojca

Fajny, ułożony chłopak. Przede wszystkim przez rodziców — mówi Marek Gołębiewski, były trener Legii Warszawa, który w tej historii występuje w nieco innej roli. Sąsiada. Szkoleniowiec dobrze znał się ze Zbigniewem, ojcem Patryka, który — to słowa jego mamy — zaprojektował karierę syna.

On sam był niespełnionym piłkarzem. Marzył o wielkich arenach, ale kopał tylko rekreacyjnie, w Okęciu Warszawa. Rodzinę założył, gdy poznał Elżbietę, mamę Patryka. Najpierw na świat przyszła jednak Patrycja, jego siostra. Ona także zaraziła się pasją do sportu, trenowała akrobatykę. Synowi rodzice kupili pierwsze buty piłkarskie gdy miał dwa lata. Trzeba było sprowadzać je z Londynu, bo w kraju tak małe modele nie były dostępne.

Mama Pedy w „Przeglądzie Sportowym” podkreśla jednak, że nie chodziło o to, żeby narzucić dziecku futbol jako wizję życia. Chodziło o inspirację, a gdy młody złapał bakcyla, rodzice zrobili wszystko, żeby mógł rozwijać swoją pasję.

Wozili go na treningi do akademii Legii, w szkole w Zalesiu Górnym miał bardzo dobre oceny, dobrą opinię. Zbyszek był bardzo zaangażowanym rodzicem, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Sam uprawiał sport, codziennie widywałem go, gdy biegał. Pchał Patryka w kierunku tego, żeby się udoskonalił — dodaje Gołębiewski.

Tomasz Kycko podkreśla, że jego ekspodopieczny był bardzo zżyty z tatą. Piotr Urban zauważa, że za wielkim zaangażowaniem pana Zbigniewa stała normalność i kultura. Żaden tam Komitet Oszalałych Rodziców. Peda senior, tak jak wspominała pani Elżbieta, projektował wiele ruchów do przodu. Marzenie o transferze do Włoch zrodziło się, gdy odwiedzali znajomych we Florencji, jeździli do kurortu w Bibione. Wakacje w Italii były okazją do oglądania meczów Milanu.

Patryk zaczął podziwiać Leonardo Bonucciego. Z takim idolem musiał zostać obrońcą. Przemysław Małecki wcale tego nie bagatelizuje, przytacza celną anegdotę:

Henryk Kasperczak powiedział mi jednak pewną rzecz: żebyśmy w procesie selekcyjnym, w pierwszym etapie szkolenia, zwracali uwagę przede wszystkim na to, czy potencjalny obrońca lubi bronić. Spotykałem się z tym, np. gdy podczas ćwiczenia jedna grupa broni, druga pracuje nad finalizacją i nagle obrońca się pyta: a kiedy my postrzelamy? Patryk jest zaś typem piłkarza, który lubi bronić, którego to cieszy. To ważne i nieoczywiste.

Wyjazdy na południe Europy okazały się bardzo pomocne. Ojciec i siostra Patryka nauczyli się języka włoskiego, sam zainteresowany przyznawał, że był z nim osłuchany, co pomogło mu w nauce po przeprowadzce. Zwiedzanie Toskanii nie było jednak decydującym elementem, który zaważył na przyszłości obrońcy. Tata Zbigniew dostrzegał bowiem, że Legia zaczyna być dla jego syna za ciasna. Nie chodziło o wybujałe ego. Piotr Urban wspomina konkretne argumenty z rozmów z Pedą seniorem:

Wtedy w Legii Warszawa była mieszana drużyna U16 i U17. Zawodnicy, którzy nie łapali się do drużyny U17, a byli w wieku U16 grali z nimi w lidze. Było niezadowolenie ze strony Patryka i jego ojca, którzy uważali, że powinni grać w starszym zespole i nie podobała się im się organizacja w zespole U16. Trudno było się z tym nie zgodzić, tak szczerze mówiąc, dlatego rok później struktura się zmieniła, ale Patryk zdecydował się już na inną opcję. Były też pretensje o stan sztucznej murawy, bo to boisko było wtedy naprawdę słabe. Tata Patryka na to narzekał, mówiliśmy, że rozmawiamy o tym z klubem i to też udało się zmienić w kolejnym sezonie.

