Sześć meczów bez porażki, wygrzebanie się ze strefy spadkowej pierwszej ligi, wielki sukces w derbach i jeszcze większy w krajowym pucharze. Mirosław Hajdo i Resovia Rzeszów to na ten moment historia o wybitnym efekcie nowej miotły. Postanowiliśmy zajrzeć za jej kulisy.
Po zwycięstwie nad Cracovią w Pucharze Polski ochrzciliśmy Mirosława Hajdę Kazimierzem Wielkim. Analogia była oczywista — zastał Resovię drewnianą, a ta pod jego wodzą zmienia się w ekipę budowaną ze znacznie trwalszego materiału. Nie jest to jeszcze spiż i nie zakładamy, że w swoim rajdzie rzeszowianie dotrą aż do etapu porównań do dzieła Horacego, niemniej uratowanie ligowego bytu też brzmi w tym przypadku nieźle.
Startując z ostatniego miejsca w tabeli, z okrągłym zerem w rubryce „zwycięstwa”, Resovia nawet po zmianie trenera była skazywana na spadek. Zwłaszcza że na dźwignięcie drużyny nie porwał się żaden świetnie znany w środowisku fachowiec, a nieco zapomniany gość, który w ostatnim czasie zajmował się młodzieżą, wcześniej tracąc robotę w Lublinie, przy aplauzie kibiców.
W tym wszystkim umykała jednak informacja dla Resovii kluczowa — Mirosław Hajdo chwytając się jakiejś misji przeważnie, spełniał oczekiwania swoich zleceniodawców.
Jak Mirosław Hajdo odmienił Resovię?
Sześć sezonów czekał Motor Lublin na to, żeby wydostać się z trzeciej ligi, co przy permanentnej niecierpliwości fanów i działaczy z Lubelszczyzny jest naprawdę długim okresem posuchy. Mirosławowi Hajdo wystarczyło pół roku, żeby uporać się z tą klątwą. Oczywiście zrobił to dlatego, że sezon przedwcześnie zakończono, a kluczową sprawą okazały się luki w regulaminie, które jednocześnie zapewniły awans dwóm zespołom z grupy. Nie byłoby jednak o tym mowy, gdyby Motor pod wodzą tego szkoleniowca nie okazał się jednym z dwóch najlepiej punktujących drużyn w lidze; gdyby lublinianie nie byli przy tym tak skuteczni, żeby złoić trzech rywali 4:1, a jednego 7:0, bo ostatecznie to bilans bramek dał im promocję na szczebel centralny.
Dla 52-letniego dziś trenera był to po prostu kolejny niezły wpis w CV. Wcześniej poznaliśmy go dzięki:
- wprowadzeniu Garbarni Kraków do 1. ligi, zaczynając od gry w 3.
- utrzymaniu Cracovii w Ekstraklasie w sezonie 13/14
- zdobyciu brązowego medalu mistrzostw Polski juniorów z Cracovią
- utrzymaniu Cracovii w 3. lidze
Rzeszowianom też kojarzył się nieźle, bo w 2010 roku był o krok od awansu na zaplecze Ekstraklasy. Oczywiście w jego karierze były też mniej przyjemne wątki i potknięcia, dlatego odkurzenie tej postaci nie było stuprocentowym scenariuszem na sukces.
– Trzeba było przede wszystkim tchnąć wiarę w chłopaków, że oni nie są chłopcami do bicia, tylko potrafią sami zadawać ciosy — zapowiedział szkoleniowiec w rozmowie z „TVP Sport”.
Ciosy zadawane przez Resovię po zmianie trenera są, póki co, więcej niż skuteczne. Dorobek punktowy wzrósł niemal czterokrotnie, bramkowy blisko trzykrotnie, a do tego trzeba dodać sensacyjne wyrzucenie z Pucharu Polski Cracovii, z którą Hajdo związany był na tyle niedawno, że kilka miesięcy temu zdarzyło mu się oglądać półfinał pierwszoligowych baraży w Kielcach w towarzystwie delegacji „Pasów”.
Co stoi za tą przemianą?
Resovia jest skuteczna
Przede wszystkim — skuteczność. Pod wodzą Tomasza Grzegorczyka zespół z Rzeszowa strzelił sześć goli w dziewięciu ligowych meczach, a teraz trend jest niemal dokładnie odwrotny: po sześciu spotkaniach z Hajdą na ławce Resovia ma na koncie 10 ligowych bramek (do tego cztery w Pucharze Polski). Jednocześnie obydwie „ery” nie różnią się od siebie, jeśli chodzi o wykreowane sytuacje. Wskaźnik expected goals drużyny Grzegorczyka to 1,16/90 minut, a ekipy, którą prowadzi Hajdo – 1,27. Po zmianie trenera rzeszowianie rzadziej zaliczają kontakty z piłką w polu karnym rywala, jednak znacznie częściej kończy się to strzeleniem bramki. Wpływ na to na pewno miało odblokowanie zawodników pod kątem mentalnym.
