Reklama

Drachal: Wierzę, że kiedyś zdobędę Złotą Piłkę

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

19 maja 2023, 13:50 • 11 min czytania 69 komentarzy

Dawid Drachal latem 2022 roku przeszedł z Escoli Varsovia do Miedzi Legnica w ramach transferu gotówkowego. Jak nam powiedział, mógł wtedy przejść do Legii, Rakowa lub mocnej akademii za granicą, ale wraz z rodziną stwierdził, że lepiej będzie iść inną ścieżką rozwoju. Teraz 18-latek stoi w obliczu kolejnej zmiany w swojej karierze, jaką ma być przejście do ekipy mistrza Polski. Zanim jednak do tego dojdzie, postanowiliśmy poznać Dawida dla szerszej publiczności, niejako szukając odpowiedzi na pytanie, co on takiego w sobie ma, że Michał Świerczewski jest gotów wydać pół miliona euro.

Drachal: Wierzę, że kiedyś zdobędę Złotą Piłkę

Z Dawidem Drachalem porozmawialiśmy o jego specyficznym rozwoju pod okiem taty, żelaznych zasadach w wieku nastoletnim, pracy nad mentalnością, podejściu do alkoholu i imprez, odmawianiu Legii, okresie w Miedzi Legnica, pierwszej poważniejszej kontuzji, celu o byciu unikalną „dziesiątką” i marzeniu o zdobyciu Złotej Piłki. Zapraszamy.

***

Rozmawiam z przyszłym zdobywcą Złotej Piłki? Nawiązuję do twoich słów z rozmowy opublikowanej na fanpage’u Escoli.

Mam taką nadzieję.

Reklama

Wierzysz, że masz takie możliwości? I że ciągle będziesz na tyle głodny sukcesów?

Mamy takiego jednego Polaka, który udowodnił, że wszystko jest możliwe. Robert Lewandowski był w innym miejscu w moim wieku i patrząc z tej perspektywy, wierzę, że kiedyś zdobędę Złotą Piłkę. Predyspozycje mam. I mentalność, która została wypracowana od dziecka, również.

Na pewien poziom bez odpowiedniej mentalności nie wskoczysz, więc dobrze to słyszeć.

Dzisiaj piłka jest tak profesjonalna, że dosłownie każdy aspekt jest ważny. Przygotowanie mentalne, dieta, trening indywidualny, trening snu, prewencja przed kontuzjami… Ja pracowałem wcześniej przez trzy lata z psychologiem w Radomiu, panią Reimer. Nawet jak byłem później w Warszawie, też współpracowaliśmy. I uważam na swoim przykładzie, że ta praca mentalna to niezwykle istotny element. Fajnie, że talent piłkarski jest, ale co z tego, jeśli mental nie dojeżdża i zawodnik nie potrafi poradzić sobie z rożnymi przeciwnościami. Nie chcę rzucać procentami, ale mentalność to bardzo duża część potrzebna do osiągnięcia sukcesu.

Sprawiasz wrażenia poukładanego nastolatka.

Rzeczywiście mogę wywoływać takie wrażenie. Ono jest prawdziwe, bo mam tę dojrzałość na wyższym poziomie. To po części dlatego, że już w wieku 14 lat wyjechałem do Warszawy i byłem sam. Musiałem zacząć dorosłe życie wcześniej i czuję dzisiaj, że mam przewagę kilku lat nad swoimi rówieśnikami.

Reklama

Czyli zapewne nie masz problemów z ustalaniem priorytetów…

Absolutnie nie. Liczy się praktycznie tylko piłka.

A odskocznia od piłki?

Też jest ważna. U mnie to wygląda tak, że spotykam się ze znajomymi, ale zawsze takie spotkania kontroluję. Znajomi mówili mi, że nic się nie stanie, jeśli raz pójdę z nimi na imprezę lub napiję się alkoholu. Ale odmawiałem i między innymi dzięki temu mogę być profesjonalnym piłkarzem. Myślę, że takie detale decydują.

Czyli Dawid Drachal napił się alkoholu dopiero na osiemnastkę?

Jeszcze się nie napił…

W ogóle?

Nie. Nigdy nie byłem na żadnej imprezie.

Jaka jest w tym rola twojego taty?

Bardzo duża…

Trochę o nim słyszałem. „Zaprojektował cię”.

W pewnym sensie tak. Tata mocno wpływał na mój rozwój, odkąd miałem 5-6 lat, więc to, jakim jestem dzisiaj człowiekiem, w ogromnej mierze jest jego zasługą. On wszystko sobie rozplanował i mogę mu za to dziękować, bo właśnie dzięki niemu jestem w tym miejscu.

