Reklama

Janczyk: Przegrana szansa. Czesław Michniewicz nie przekonał nieprzekonanych

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

08 grudnia 2022, 23:28 • 8 min czytania 65 komentarzy

Czesław Michniewicz, udzielając wywiadów podsumowujących występ reprezentacji Polski — a także tematy pozaboiskowe z nim związane — miał dwa cele. Wytłumaczyć i przekonać. Kibice i dziennikarze mieli dzięki nim lepiej zrozumieć to, co wydarzyło się w Katarze i uwierzyć, że to, co wydarzy się po nim, będzie tylko lepsze. Czy selekcjonerowi się to udało? W moim przypadku nie do końca.

Janczyk: Przegrana szansa. Czesław Michniewicz nie przekonał nieprzekonanych

Poranna rozmowa trenera w “Radiu ZET” wywołała u mnie lekki niedosyt, ale dało się to zrozumieć. Spodziewałem się, że to w programie “TVP Sport” Czesław Michniewicz będzie mógł obszerniej i bardziej merytorycznie wyłożyć swoje racje, a przede wszystkim przedstawić pomysły na to, co dalej.

Ok, być może nie jestem osobą, którą selekcjoner powinien przekonać w pierwszej kolejności. Tą osobą nie jest też żaden z was, czytelnicy. Plan selekcjonera kupić musi przede wszystkim Cezary Kulesza, bo to od niego zależy, czy “co dalej” w ogóle będzie. Niemniej jednak, skoro trener wyszedł do ludu, można było liczyć na to, że i nam parę tematów rozjaśni, że rozwieje kilka wątpliwości. Tak się jednak nie stało, przynajmniej w moim odczuciu.

Czesław Michniewicz w rozmowie z “TVP Sport” [WYPOWIEDZI]

Czesław Michniewicz i raport o Katarze. Niewykorzystana szansa?

Żeby było jasne: skupiam się na aspektach piłkarskich. Nie dlatego, że lekceważę aferę premiową. Odczuwam niesmak, choć śladem innej związanej z Radomiem osoby powinienem raczej powiedzieć absmak, myśląc o tym, jak bezrefleksyjnie obydwie strony podeszły do tematu. Bo to, że był to bonus wirtualny czy też ewentualny, nie usprawiedliwia tego, że jednak był. Że kiedy żarty z wielomilionowej premii przerodziły się w realną obietnicę, na tyle realną, że ustalano już procentowy podział środków, to, zamiast pomyśleć sobie: cholera, jednak trochę głupio wyciągnąć ręce po tak dużą kwotę, prowadzono tajemnicze narady i kalkulacje. Reszta: kto miał w premii uczestniczyć, a kto nie, czy i z kim kto się kłócił, szarpał czy darł koty, to dla mnie didaskalia. Wersję wydarzeń, którą usłyszałem od kilku osób z różnych stron, już opisałem, to tyle.

Reklama

Wolę więc resztę moich przemyśleń skierować na futbol, bo z tym wątkiem rozmowy wiązałem największe nadzieje. W temacie przyszłości selekcjonera reprezentacji Polski zaliczam się do grona osób, które — szczęśliwie lub nie — są uprzejme mieć wątpliwość. Czesław Michniewicz nie jest dla mnie ani skreślony, ani wybrany. Mam obawy dotyczące tego, czy będzie potrafił odnaleźć się w rzeczywistości, w której od drużyny narodowej wymaga się czegoś więcej niż bezpiecznej gry, której celem nadrzędnym jest osiągnięcie konkretnego rezultatu.

Robert Lewandowski w klubie i w kadrze. Jak zabijamy jego potencjał?

Jestem w stanie zrozumieć jego punkt widzenia, że miniony rok nie za bardzo dawał szansę na pracę nad stylem. Nie oznacza to, że podobała mi się aż tak prostacka wizja futbolu, jaką zaprezentowaliśmy w fazie grupowej, bo nawet pragmatyzm może być ciekawszy i bardziej atrakcyjny, dowodem choćby mecz z Francją. Ale to, że styl i ryzyko lepiej budować w eliminacjach i meczach towarzyskich zamiast w barażach, Lidze Narodów i na mundialu, do mnie trafia.

