Reklama

Co po Szczęsnym? Jak dochodziło do zmian na bramce w kadrze

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

15 listopada 2023, 14:53 • 14 min czytania 15 komentarzy

Marcin Bułka może dokonywać cudów, zachowywać czyste konta, bronić jak w transie w Ligue 1, a i tak nie będzie grał. Mało tego mógłby nie otrzymać nawet powołania, gdyby zdrowy był Bartłomiej Drągowski. Wszystko dlatego, by nie zmieniać hierarchii wśród golkiperów. Pierwszym wyborem Michała Probierza pozostaje Wojciech Szczęsny i nic tego nie zmieni. No chyba, że zakończenie przez niego kariery reprezentacyjne, a może to nastąpić wcześniej niż później. Czeka nas zatem przetasowanie między słupkami.

Co po Szczęsnym? Jak dochodziło do zmian na bramce w kadrze

Chcę pojechać na moje ostatnie mistrzostwa. Mam przed sobą dwa mecze, by je wygrać. Liczę, że będzie to ostatnia wielka impreza z moim udziałem – mówił podczas październikowego zgrupowania reprezentacji Polski Wojciech Szczęsny. Wtedy biało-czerwoni mieli jeszcze wszystko w swoich rękach. Dziś nie tylko muszą wygrać z Czechami, ale również liczyć na korzystne wyniki innych spotkań. Zawsze istnieje możliwość, że na turniej dostaniemy się tylnymi drzwiami przez baraże, ale to plan wciąż odległy, niesprecyzowany, dość chwiejny i obarczony ryzykiem kolejnej porażki z racji tego, że przy obecnym układzie w półfinale trafiamy na Włochów, a w finale na wygranego pary Chorwacja – Estonia. Nie można robić sobie zatem dużych nadziei, skoro nie potrafi ograć nawet Mołdawii.

Niezmieniana hierarchia

Abstrahując jednak od naszej sytuacji w eliminacjach mistrzostw Europy, 2024 rok ma być tym, w którym Szczęsny zakończy karierę reprezentacyjną. Nie wiadomo, czy brak awansu wpłynie na jego decyzję, ale trzeba to przyjąć jako realny scenariusz. Co będzie później?

Tego nie wiadomo, nawet tego, czy następcą aktualnej „jedynki” będzie Bartłomiej Drągowski, Łukasz Skorupski, Marcin Bułka czy Kamil Grabara. Możemy jednak przypuszczać, że u Michała Probierza byłby to ktoś z dwójki Skorupski – Drągowski, bo wprost powiedział, że gdyby nie kontuzja tego drugiego, Bułka, który notuje siedem z rzędu meczów z czystym kontem w Ligue 1, nie przyjechałby w listopadzie na kadrę.

Gdyby był w pełni zdrowy, byłby powołany. Jest hierarchia do końca Euro i nie jestem człowiekiem, który będzie ciągle ją zmieniał – stwierdził stanowczo Probierz podczas poniedziałkowej konferencji.

Reklama

Z selekcjonerami jest jednak jak z modą. Przychodzą i odchodzą, dlatego nie ma się co skupiać na konkretnych nazwiskach, a wyłapać tendencje i okoliczności zmian w bramce kadry. Skupimy się wyłącznie na sytuacji wśród golkiperów od 2000 roku, czyli od początku kadencji Jerzego Engela.

Oto podział występów bramkarzy w reprezentacji Polski:

Od razu widać, że są lata, w których z dużą łatwością wskazać pierwszego bramkarza kadry i je pogrubiliśmy. Determinuje to nie tylko liczba meczów, ale również ranga spotkań, w których występowali golkiperzy. Dlatego w latach 2000-05 mowa o panowaniu Jerzego Dudka, w latach 2005-08 Artura Boruca. Lata 2015-16 należą do Łukasza Fabiańskiego, a od 2020 rządzi Wojciech Szczęsny.