W skali od 1 do 10 – jaki to jest piłkarski wariat?

9!

Nad czym konkretnie z tobą pracował, że jego wkład w twój rozwój oceniasz tak wysoko?

Tata kładł nacisk przede wszystkim na elementy związane z piłką, kazał mi np. zawsze przed szkołą robić Coervera. To konkretna technika treningu piłkarskiego, dla której wstawałem codziennie o 6 lub 7 rano, a potem szedłem na lekcje. Ale miał też inne ciekawe wymysły, np. za każdym razem, kiedy nie umyłem jakiegoś talerza, zostawiłem gdzieś brudną skarpetkę czy coś tego typu, dodawał mi na konto 10 burpeesów. Potrafiło się ich zebrać 30-40, a jeśli nie zrobiłem ich w dany dzień, ich liczba mnożyła się przez dwa. Przez taki mnożnik czasami dochodziło do naprawdę sporej sumy, ale takie zasady nauczyły mnie konsekwencji. Trochę tych pomysłów tata miał, jednak uważam, że w większości okazały się trafne.

Na pewno dużo ci dały, ale przecież nie zawsze mogły się podobać.

To prawda. Na początku obrażałem się i mówiłem: „Co to w ogóle ma być? Nie będę takich rzeczy robił”. Ale z wiekiem coraz lepiej rozumiałem, do czego jest mi to wszystko potrzebne. Po jakimś czasie złapałem nawyk i wyrobiłem w sobie automatyzmy. Część umiejętności, jakie teraz w sobie mam, stworzył mój tata, dlatego z perspektywy czasu nie żałuję tych kar i treningów. One ukształtowały mnie nie tylko jako zawodnika, ale także jako człowieka.

A nie czułeś się za bardzo kontrolowany przez tatę? Mówimy jednak o życiu nastoletnim, w którym trzeba trochę przestrzeni.

W sumie nie czułem czegoś takiego. Owszem, to jest rodzic, który musi wiedzieć, co dzieje się z jego dzieckiem, ale tata praktycznie od małego dawał mi swobodę. Nigdy nie usłyszałem odpowiedzi typu „Nie możesz tego robić, bo nie”. Zawsze starał mi się wytłumaczyć, co może się stać, jakie są pozytywne i negatywne konsekwencje różnych działań. Uczył mnie, nie zabraniał…

Nauka poprzez świadomość.

Dokładnie.

A jak było ze szkołą?

Jak trafiła mi się jakaś jedynka, mama zawsze robiła awanturę, natomiast tata uważał, że ta jedynka nic nie znaczy i najważniejsze jest, żebym pokazał dobre świadectwo na koniec roku. Nie byłem uczniem piątkowym, ale przeważały czwórki, więc nie było źle.

Mało brakowało, żebyś trafił do Legii, nie Escoli – to prawda?

Tak, po mistrzostwach wojewódzkich byliśmy z Legią praktycznie dogadani. Ale Escola w ostatnim momencie zaprosiła mnie na testy i stwierdziliśmy z tatą, że nic się nie stanie, jeśli sprawdzimy, jak tam jest. Tak mi się jednak spodobało, że zacząłem się wahać. Pojechałem do Escoli i Legii jeszcze raz, po czym stwierdziliśmy, że Escola na tamten moment będzie dla mnie lepszym miejscem do rozwoju. Potrzebowałem konkretnych rzeczy, które Escola oferowała. Szkolenie zaczerpnięte z hiszpańskiego futbolu po prostu pasowało do mojej charakterystyki.

Raczej niewielu odmawia Legii w takim wieku. Miałeś później myśli, że popełniłeś błąd?

Oczywiście. Kiedy miałem gorsze okresy w Escoli czy nawet Miedzi, zastanawialiśmy się nad tym. To była kluczowa decyzja na całą karierę, ale wydaje mi się, że wybrałem dobrze. Dziś już o tym nie myślę.

Jak w ogóle przebiegał twój rozwój? Wyróżniałeś się czy niekoniecznie?

Nie byłem ani słaby, ani wyróżniający się. Powiedziałbym, że na tle reszty chłopców po prostu przeciętny. Szczególnie na początku, ale potem, gdy zacząłem trenować z tatą, ludzie wokół zaczęli mówić „ten chłopak ma talent”. Ale nie, to nie talent. To wszystko było wypracowane i potrzebne, żeby trafić do Escoli.

