Reklama

Stempniewski: Radomiak nie chce być handlarzem wizji. Niech zobaczą, co robimy

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

05 sierpnia 2023, 11:39 • 12 min czytania 21 komentarzy

Radomiak Radom otwiera przebudowany stadion. Jeszcze nie w całości, bo to tylko dwie trybuny, ale i one znacząco zwiększą komfort oglądania futbolu w mieście oraz — rzecz jasna — budżet klubu. Radomiak Radom buduje centrum treningowe. Radomiak Radom ogłasza najdroższą i najlepszą kadrę w historii. Jednocześnie wciąż ciąży mu łatka klubu niepoważnego, jest traktowany z przymrużeniem oka. O tym wszystkim rozmawiamy ze Sławomirem Stempniewskim, współwłaścicielem i prezesem Zielonych.

Stempniewski: Radomiak nie chce być handlarzem wizji. Niech zobaczą, co robimy

Spotykamy się w niecodziennych okolicznościach.

A to dlaczego?

Wywiady z panem zwykle ukazują się wtedy, gdy trzeba się z czegoś tłumaczyć, gdy są kontrowersje.

Życie pisze różne scenariusze, nie zawsze jest tak różowo, jak mogłoby się wydawać. Ale teraz wszystko jest w porządku i cieszę się, że spotykamy się w takich okolicznościach.

Reklama

Radomiak budzi zainteresowanie tylko wtedy, gdy jest afera?

Postawiłem sobie takie zadanie, żeby zmieniać postrzeganie Radomiaka i samego Radomia, bo uważam, że klub jest najlepszym propagatorem pozytywnego wizerunku miasta. Na konkretną opinię Radomia latami pracowali komuniści, którym bardzo zależało na tym, żeby to zdanie było negatywne. Znamy to przecież ze sprawy „Warchołów” i represji po Czerwcu 76’. Sukces sportowy jest optymalną i najszybszą opcją na zmianę tego stanu rzeczy.

Ale wizerunkowo z Ekstraklasą się zderzyliście. Przekonaliście się, że trzeba uważać na to, co się mówi i co się robi.

Gdy wchodzi się na salony, trzeba przyjąć odpowiednią pozę i zachowanie. Z jednej strony to nobilituje i sprawia, że nasze ambicje rosną, z drugiej musi wzrastać ostrożność. W trzecim roku naszej obecności w Ekstraklasie czujemy się już bardzo dobrze. Jesteśmy pewni siebie, a największe problemy wizerunkowe są za nami.

Ma pan wrażenie, że pewnych spraw można było uniknąć? Że brakowało przejrzystości?

Nie zawsze wykazywaliśmy się czujnością czekisty. Zbieraliśmy za to cenne doświadczenie, w wielu przypadkach nie mieliśmy pojęcia, że ktoś może odebrać nasze decyzje w negatywny sposób. Jedno, co mogę obiecać, to że drugi raz tych samych błędów nie popełnimy.

Reklama

Już pan nie powie, że walczycie o europejskie puchary?

Powiem, bardzo chętnie. I to nie raz.

Ale jak będzie odpowiednia pora?

Tak. Powtórzę to, co mówiłem w przeszłości: czemu nie możemy marzyć? Zwłaszcza że strefa pucharowa była już raz bardzo bliska. Dwa wygrane mecze i moglibyśmy tam być. Mam jednak do tego dystans. Niech ludzie się śmieją z prezesa Stempniewskiego, że marzy o pucharach. Oby kiedyś im te uśmieszki sczezły.

No właśnie: kiedyś. W marzeniach nic złego nie ma, ale timing był wówczas średni. Dopiero co pojawiały się zdjęcia zalanego wodą boiska, na którym nie da się trenować, a tu pada hasło o walce o puchary. Ludzie patrzą na projekt jako całość, nie tylko na miejsce w tabeli. A Radomiakowi daleko było do projektu z pucharowymi ambicjami.

