Reklama

Młociarze, Aniołki i nie tylko. Ile medali mistrzostw Europy zdobędą Polacy?

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

14 sierpnia 2022, 15:48 • 16 min czytania 8 komentarzy

Po mistrzostwach świata, które niecały miesiąc temu odbyły się w Eugene, w lekkoatletycznym świecie jeszcze nie opadł kurz, a już jutro wystartuje kolejna wielka impreza – mistrzostwa Europy w Monachium. Chociaż ze światowego czempionatu Polacy przywieźli tylko cztery medale, to nasza reprezentacja wciąż jest jedną z najmocniejszych na Starym Kontynencie. I w stolicy Bawarii Biało-Czerwoni będą mieli sporo okazji by to udowodnić, zdobywając kolejne krążki. Jak dużo uda się ich wywalczyć? Ponad dziesięć sztuk nie będzie żadnym zaskoczeniem. A w bardzo optymistycznej wersji, możemy wrócić z Niemiec nawet z czternastoma medalami.

Młociarze, Aniołki i nie tylko. Ile medali mistrzostw Europy zdobędą Polacy?

W EUROPIE WCIĄŻ JESTEŚMY NA TOPIE

W historii występów Polski na mistrzostwach Europy, nasi lekkoatleci zdobyli najwięcej medali w 1966 roku w Budapeszcie. Ze stolicy Węgier Biało-Czerwoni przywieźli aż 15 krążków. Z kolei cztery lata wcześniej z Belgradu Polacy wrócili z 13. medalami, co pod względem ich liczby jest drugim najlepszym wynikiem w historii. Sukcesy te zawdzięczamy reprezentacji, która nie bez kozery została określona mianem wunderteamu. Polska była wtedy lekkoatletyczną potęgą.

Nasi lekkoatleci długo nie mogli nawiązać do tak znakomitych wyników, aż w końcu, po pięćdziesięciu latach polscy kibice mogli powiedzieć, że doczekali się wunderteamu 2.0. Od trzech edycji mistrzostw Europy ulubiona liczba reprezentacji Polski to 12. Właśnie tyle medali Polacy przywozili z trzech ostatnich edycji tych zawodów. W 2016 roku w Amsterdamie udało im się nawet zająć pierwsze miejsce w klasyfikacji medalowej. Z kolei ostatnie zmagania Polska ukończyła na drugim miejscu w generalce.

Orlen baner

Reklama

Doprawdy nasza lekkoatletyka przeżywa jeden z najlepszych okresów w historii. Pytanie tylko, jak długo taki stan rzeczy się utrzyma. Miesiąc temu, przed startem mistrzostw świata w Eugene sami pisaliśmy, że nasza kadra znajduje się w fazie przemian. Potwierdził to dorobek medalowy, który był słabszy niż na poprzednich mistrzostwach globu.

Czy z tego względu podczas mistrzostw Europy możemy podchodzić do występu naszych reprezentantów z większą obawą? Niekoniecznie. Mistrzostwa świata miały miejsce w Stanach Zjednoczonych. Fenomenalnie zaprezentowali się w nich gospodarze, ale nieźle wypadły również inne nacje spoza Starego Kontynentu. Jak Kenia, Etiopia czy Jamajka. Natomiast Polacy z czterema medalami (złoto i trzy srebra) w tabeli medalowej byli najlepszą reprezentacją z Europy. Kiedy w tekście podsumowującym mistrzostwa świata rozmawialiśmy z Tomaszem Spodenkiewiczem – statystykiem lekkiej atletyki prowadzącym twitterowy profil Athletics News – nasz rozmówca wygłosił ciekawą teorię.

Co do zasady, to Europa jest w defensywie jeżeli chodzi o lekkoatletykę – zwłaszcza biegi. Tu wychodzą różnice demograficzne, które widzimy też w innych dziedzinach życia, gdzie Europa nie jest aż tak globalnym graczem. Sport jest popularny na całym świecie. Poziom treningu rośnie w każdym zakątku kuli ziemskiej, więc siłą rzeczy Europa musi być słabsza. Obawiam się, że to jest tendencja – mówił nam Spodenkiewicz.

Nie żebyśmy z tego względu traktowali mistrzostwa Europy jak imprezę drugiej kategorii – to wciąż bardzo prestiżowe zawody. Ale pomimo widocznych przemian jakie następują w naszej kadrze, wciąż możemy liczyć na znakomity wynik polskich lekkoatletów w Monachium.

KTO PO ZŁOTO?

Do tej pory najwięcej złotych medali Polacy zdobyli na ostatnich mistrzostwach Europy w Berlinie. Wtedy, w 2018 roku nasi reprezentanci stawali na najwyższym stopniu podium w aż siedmiu konkurencjach. Ciężko będzie powtórzyć tak znakomity wynik. Ale to nie znaczy, że nie mamy szans na to by podczas dekoracji zwycięzców usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego. Ba – liczymy na to, że nasz hymn zostanie zagrany co najmniej kilka razy.