Tak samo trafia jednak do mnie przeciwny punkt widzenia: że Michniewicz był wybrany jako zadanowiec, którego zadanie dobiegło końca. Jedenaście miesięcy temu sięgnęliśmy po trenera, który miał nie podejmować większego ryzyka, tylko wysłać nas do Kataru, a potem analogicznie, czyli nie podejmując większego ryzyka, utrzyma nas w grupie Ligi Narodów i awansuje do fazy pucharowej mundialu. Zadaniowiec zrobił swoje, teraz możemy szukać kogoś, kto zwiększy szanse na to, że w końcu zbudujemy kadrę wykorzystującą potencjał duetu Zieliński — Lewandowski, a nie tylko taką, w której pudrujemy własne niedostatki, a najbardziej inteligentnego taktycznie piłkarza traktujemy jak rzucane po pozycjach popychadło, bo przecież jakoś to będzie.

Problem w tym, że i tu mam obawy. Mam obawy, bo tak samo, jak Michniewicz nie wzbudza we mnie pewności odnośnie skutecznego przestawienia wajchy na ofensywę, tak i Cezaremu Kuleszy nie zawierzę bez zająknięcia, że procesem wyboru następcy Michniewicza pokieruje tak, że kopary nam wszystkim opadną. Być może nawet mniej wierzę właśnie w taki rozwój wydarzeń (ale procentowo, powiedzmy 55 – 45, a nie 90 – 10), bo jednak trochę łatwiej wyobrazić mi sobie, że trener po tygodniu w centrum dowodzenia Kaszubach wpadnie na to, jak uwolnić na boisku piłkarzy tej klasy, niż to, że w centrum dowodzenia na Podlasiu powstaną w tym czasie setki zaawansowanych analiz, które wyplują nam selekcjonera idealnego.

Michniewicz ma rację mojszą niż twojsza

Reklama

Walka z liczbami zamiast wykładu

Właśnie dlatego liczyłem, że Czesław Michniewicz da w “TVP Sport” show, wykład o futbolu, którym porwie nie tylko mnie, ale i wiele innych osób. Tak byłoby po prostu łatwiej. Łatwiej byłoby zobaczyć, że obecny selekcjoner ma tak konkretny plan zmiany stylu, że zasługuje chociaż na szansę przyjrzenia się temu, czy uda mu się wdrożyć go w życie. Człowiek uniknąłby nerwówki, że za moment znów obudzimy się w rzeczywistości, w której marnujemy czas Lewandowskiego i Zielińskiego, tyle że z innym -iczem, -skim, czy -erzem na ławce trenerskiej. Zamiast tego dostaliśmy jednak kolejną odsłonę walk. Ze statystykami. Z czyjąś krytyką. I tak dalej.

Niektórzy mówią, że Jacek Kurowski, który tę rozmowę prowadził, nie dał selekcjonerowi pola, żeby ten swój plan przedstawił. Bo podszczypywał, dopytywał, cytował. I tak dalej. Nie kupuję tego, bo w takich wywiadach to trener ma przewagę nad dziennikarzem. Trener zna przecież założenia, przerobił analizy, ma dostęp do zaawansowanych liczb. Gdyby Czesław Michniewicz podszedł do tematu w ten sposób, niektóre dane czy argumenty mógłby łatwo zbić, jednak nie skorzystał z okazji, uciekał w wątki poboczne, porównania. Nie mówię, że cała rozmowa była pozbawiona merytoryki, bo ona się przedzierała, ba, całkiem często.

W pierwszej połowie popełniliśmy ponad 20 niewymuszonych strat na własnej połowie. Dlaczego zrobiliśmy dwie zmiany w przerwie? Mieliśmy mnóstwo odbiorów, ale ponad 20 strat to szokująca statystyka. Nie możemy tracić piłki w pierwszym kontakcie po odbiorze — mówił Michniewicz, żeby zaraz potem… podważać sens liczb i statystyk w rozmowie o futbolu, twierdzić, że liczba strzałów czy celnych strzałów w meczu nic nie mówi. Można było odnieść wrażenie, że kiedy selekcjoner może liczbą podeprzeć swoją tezę, to jednak warto patrzeć na daną sytuację analitycznie. Kiedy jednak służy za kontrargument, to znajdzie się coś, co sprawia, że powołujący się na nią “patrzy tam, gdzie jest widno”. Matty Cash rzadko dośrodkowuje? Nie może częściej, bo skrzydłowi Meksyku, Argentyny, Francji, a nawet Arabii Saudyjskiej nie bronią, ktoś musi ich pilnować.