Jak do tego rozwoju podchodził twój tata? Mówił, że wielkie rzeczy przed tobą, czy raczej podchodził realistycznie?

Zdecydowanie to drugie. Nie było tak, że tata chodził za mną, mówiąc, że jestem i będę najlepszy. Często mi się za coś dostawało, choć czasami zdarzały się również superlatywy. Nie ukrywajmy jednak: takiemu chłopakowi jak ja potrzebne są zimne prysznice. Tata nie bał się ich robić.

W takim razie sodówka już odbębniona?

Nie było takiej i oby też nie była przede mną!

W Escoli miałeś okazję, żeby wyjechać za granicę?

Miałem realne możliwości odejścia do zespołów młodzieżowych w dużych klubach. Wybrałem jednak Miedź, bo zbliżałem się do 18. roku życia i czułem, że muszę wejść do piłki seniorskiej. Kilka innych klubów z Polski też mnie chciało, ale Miedź dawała gwarancję, że będę pełnoprawnym zawodnikiem pierwszej drużyny. Mogłem więc teoretycznie pójść do innego klubu, ale najpierw do rezerw lub juniorów, albo za granicę tylko do juniorów. Wiadomo, że często idzie się na Zachód, a potem wraca, więc nie chcieliśmy podejmować takiego ryzyka. Było za wcześnie. Stąd decyzja o Miedzi.

Inne konkretne miejsca, do których mogłeś trafić latem 2022 roku?

Raków i Legia.

Byłeś jeszcze na testach w Bayerze Leverkusen.

Tam zobaczyłem, jak świetną można mieć infrastrukturę. Tam jest też inne podejście do zawodnika, bardziej indywidualne. Zwróciłbym jeszcze uwagę na technologię oraz bardziej zaawansowane pomiary w trakcie treningów i przed nimi na siłowni. Inny świat, ale na wyjazd zagraniczny się nie zdecydowaliśmy.

I te wszystkie decyzje podyktowane są tym, co dzieje się tu i teraz? Czy może w twoim rozwoju jest jakiś większy plan na kolejne lata typu: „Dawid w wieku 21 lat musi grać na Zachodzie”?

Tata lubi tak planować i myśleć, co może być za kilka lat. Ja jestem takim typem, że analizuję wszystko dookoła tu i teraz. Owszem, tata też musi to robić, ale potrafi tworzyć wizje odległe na pięć lat do przodu.

W takim razie musiał kalkulować, że możesz spaść z Miedzią z Ekstraklasy.

Były takie obawy, tym bardziej że przychodziłem do Miedzi, kiedy zajmowała miejsce w strefie spadkowej. Zabezpieczyliśmy się jednak w kontrakcie i teraz wiem, że to była dobra decyzja. Nie chcę nikogo oszukiwać: nie przyszedłem do Legnicy, żeby spędzić w niej całą karierę. W dalszej perspektywie w grę miał wejść transfer za granicę lub zostanie w Polsce w innym klubie. To miało być uzależnione od liczby meczów i zdobytego doświadczenia, ale przeanalizowaliśmy też, ilu młodych zawodników odchodzących na Zachód nawet z Ekstraklasy wraca później z podkulonym ogonem. Nie chcieliśmy jeszcze podejmować tego ryzyka.

Czyli nie czujesz się jeszcze gotowy na wyjazd.

Trudno takie rzeczy określić. Mógłbym powiedzieć, że będę gotowy za 2-3 lata, ale to może być też za rok. To zależy od tego, ile będę grał. Okej, mógłbym pojechać na Zachód już teraz i rzucić się na głęboką wodę, ale przy dużym ryzyku, że nie za wiele tam zdziałam. Tak mi się wydaje, patrząc na to, jakie mam na razie doświadczenie w piłce seniorskiej. Robert Lewandowski wyjechał dość późno i dał radę. Nie ma pośpiechu.

Jakie miałeś trudności z przystosowaniem się do piłki seniorskiej?

Na pewno między CLJ a Ekstraklasą jest duża różnica w szybkości gry. To główny aspekt. W topowych ligach można zobaczyć, że gra toczy się jeszcze szybciej, ale też trenuje się zdecydowanie intensywniej. Coś z czegoś wynika. W Miedzi potrzebowałem jednego-dwóch miesięcy, żeby się przystosować. Robiłem sobie też dodatkowe treningi, żeby ten proces przebiegał sprawniej.

Lubisz pracować indywidualnie?