Widać też, że są okresy, w których nie można jednoznacznie wytypować podstawowego golkipera. Przejdźmy zatem szczegółowo przez cykle bramkarzy, bo one demitologizują wiele teorii, które urosły z czasem wręcz do legend, jak to, że Wojciech Kowalewski był jednym z ojców naszego awansu na Euro 2008 – w rzeczywistości zagrał tylko trzy mecze w eliminacjach – a nieobecność Łukasza Skorupskiego zaburzy hierarchię w obecnej reprezentacji. Zawodnik Bologny zagrał bowiem w kadrze tyle samo razy, co… Sebastian Przyrowski.

Panowanie Dudka 2000-2004

Jerzy Dudek to pierwszy wybór Jerzego Engela. Jego pozycja tylko urosła, gdy w 2001 roku przeniósł się z Feyenoordu do Liverpoolu, stając się gwiazdą kadry. Selekcjoner nominował go również na „jedynkę” na mundial w Korei Południowej i Japonii. Choć wpuścił sześć goli dwóch pierwszych spotkaniach i szkoleniowiec odstawił go w ostatnim meczu z USA na rzecz Radosława Majdana, to miejsce utrzymał aż do końca sezonu 2004/05. Zbiegło się to w czasie ze zwycięstwem w pamiętnym finale Ligi Mistrzów, w którym Dudek zatrzymał AC Milan w serii rzutów karnych, zapewniając triumf The Reds. To wyznacznik końca jego panowania w bramce kadry, choć za wydarzenie-symbol uznaje się brak powołania na mistrzostwa świata w Niemczech w 2006 roku.

Dudek nie grał już regularnie w Liverpoolu i powoli szykował się do opuszczenia Wysp Brytyjskich, co oficjalnie nastąpiło rok później za sprawą świetnego marketingowo, ale sportowo chybionego transferu do Realu Madryt. Zanim do tego doszło, selekcjoner Paweł Janas odstawił Dudka od kadry na mundial, co wpisało się kanon polskiej kultury jako cytat z Kabaretu Moralnego Niepokoju: „ale że Dudka na mundial nie wzięli„. Był to bowiem ogromny szok.

Reklama

Cała sprawa wydawała się grubymi nićmi szyta i krążyła teoria, że nie zadecydowały sprawy sportowe, a naciski na selekcjonera. O swoich wątpliwościach opowiedział sam bramkarz. – Nie znajduję żadnego logicznego uzasadnienia decyzji trenera. Zaszokował nie tylko kibiców, ale nawet swoich asystentów. Mam nadzieję, że trener nie został przez kogoś postawiony pod murem. Że ktoś nie zmusił go do takich, a nie innych decyzji. Jak oglądałem relację, pomyślałem w pierwszej chwili, że to jakiś żart ze strony telewizji. Dowcip dla podniesienia oglądalności. Bo tak to wyglądało, gdy trener pomijał nazwiska Dudka, Rząsy, Kłosa czy Frankowskiego. A jeszcze po meczu z Litwą Paweł Janas powiedział drużynie: „W reprezentacyjnej formie to na razie jest tylko Dudek” – mówił golkiper w rozmowie z Robertem Błońskim dla „sport.pl”

Może tamtej niedzielnej nocy działał pod wpływem jakiegoś środka odurzającego? Albo może nie był w stu procentach świadomy tego, co robi? Znam jednak środowisko piłkarskie i czasem się tego wstydzę. Czasem mi głupio, że w ogóle gram w piłkę. Wiem, jakie są układy i zależności między trenerami a agentami piłkarzy. W poniedziałek wieczorem chciałem skończyć z piłką. Przypuszczam, że o powołaniach nie do końca decydowały czynniki sportowe – nie gryzł się w język Dudek.