Temat gry w starszym zespole wspomina także Tomasz Kycko:

Wiele razy nie zgadzał się z tym, że nie był powoływany do CLJ. Chciał poznać argumenty za tym, że musi czekać. Gdy chłopcy z jego rocznika szli do CLJ, a on w niej nie grał, starał się podwójnie. Z drugiej strony nie interesowało go to, żeby iść wyżej i jeździć po boiskach jako rezerwowy. Jak miał to zrobić, chciał grać. Stawiał sprawę jasno: jak mam zagrać 15 minut w Olsztynie w U17, to wolę rozegrać cały mecz w U16.

Z drugiej strony nie było tak, że Patryk Peda na akademię Legii Warszawa się obraził. Gdy w kwietniu spotkaliśmy się we Florencji, którą odwiedzał przy okazji meczu Lecha Poznań w Lidze Konferencji, zaznaczał, że choć piłkarsko dorósł we Włoszech, to szkółka stołecznego klubu wiele mu dała. Przemysław Zych też przypomina, że klub oferował stoperowi ciekawe perspektywy:

Na dwa, trzy lata przed odejściem Patryk miał szansę rozwoju, bo to był szalony czas z mnóstwem meczów międzynarodowych. Grał z Bayernem Monachium, Realem Madryt, sporo od nas dostał. Patryk grał dużo, ale w swoim roczniku, bo drużyna była mieszana – rocznik 2001 i rocznik 2002. Bardziej zaawansowani na tamten moment grali w starszej drużynie, pozostali ze swoimi rówieśnikami. W sezonie 2018/2019 grał z Arielem Mosórem w drużynie U17, dostał szansę treningów w zespole U19, ale wtedy był już zdecydowany, żeby odejść. Chcieli iść szybciej, wyżej, byli nakierunkowani na ten wyjazd do Włoch, chociaż jest to najtrudniejsza droga, wejścia do piłki seniorskiej w obcym kraju. Na początku Patryk w SPAL grał przez pół roku w drużynie U17, ale poradził sobie. Cieszymy się z tego i mu kibicujemy.

Po Patryka Pedę kluby z Włoch zgłaszały się od dawna. Testowało go Chievo Werona, pytało Torino. Skauci SPAL wypatrzyli go na Pucharze Syrenki w Warszawie. Obrońca docenił, że nie potraktowali go tylko jak kolejnego chłopaka z potencjałem. Chciał wyjechać. Ruszyły trudne rozmowy z Legią Warszawa, której nie widziało się łatwe odpuszczenie zdolnego chłopaka.

Decydujący znów okazał się tata Zbyszek. Przekonywał, rozmawiał, negocjował. Wcześniej długo i skrupulatnie szukał synowi agenta, który pomoże w rozwoju jego kariery. Co ciekawe robił to i w Polsce, i we Włoszech, żeby Patryk wszędzie mógł liczyć na kompleksową opiekę oraz pomoc. Transfer w końcu stał się faktem, choć najpierw w postaci wypożyczenia.

Po pół roku SPAL bez wahania wyłożyło za niego pieniądze. Marzenie stało się faktem.

Cukrzyca i śmierć taty

Nie chcieliśmy go zostawić samego, więc w tym pierwszym okresie zawsze ktoś z nim był we Włoszech. Głównie Zbyszek, który stamtąd pracował zdalnie. Mnie też się zdarzało, że byłam u niego dwa tygodnie, czy miesiąc. Chcieliśmy pomóc Patrykowi jak najlepiej się zaadaptować — wspomina Elżbieta Peda w „Przeglądzie Sportowym”.

Jak zwykle: rodzina przeszkody przeskakiwała wspólnie. Tak jak wtedy, gdy u Patryka Pedy zdiagnozowano cukrzycę typu pierwszego. Zwykłe, profilaktyczne badania przed sezonem, sprawiły, że pojawił się znak zapytania. Portal “Medonet” tłumaczy, że z podobną chorobą zmaga się 20 tysięcy nastolatków. Towarzyszy jej senność i zmęczenie, utrata wagi i wzmożone pragnienie. Konieczne jest wstrzykiwanie insuliny i stała kontrola poziomu glukozy we krwi.

Na długo przed tym, gdy trzeba było wyprosić transfer do Włoch w Legii, zastanawiano się, czy nastolatek w ogóle będzie mógł grać w piłkę. Dobrze pamięta to Przemysław Zych:

Rodzice bardzo mu pomagali, żeby dalej mógł grać, a te problemy sprawiły, że stał się dojrzalszy. Takie problemy wzmacniają.