Jestem osobą, której na pewno nie trzeba zmuszać do treningu. Robię rzeczy dla siebie i nie potrzebuję nikogo nad sobą, żeby mnie pilnował. Mam to wpojone. Choć, wiadomo, zdarzają się dni, kiedy sobie odpuszczam. Ale nie dlatego, że mi się nie chce, tylko że czuję potrzebę odpoczynku. Odpowiednie zarządzanie zmęczeniem to też ważna kwestia.

Twoje atuty?

Najważniejsze rzeczy u mnie to dynamika z piłką i bez piłki, drybling, przegląd pola, szybkość oraz wydolność, która wymaga pielęgnacji poprzez dobrą regenerację. Bo to nie może być tak, że dwa mecze z rzędu fajnie wybiegam, żeby w trzecim nie grać na 100% swoich możliwości.

Co ciekawe, w Miedzi nie grasz na swojej optymalnej pozycji.

Tak, ale zbieranie doświadczenia na wahadle może mi wyjść na dobre. Nawet najlepsi zawodnicy na świecie nie są przypisani do jednej pozycji, a do dwóch, trzech czy nawet czterech. W moim przypadku granie na pozycji nr 8, na „dziesiątce” i w roli skrzydłowego da mi więcej niż zabierze. Bycie zawodnikiem uniwersalnym to atut. Na początku w Miedzi byłem rezerwowym, a na wiosnę mogę rozwijać się już poprzez minuty na boisku. Pierwsza bramka w Ekstraklasie jest, ale moje ambicje są znacznie większe. Jakbym miał 5 goli, byłbym zadowolony, ale cel i tak został spełniony, bo gram regularnie.

Gdyby nie kontuzja śródstopia, tych minut pewnie byłoby więcej.

To była pierwsza kontuzja, która wykluczyła mnie na dłużej. Myślałem, że to nic poważnego, ale po meczu pojechałem z tatą do szpitala. Okazało się, że mam złamanie i pojawiły się głosy, że będę musiał przejść operację. Nie ukrywam: wystraszyłem się. Ale na szczęście wszystko wróciło do normy bez zabiegu i nie ma nawrotu urazu.

Później w jednym meczu Patryk Dziczek zrobił zamach na twoją nogę, ale po chwili wstałeś, jakby nigdy nic, jakbyś był z gumy. Sam sędzia był zdziwiony, że za to wejście należała się jednak czerwona kartka.

Sam byłem zdziwiony. Wydawało mi się, że to nie jest poważne wejście, bo za wiele nie poczułem, ale potem zobaczyłem screeny od znajomych. Pokazałem je tacie i byliśmy w szoku. Chyba Bóg nad tym czuwał, że nic mi się nie stało.

Powiedziałeś w rozmowie z klubowymi mediami Escoli, że masz predyspozycje, żeby być „dziesiątką”, której w Polsce jeszcze nie było.

Tak, ale nie chodziło mi o to, że będę drugim Leo Messim. Miałem na myśli swój profil, którego moim zdaniem przynajmniej w Ekstraklasie jeszcze nie było. Najbliżej tego profilu jest Piotrek Zieliński, ale on gra w roli zawodnika niżej osadzonego na boisku. „Dziesiątka” stoi centralnie za napastnikiem i ma inne zadania. Czyli: podobni zawodnicy, ale inne założenia.

W Miedzi masz ciekawego kolegę o podobnym profilu, z którym najprawdopodobniej dalej będziesz grać w jednym zespole…

Maxime to najlepszy piłkarz, jakiego widziałem na żywo. Wiele się od niego nauczyłem. I w ogóle zdziwiłem się, jak przychodziłem do Miedzi, że są tutaj tak dobrzy zawodnicy.

W Częstochowie będą jeszcze lepsi.

Nic nie jest jeszcze przesądzone! Dla mnie najważniejsze są warunki do indywidualnego rozwoju. Wiadomo, że nikt nigdzie minut mi nie zagwarantuje, ale są miejsca, w których można spodziewać się większej liczby szans, oraz takie, gdzie jest o nie zdecydowanie trudniej. To musi być przemyślany wybór.

Wymarzona liga?

Zawsze chciałem zagrać w Serie A. Podobają mi się te rozgrywki. Do tego FC Barcelona ze względu na bycie jej kibicem w dzieciństwie. Sentyment pozostał, więc La Liga też byłaby dobra. A jak nie Barcelona, to Real, dlaczego nie!

WIĘCEJ O MIEDZI LEGNICA:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Tenis

Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Kacper Marciniak
0
Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Ekstraklasa

Komentarze

69 komentarzy

Loading...