Panowanie Boruca 2005-2008

Kontrowersyjne rozstanie z bramkarzem jest cechą wspólną dla kolejnych przetasowań na pozycji numer jeden między słupkami. Zaczniemy jednak chronologicznie od Artura Boruca i jego pozycji, która zaczęła rosnąć od 2005 roku. Spisywał się rewelacyjnie w Celticu, gdzie jego gwiazda i sława rosła z meczu na mecz. Przekładał to również na reprezentację Polski. Jego efektowne „pajacyki” niejednokrotnie ratowały nam tyłki i zaprowadziły nas na mistrzostwa Europy w Austrii i Szwajcarii.

„Borubar”, jak nazwał go ówczesny prezydent Lech Kaczyński, na Euro 2008 był naszym najlepszym piłkarzem i tylko dzięki jego świetnej dyspozycji turniej nie zakończył się dla nas totalną kompromitacją. To jednak jeden z ostatnich wielkich występów Boruca. Co prawda jeszcze w 2013 roku miał mocną pozycję w bramce, występując w dziesięciu meczach, ale odbyło się to już za kadencji Waldemara Fornalika. U Franciszka Smudy golkiper był trzymany bardzo krótko, co skończyło się ogólnonarodową aferą. W drodze powrotnej z północnoamerykańskiego tournee kadry Boruc i Michał Żewłakow mieli spożywać duże ilości wina na pokładzie samolotu, za co obaj zostali wyrzuceni z reprezentacji.

Może taka postawa była kiedyś standardem, u mnie tak nie będzie. Wykarczowałem to toporem, bo zachowanie obu piłkarzy było niegodne miana reprezentantów Polski. Zachowywali się głośno i zwróciłem im uwagę, bo kręcili się po pokładzie i zaczepiali stewardesy – tłumaczył swoją decyzję selekcjoner Smuda.

Nie wszystkie zawirowania w kadrze dało się wyciszyć tak, jak robiło się to w klubach. To było zgubne, bo czasami myślałem, że w reprezentacji mogę więcej. Wiele z tych nie można określać mianem potrzebnych. Gdzie była lepsza zabawa? W USA czy na Ukrainie? Nie pamiętam, byłem zupełnie pijany (śmiech). Atmosfera w kadrze była wówczas bardzo fajna. Nie brakowało zawodników pamiętających czasy, w których jedno piwo po meczu nie było problemem. Co mówił Smuda? Nie pamiętam, może wypadło mi to już ze świadomości. Bardzo chciałem w tamtym czasie być pomocny kadrze, a szkoleniowiec raczej mnie w niej nie widział. Dobrze grało mi się wtedy we Florencji, ale mój poziom sportowy nie miał wówczas znaczenia dla trenera. Poznaliśmy się jeszcze w Legii i coś chyba się w tamtych czasach nie ułożyło. Mogłem mieć wrażenie, że przyszłość była powiązana z przeszłością – komentował Boruc już po powrocie do Legii Warszawa latem 2020 roku, cytowany przez „sport.tvp.pl”.

Bezkrólewie i wydziwy Smudy 2009-2012

Odstawienie Boruca okazało się dość dużym problemem dla Smudy. Nie potrafił znaleźć dla niego wartościowego zmiennika, dlatego jego kadencja to ciągłe testy, w zasadzie wszystkiego, co się ruszało i to na każdej pozycji, również między słupkami. W trakcie swojej trzyletniej pracy z kadrą selekcjoner powołał łącznie dziesięciu bramkarzy. Najwięcej grał u niego Szczęsny – jedenaście razy. Był to jednak dopiero osiemnasty wynik wśród zawodników z największą liczbą występów u tego trenera. W zasadzie żaden golkiper go nie przekonał, a warto powiedzieć, że mnóstwo szans otrzymali wspomniany już Przyrowski, Łukasz Załuska, Grzegorz Sandomierski czy Zbigniew Małkowski. Czas zweryfikował, jakie oko do bramkarzy miał Smuda, bo żaden nie zrobił wielkiej kariery.