Siedem lat temu czternastoletni Patryk Peda usiadł przed kamerą portalu „Mojacukrzyca.tv”. Razem z rodzicami dawał przykład tego, że choroba nie musi wykluczać młodego sportowca. Opowiadali o tym, jak testowali różne rozwiązania, które pomogły kontrolować cukrzycę i unikać problemów w codziennym funkcjonowaniu, także podczas treningów. Z czasem wszystko stało się naturalne, wątpliwości się rozwiały.

Nie powiem, że cukrzyca mi pomaga, bo to jednak choroba, ale dzięki niej lepiej znam swój organizm. Muszę kontrolować poziom cukru, dbać o jadłospis. Wiem o rzeczach, o których normalnie bym się nie dowiedział — tłumaczył nam dwa lata temu sam zainteresowany.

Patryk Peda: Na co dzień cukrzyca mi nie przeszkadza [WYWIAD]

Przeskoczenie tylu przeszkód musiało wzmocnić Pedę juniora, ale po jego wyjeździe do Włoch rodzinę spotkała ogromna tragedia. W 2020 roku zmarł tata Patryka. Pan Zbigniew jak zawsze oglądał mecz syna, jego drużyna grała w Primaverze z Bolonią. Po spotkaniu stoper jak zwykle zadzwonił do ojca, żeby usłyszeć jego opinię. Telefon milczał, tata nie odpisał też na SMS-a.

Nie wiedziałem, o co chodzi, ale przecież mogło być mnóstwo powodów… Dopiero wieczorem dowiedziałem się, że tata odszedł — mówił Peda w rozmowie z „TVP Sport”.

W „Przeglądzie Sportowym” mama Elżbieta opowiedziała o tym, co się stało:

Zbyszek zmarł na zawał podczas oglądania meczu. To się stało nagle. Nic tego nie zapowiadało. Mąż był szczupły, wysportowany, dobrze się odżywiał… Przeżyliśmy niewyobrażalną tragedię. Całe nasze życie wywróciło się do góry nogami. Musieliśmy jak najszybciej się pozbierać. Powiedzieliśmy sobie, że idziemy cały czas tą samą drogą wytyczoną przez Zbyszka.

Patryk przyznaje, że dziś jest już pogodzony ze stratą. Wierzy, że tata czuwa nad nim z góry. Gdyby widział, jak potoczyły się losy syna, na pewno byłby z niego dumny. W trudnym momencie Peda mógł liczyć na olbrzymie wsparcie, o czym wspomina nam Przemysław Zych:

Na jego pogrzeb przyjechała duża część drużyny, czy nawet cały zespół SPAL. Mam do rodziny Patryka duży sentyment. Wielki żal, że Zbyszka już z nami nie ma. Włożył wiele emocji, zdrowia i wysiłku w rozwój syna.

Patryk Peda zachwycał inteligencją. Problemem była motoryka

Wspomniany wysiłek przynosił efekty. Jeszcze zanim Patryk Peda wyjechał do Włoch, zaistniał na krajowym podwórku. Był jednym z liderów rocznika 2002 w Legii Warszawa, a gdy wszedł w wiek, w którym zaczęło się granie międzynarodowe, znajdował się na radarze wielu selekcjonerów. Pojechał na konsultacje do drużyny U15, a w końcu Przemysław Małecki powołał go do drużyny U16. Były trener młodzieżówki zachwycił się jego umiejętnościami:

Poziom jego inteligencji życiowej i piłkarskiej jest wyjątkowy. Mądry chłopak, ułożony, pracowity. Miał duży potencjał. Rozumiał grę, antycypował i przewidywał różne sytuacje, mądrze się ustawiał, przesuwał, realizował założenia taktyczne. Bardzo ciężko powiedzieć w ogóle coś, do czego można się przyczepić. Pierwsza myśl: to zawodnik o dużej jakości indywidualnej, jeśli chodzi o technikę, umiejętność wprowadzenia piłki i obrońca, który świetnie broni. Gra w kontakcie, dobrze broni pola karnego. Jego deficytem było to, że nie był zbyt szybki i przy wysokiej linii obrony miał pewne problemy. Był mniej mobilny, ale kompensował to umiejętnością przewidywania, czytania gry.

Jeden, jedyny minus w postaci problemów z motoryką, stawiał jednak pewne znaki zapytania. Małecki komplementuje Patryka za motywację, świadomość i dojrzałość. Zaznacza jednak:

Były wątpliwości, motoryka stanowiła znak zapytania — czy to nie będzie bariera, żeby jakiś poziom przeskoczył? Z tego powodu w moich ocenach nie był w TOP5 najlepiej rokujących zawodników. To efekt jego ciężkiej pracy i dążenia do celu, że przełamał swoje słabości i mankamenty. Wypracował sobie miejsce, bo nie był w gronie najzdolniejszych i najbardziej utalentowanych.

