Reklama

Skręcona kostka Fajdka, radość Nowickiego. Rzut młotem dał nam jeden medal

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

20 sierpnia 2023, 21:01 • 8 min czytania 16 komentarzy

To był jeden z najlepszych konkursów rzutu młotem w ostatnich latach. Choć nam jego wyniki mogą się w pełni nie podobać. Paweł Fajdek po raz pierwszy od dekady nie zdobył złota, a nawet jakiegokolwiek innego medalu. Wojciech Nowicki za to kontynuował serię krążków z seniorskich imprez (już dziesięć z rzędu!), ale nie uzupełnił kolekcji o złoty medal mistrzostw świata. Ten zgarnął za to fenomenalny i zaledwie 21-letni Ethan Katzberg. 

Skręcona kostka Fajdka, radość Nowickiego. Rzut młotem dał nam jeden medal

Radość z rywalizacji

Wojciech Nowicki już po eliminacjach podkreślał, że chce po prostu wyjść na stadion i zrobić swoje. Byle młot latał daleko, a rzuty był dobre technicznie, a wtedy – niezależnie od miejsca – będzie zadowolony. No i dziś faktycznie zadowolony był, choć nie zdobył złota – a tylko na mistrzostwach świata jeszcze nie zgarniał najcenniejszego medalu – za to do domu wróci z drugim z rzędu srebrem. I zestawem klocków LEGO, bo ponoć ma taki otrzymać w ramach prezentu za wywalczony krążek. Ale na składanie klocków jeszcze przyjdzie czas, dziś z kolei rozmawiało się głównie o tym, jak przebiegał konkurs, bo ten był jednym z najciekawszych od lat. Prowadzenie zmieniało się kilkukrotnie, zdarzył się nawet anulowany po czasie przez sędziów wynik, a medalu nie dał rzut na 80 metrów. Innymi słowy: działo się.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

I to wszystko Wojciecha Nowickiego bardzo cieszyło.

Reklama

– Nawet jakbym był czwarty, to bym się cieszył. Konkurs był fajny, walczyliśmy do ostatniej kolejki. Dzięki temu byłem bardzo zmotywowany, żeby nie oddawać pola. Nie nastawiałem się na medale. Bardziej zależało mi na odległości i tej walce. To mnie napędzało. Jestem zadowolony, że udało mi się pozmieniać nastawienie i nie cieszą mnie tylko miejsca na podium. Skupiam się na swoich rzutach. Dzisiaj moje rzucanie mi się podobało. To, nad czym pracowaliśmy przez cały rok pod kątem igrzysk, wychodzi. Jeszcze nie wszystkie elementy współgrają, ale to fajny prognostyk na Paryż, bo to główny cel. Cieszę się, że konkurs był na wysokim poziomie – mówił zgromadzonym w strefie wywiadów dziennikarzom.

O igrzyskach jeszcze będzie czas porozmawiać, warto jednak zauważyć, że podejście Nowickiego może okazać się bardzo ważne w jego… wieku. To w końcu już weteran światowych stadionów. Na karku ma 34 lata, sam podkreśla, że jest już staruszkiem. Może więc lepiej, że czuje radość z rywalizacji, a nie tylko z wywalczonych medali? Choć zapewnia, że jeszcze o kilka ma zamiar powalczyć. Ale nie omieszkał dorzucić do tego wszystkiego odrobiny pesymizmu.

– Młoda krew na nas naciska. Trzeba będzie walczyć, żeby nie ustąpić im pola, choć taka jest kolej rzeczy. Bardzo się cieszę, że znowu stoję na podium i trzymam swoją serię. Będę próbował dalej, póki jest zdrowie. Ale młodzi rzucają coraz lepiej. Trzeba się liczyć z tym, że w końcu kiedyś wrócimy bez medali. To jest nieuniknione – mówił. Na razie jednak to jeszcze nie ten moment. Wojciech Nowicki po raz dziesiąty w karierze zdobył bowiem medal imprezy mistrzowskiej. Na dziesięć startów. To seria, która musi budzić uznanie.