Podczas ojczyźnianego Euro 2012 selekcjoner postawił na tego, który występował najczęściej, czyli Szczęsnego. Szybko okazało się, że losy, jak zwykle w przypadku Polski pokrętne i zakrawające o tradycyjny mit wallenrodyzmu, potoczyły się tak, że wtedy 22-letni gracz Arsenalu wyleciał już w pierwszym meczu, a bohaterem narodowym został Przemysław Tytoń. Obronił rzut karny z Grecją, spisał się dobrze z Rosją, ale nie pomógł na tyle z Czechami, żebyśmy wyszli z grupy. Mimo fatalnego dla nas turnieju golkiper był jednym z wygranych i zapracował na duży transfer do PSV Eindhoven.

Walka o wpływy: Fabiański, Szczęsny, Boruc 2012-14

Tytoń nie trafił z wyborem klubu. Nie grał regularnie, przez co stracił u Fornalika miejsce w składzie. To zdeterminowało całą dwuletnią kadencję selekcjonera. Można ją określić jako walkę o wpływy między Borucem, który został przywrócony do kadry po trzech latach, Szczęsnym i Łukaszem Fabiański. Ten ostatni notował dotychczas tylko przebłyski. Jako 20-latek pojechał z reprezentacją Polski na mundial w 2006 roku. Dwa lata później znowu oglądał wielki turniej – tym razem Euro – z ławki. Od 2007 do 2011 roku pełnił funkcję drugiego golkipera, ale nigdy nie otrzymał poważnej szansy. Ta przyszła dopiero gdy kadrę przejął Nawałka, co nastąpiło już w 2014 roku.

Panowanie Fabiańskiego 2015-16

Fabiański wygrał rywalizację i to z nim w bramce święciliśmy największe sukcesy. Apogeum jego formy oglądaliśmy podczas Euro 2016. Zaczynał je jednak jako rezerwowy, ale już w drugim meczu wskoczył między słupki po kontuzji Szczęsnego. To wtedy przylgnęła do niego łatka nieszczęsnego bramkarza. Zawodził bowiem podczas najważniejszych turniejów Euro 2012 to czerwona kartka i sprokurowany karny. Mistrzostwa Europy cztery lata później to uraz, wykluczający go z gry. Mistrzostwa świata w 2018 roku to wielbłąd przy dużym udziale Grzegorza Krychowiaka w starciu z Senegalem.

Fabiański natomiast uosabiał solidność, spokój i skromność. Sympatię kibiców zaskarbił sobie po meczu z Portugalią. Wpuścił wszystkie karne i miał o to do siebie pretensje, twierdząc, że dobry golkiper pomógłby drużynie chociaż raz. On tego nie zrobił, dlatego biało-czerwoni zatrzymali się w turnieju na ćwierćfinale. Sam zawodnik za cel obrał sobie poprawę swoich umiejętności obron jedenastek, czego owoce widać do dzisiaj. Od Euro 2016 wyciągnął 15 na 41 rzutów karnych.

Gdy patrzę na swoje CV, zatrzymuję się przy meczu z Portugalią i stwierdzam: mogło być lepiej. To dla mnie mała skaza w sportowym życiu. Rozumiem, że w jednej serii rzutów karnych można nic nie obronić. Ale by na dwie serie tylko raz rzucić się w dobrym kierunku? Coś jednak było nie tak – mówił rok po turnieju Fabiański w „Przeglądzie Sportowym”.

Walka o wpływy: Fabiański, Szczęsny 2017-20

Kibice odebrali to jako przesadną skromność, środowisko natomiast jako objaw golkipera, który ma określony sufit możliwości. Przylgnęła do niego łatka bramkarza, który nic nie zawali, ale też nie wybroni niczego ekstra, dlatego po mistrzostwach Europy w 2016 roku na nowo rozgorzała rywalizacja o bluzę z numerem jeden w reprezentacji Polski. Nawałka raz stawiał na Fabiańskiego, raz na Szczęsnego. Raz jeden wypadał ze względu na kontuzję, raz drugi.