W Legii Warszawa także zwracano uwagę na problemy Pedy. Przemysław Zych mówi, że zarzuty w zasadzie były dwa:

– Wątpliwości dotyczyły jego zdolności motorycznych, czy jest wystarczająco szybki, oraz co do agresywności na boisku. Jak przejrzałem raporty trenerów na jego temat, to w sezonie 2017/2018 te elementy do poprawy jeszcze się pojawiały, ale już ostatnia ocena była bardzo pochwalna. W jakimś stopniu wyeliminował te mankamenty. Od zawsze był wyróżniającą się postacią swojego rocznika, był jego kapitanem, chyba nawet od początku. Miał osobowość, był liderem drużyny i fajnym, normalnym chłopakiem.

Poprawienie deficytów motorycznych u młodego zawodnika nie jest normą. Ograniczenia w tym zakresie często wynikają z DNA. Jesteś w stanie wypracować lepszą kontrolę nad piłką, możesz przybrać masy mięśniowej, stając się silniejszym zawodnikiem, co pomaga w bezpośrednich pojedynkach. Jeśli jednak genetycznie nie jesteś typem szybkościowca, bardzo trudno to przeskoczyć. I odwrotnie: gdy odwiedzaliśmy Bryne, żeby poznać sekret mocy Erlinga Haalanda, wskazywano na wybitnie wysportowaną rodzinę. Bez przekazywanych z pokolenia na pokolenie genów Haaland nie byłby taką maszyną.

Z drugiej strony czysto piłkarskie umiejętności Patryka były wyceniane bardzo wysoko. Kibice do niedawna nie wymieniali go w jednym szeregu z Mosórem, Walukiewiczem czy Włodarczykiem, którzy wychowali się przy Łazienkowskiej 3, ale przynieśli miliony innym klubom. Błąd.

Od sześciu lat co pół roku robimy podsumowania, w których trenerzy oceniają zawodników szeregując ich według kolejności formy sportowej na koniec rundy i używając odpowiednich kolorów, by zaznaczyć potencjał zawodników. W rundzie jesiennej sezonu 2018/2019 na pierwszym miejscu był Ariel Mosór, na drugim Patryk Peda. Obaj byli w kolorze złotym, co oznacza, że byli zawodnikami z potencjałem na pierwszy zespół Legii — zdradza nam Przemysław Zych. Jego dział danych powstał między innymi po to, żeby akademia Legii nie dopuszczała już do tego, by tacy zawodnicy jak Peda opuszczali klub przed debiutem w pierwszym zespole.

Członek „polskiej mafii”. Jak Patryk Peda trafił do SPAL Ferrara?

Problem w tym, że takie migracje ciężko powstrzymać. Gdy Patryk Peda trafił do SPAL, śmiał się, że w Ferrarze mówiono o „polskiej mafii”. Wszystko dlatego, że w szkółce roiło się od chłopaków znad Wisły. David Bugaj, Oskar Klessa, Jakub Iskra, Adam Stefański, Gracjan Szyszka, Tomasz Woźniak, Jan Żuberek — to koledzy Pedy ze SPAL. Według raportu ECA na temat transferów młodych zawodników w Europie, ruchy z Polski do Włoch są dwunastą najpopularniejszą kombinacją na Starym Kontynencie. W importowaniu talentów przoduje Juventus, drugi jest Inter. Tuż za Manchesterem City i sąsiadami z United jest natomiast malutkie SPAL.

Klub z Ferrary opracował ciekawą taktykę. Wielu młodym piłkarzom oferuje pobyt na zasadzie deklaracji gry amatora, wykorzystując lukę w przepisach. Gdy zawodnik się sprawdzi, otrzymuje profesjonalny kontrakt i dopiero wtedy jego były klub zarabia.