A w przyszłym roku planuje dorzucić kolejne. Choć, jak sam mówi, cieszyć go będzie sam udział w konkursach.

Reklama

80 metrów? Za mało

Szczególnie takich jak ten. Do medalu nie wystarczyło dziś przecież nawet 80 metrów. Tyle rzucił Paweł Fajdek, pięciokrotny mistrz świata. Szóstego mistrzostwa nie wywalczył, ale zapewnił, że takie przywiezie do kraju za dwa lata. On do tego wszystkiego podchodzi wyraźnie inaczej od Nowickiego – przede wszystkim chce wygrywać. W tym sezonie było o to trudno. Męczyły go choroby, kontuzje, właściwie nie miał normalnego okresu przygotowawczego. Na domiar złego po eliminacjach… skręcił kostkę.

– Eliminacje były naprawdę fajne, wszedłem do finału w pierwszym rzucie, a potem wychodząc skręciłem kostkę. Niestety na tyle poważnie, że bardzo boli i nie jest to komfortowa sytuacja, zwłaszcza w rzucie młotem. Próbowałem rzucać, bo to są mistrzostwa świata, nie jakiś mityng na podwórku. Trzeba walczyć. Napiąłem się na ten pierwszy rzut, ale zakłuło, zabolało. Lampka się zapaliła. Dałem z siebie jakieś 90 procent w pierwszym rzucie, a później już nie chciało się to wszystko poukładać. Na pewno 81 metrów byłem w stanie rzucić, taki był plan w przygotowaniach, bo zakładaliśmy, że taka odległość da medal. Trudno było jednak to wszystko złożyć – mówił Fajdek.

Trudno zarzucić mu, że był w słabej formie. Rzucić 80 metrów na docelowej imprezie potrafi niewielu, zwłaszcza przy tak „szarpanym” sezonie. Choć sam Paweł uznaje to wyłącznie za „granicę przyzwoitości”, a nie wynik, jakim mógłby się chwalić.

– Wiadomo, że ten sezon nie był dla mnie szczęśliwy. Pech nie opuścił mnie aż do końca. Ale jest 80 metrów, granica przyzwoitości. Pokazałem, że to nie tak, że jestem za stary czy mi się nie chce. Po prostu byłem chory przez pół roku. A potem w siedem tygodni udało się zbudować formę na osiemdziesiątkę – opowiadał. I to ostatnie zdanie daje spore nadzieje. Bo skoro teraz formę zbudował tak szybko, to za rok – o ile zdrowie pozwoli – będzie mógł powalczyć o upragniony medal igrzysk. Ale o igrzyska czy kolejny sezon nawet nie było okazji go zapytać. Odpowiedział tylko na trzy pytania, na więcej nie chciał. Cóż, prawo mistrza, nawet jeśli zdetronizowanego.

A kto, poza Nowickim, wyrzucił Fajdka z podium?

Szaleństwo Węgrów i sukces Kanadyjczyka

Trybuny na stadionie w Budapeszcie są bardzo głośne. Raz, że obiekt ma świetną akustykę, a dwa, że Węgrzy bardzo doceniają sportowców. Jakichkolwiek. Na przykład końcówka biegu na 800 metrów – rozgrywana w czasie konkursu rzutu młotem – liczonego do siedmioboju była tak głośna, że trudno było usłyszeć własne myśli. Kibice byli zresztą o tyle głośniejsi, że blisko podium była Węgierka. Ba, przez chwilę wyświetlała się nawet na trzecim miejscu (a medale dla Węgrów nie zdarzają się na MŚ wcale tak często), jednak po chwili system się zreflektował i strącił ją na czwartą lokatę. Trybuny, które już zdążyły oszaleć, musiały ucichnąć.

Dlatego tak istotne było dla nich, by po medal sięgnął Bence Halasz.

To też nie był jego sezon. Raczej rzucał stosunkowo krótko, do dziś nie mógł pochwalić się nawet próbą na 79 metrów. Ale przed swoimi kibicami miał dodatkową motywację, do tego uporządkował trochę trapiące go wcześniej sprawy zdrowotne. Gdy go przedstawiano i potem, za każdym razem, gdy wchodził do koła, na trybunie prasowej nie było słychać spikera. Nie był w stanie przedrzeć się przez doping węgierskich kibiców. – Bence był bardzo zmotywowany, miał za sobą widownię. To też było fajne. Wrzawa przy jego rzutach była ogromna – mówił Nowicki.

