Reklama

Właściciel Arki Gdynia: – Obecna kadra jest naciągnięciem finansowej struny do granic możliwości

Arek Dobruchowski

Autor:Arek Dobruchowski

13 maja 2023, 12:46 • 3 min czytania 15 komentarzy

To maił być ten sezon, w którym Arka Gdynia w końcu wraca do Ekstraklasy. A teraz jest  w takim momencie, gdzie nie jest pewna awansu do baraży. Niedawno zmienili trenera. Przyszedł Ryszard Wieczorek. W mediach zaczęły pojawiać się informacje, że może dojść w tym klubie do zmian właścicielskich. W rozmowie z „Meczyki.pl” Michał Kołakowski właściciel i prezes Arki Gdynia opowiedział o stanie finansowym klubu i podsumował swoją trzyletnią pracę.

Właściciel Arki Gdynia: – Obecna kadra jest naciągnięciem finansowej struny do granic możliwości

Czy Kołakowski planuje sprzedać Arkę Gdynia? – Od kiedy sytuacja finansowa klubu uległa poprawie, regularnie pojawiają się zapytania dotyczące zakupu Arki. Myślę, że można to traktować jako komplement. Natomiast to nie jest tak, że ktokolwiek tutaj szuka kupca. Nigdy nie mówi się nigdy, natomiast mogę zapewnić, że takiej oferty nie otrzymałem i nie uważam, żeby był to dobry moment na sprzedaż klubu. Przeprowadziłem się do Gdyni trzy lata temu, poświęcam Arce praktycznie cały swój czas – zaznacza.

Co udało się zrobić Kołakowskiemu przez ostatnie trzy lata w Arce Gdynia? – Z wyniku sportowego nie mogę być zadowolony. Z kolei organizacyjnie, finansowo i marketingowo zdecydowanie tak. Uważam, że pod tym kątem sporo zrobiliśmy. Co do samej sytuacji finansowej – nie ma porównania między tym, co było na początku, a tym, co jest teraz. To na pewno duży plus. A sportowo… Rok temu byliśmy tak blisko awansu, że bliżej się nie da.

Prezes Arki uważa, że klub mocno postawił na awans do Ekstraklasy w tym sezonie. Zbudował kadrę, która jego zdaniem jest w stanie wywalczyć awans do elity. Mimo kłopotów finansowych. – Wielu kibiców czy komentatorów nie ma świadomości tego, jaki faktycznie mamy stan finansów i na co możemy sobie pozwolić. I czy teraz jesteśmy na granicy wytrzymałości, czy może komuś się wydaje, że mamy „poduszkę finansową” i wolny milion, który chcemy zaoszczędzić. Tak nie jest, staramy się budować jak najmocniejszą kadrę i myśleć o niej również w kontekście kolejnych sezonów. Tutaj warto przytoczyć chociażby wydatki transferowe na Olafa Kobackiego czy Dawida Gojnego – tłumaczy.

Czasem są zarzuty i ktoś dziwi się, że nie bierzemy jakiegoś zawodnika. Łatwo napisać, że mamy wąską kadrę albo że nie chcemy wziąć dodatkowego obrońcy. Jasne, że chcielibyśmy zatrudnić jeszcze jednego czy dwóch klasowych obrońców. Do tego po kilku ekstra piłkarzy z najwyższej półki na inne pozycje. Ale jeśli chcemy – a chcemy – żeby Arka nie wpadła w tarapaty za rok czy dwa, to nie możemy sobie na to pozwolić. Fakty są takie, że obecna kadra już jest naciągnięciem finansowej struny do granic możliwości. Pozwoliliśmy sobie na więcej niż byśmy chcieli. I przez te wydatki płynność finansowa często jest na niskim poziomie – dodaje Kołakowski.

Reklama

Do końca sezonu zasadniczego Arka Gdynia rozegra jeszcze cztery spotkania. W tej chwili zajmuje 7. miejsce w tabeli tuż za strefą barażową. „Arkowcy” tracą dwa punkty do szóstej Stali Rzeszów.

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

Fot. Newspix

 

Entuzjasta młodzieżowego futbolu. Jest na tym punkcie tak walnięty, że woli oglądać Centralną Ligę Juniorów niż Ekstraklasę. Większą frajdę sprawia mu odkrywanie nowych talentów niż obserwowanie cały czas tych samych twarzy, o których mówi się, że są „solidnymi ligowcami”. Twierdzi, że szkolenie dzieci i młodzieży w Polsce z roku na rok się prężnie rozwija, ale niestety w Ekstraklasie dalej są trenerzy, którzy boją się stawiać na zdolnych młodych chłopaków. Aczkolwiek nie samą juniorską piłką człowiek żyje - masowo pochłania również mecze Premier League, a w jego żyłach płynie niebieska krew sympatyka londyńskiej Chelsea.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Większość kibiców Tottenhamu życzy dziś swojej drużynie porażki

Damian Popilowski
3
Większość kibiców Tottenhamu życzy dziś swojej drużynie porażki

Suche Info

Komentarze

15 komentarzy

Loading...