W tamtym konkretnym momencie tak było, ale wiedziałem, jaką mam wizję, którą krok po kroku spełniamy. Ruszyliśmy w dobrą stronę, a to, czy biegniemy, czy posuwamy się w nią nieco wolniej, to rzecz wtórna. Przed sezonem wielu nas chwaliło za transfery, wykonaną pracę razem z trenerem Constantinem Galką. W tym sezonie nie chcemy przeżywać takich emocji jak w poprzednim, gdy zbyt długo walczyliśmy o zapewnienie utrzymania. Chcemy dokonać tego zdecydowanie szybciej.

Najważniejszy jest właściwy kierunek, reszta to sport. Uważam, że jesteśmy na dobrej drodze. Pan jest na miejscu, widzi, jaki jest dysonans poznawczy w porównaniu z tym, co widzieliśmy kilka lat temu. W jakim anturażu się teraz spotykamy. To przeogromny skok, pozostaje się z tego tylko cieszyć, a nie przywoływać kompleksy. Wiem, że wynik zależy od wielu czynników, ale jeśli się stworzy odpowiednie warunki i atmosferę, to wynik przyjdzie.

Takowe warunki stwarzacie?

Staramy się. Infrastruktura się poprawia, zwłaszcza jeśli chodzi o młodzież. Mam nadzieję, że pojawią się tego efekty i akademia dostarczy zawodników do pierwszego zespołu. Druga rzecz to stadion i cała otoczka, mocne wsparcie od kibiców. Żeby drużyna dobrze grała w Ekstraklasie, nie może zabraknąć kilku czynników, jak np. dobrego klimatu wśród władz, szczególnie tych samorządowych. Potrzebne są też odpowiednie warunki do grania. No i kibic, bo klubom, które są efemerydami, tego brakuje. A my to mamy.

Są inne rzeczy, które przekładają się na pierwszy zespół. W książce „Piłkarscy hakerzy” Tim Sparv opowiadał o detalach, które zmieniły Midtjylland. „Na początku w klubie nie serwowano śniadań, potem były one kiepskie, teraz są znakomite. Dzięki kucharzom były też smaczne obiady. W szatni można było korzystać z jacuzzi i wanny z lodem. Klub zadbał o więcej boisk, żeby podnieść komfort treningu i zmniejszyć ryzyko kontuzji”.

Diabeł tkwi w szczegółach. Sukces rodzi się z tego, że przywiązujemy wagę do najmniejszych rzeczy. Na naszym podwórku mamy trenera Marka Papszuna, który interesował się właściwie wszystkim, każdym detalem — przynajmniej tak mogłoby się wydawać, bo to, na co wpływał, zaskakiwało.

No dobrze, ale czym zajmujecie się wy?

W Radomiaku nigdy nie było „czapy” administracyjnej. A jak brakuje rąk do pracy, to różne rzeczy umykają. Z naszym budżetem nie stać nas na zatrudnianie ludzi, którzy będą się zajmować wyłącznie detalami, ale powoli idziemy w tym kierunku. Jeśli będziemy się pięli w górę tabeli, budżet będzie rósł i będzie łatwiej ogarniać kolejne sprawy. Chciałoby się, świadomość jest, ale czasami się nie da.

Ciężko mówić, że klub, który ma ponad 20 milionów złotych budżetu, nie jest w stanie rozbudować administracji. Uważam, że was na to stać, po prostu świadomie zainwestowaliście w coś innego.

Przede wszystkim w wynagrodzenia piłkarzy. Przeznaczamy na to lwią część budżetu.

Jaką? 50%? 60%? 70%?

Płacimy dużo, nasz miesięczny budżet płacowy na wszystkie wynagrodzenia — pierwszy zespół, sztab, administracja, zaplecze – to 70% ogólnego budżetu. Teraz się to trochę zmieni, bo kilku zawodników już odeszło. Można spojrzeć na to w ten sposób, że część kwoty stanowiącej budżet płacowy można byłoby przerzucić na administrację. Tylko wtedy moglibyśmy się obudzić w pierwszej lidze. Teraz pytanie: czy o to chodzi? Czy lepiej pogodzić się z pewnymi niedogodnościami i stopniowo je zmniejszać? Cel numer jeden to obecność w Ekstraklasie, najlepiej w górnej części tabeli.