– Czujemy się mocniejsi, ten zespół się odbudował. Trener dodał nam wiary, wszedł do szatni i przedstawił swoje wymagania jasno. Znam go z początków pracy w Sandecji Nowy Sącz i widzę, że zaszła w nim duża zmiana. Kiedyś wydawał mi się bardziej impulsywny, teraz poszedł w stronę analityczną, wszedł w rolę doktora, który zdiagnozował pacjenta i stwierdził, że brakuje nam pewności siebie, ujednolicenia pomysłu. Finalnie to sprawiło, że w kilka spotkań wydostaliśmy się z tragicznej sytuacji — mówi nam Maciej Górski, napastnik Resovii.
Nasz rozmówca przytacza też ciekawą historię z szatni, która pomaga zrozumieć wpływ nowego trenera na mentalność zespołu.
– Dla mnie kluczowe było też to, co stało się na początku, bo wieszano psy na trenerze Tomaszu Grzegorczyku, a pierwsze zdanie, jakie wypowiedział trener Hajdo, utkwiło w głowie mnie i myślę, że też kolegom: powiedział, że najłatwiej jest zmieszać z błotem trenera, ale odpowiedzialność za wyniki powinna spoczywać na zespole. Docenił trenera Grzegorczyka za to, jak zachowywał się w stosunku do zespołu, powiedział, że nie zna jego warsztatu, ale wie, że był dla nas dobrym człowiekiem. Pewnie nie wszyscy spodziewali się, że pójdzie w tym kierunku, a wyszło perfekcyjnie, bo zaczęliśmy serię meczów bez porażki.
Oczywiście nie chodzi tylko o otworzenie głów czy zmianę nastawienia. Inny jest także pomysł na doprowadzenie do strzelenia bramki. Drużyna Tomasza Grzegorczyka bazowała na dośrodkowaniach, tymczasem obecnie średnia centr w pole karne spadła o ponad siedem w przeliczeniu na 90 minut. Średnia kontrataków wzrosła natomiast z 0,91 do 2,47. Jak zespół pod wodzą Mirosława Hajdo trafiał do siatki?
- Chrobry: bezpośredni rzut wolny
- Puszcza: rzut karny (wywalczony po rzucie wolnym); strzał z dystansu
- Stal: rzut karny (po kontrataku); kontratak; wygrana druga piłka w środku i długie podanie za plecy obrony; odzyskana piłka i strzał z własnej połowy
- Ruch: prostopadłe podanie za obrońców
- Chojniczanka: wysoki odbiór piłki, zmiana strony; prostopadłe podanie i kontratak
- Cracovia: rzut rożny; kontratak; rzut rożny; dobitka strzału z rzutu wolnego
Ewidentnie widzimy kilka schematów: skuteczne kontrataki, dobre wykorzystanie stałych fragmentów gry, odbiory przekładające się na okazje bramkowe. To o tyle ciekawe, że liczba strzałów po SFG w przypadku obydwu trenerów znacząco się nie różni, z kolei wyższy pressing i co za tym idzie więcej odzyskanych piłek na połowie rywala zaliczała Resovia Grzegorczyka. Wtedy jednak sytuacje bramkowe przedstawiały się inaczej: aż cztery z sześciu goli padły po strzałach zza pola karnego, raz udało się wykorzystać stały fragment gry.
Resovia zmieniła styl gry i ustawienie
Wspomniane już przez nas kontrataki mają głównie jednego bohatera. Portugalczyk Pedro Vieira wygrał młodzieżową Ligę Mistrzów z FC Porto, występując w tej samej drużynie co Afonso Sousa, Pedro Justiniano, Tiago Matos czy – a może przede wszystkim – Fabio Vieira. Nie był jednak wyróżniającą się postacią tej drużyny, nie przebił się też w Rakowie Częstochowa, gdzie grał głównie w rezerwach. Jeszcze w tym sezonie strzelał w czterech kolejnych meczach trzecie ligi. W Resovii Vieira początkowo był napastnikiem, w dodatku rezerwowym. Hajdo przestawił go jednak na skrzydło i to właśnie jego szybkość jest kluczowa przy błyskawicznych wypadach rzeszowian.
– Pedro trafił do nas jako napastnik, ale teraz zrodziła się myśl, żeby wykorzystać jego walory szybkościowe, bo dysponuje niesamowitym gazem. Jego wbiegnięcia za linię obrony sieją popłoch. Szybki jest też Kamil Antonik, a w środku mamy szóstkę i dwie ósemki, więc chcemy dystrybuować piłki tak, że ja czy Paweł Wojciechowski zgrywamy je do pomocnika, a ten uruchamia skrzydłowego. Szybkość Pedro było najlepiej widać ze Stalą, ale to też specyfika rywala, bo nie każdy zespół podejmuje takie ryzyko jak Stal – przybliża plan gry swojej drużyny Górski.
