Reklama

Thurnbichler: Potrafię być bardzo stanowczy, ale to nie mój styl pracy [WYWIAD]

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

30 października 2022, 11:34 • 12 min czytania 4 komentarze

Ma 33 lata – mniej, niż Kamil Stoch i Piotr Żyła. Mimo młodego wieku, doświadczeniem trenerskim oraz wiedzą mógłby zaskoczyć niejednego szkoleniowca. Thomas Thurnbichler, bo o nim mowa, w kwietniu tego roku objął stanowisko selekcjonera polskiej kadry A w skokach narciarskich. Porozmawialiśmy z Austriakiem na tydzień przed pierwszymi zawodami zimowego Pucharu Świata w Wiśle. Thurnbichler podzielił się z nami spostrzeżeniami na temat nadchodzącego sezonu, wrażeniami z pierwszych miesięcy pracy w Polsce oraz zadaniami, którym musiał sprostać wraz ze swoim sztabem.

Thurnbichler: Potrafię być bardzo stanowczy, ale to nie mój styl pracy [WYWIAD]

SZYMON SZCZEPANIK: Domyślam się, że objął pan stanowisko posiadając wcześniej pewien zasób informacji na temat tego, co może zastać w polskiej kadrze. Mimo wszystko, mógłby pan wskazać pozytywne lub negatywne elementy, które pana zaskoczyły?

THOMAS THURNBICHLER: Prawdę powiedziawszy, zdecydowanie więcej rzeczy zaskoczyło mnie w pozytywny sposób. Przede wszystkim zaskoczyło mnie nastawienie grupy do pracy. Mam na myśli zarówno skoczków, jak i trenerów. Wszyscy poczuliśmy nowy impuls. Ja również – w końcu praca w Polsce będzie zupełnie inna od tej, którą wykonywałem w Austrii.

Adam Małysz mówił, że wielu trenerów z zagranicy obawiało się objęcia posady trenera reprezentacji Polski z powodu presji otoczenia. Pan do końca utrzymywał, że się nie boi się wyzwania, lecz prezes zdradził, że przed pierwszym konkursem Letniego Grand Prix w Wiśle widać było po panu delikatny stres. Więc jak to było naprawdę?

Z pewnością nieco się denerwowałem, ale to normalne, że człowiek denerwuje się w takich chwilach. Wtedy czujesz wyzwanie, któremu musisz sprostać. Ale to pozytywny stres, dzięki któremu lepiej radzisz sobie w danej sytuacji. Jednak istotnie, bycie trenerem pierwszej reprezentacji skoczków narciarskich w kraju takim jak Polska, gdzie ten sport jest bardzo popularny, to większe wyzwanie niż w innych reprezentacjach. Lecz jestem pewny siebie, posiadam dobre zaplecze i wierzę w swój zespół. To wszystko przełoży się na dobry sezon.

Reklama

Orlen baner

Dysponuje pan bardzo doświadczoną grupą skoczków, z ust których pod koniec ubiegłego sezonu płynął przekaz, że nie są chętni do zmian. Tymczasem Kamil Stoch już w sierpniu powiedział, że jest pan idealną osobą na stanowisko trenera. Jak udało się panu tak szybko przekonać do siebie naszych zawodników?

Uważam, że jeżeli robisz ze skoczkami właściwe rzeczy oraz dasz im nieco swobody, to zadziała. Czasami to oni decydują o tym, nad jakim elementem chcą popracować, co moim zdaniem im pomaga. Ten efekt “zaskoczenia” współpracy występuje zawsze, kiedy złapiesz z zawodnikami nić porozumienia. Na przykład gdy dasz im ćwiczenia, które muszą przerobić, a oni później widzą ich efekty. Wtedy zaczynają ufać twoim metodom i za tobą pójdą. Kilka dni temu, podczas jednego ze spotkań, na których analizowaliśmy skoki, Kamil powiedział mi, że wreszcie potrafi zmienić swoją pozycję najazdową. Teraz nawet kiedy na początku nie jest ona dobra, Kamil potrafi przywrócić sylwetkę do idealnej pozycji. A to był jego największy problem w ostatnich dwóch latach.

Które elementy w pana koncepcji treningu są najważniejsze? Nad czym najbardziej pracowaliście tego lata?

Najwięcej uwagi poświeciliśmy pozycji najazdowej oraz samej fazie lotu. Pozycja najazdowa to fundament skoków narciarskich. Kiedy w tej fazie zawodnik zachowa dobry balans, wyjście z progu staje się znacznie łatwiejsze i efekty w postaci dalekich skoków same przychodzą. Nagle zyskujemy o 3,5-4 metry na sekundę większą prędkość w powietrzu – i to na normalnej skoczni. Oczywiście, pracujemy również nad innymi elementami, takimi jak wyjście z progu. Ale w szczególności przyłożyliśmy się do pozycji najazdowej i lotu.

W ubiegłym sezonie widzieliśmy, jak nasi skoczkowie popełniali sporo błędów technicznych. Na przykład we wspomnianej przez pana pozycji najazdowej. To było dla nas zaskakujące, w końcu mówimy o znakomitych zawodnikach. Zaczęliście właśnie od tej fazy skoku?

Reklama

Na początku musieliśmy bardzo dokładnie przyjrzeć się problemom, z którymi polscy zawodnicy borykali się w poprzednim sezonie. Moim zdaniem błędy, o których wspomniałeś, zaczynały się od niewłaściwej pozycji najazdowej i to ten element stanowił rozwiązanie problemu. Więc głównym punktem było wyeliminowanie błędów w pozycji najazdowej. Dzięki temu następne elementy skoku udaje się łatwiej wykonać.

Często podkreśla się to, że jest pan młodym trenerem, z nowego pokolenia w tym zawodzie. Zastanawiam się, jak to wpływa na pana relacje z grupą. Łatwiej złapać wspólny język z osobami, które są praktycznie pana rówieśnikami?

Mój wiek ma dobre i złe strony w zawodzie trenera. Pewnym utrudnieniem jest to, że ludzie myślą iż młoda osoba nie może być autorytetem dla starszych zawodników. Ale wśród polskich skoczków nigdy nie odczułem takiego podejścia. Od pierwszego dnia pracy podeszli do mnie na zasadzie „okej, ten gość dysponuje odpowiednią wiedzą, zna się na rzeczy”. Więc pod tym względem mój wiek nie stanowi problemu. Mało tego, pomógł mi on w łatwiejszym znalezieniu wspólnego języka z zawodnikami. To z pewnością pozytyw.

Jednocześnie uchodzi pan za człowieka zdecydowanego i stanowczego. Zastanawiam się, czy trudno jest panu jest postawić wyraźną granicę w relacji trener-zawodnik?

Oczywiście, wciąż potrafię być stanowczy. Uważam, że podstawą w zawodzie trenera jest to, by znaleźć odpowiedni balans pomiędzy byciem przełożonym i zarazem przyjacielem swoich podopiecznych. Myślę, że naprawdę dobrze rozdysponowaliśmy te proporcje.

Domyślam się, że prowadząc tak doświadczonych skoczków, żelazna dyscyplina i wręcz wojskowy rygor nie za bardzo się sprawdzą.

Dokładnie. To nie jest mój styl pracy. Czasami mogę być bardzo stanowczy, ale jak powiedziałem na początku – ci goście to profesjonaliści. Wygrali mnóstwo trofeów, posiadają niesamowite umiejętności. Zależy mi bardziej na współpracy, by otrzymać od nich dobry feedback, a także dać im pewną autonomię, w tym co robią. Moim zdaniem to wszystko spowoduje, że odzyskają utraconą pewność siebie.

Wraz z panem, do sztabu reprezentacji Polski dołączyli Mark Noelke i Mathias Hafele. Może pan opowiedzieć o nich nieco więcej?

To bardzo doświadczeni ludzie. Pracowaliśmy razem w reprezentacji Austrii – najlepszym zespole skoków narciarskich na świecie. To z nimi w sztabie Austriacy wszystko wygrywali. Oni znają dynamikę sezonu skoków narciarskich. Mathias jest na bieżąco z wszelkimi nowinkami technologicznymi w tym sporcie. Mając go w sztabie jestem pewien, że pod względem sprzętowym jesteśmy dobrze przygotowani. Dodatkowo pomagają mu bracia Kacper i Kamil Skrobot, którzy również mają spore doświadczenie.

Z kolei Mark Noelke jest odpowiedzialny za szeroki wachlarz spraw. Pracował również w innych sportach niż skoki narciarskie, więc ma inne spojrzenie na wiele kwestii. Ale nie zapominajmy o reszcie sztabu. Mamy Łukasza Gębalę, który zna dosłownie każdy mięsień naszych skoczków, jest ich fizjoterapeutą od ponad dekady. Doskonale zna system oraz osobowości poszczególnych zawodników. Zatem nasz zespół to miks doświadczenia i młodości.

Zatrzymajmy się przy kwestiach sprzętowych. Pod względem zmian i ciągłego prześcigania się na nowinki technologiczne, można określić skoki mianem zimowego odpowiednika Formuły 1. Czy w tym sezonie Polacy zaskoczą jakimś nowym elementem?

W tej kwestii musimy stosować się do zasad zapisanych w regulaminie FIS. Oczywiście, dokonaliśmy poprawek w kombinezonach, ale nie były to wielkie zmiany. Bardziej zależało nam na tym, by poukładać wszystko tak, żeby całość ze sobą funkcjonowała. Wszystko musi być tak przygotowane, by jak najlepiej współgrało z konkretnym skoczkiem, jego stylem skakania. To było nasze zadanie latem i myślę, że dobrze się spisaliśmy. Technologia będzie pomagać każdemu z naszych zawodników.

Po którym z polskich skoczków obiecuje sobie pan najwięcej w tym sezonie? Widzieliśmy, że w lecie znakomicie skakał Dawid Kubacki.

Zawsze trudno to przewidzieć, bo sezon jest bardzo dynamiczny. Z pewnością Dawid był najlepszy w lecie, znajdował się też w dobrej formie podczas ostatniego obozu. Więc jest spora szansa na to, że to on będzie liderem naszej kadry tej zimy. Ale nigdy nie możemy zapomnieć o Kamilu, który świetnie skakał podczas ostatniej fazy przygotowań. Piotrek również wykonał kawał dobrej roboty. Paweł Wąsek tego lata poczynił wielki progres. Wszystko się może zdarzyć, ale na chwilę obecną najwięcej atutów posiada Dawid.

W ubiegłym tygodniu, po mistrzostwach Polski mówił pan, że widzi potencjał w polskich skokach. Na jakiej zasadzie będzie pan współpracował z kadrą B i kadrą juniorów? Pozostawia pan sporo swobody trenerom tych drużyn, czyli Maciejowi Maciusiakowi i Danielowi Kwiatkowskiemu, czy jednak jako szef całego projektu będzie pan uważnie kontrolował ich pracę?

Na początku naszej pracy mieliśmy obóz szkoleniowy w Wiedniu. Zgrupowanie trwało trzy dni i byli na nim obecni wszyscy trenerzy. Wówczas ustaliliśmy system, w którego strukturach mamy razem pracować. Trzymanie się odpowiedniego systemu jest bardzo ważne. Bo tylko zdrowe i przejrzyste struktury mogą być użyteczne. Z drugiej strony oczywiście, że ci trenerzy będą posiadali sporą autonomię. To jest konieczne. Nie mogę wtrącać im się w pracę na tyle, by mówić dokładnie, co mają robić. To dobrzy specjaliści, którzy mają swój określony styl pracy. Na spotkaniach wspólnie dzielimy się naszymi doświadczeniami – jaka jest nasza filozofia skoków, czy co mamy zamiar zmienić w sprzęcie. Z tą wiedzą każdy może pracować, jednak w swój określony sposób.

Który z polskich skoczków kadry B czy juniorów ma szansę na osiąganie dobrych wyników w niedalekiej przyszłości?

Kacper Juroszek pokazał się z dobrej strony podczas rund Letniego Grand Prix rozgrywanych w Hinzenbach i Klingenthal. W ubiegłym sezonie wygrał też jeden konkurs w Pucharze Kontynentalnym. To z pewnością jeden z bardziej obiecujących skoczków. Ale kiedy zobaczyłem młodych zawodników, którzy skakali w Wiśle, to oni też dysponowali dobrą mocą i techniką. W kadrze młodzieżowej jest Marcin Wróbel. Nie zapominajmy o pokoleniu w średnim wieku, jak Aleksander Zniszczoł czy Andrzej Stękała. Naprawdę mamy spory potencjał.

To będzie bardzo nietypowy początek zimowego Pucharu Świata. Pierwsze zawody odbędą się w Wiśle, jak to już miało miejsce. Jednak tym razem skoczkowie będą skakać na igelicie. Ale może to szansa na dobry start dla Polaków, skoro Kubacki i Stoch tego lata skakali w Wiśle naprawdę dobrze.

Jednak będzie spora różnica w porównaniu do letniego skakania. Zamiast po ceramicznych, zawodnicy będą poruszać się po lodowych torach. Biorąc pod uwagę wysokie temperatury, te tory mogą nie być tak śliskie. To z kolei może stwarzać zawodnikom problem z ułożeniem pozycji najazdowej, gdyż narty będą bardziej kleić się do torów. Ale trenujemy tutaj więc musimy poradzić sobie z tą sytuacją. Chłopaki lubią tu skakać, tak że nie możemy doczekać się pierwszego startu w Pucharze Świata.

Czy takie warunki oznaczają, że tory najazdowe będą wolniejsze? To bardziej premiowałoby zawodników z mocniejszym odbiciem.

Niekoniecznie będą wolniejsze. Będą mniej śliskie. To prawda, że zawodnik przez przyczepność nie będzie miał poczucia prędkości, jednak generalnie ona się nie zmieni, gdyż sędziowie podniosą belkę startową. Zatem zawodnicy dysponujący większą mocą wybicia nie będą tu posiadali przewagi. Wygra ten, który jak zwykle najlepiej będzie potrafił połączyć energię i technikę.

Jaki jest główny cel polskich skoczków w nadchodzącym sezonie? Będziecie chcieli utrzymać wysoką formę na przestrzeni całego sezonu, czy nastawiacie się na konkretne momenty w roku, jak Turniej Czterech Skoczni czy mistrzostwa świata w Planicy?

Zawsze skupiam się na całym sezonie. Wyjaśnię dlaczego. Kiedy skupiasz się na jednym czy dwóch momentach w roku, ryzyko że coś w trakcie nich się nie uda, jest naprawdę wysokie. Dlatego zależy mi, byśmy byli dobrze przygotowani od początku do końca sezonu. Cały zespół ciężko na to pracował i wierzę, że ta praca przełoży się na indywidualne sukcesy.

Wysoka dyspozycja przez cały rok sprawi, że w jego kluczowych momentach zawodnicy, mówiąc kolokwialnie, nie pękną.

Dokładnie. Kiedy walczysz od początku sezonu, jesteś przekonany o swoich umiejętnościach, twoja pewność siebie wzrasta. Dzięki temu będziesz lepiej przygotowany do najważniejszych zawodów w roku.

Pan sam swoją pracę określiłby jako ewolucję czy rewolucję w polskich skokach?

To nie tak, że przyszedłem i zmieniłem wszystko, co było do tej pory. Zarówno w zespole, jak i federacji, było wiele dobrych rzeczy oraz doświadczonych ludzi, na których wiedzy można polegać. Można powiedzieć, że mieli naprawdę dobry przepis na sukces, ale ja muszę dobrać do niego najlepsze składniki. (śmiech)

Poza podejściem grupy do pracy, o którym pan wspomniał, który element w polskich skoczkach wywarł na panu największe wrażenie?

Przygotowanie fizyczne. Moc ich nóg jest niesamowita. Widać, że w ciągu ostatnich lat pracowali nad tym na najwyższym poziomie. Mamy w Polsce naprawdę silnych skoczków. Dzięki tej bazie możemy skupić się bardziej na poprawie ich koordynacji i mobilności. Na tym, by bardziej czuli skok.

Przychodzi pan z doświadczeniami z reprezentacji Austrii, uznawanej za najlepszą kadrę na świecie. Czy w tym momencie mógł pan wykorzystać metody, które stosowane były również u Austriaków?

Oczywiście. Zawsze powtarzam, że cała moja wiedza o skokach pochodzi z austriackiego systemu szkolenia. Przeszedłem tam przez wszystkie szczeble, zarówno jako trener jak i jako zawodnik. To wszystko składa się na moje doświadczenie. Odebrałem również wykształcenie na uniwersytecie w Innsbrucku i zacząłem pracować w austriackich strukturach szkoleniowych. Więc przekładam na swoją pracę mnóstwo rzeczy, które stosowane są w Austrii. Jednak przy tym zawsze starałem się podążać swoją własną drogą.

Jest pan osobą, która żyje skokami przez 24 godziny na dobę, czy w miarę możliwości oddaje się pan innym pasjom? Nawet dlatego, by odpocząć psychicznie od pracy.

Z pewnością jestem człowiekiem, który żyje skokami w trybie 24 godziny przez 7 dni w tygodniu. W szczególności w roli trenera ten sport to coś więcej niż same skoki. To ciągłe rozmyślanie i zmierzanie do znalezienia odpowiednich rozwiązań konkretnych problemów. To praca zgodnie ze swoją wizją ze wszystkimi sportowcami, która pochłania sporo czasu. A czasami każdy tego wolnego czasu potrzebuje, na przykład by spędzić go z dziewczyną. Ja bardzo lubię sport, w szczególności jazdę na desce i to we wszystkich odmianach – skateboard i snowboard. Czasami uda mi się chwilowo oderwać głowę od skoków, ale generalnie praca w tym zawodzie zajmuje mi sporo czasu.

Zakładam, że czas na jazdę na deskorolce znajdzie pan dopiero w kwietniu.

To prawda. W zimie nie będę go miał, a nawet jeśli, to nie chciałbym ryzykować że się uszkodzę. (śmiech)

Czego mogę życzyć panu i pana podopiecznym u progu tego sezonu?

Jak najlepszych wyników. Tego, byśmy przenieśli formę z letnich występów na sezon zimowy, bo ciężko na to pracowaliśmy. Trzymajcie kciuki za naszą drużynę.

ROZMAWIAŁ SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o skokach:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

4 komentarze

Loading...