Finalnie ponownie przed ważnym turniejem – tym razem mundialem w Rosji – selekcjoner postawił na Szczęsnego. Senegalski wielbłąd, o którym już wspominaliśmy, oraz trzy stracone gole z Kolumbią sprawiły, że w ostatnim meczu mistrzostw świata w podstawowym składzie wyszedł Fabiański i zachował czyste konto. Wtedy dyskusja o tym, czy lepiej stawiać na solidnego „Fabiana” czy nieszczęsnego Szczęsnego rozgorzały na dobre. Odpowiedzi na to zagadnienie nie znalazł Jerzy Brzęczek, dlatego bronił raz jeden, raz drugi.

Panowanie Szczęsnego 2021 – do teraz

Sprawę jasno postawił Paulo Sousa. Wybrał Wojciecha Szczęsnego.

Rozmawiałem ze Szczęsnym i Fabiańskim. Powiedziałem im, jaki jest mój punkt widzenia. Chciałbym wprowadzić stabilizację na pozycji bramkarza. Cała kadra potrzebuje stabilizacji. Zaczniemy od Szczęsnego – zakomunikował na jednej ze swoich konferencji prasowych portugalski selekcjoner.

Takie postawienie sprawy ucinało wszelkie spekulacje i ostatecznie zdecydowało o tym, że Fabiański zakończył karierę reprezentacyjną. Pożegnalny mecz rozegrał z San Marino 9 października, ale o swojej decyzji poinformował dwa miesiące wcześniej.

Decyzja selekcjonera nie miała na to żadnego wpływu – mówił o okolicznościach zakończenia kariery reprezentacyjnej, po czym dodał. – Taki plan pojawił się w mojej głowie już kilka lat temu. Stwierdziłem, że chcę zakończyć reprezentacyjną karierę po Euro 2020, nie wiedząc jeszcze, że turniej zostanie rozegrany rok później. Kiedy trenerem został Jerzy Brzęczek, już podczas pierwszej rozmowy w cztery oczy powiedziałem mu, że prawdopodobnie eliminacje do Euro 2020 i sam turniej będą moimi ostatnimi. Miałem taki pomysł na siebie. Ze względu na wiek, na moje prywatne sprawy. Uważałem i uważam, że to dobry moment, bo mogłem przeżyć jeszcze jedną wielką imprezę, ale mam poczucie, że warto odejść na bok, ustąpić w reprezentacji miejsca chłopakom, którzy są ode mnie dużo młodsi, by zaczęli nabierać w kadrze doświadczenia. Rozumiałem to jako zmianę pokoleniową.

Najbardziej na tej decyzji zyskał jednak Szczęsny. Zyskał ogromną pewność siebie. W wielu meczach był najlepszym piłkarzem naszej drużyny, dużo lepszym nawet od Roberta Lewandowskiego. Apogeum jego doskonałej dyspozycji były zeszłoroczne mistrzostwa świata, gdzie zrobił furorę, broniąc jak w transie, również rzuty karne. To dzięki jego wybitnej formie wyszliśmy z grupy, a sam zawodnik był jednym z nielicznych, który zdołał powstrzymać najlepszego piłkarza turnieju – Leo Messiego.

Panowanie Szczęsnego, podobnie jak Fabiańskiego, stopniowo zmierza jednak do końca, a trzeba podkreślić, że naturalna zmiana pokoleniowa nie nastąpiła. Co prawda młodzi piłkarze otrzymywali powołania, ale od 2021 roku wystąpili w trzech z 38 spotkań.

Jakie są perspektywy?

Wszystko sprowadza się do tego, że już w przyszłym roku Szczęsny prawdopodobnie zakończy karierę. Kto go zastąpi? Tego nie wiadomo, bo żaden zawodnik od początku rywalizacji Fabiańskiego ze „Szczeną” o „jedynkę” nie otrzymał realnej szansy na grę, czyli od ponad dekady.