Oczywiście nie jest to przypadek Patryka Pedy, z którym od początku wiązano duże nadzieje. Giacomo Laurino, były szef skautów SPAL, mówił „Przeglądowi Sportowemu”, że chłopak z Polski zwrócił ich uwagę dzięki warunkom fizycznym, inteligencji taktycznej i umiejętności budowania akcji od tyłu. Zgadza się to z opisem zawodnika, który zaserwował nam Piotr Urban:

Pamiętam, że miał bardzo fajne wprowadzenie piłki. W tym wieku jako obrońca wyróżniał się techniką, inteligencją na boisku. Rzadko jest się w stanie znaleźć w Polsce stopera, który jest w stanie wprowadzić piłkę, on to umiał. Są to elementy trudne do „stracenia”, bo trenerzy przeważnie szukają zawodników z takimi atutami i próbują je wzmacniać. Patryk Peda i Ariel Mosór się wyróżniali, ale to byli inni zawodnicy. Ariel to przede wszystkim niesamowity charakter do pracy. Zrobiłby wszystko, co powiedziałbyś, że musi zrobić. Na świecie coraz mniej jest stoperów, po których widać, że lubią bronić, grać w kontakcie, nie unikają włożenia głowy tam, gdzie inni nie wkładają nogi — Ariel tak miał. Patryk był bardziej elegancki na boisku, miał głowę wysoko, gdy prowadził piłkę. Musiał poprawić motorykę, reszta była normalnym procesem. Był w takim wieku, w którym po drodze jeszcze wiele się zmienia.

Patryk Peda o treningach w SPAL: Intensywność jest zupełnie inna [WYWIAD]

Sam zainteresowany uważa, że we Włoszech najbardziej podciągnął się pod kątem gry w obronie i umiejętności taktycznych. Zaznacza, że przyjechał do SPAL w idealnym wieku. Wtedy, gdy mógł najwięcej „złapać”. Na przestrzeni lat opowiadał nam o zaskakująco wysokiej intensywności treningów, z którą musiał się zmierzyć, o przywiązywaniu uwagi do detali.

Trenerzy od początku często zwracali uwagę na ułożenie ciała. W Polsce jest tak, że nawet jeśli ćwiczymy ustawienie, to skupiamy się na ustawieniu całej formacji. Włosi znacznie mocniej patrzą na ustawienie indywidualne – czy miałeś ciało w pozycji otwartej i tak dalej. Nawet jeśli udało ci się coś dobrze zrobić, a w tym elemencie były braki, to i tak zwrócą ci uwagę na przyszłość. Podobnie rzecz ma się z komunikacją. Nad tym w pierwszych miesiącach we Włoszech musiałem najwięcej pracować — tłumaczył Peda.

Stoper określa swoją drogę jako modelowy przykład. Wyróżniał się w zespole do lat 17, był liderem drużyny do lat 19. W końcu dostał szansę w seniorskiej piłce.

Przedstawiciel świadomego pokolenia. Patrykowi Pedzie sodówka nie groziła

Progres Patryka Pedy najlepiej widać, gdy porozmawiamy z Miłoszem Stępińskim. Selekcjoner reprezentacji Polski do lat 20 nie miał wcześniej styczności z zawodnikiem SPAL. Nie oceniał go, gdy grał w Legii Warszawa, nie śledził jego występów w drużynie Przemysława Małeckiego. Być może dlatego gdy pytamy o problemy motoryczne, trener robi wielkie oczy.

Nie wyobrażam sobie środkowego obrońcy, który jest słaby motorycznie. Tacy zawodnicy u mnie nie grają. Jeżeli go powołałem, jeżeli grał u mnie i się utrzymał, to musiał mieć motorykę na takim poziomie, że nie przeszkadzała mu ona grać na skrzydłowych Włochów i Niemców — wyjaśnia i kontynuuje:

Do tego dołożył dobre operowanie piłką, bo Patryk nie boi się jej wprowadzać. Miał pewne deficyty, które wspólnie zdiagnozowaliśmy i przygotowaliśmy plan pracy nad nimi. Według nowych założeń dyrektora Marcina Dorny mamy grać bardzo proaktywnie, więc bronimy jakością, która jest wystawiana na różne próby. Czuł się dobrze w fizycznej konfrontacji z zawodnikami, nie unikał tego, zachowując przy tym swoje wcześniejsze walory. Dużo czasu poświęciliśmy grze w kontakcie, jeden na jeden, kryciu w polu karnym.