Radomiak Radom przedstawił cele i budżet na nowy sezon

Jesteście chyba jedynym klubem, który tak otwarcie komunikuje, że najważniejsza jest silna drużyna, a na resztę przyjdzie czas.

Możecie nas krytykować, ale moim zdaniem to logiczne. Żeby przyciągnąć ludzi, trzeba dobrze grać, żeby dobrze grać, trzeba mieć dobrych zawodników.

Rozumiem, że chcecie iść inną drogą, tylko pytanie, czy na tym nie tracicie? Gdyby zainwestować w administrację i marketing, mogłoby to przynieść zysk.

Trzeba znaleźć odpowiedni balans. Staramy się, im dłużej będziemy w Ekstraklasie, tym łatwiej będzie to zrobić. Cały czas próbujemy poprawiać wizerunek Radomiaka. Mamy świadomość niektórych niedociągnięć. Natomiast skoro problem jest już rozpoznany, to jesteśmy w połowie drogi do jego rozwiązania, więc prośba: bądźmy dobrej myśli.

Obieca pan, że to nie jest temat, który co roku będzie przesuwać poprzez to samo hasło – „jak będziemy dłużej w Ekstraklasie, to będzie łatwiej”?

Tak, bo to w pewnym sensie dzieje się samo i jest wymuszane przez życie. Porównajmy sztab, jakim dysponowaliśmy w drugiej lidze, z obecnym. Ekstraklasa narzuca pewne standardy. Obecnie jest to bolesne, ale w dłuższej perspektywie dobre, bo nie mamy wyjścia, musimy zapełniać wakaty. Mogę tylko powtórzyć: może nie idziemy za szybko, ale za to w dobrym kierunku.

Co jest luką, którą będzie trzeba wypełnić w pierwszej kolejności, gdy pojawią się wolne środki?

Marketing, wizerunek, który jest bardzo ważny. Musimy do tego przykładać dużą wagę. Martwi mnie zerkanie w rankingi w mediach społecznościowych, gdzie jesteśmy na odległych miejscach. Na najbliższą przyszłość to cel numer jeden. Myślę, że powrót do domu pozwoli poprawić ten element, bo gdy fizycznie na stadionie będzie się pojawiała coraz większa liczba osób, to i łatwiej będzie ich zaangażować, znaleźć z nimi wspólne flow.

W codziennym życiu klubu są też mniejsze sprawy, które kibicowi umykają, ale nam wydatnie pomagają. Przykładowo: można mieć własne bandy LED, żeby oszczędzać i optymalnie wykorzystywać budżet. Priorytet to pierwszy zespół, dalej jest budowa akademii i centrum treningowego na „Koniówce”. Trzecia sprawa to przystosowanie obiektu do europejskich warunków. To wszystko wkład własny.

Zainwestowaliśmy we wnętrze tego stadionu. Chcemy, żeby ludzie przyjeżdżali i mówili: mamy najlepsze szatnie, mamy piękne loże. Za nami wizytacja PZPN, podczas której władze zachwycały się warunkami, jakie stworzyliśmy. Na naszym stadionie drużyna gości będzie miała osobne skrzydło dla siebie. Przestronna szatnia, duży, w pełni wyposażony pokój trenerów, własne pomieszczenie dla fizjoterapeutów i masażystów, do tego jeszcze salka do rozgrzewki.

Wiadomo, że to jest wydatek jednorazowy, bo co roku nie będziemy takich nakładów ponosić, ale w tym konkretnym sezonie musieliśmy to zrobić. To właśnie te inwestycje, o których mówiłem, gdy pytał pan o budżet i budżet płacowy.

Kilkukrotnie podkreślał pan istotę przychodów z dnia meczowego, które pozwolą wam wejść na wyższy poziom finansowy.

To bardzo ważny aspekt. Musimy dopilnować, żeby na tym polu odnieść sukces, bo łatwo policzyć, ile to daje.

Policzmy więc.

Jeśli na stary stadion przychodziło ok. 4000 osób, to na nowym, gdzie miejsc jest dwukrotnie więcej, wzrost powinien być mniej więcej dwukrotny.