Początkowo to właśnie z Halaszem rywalizował. Bence rzucił 80.82 m w pierwszej próbie i prowadził. W trzeciej kolejce przerzucił nawet 81 metrów, ale po kilku minutach jego próba została uznana za nieważną, bo nadepnął na krawędź koła. Za to Nowicki w pewnym momencie rzucił o… centymetr dalej i strącił Węgra z pierwszego miejsca. Ale fani nic sobie z tego nie robili, dalej żywiołowo dopingowali Bence. Ten jednak się wystrzelał. Nie był już w stanie zagrozić Nowickiemu i zepchnąć go niżej, mógł tylko czekać na to, czy coś zrobi znajdujący się za jego plecami Paweł Fajdek. A gdy Polak niczego wielkiego już nie zrobił, ucieszył się Bence, ale jeszcze bardziej ucieszyły trybuny.

Węgrzy dostali swój medal. Choć tylko brązowy, to dla nich niezwykle cenny, bo dopiero 15. w historii ich startów na mistrzostwach świata.

Nowicki polował za to na 64. krążek dla Polski, a swój piąty w tej imprezie. I robił to skutecznie, a gdy wyprzedził Halasza, zdawało się, że sięgnie po złoto. Wtedy jednak odpalił Kanadyjczyk Ethan Katzberg. Młody, ledwie 21-letni, ale piekielnie utalentowany. Rzucił 81.25 m, poprawiając własny (ustanowiony w eliminacjach) rekord kraju. I zaszachował Wojtka. Nowicki próbował odpowiedzieć, dwa razy huknął naprawdę daleko. Ale za krótko w obu przypadkach, bo jego młot lądował najdalej na 81.02 m. Wojtek nie żywił jednak do rywala urazy. Wręcz przeciwnie – wyrażał podziw. I w sumie to się cieszył.

– Widać było, że Kanadyjczyk miał swój dzień. Już w połowie sezonu mówiliśmy, że może być czarnym koniem, bo ma ten luz, zero presji. Wchodzi i robi swoje, niezależnie od wszystkiego. To mu dziś pomogło. Był fenomenalny, jestem pełenn podziwu, że w tak młodym wieku można tak rzucać. Życzę mu jak najlepiej, byle był zdrowy i rzucał tak daleko, jak do tej pory. Dla mnie to duża motywacja, by cały czas walczyć z nimi i nie oddawać pola. Bardzo się cieszę z tego wszystkiego. Rzuciłem ponad 80 metrów, miałem dobrą serię. Udało się powalczyć.

Ethan Katzberg. Fot. Newspix

Katzberg pokazał dziś, że może być nową gwiazdą rzutu młotem. Został najmłodszym mistrzem w historii, detronizując na drugi już dziś sposób Pawła Fajdka. Nie dał też dojść do złota Wojciechowi Nowickiemu. Niby powinniśmy być na niego źli, może obrażeni. Ale trudno go nie podziwiać. Bo jak powiedział Wojciech Nowicki – chłop ma ten luz.

Choć akurat za rok w Paryżu mógłby się nieco spiąć. Ot, tak, żeby wylądować za dwoma Polakami.

Z BUDAPESZTU
SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Czytaj więcej o MŚ w lekkoatletyce:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Gikiewicz ostro do byłego kapitana Widzewa. „Mogę mu chusteczki wysłać”

Kamil Warzocha
0
Gikiewicz ostro do byłego kapitana Widzewa. „Mogę mu chusteczki wysłać”
1 liga

Trenował w Legii, teraz jest wielką nadzieją Lecha. „Rozumie grę lepiej od Linettego”

Jakub Radomski
7
Trenował w Legii, teraz jest wielką nadzieją Lecha. „Rozumie grę lepiej od Linettego”

Inne sporty

Komentarze

16 komentarzy

Loading...