Miłosz Stępiński podkreśla, że wychowanie w SPAL ma nieoceniony wpływ na rozwój Pedy. Przyznaje, że wyjątkowo lubi rozmowy o futbolu z zawodnikami, którzy dojrzewają w Italii. Dostrzega u nich wysoki poziom rozumienia gry, co przekłada się na lepsze dopasowanie do warunków boiskowych i rozwiązań, które proponuje w drużynie narodowej:

Nie wymyślamy piłki na nowo, ale chcieliśmy się przestawić na otwarte, skierowane na rozwój zawodnika działania. Uważam, że bardzo dobrze wkomponowuje się w rolę środkowego obrońcę w moim rozumieniu tej pozycji. Takiego zawodnika przede wszystkim trzeba rozliczać z działań defensywnych, natomiast jeśli chodzi o kompetencje „nowoczesnego stopera”, który wprowadza piłkę, buduje akcje od tyłu, Patryk miał je na bardzo wysokim poziomie. Ma charakter otwartego zawodnika i człowieka, wszystko, co mu się racjonalnie przedstawia, próbuje wcielić w życie. Działaliśmy w układzie partnerskim, w którym próbowałem mu pomóc rozwoju. Dużo mówi się o sprawach taktyczno-technicznych, ale pojęcie „nowoczesnego zawodnika” to także podejście mentalne. Trener nie każe mu czegoś robić, tylko stwarza mu warunki do rozwoju, na które piłkarz daje feedback. W tej materii Patryk jest bardzo nowoczesnym zawodnikiem.

Przypadek Pedy nie jest jednak odosobniony. Przemysław Małecki zwraca uwagę na to, że rocznik 2002 cechowała życiowa i boiskowa mądrość. Były selekcjoner wymienia jednym tchem nazwiska, które jego zdaniem nieprzypadkowo przebiły się na najwyższy poziom, nie ginąc w okresie przejściowym między piłką juniorską a seniorską:

To był chłopak zmotywowany do pracy. Nie było nawet grama ryzyka, że uderzy mu do głowy sodówka, że spocznie na laurach czy że będzie mu się wydawało, że złapał pana Boga za nogi. Nie ten typ nie tyle zawodnika, ile człowieka. Wydaje mi się, że grupę, którą mieliśmy, cechowały świadomość, talent, samokontrola i chęć do pracy. Marchwiński, Kamiński, Rakoczy, Zalewski, Szymczak, Bejger – dużo chłopaków gra w reprezentacji Polski lub do niej puka. Patryk był jednym z tych, którzy brylowali, można go podawać za wzór osoby twardo stąpającej po ziemi.

Świadomość Pedy widzimy także wtedy, gdy mówimy o jego debiucie we Włoszech. Gdy rozmawialiśmy z nim w kwietniu, machał ręką na to, że ma „już” 21 lat, więc nie dla wszystkich jest młodym talentem. Niektórzy z rówieśników przebili się wcześniej, ale on stwierdził, że lepiej wchodzić do seniorów krok po kroku niż błysnąć jako nastolatek i zgasnąć po chwilowym hajpie.

Dostrzegł go trener Bellinghama, uwielbiał Daniele De Rossi

Najpierw pojawiał się na treningach pierwszej drużyny SPAL sporadycznie, na zaproszenie. Pod koniec sezonu 2020/2021 został do niej włączony na stałe. Jeszcze bez debiutu. W piątki wracał do Primavery, żeby zaliczyć ostatnie zajęcia przed meczem i łapać minuty. Przed wakacjami nikt nie powiedział mu, że nadchodzi jego czas. A potem po prostu… dodano go do grupy na “WhatsAppie”.

Patrzysz w telefon: „dodali cię do grupy 'pierwsza drużyna’”. Tyle. Jak już tam trafiłem, to stwierdziłem, że nie wzięli mnie ot tak, czyli zasługuję na swoje miejsce. Wszystko było nowe, ale też nie do końca. Wiadomo, że jak miałem w szatni 35-latka po dużej karierze, to nie mogłem powiedzieć do niego tak samo, jak do kolegi w swoim wieku, z którym gram od dwóch lat, ale tak naprawdę nie czułem stresu. Wręcz przeciwnie – widziałem, że to są piłkarze, którzy potrafią grać, więc jak jestem w trudnej sytuacji, to zawsze mam opcję do podania. Dużo mi podpowiadali, gra była bardziej ułożona niż w Primaverze. Czasami gra w juniorach wydawała mi się trudniejsza niż w seniorach — opowiadał nam sam zainteresowany.

Kolejne kroki przychodziły naturalnie. Debiut zanotował u Pepa Cloteta, hiszpańskiego szkoleniowca, który do seniorskiej piłki wprowadzał samego Jude’a Bellinghama. W pierwszym sezonie wyróżniał się wślizgami – tylko jeden stoper, który rozegrał minimum 600 minut, częściej jeździł na tyłku.