No właśnie, więc dlaczego, gdy inni skrzydłowi nie bronią, ci nasi mieli przydzielone zadania defensywne i brakowało ich z przodu, gdy Zieliński “nie miał opcji podania”, a co za tym idzie Robert Lewandowski “nie był wprowadzony w pole karne, a trzeba to zrobić, żeby z niego skorzystać, bo to nie Mbappe”? Gdyby Czesław Michniewicz zamiast walki z liczbami, użył ich do przedstawienia swojego pomysłu na przemianę reprezentacji Polski, odniósłby wielkie zwycięstwo. Nie mam co do tego wątpliwości także dlatego, że gdy w poprzednich miesiącach dawał wykłady taktyczne, można było tego słuchać z zainteresowaniem. Kibic z bardziej zaawansowaną wiedzą doceniał, że trener przemyca tyle smaczków. Ten z mniej zaawansowaną wiedzą czuł się jak na pokazie magii. Nawet jeśli była to jedynie iluzja i nie do końca wiedział, o co chodzi, to ulegał czarowi, bił brawo.

Ale nawet pomijając to, jak Michniewicz mówił o piłce zanim nastrój wokół niego i kadry zrobił się gęsty i zanim poszedł na wojnę z liczbami — wygrałby, bo kibic nie zobaczyłby gościa, który próbuje mu wmówić, że Grzegorz Krychowiak zagrał kapitalny mundial, a Jakub Kamiński to nie Kylian Mbappe. W pierwsze nikt rozsądny nie uwierzy, drugie każdy wie. A nie po to ogląda się wywiad z trenerem, żeby słuchać absurdów i oczywistości.

Dlaczego Piotr Zieliński nie gra w kadrze tak, jak w klubie? [ANALIZA]

Michniewicz stracił ostatnią szansę na dotarcie do kibica?

Czesław Michniewicz nie wykorzystał szansy na przekonanie opinii publicznej do siebie i swojej wizji futbolu. Do tego, że jest w stanie tę wizję zmienić, bo że chce to zrobić — o czym usłyszeliśmy pod postacią zapewnienia, że w meczach z rywalami z naszej półki będziemy strzelać gole — to nie ulega wątpliwości. W przeciwieństwie do baraży czy mundialu tym razem nie zrealizował celu, jaki pewnie sobie postawił przed wizytą w telewizji (albo przynajmniej powinien postawić). Nie mam pojęcia, czy po opuszczenia studia tego żałował, ale to bardzo prawdopodobne, bo przecież kolejnej okazji do tego może już nie być. Cezary Kulesza na pewno porozmawia z selekcjonerem w innym tonie i w innych okolicznościach, usłyszy więcej konkretów, ale jeśli wyda negatywną opinię, Michniewicz nie będzie miał już szansy wyłożyć kibicom, co i jak chce z tą reprezentacją zrobić, gdy już będzie mógł wyzwolić ją z presji wyniku. A wtedy zostanie mu już tylko “brzęczkowanie”.

Ze mną wyszliby z grupy. Gdybym dostał szansę, byłoby lepiej. Szkoda, że… I tak dalej.

Czy żałuję, że tego nie zrobił? Jeśli tak, to tylko ze wspomnianego już strachu przed tym, kto może zostać jego następcą — może i czterdziestki na karku nie mam, ale kolejne okrążenie błędnego koła zwanego polskim futbolem i tak nie jawi mi się, jak zapowiedź fantastycznej zabawy i przygody życia. Chcę jedynie zobaczyć kadrę, która w meczach z rywalami pokroju Meksyku — czyli z tymi z naszej półki — bierze sprawy w swoje ręce i ma plan nie tylko na to, jak nie przegrać, ale i na to, jak wygrać. Kadrę, w której Robert Lewandowski jest wprowadzany w pole karne, a Piotr Zieliński ma opcje podania do przodu i przede wszystkim — ma piłkę przy nodze. Kadrę, w której defensywny pomocnik na widok futbolówki nie chowa się za rywala, tylko bierze się za rozgrywanie.

Chcę zobaczyć selekcjonera, który czarno na białym wyłoży mi, jak to osiągnąć.

***

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

SZYMON JANCZYK

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Mistrzostwa Świata 2022

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

65 komentarzy

Loading...