Nie jest z pewnością tak, że selekcjoner Michał Probierz i jego następcy nie będą mieli w kim wybierać. Akurat bramkarz to najlepiej obsadzona pozycja w reprezentacji, ale jak widać, można doprowadzić do sytuacji, w której ciężko wskazać jednoznacznie podstawowego golkipera, a to determinowało kłopoty kadry. Wszystkie momenty, kiedy tak się działo, były okresami niepowodzeń drużyny narodowej. Kadencja Smudy to w końcu jedna wielka porażka. Okres po Euro 2012 do przejęcia kadry przez Nawałkę, również za taki można uznać. Pomimo gry w mistrzostwach świata w 2018 roku, ten turniej również spisujemy na straty w naszej historii futbolu.

Z drugiej strony, gdy możemy wskazać podstawowego golkipera, wiele nam się udawało. Duży udział w powrocie na mistrzostwa świata po 16 latach miał Dudek. Palce przy pierwszym awansie na Euro maczał Boruc. Najlepszy występ w XXI wieku na wielkim turnieju to w dużej mierze zasługa Fabiańskiego, a pierwsze od 36 lat wyjście z grupy na mundialu to dzieło Szczęsnego.

Odstawienie Szczęsnego nie powinno również nieść za sobą żadnych wielkich kontrowersji, jak było to w przypadku Dudka czy Boruca. Niemniej jednak słowa Probierza deprecjonujące rolę Bułki w reprezentacji są pewnym punktem styku. Na razie golkiper trzyma język za zębami i tonuje nastroje, ale w końcu może zakończyć się to wybuchem, jeśli nadal przy tak efektownej i efektywnej grze w Nicei będzie pomijany i traktowany jak zawodnik z łapanki. W końcu Drągowski nie ma żadnych argumentów, by wygrywać rywalizację z Bułką, czy nawet z Grabarą.

Ważną kwestią w kontekście obsady nowego pierwszego bramkarza reprezentacji Polski jest wiek. Dudek był 27-latkiem, gdy postawił na niego Engel. Boruc zaczynał u Janasa jako piłkarz dwa lata młodszy. Natomiast w przypadku Szczęsnego i Fabiańskiego mowa o golkiperach 30-letnich. Taki obraz wyłania nam jasną odpowiedź, że nawet Skorupski – aktualna „dwójka” – wskoczy w buty „Szczeny” to nie na długo i przyszłej „jedynki” należy raczej upatrywać wśród Bułki, Drągowskiego czy Grabary, czyli piłkarzy dobijających do granicy ustanowionej przez Boruca bądź znajdujących się już w odpowiednim wieku. To golkiperzy wciąż stosunkowo młodzi, ale z doświadczeniem na międzynarodowym poziomie i głodem zwyciężania.

Odejście Szczęsnego z reprezentacji Polski będzie jednak pokoleniową zmianą. Zawodnik Juventusu występuje w niej bowiem od 2009 roku. Był zatem świadkiem naszych degrengolad na Euro 2012 czy w mistrzostwach świata w 2018 roku. Sam pozostawał ich prowodyrem. Niemniej jednak 33-latek to również bohater wielu narodowych uniesień i sukcesów. Jego rozstanie z kadrą nie odbędzie się bezboleśnie, dlatego rozważny selekcjoner powinien już teraz myśleć o odpowiednim dawkowaniu znieczulenia. W najbliższych miesiącach przekonamy się, czy możemy uważać za takiego Michała Probierza.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

Fot. Newspix/FotoPyk

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Ekstraklasa

Prezes Zagłębia: Jest niedosyt, ale nie chcemy mieć wszystkiego na tu i teraz

Antoni Figlewicz
0
Prezes Zagłębia: Jest niedosyt, ale nie chcemy mieć wszystkiego na tu i teraz

Komentarze

15 komentarzy

Loading...