Drugi rok i współpraca z Daniele De Rossim to już rozkwit formy Patryka Pedy. Obaj nie mogli się siebie nachwalić. Mistrz świata z 2006 roku dostrzegał u Polaka duży potencjał do gry, którą lubił. A lubił grę ambitną:

Nie boję się ryzyka, lubię grę pod presją. On chciał tak grać, więc byłem dla niego dobrym wyborem. Przyszedł w październiku, nie mógł zmienić kadry zespołu. Był bardzo otwarty, więc po meczach zdarzało się, że pisał mi wiadomość i czułem, czego ode mnie oczekuje. Na analizach pokazywał plusy, minusy i czułem, że spełniam te oczekiwania. Z czasem zaczynał też coraz więcej ode mnie wymagać. Jak wcześniej mówił, że zrobiłem coś dobrze, tak potem mówił to samo i dodawał, że mogłem zrobić więcej, np. utrzymać piłkę w boisku, bo miałem na to opcję. To mnie rozwijało — tłumaczył nam Peda.

Tylko jeden środkowy obrońca w Serie B — a wzięliśmy pod uwagę wszystkich, którzy rozegrali minimum 1200 minut — wymieniał w tamtym sezonie więcej podań niż Patryk Peda. Nie była to też gra do najbliższego: Polak połowę z nich kierował do przodu, co także czyniło z niego wicelidera ligi. Często zabierał się też z piłką, samemu sunąc w kierunku bramki (3. wynik progresywnych rajdów, 7. drybler wśród stoperów). Przy tym wszystkim zachowywał skuteczność w defensywie: tylko dwóch centralnych defensorów zanotowało większą liczbę udanych akcji w obronie.

Patryk Peda w SPAL pełnił rolę półprawego lub środkowego stopera w trójce. Miłosz Stępiński uważa, że na tych pozycjach wypada najlepiej, choć w Ekstraklasie widziałby go nawet na szóstce. Włosi również doceniali dyspozycję młodzieżowego reprezentanta Polski i nie chodzi nawet o pogłoski o zainteresowaniu klubów z Serie A. Wybierano go do jedenastek kolejki, oficjalny portal Serie B poświęcił mu laurkowy tekst.

Imponuje warunkami fizycznymi, do których dokłada wybieganie i wyszkolenie taktyczne. W Polsce Peda uważany jest za stopera, którego czeka świetna przyszłość. Twarz zmiany pokoleniowej polskiej piłki, która potrzebuje odświeżenia zwłaszcza w defensywie — czytamy.

Sielankę popsuło to, że skomplikowały się rozmowy kontraktowe pomiędzy zmierzającym do Serie C SPAL a polskim stoperem. Gdy coraz więcej wskazywało, że Peda nie przedłuży wygasającej w 2024 roku umowy, został odsunięty od gry. Nie uratował go De Rossi, który dawno wyleciał z roboty. Patryk ostatecznie zmienił klub latem, dołączając za 600 tysięcy euro do Palermo. Zespół należący od niedawna do City Football Group podkreślał, że postawił na niego po skrupulatnym procesie analizy zaawansowanych danych, które wskazały Pedę jako oczekiwany typ obrońcy pod styl gry Sycylijczyków.

Dziwaczną częścią tego transferu jest fakt, że mimo to Patryk Peda został wypożyczony do SPAL. To stąd łatka trzecioligowca, która rzuca się w oczy wśród reprezentantów Polski. Być może jednak stoper musiał zgodzić się na takie rozwiązanie. Klub z Ferrary nie chciał go wypuścić bez gwarancji powrotu i pomocy w walce o awans — co, swoją drogą — idzie dość opornie.

W teorii Palermo już zimą mogło podpisać z nim kontrakt za darmo. W praktyce mogłoby to oznaczać rok spędzony w klubie kokosa. Wówczas o grę w nowym klubie byłoby ciężko, a o reprezentacji kraju Peda mógłby definitywnie zapomnieć.

Trzecioligowiec w reprezentacji Polski

Michał Probierz i tak ma przecież wątpliwości. Bronił Patryka Pedy publicznie, odważnie postawił na niego w dwóch pierwszych meczach swojej kadencji, ale nie uważa młodziaka za pewniaka do gry przeciwko silniejszym rywalom. Chce budować wokół niego reprezentację, ale nie za wszelką cenę. W teorii zna go bardzo dobrze z pracy w młodzieżówce. W praktyce sam Peda podkreśla, że synkiem trenera nie jest, że są w kadrze ludzie, którzy pracowali z selekcjonerem znacznie dłużej.