Mirosław Hajdo musiał odrobić pracę domową, bo dwa z czterech wspomnianych trafień Vieiry na trzecioligowych boiskach to właśnie efekt szybkości i zejść z boku do środka boiska. Wystawianie Portugalczyka bliżej linii autu nie byłoby jednak możliwe, gdyby nie zmiana ustawienia. Tomasz Grzegorczyk preferował grę z trójką defensorów i wahadłami, Hajdo zrezygnował z tego na rzecz bardziej klasycznego rozwiązania.
– System z trójką obrońców jest dość innowacyjny, nie jest prosty do zrozumienia. Mieliśmy z tym problemem. Nie wiem, czy wynika to ze specyfikacji naszych środkowych obrońców, ale rzeczywiście oni lepiej czują się w czwórce, wygląda to lepiej. Gra trójką miała nam dawać mnóstwo alternatyw i przewag w ataku, ale nasze akcje kończyły się często już na naszej połowie. Traciliśmy bramki, po których nie potrafiliśmy się podnieść — wyjaśnia Górski.
Napastnik Resovii zwraca też uwagę na to, że nowy szkoleniowiec mocno skupia się na własnym zespole, próbując utwierdzić zawodników w przekonaniu, że ich styl gry i wypełnianie nakreślonych założeń to klucz do sukcesu.
– Mamy analizy przeciwnika, trenerzy przedstawiają nam najważniejsze atuty rywali, ale bardziej skupiamy się na tym, jakie zadania mamy zrealizować na boisku. Powiedziałbym, że proporcje to 70:30. Chcemy realizować nasz styl, to było widać z Cracovią, byliśmy agresywni, nie zostawialiśmy dużo miejsca. Jeżeli będziemy to powtarzać, to będziemy często odbierać piłkę i wykorzystywać tych skrzydłowych. Trener uczula też, żeby w polu karnym zawsze była spora liczba piłkarzy, co pozwoli nam finalizować akcję strzałem nawet po jakimś wybiciu czy interwencji obrońcy. Na początku sezonu nie strzelaliśmy, a teraz mamy średnio dwie strzelone bramki na mecz.
Sukces w Pucharze Polski – Cracovia za burtą
Seria meczów bez porażki Resovii została już przerwana — wyczerpujący bój w Pucharze Polski z Cracovią sprawił, że ŁKS wypunktował drużynę z Podkarpacia. Nie zmienia to jednak tego, że klub z Rzeszowa się podniósł. Zresztą wygrana z Cracovią ma swój smak nie tylko dlatego, że Mirosław Hajdo dopiero co opuścił szeregi „Pasów”, czy dlatego, że przez lata budował sukces innej krakowskiej drużyny. W ostatnich latach Resovia kojarzyła się raczej z batami w PP:
- 20/21 – 0:4 z Piastem Gliwice
- 19/20 – 0:4 z Lechem Poznań
- 18/19 – 1:3 z Lechią Gdańsk
Był to pierwszy od naprawdę wielu lat pucharowy awans Resovii w potyczce z drużyną z najwyższej klasy rozgrywkowej i pierwsze tak efektowne widowisko od czasów zwycięstw z grającymi na zapleczu najwyższej ligi Wisłą Płock (5:3, 11/12) czy Odrą Wodzisław Śląski (4:0, 91/92). I w końcu: był to kolejny dowód, że rzeszowianie przeszli drogę od drużyny, która strzelała bramkę i traciła kontrolę nad meczem (początek sezonu) do ekipy, która potrafi się podnieść po ciosach rywala.
– W przerwie meczu z Cracovią to my bardziej na siebie wrzeszczeliśmy, a nie trener. Za łatwo straciliśmy bramki, ale trener nas uspokajał, mówił, że damy radę i rozstrzygniemy to w 90 minutach. Emanował spokojem i wpłynęło to na nas pozytywnie, a nie usypiająco. Mamy spójność przekazu, wypełniamy to, czego trener oczekuje i to daje efekty — mówi nam Maciej Górski. I dodaje:
– W meczach z mocniejszymi przeciwnikami robimy wiele rzeczy z automatu, nikt się nad tym nie zastanawia. Schematy są powielane, nie jest tak, że po remisie czy słabszej połowie trener wszystko wywraca do góry nogami. Jest kontynuacja myśli, jest pewny swojej wizji i to ma przełożenie na zespół, bo my w to wierzymy. Jest mocna dyscyplina, musimy się pilnować, bo zaraz szansę może zostać ktoś inny.
Dla takich momentów zdecydowanie warto było spróbować nieoczywistej zmiany na stołku trenerskim.
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Pochwała solidności. O sukcesach Jarosława Skrobacza
- Here we go again. Kolejna rewolucja w Wiśle Kraków
- Miało iść, ale nie idzie. Gdzie jest wielkie Podbeskidzie?
- Czy Angel Rodado zbawi Wisłę Kraków? Analiza transferu napastnika
- Kacper Duda – nowy diament „Białej Gwiazdy”
- Beniaminek Ekstraklasy czy 1. ligi – kto ma trudniejsze zadanie?
- Konflikt kibice – prezes w Łęcznej. O co chodzi?
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix