Ten mecz nie mógł przynieść polskim kibicom wielkich emocji. W końcu Iga Świątek rozpoczynała tegoroczną kampanię w US Open od starcia z zawodniczką, która na papierze nie stanowiła dla niej zagrożenia – Rebeccą Peterson. I polska tenisistka zrobiła to, co do niej należało. Iga wyszła na kort, potrenowała różne warianty rozegrania akcji, a przy tym gładko wygrała 2:0 w setach.
W opinii polskich fanów, pierwszy mecz obrończyni tytułu US Open w tegorocznej edycji turnieju jawił się jako formalność. Rywalką tenisistki z Raszyna była 86. rakieta świata. Szwedka to solidna tenisistka, która jedyne dwa turnieje w tourze wygrała właśnie na twardej nawierzchni. Jednak dziś każdy inny wynik niż wygrana Świątek 2:0, byłby sporą niespodzianką.
No i cóż, zgodnie z oczekiwaniami, Iga wygrała bez większych trudów. Mecz rozpoczęła od asa serwisowego, później skończyła pierwszą piłkę po returnie Szwedki, a następnie była górą w wymianie. Zatem już w pierwszych minutach Świątek pokazała, że jest lepsza pod każdym względem. Peterson nawet nie bardzo łapała się na grę. Starała się wchodzić z faworytką w wymiany, ale taka taktyka nie miała żadnego sensu w grze z bodaj najbardziej wybieganą tenisistką w stawce.
Świątek była o wiele lepszą tenisistką. I sama zdawała sobie z tego sprawę, pozwalając sobie na korcie na nieco więcej ryzyka w grze, albo nieszablonowe rozwiązania akcji. Jak chociażby stop volley. Mecz z Peterson znakomicie się do tego nadawał. Rebecca przebijała sporo piłek, ale nie czyniła tego w sposób stwarzający jakiekolwiek zagrożenie.
Doprawdy, Iga w tym meczu nie była zagrożona ani przez moment. Nawet kiedy na początek drugiego seta wyszła zdekoncentrowana i przegrywała 0:40, to ostatecznie i tak obroniła własne podanie. Wprawdzie później Peterson zdołała ugrać gema, za co została nagrodzona przez publiczność sporą owacją, ale to by było na tyle.
Ba, na tym etapie meczu Świątek mogliśmy być pewni, że najlepsza tenisistka świata zakończy swoje spotkanie szybciej niż Magdalena Fręch, która rozpoczęła swój mecz godzinę wcześniej. I tak też się stało, bo obrończyni tytułu uporała się z Peterson w niecałą godzinę gry. Z kolei Fręch rozegrała trzy sety z Emmą Navarro. W pierwszym, bardzo wyrównanym, zwyciężyła po tie-breaku granym aż do 12 punktów. Drugi Magda oddała w zasadzie bez walki, przegrywając 1:6. Na szczęście w trzecim otrząsnęła się z niepowodzenia. Zwyciężyła 6:2, a co za tym idzie – całe spotkanie 2:1 w setach.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Wracając do Świątek, Polka zgodnie z oczekiwaniami, na wielkim luzie awansowała do drugiej rundy US Open. Owszem, można powiedzieć, że nie ma czym się jarać, bo Polka po prostu wykonała zadanie. Niemniej jednak zwycięstwo w takim stylu na otwarcie wielkoszlemowego turnieju zawsze należy docenić. Iga jako faworytka nie zawodzi, a nie każda tenisistka może to o sobie powiedzieć. Chociażby dziś Maria Sakkari, 8. w rankingu WTA, przegrała 0:2 z Rebeką Masarovą i pożegnała się z nowojorskim turniejem. Zresztą to już trzeci wielki szlem, w którym odpada w pierwszej rundzie.
W następnej rundzie US Open Iga Świątek zagra z Darią Saville – australijską tenisistką, która w swoim pierwszym meczu pokonała 2:0 Clervie Ngounoue.
Iga Świątek – Rebecca Peterson 2:0 (6:0, 6:1)
Magda Fręch – Emma Navarro 2:1 (7:6, 1:6, 6:2)
Fot. Newspix
Czytaj też:
- Widzieliście rywalizację i medale. A co na lekkoatletycznych MŚ działo się poza tym?
- „Czasem dostaję groźby. Ktoś mi napisał, żebym uważała, wychodząc z hotelu”
- Niemki i Vital Heynen? Polskie siatkarki mają na nich sposób
- Walki Oleksandra Usyka to dla Ukrainy coś więcej, niż boks [REPORTAŻ Z WROCŁAWIA]