Jego występy w Serie C stały się przedmiotem dyskusji, ale mało kto zagłębiał się w to, co w ogóle się za tym kryje. Istotną różnicą jest to, że środkowy obrońca znów oddala się od swojego ulubionego stylu gry. SPAL w trzecioligowych warunkach boryka się z chaosem, latającymi nad głową piłkami, twardszą grą i brakiem miejsca na boisku. Stąd u Patryka spadek liczby podań do przodu, częstsze pojedynki w powietrzu i znacznie mniej ofensywnych wejść.

On sam charakteryzował Serie C w “TVP Sport”:

Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale dla mnie początek sezonu w Serie C jest trudniejszy od gry w Serie B. W wyższej lidze wszystko jest nieco bardziej poukładane. Zawodnicy są bardziej świadomi, nieco inaczej gospodarują siłami, wiesz, czego się spodziewać. W Serie C za to każdy cały czas biega. Nie ma chwili wytchnienia, jest akcja za akcję, gonitwa od bramki do bramki. Intensywność jest naprawdę bardzo wysoka.

Trzecią ligę Patryk Peda musi potraktować jako kolejną przeszkodę, wyzwanie. Na takowe zwykle reagował podwójną motywacją nie tylko w Legii, o czym mówił Tomasz Kycko. Ciekawą anegdotę opowiadał w “Przeglądzie Sportowym” Fabio Lupo, były dyrektor sportowy SPAL:

Pamiętam jego pierwszy mecz w poprzednim sezonie. Mierzyliśmy się z Cagliari, a Patryk wszedł na boisko w 67. minucie i zaledwie po trzynastu minutach musiał je opuścić, bo dostał czerwoną kartkę. Po spotkaniu byłem w szatni i widziałem, że był w rozsypce. Powiedziałem mu, że każdemu zawodnikowi może się to zdarzyć i dodałem, że on posiada umiejętności, żeby szybko się pozbierać. Na następnym treningu miał jeszcze większy zapał do pracy. Posłuchał rady i udowodnił, że takie sytuacje go nie złamią.

Złamać się gdy reprezentuje się kraj, tym bardziej nie wypada. Przed Patrykiem Pedą stoi jednak jeden z najważniejszych testów. Z jego sylwetki wyłania się portret środkowego obrońcy, na jakiego czekamy. Nie tylko nie przynosi wstydu, gdy ma piłkę przy nodze, ale przede wszystkim przedstawia mentalność, której nasza defensywa łaknie wraz z kolejnymi latami na liczniku Kamila Glika.

Na braki mentalne w naszej drużynie narzekali najlepsi polscy piłkarze w XXI wieku — Robert Lewandowski i Piotr Zieliński. O potrzebie odważnych i ambitnych, a nie tylko utalentowanych, młodych twarzy w polskiej piłce mówił przed meczem z Czechami sam Michał Probierz.

Kiedyś Dawid Drachal powiedział, że chciałby być najlepszy na świecie i został przez wielu wyśmiany. Życzę młodym chłopakom więcej odwagi, żeby nie bali się swoich marzeń.

Do tej pory wydawało nam się, że połączenie tych dwóch cech jest dla nas nieosiągalną barierą. Albo jesteś technikiem, albo wojownikiem. Peda prezentuje podejście obrońcy w naszych realiach kompletnego w obydwu wydaniach. Po drodze nie stracił świadomości i dojrzałości, którą imponował na tle rówieśników. Błysnął nią, gdy niedawno mówił nam:

– Piłka wygląda teraz inaczej. Musimy być o wiele lepiej przygotowani fizycznie, żeby sobie w niej poradzić. Zwłaszcza na mojej pozycji, bo gdy masz przeciwko sobie piłkarza takiego jak Kylian Mbappe, który ci w moment odleci, to musisz być przygotowany, żeby go zatrzymać. Jesteśmy generacją, która nie lubi robić rzeczy, które nie dają – tak nam się wydaje – rezultatów.

Oby rezultaty pracy Patryka Pedy sprawiły, że spośród dwóch określeń – “trzecioligowiec” i “reprezentant” – tymczasowym okaże się tylko to pierwsze.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

SZYMON JANCZYK

fot. FotoPyK, Newspix, Łączy Nas Piłka

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

19 komentarzy

Loading...