W sezonie 2021/2022 według raportu „Deloitte” Radomiak osiągnął 2,1 mln zł przychodu z dnia meczowego. 11. miejsce w lidze. Czyli celem są cztery miliony i miejsca 5-6?

Byłoby to ogromnym sukcesem. Trzeba jednak utrzymać atrakcyjność spotkań, żeby efekt nowości nie wygasł. Najlepiej zrobić to dobrą grą.

Ale nie tylko. Kibice doceniają, gdy na stadionie mogą zrobić coś więcej niż tylko obejrzeć mecz.

Tak i musimy być w europejskim nurcie tego, jak robi się imprezy masowe. Na inaugurację szykujemy iluminacje świetlne, będzie także przelot grupy akrobacyjnej „Orlik”. Piłkarze, którzy znajdą się poza kadrą meczową, obejrzą spotkanie z trybuny rodzinnej, razem z kibicami. Będą także konkursy, nowa oprawa muzyczna, więcej punktów gastronomicznych. Nie będziemy wyważać drzwi, które są otwarte. Skopiujemy wzorce z innych stadionów.

Pierwszego wrażenia nie zrobi się drugi raz, chcemy przyciągnąć ludzi i sprawić, żeby zechcieli do nas wrócić. Najważniejsze jest dla mnie to, żeby na mecze przychodził ojciec z dzieckiem, dziadek z wnuczkiem, czy wnuczką, bo za moment w Radomiaku będzie drużyna kobieca. Chcemy, żeby młodzież pojawiała się na stadionie i dotykała wielkiej piłki, bo to ich zachęca.

Poprzedni stadion był wyjątkowo niewygodny, jeśli chodzi o obsługę kibica. To wręcz absurdalne, że stosunkowo nowy stadion zaprojektowano i wybudowano tak, że ciężko było o cywilizowane punkty gastronomiczne.

Komfort widza to jeden z tych detali, składowych sukcesu. Uważam, że dzisiejszy świat, który jest coraz bardziej sfokusowany na multimedia, stwarza naturalną chęć obejrzenia żywego widowiska. Wybrać się na mecz piłkarski swojej drużyny, gdzie kibic jest zaangażowany, czuje się cząstką tego, co się dzieje, to atrakcyjna opcja spędzania czasu. Czeka nas wzrost liczby widzów na stadionach.

Jaki stawiacie sobie cel, jeśli chodzi o frekwencję w pierwszym sezonie?

Mamy dwustutysięczne miasto, więc 9400 miejsc na stadionie to nie jest powalająca liczba. Myślę, że jest realna szansa na wyprzedzanie biletów na wiele spotkań. Na pewno nie na wszystkie, bo wiadomo, że są mecze, które nie budzą obaw, jeśli chodzi o frekwencję. Nikt się nie boi, że na Legię Warszawa nie przyjdzie komplet publiczności. Ciężej zapełnić obiekt, gdy przyjeżdża mniej medialny rywal. W tym celu trzeba pobudzić lokalny patriotyzm, stworzyć modę i zarazić Radomiakiem społeczność. To się powoli dzieje, powiem więcej: trudno to będzie popsuć.

Nie martwi was to, że nowy stadion to obiekt, który będzie żył tylko w dniu meczu? Wkrótce będziecie zarządzać stadionem i przede wszystkim – utrzymywać go, co bez codziennego użytkowania, będzie bardzo trudne.

Nie mieliśmy wpływu na to, jaki projekt wygra ani który wykonawca będzie stadion budował. Jeżdżąc po całym świecie jako arbiter, widziałem obiekty, które miały biura, lokale użytkowe, kawiarnie. Żyły przez pełen rok. Tak to powinno wyglądać, ale nie będę płakał, że tego nie ma. Zobaczymy, może gdy będą powstawały dwie kolejne trybuny, będziemy mieli wpływ na to, jak one będą wyglądały.

A będziecie?

Chcemy mieć. Na dziś wiemy, że na stadionie otworzymy sklep. Może nie jakiś ogromny, ale jednak będzie. W obecnych warunkach robimy tyle, ile możemy. Miasto na dziś nie dysponuje środkami, żeby inwestować w naszą infrastrukturę, a my wiemy, że z pewnymi rzeczami nie ma sensu zwlekać.

To, że wyłożyliśmy już pewne pieniądze na budowę sektora gości za bramką, pozwoliło nam zwiększyć liczbę dostępnych miejsc, a co za tym idzie – poprawić przychód z dnia meczowego. Co chwilę odbieramy telefony w sprawie biletów, ten szał jeszcze chwilę potrwa. Wie pan, jaki był peak logowań na stronę, gdy otworzyliśmy sprzedaż online?

Jaki?

Dwadzieścia tysięcy. Wyobraźmy sobie teraz, że sektor gości jest na jednej z dwóch trybun i tracimy 900 miejsc. Nie mówię już nawet o wizerunku, bo mecz powinni oglądać kibice gospodarzy i gości. Piłka nożna dla kibiców to nie jest puste hasło.

A pamięta pan swój ślub?

Pamiętam.

Otwarcie stadionu budzi podobne emocje?

Stres jest większy!

Gości też ciut więcej. Ciężej nad wszystkim zapanować.

Człowiek młody jest bardziej ofensywny, wyobraźnia go nie ogranicza. Z wiekiem bardziej się pewne rzeczy przeżywa. Staram się utrzymywać higieniczny tryb życia, ale jest wiele nieprzespanych nocy. Tylko zaznaczam: nie skarżę się. To na własne życzenie, ja to kocham. Statystyki mówią jednak, że prezesi klubów piłkarskich dość często ulegają zawałom.

O, akurat o takich statystykach nie słyszałem.

Fakt jednak, że tych trosk jest ostatnio mniej, więcej jest chwil radości. Rok temu nikt nie spodziewał się, że Rafał Wolski czy Jan Grzesik przyjdą do Radomiaka. Poprawiliśmy wizerunek, poprawiliśmy organizację. Zawodnicy o warunkach opowiadają pocztą pantoflową, nikomu oczu nie zamydlimy. Dwa, trzy telefony i wszystko wiadomo, więc skoro przychodzą do nas coraz lepsi piłkarze, to muszą mieć pewność, że oferujemy konkretne standardy.

Zawodnicy zagraniczni to trochę inny temat, nie obrażam się, że oni traktują nas jak trampolinę, bo to komplement — Ekstraklasa rośnie, jest coraz lepsza, coraz bardziej atrakcyjna. Ale i ich coś do nas przyciąga.

Wspominałem o inwestycjach w zaplecze – możemy dodać do tego warunki treningowe. Centrum treningowe powinniśmy otworzyć – chodzi o pierwsze boisko, z którego będziemy mogli korzystać – już tej jesieni, ale lepsze warunki są już przy ul. Struga 63. Z własnych środków sfinansowaliśmy rzeczy, które pomagają zadbać o odpowiednie przygotowanie murawy.

Nowy stadion, nowe centrum treningowe. Czego chcieć więcej?

W pewnym stopniu wzorujemy się na Legii i jej infrastrukturze. Oczywiście na tyle, na ile możemy. Plusem jest to, że mamy lepszą lokalizację, bo ośrodek będzie w mieście, więc nie musimy zmuszać rodziny do robienia z ojca taksówkarza, który będzie dowoził dziecko na treningi.

Wszystkie duże kluby, na których chcemy się wzorować, mają nowoczesne akademie. Widzimy, ile zyskuje na tym Lech Poznań.

Ale na poziom Lecha to akurat wskoczyć ciężko.

Powiem inaczej. Nie chcemy być tylko handlarzami wizji. Wolimy, żeby ludzie sami zobaczyli, co robimy i jak to wygląda.

Żeby przestali na was patrzeć z przymrużeniem oka?

Mogą patrzeć. Niech będzie jak z beniaminkiem, którego się nie docenia i któremu dzięki temu łatwiej ogrywać innych. Niech się zdziwią.

EKSTRAKLASA W FUKSIARZ.PL!

WIĘCEJ O RADOMIAKU RADOM:

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

21 komentarzy

Loading...