Reklama

A ile razy konkretnie? Naszym zdaniem mamy cztery bardzo duże szanse na krążek z najcenniejszego kruszcu. Największa z nich to niezmiennie rzut młotem mężczyzn… choć nie odważymy się prorokować, który z naszych zawodników dokona tej sztuki. I tak po prawdzie, to najlepiej świadczy o tym na jak wysokim poziomie są Paweł Fajdek oraz Wojciech Nowicki. Wprawdzie zawodnicy Grupy Sportowej ORLEN posiadają mocnych konkurentów nie tylko w USA, ale też na Starym Kontynencie. Na czele z Norwegiem Eivindem Henriksenem, któremu na igrzyskach olimpijskich w Tokio udało się przedzielić obu Polaków na podium, a podczas MŚ w Eugene zajął trzecie miejsce.

Mimo wszystko, przed konkursem rzutu młotem mężczyzn jesteśmy tak pewni polskiego sukcesu, że równie dobrze moglibyśmy rozstrzygnąć losy złotego medalu – nomen omen – rzutem monetą. Orzeł – Wojciech Nowicki, reszka – Paweł Fajdek. W końcu białostoczanin to złoty medalista olimpijski i obrońca tytułu mistrza Europy. Z kolei Fajdek w tym roku rzuca najdalej z całej stawki (81,98 m). Podczas mistrzostw świata w Eugene Polak dokonał rzeczy wielkiej – piąty raz z rzędu wywalczył tytuł najlepszego zawodnika globu.

Kolejnej dużej szansy na złoty medal upatrujemy w chodzie sportowym. Lecz nie będzie to Dawid Tomala. Mistrz olimpijski w tym sezonie zmaga się z problemami zdrowotnymi. W Eugene startował nie będąc w najlepszej dyspozycji, wskutek czego zajął 19. miejsce w chodzie na 35 kilometrów. Ale w USA pokazała się nowa gwiazda polskiego chodu. Katarzyna Zdziebło wywalczyła dwa srebrne krążki – na 20 i 35 kilometrów. W obu przypadkach przegrała z Peruwianką Kimberly Garcią. Dodajmy, że w Monachium Zdziebło wystartuje tylko na tym krótszym dystansie. Bez konkurencji ze strony Rosjanek – które zwykle były dominująca siłą w świecie chodu – Polka świetnie wypada na tle konkurentek z Europy. Dość powiedzieć, że w Eugene najszybszą zawodniczką ze Starego Kontynentu po Zdziebło była Valentina Trapletti. Włoszka zajęła ósme miejsce z grubo ponad dwie minuty wolniejszym czasem od Katarzyny.

– Nie nakładam na siebie presji. Pojadę do Niemiec z myślą, że potrafię dobrze chodzić i że mogę walczyć o medal. Sportowcy nie powinni się bać uzyskiwania dobrych wyników – stwierdziła pewna siebie Zdziebło w rozmowie z Super Expressem.

W podobnej sytuacji do Katarzyny znajduje się Pia Skrzyszowska. Polka w Eugene znakomicie pobiegła w półfinale. Z czasem 12.62 wyrównała swój rekord życiowy (zdążyła go już poprawić podczas Diamentowej Ligi w Chorzowie). Ale nawet tak dobry czas nie dał Skrzyszowskiej awansu do biegu finałowego. Rywalki na świecie po prostu biegają szybciej.

KACZMAREK, SKRZYSZOWSKA I SUŁEK. JAK WIELE DZIELI POLSKI OD GWIAZD?

Świat światem, ale konkurencja w Europie to zupełnie inna para kaloszy. Na Starym Kontynencie Pia przez sporą część sezonu była najszybszą biegaczką na 100 metrów przez płotki. Obecnie z wynikiem 12.51 który uzyskała we wspomnianej Diamentowej Lidze, zajmuje drugie miejsce wśród europejskich płotkarek. Szybsza od dwudziestojednolatki jest tylko Cindy Sember. Ale niewiele, gdyż Brytyjka najszybciej w sezonie w przepisowych warunkach pogodowych pobiegła 12.50.

Dalej po wynikach Skrzyszowskiej i Sember w europejskich płotkach krótkich kobiet jest przepaść. Trzecią najszybszą biegaczką jest Elwira Hierman, która legitymuje się wynikiem 12.65. Ale pochodzi z Białorusi, kraju który razem z Rosją najechał Ukrainę. Z tego też powodu białoruskich lekkoatletów nie zobaczymy na mistrzostwach Europy. Następną najszybszą Europejką jest Nadine Visser. Holenderka w tym roku pobiegła 12.66. To o 15 setnych sekundy wolniej od Pii. Oczywiście pamiętajmy, że płotki są specyficzną konkurencją. Wystarczy jeden błąd techniczny, utrata rytmu i murowana faworytka może nawet nie dostać się do finału. Ale jeżeli nic takiego się nie wydarzy, losy złotego medalu powinny rozstrzygnąć się pomiędzy Polką i Brytyjką.

Na sam koniec naszej złotej wyliczanki zostawiliśmy tę konkurencję, w której nasze reprezentantki po mistrzostwach świata mają sporo do udowodnienia. Nie będziemy po raz kolejny roztrząsać konfliktu w szór keregach sztafety 4×400 metrów. W każdym razie, mleko się rozlało, a smutnym epilogiem całej historii był eliminacyjny występ sztafety kobiet, w którym biegnąca z zakrwawioną stopą Małgorzata Hołub-Kowalik dotarła do mety jako piąta w stawce. Tym samym wicemistrzynie świata z 2019 roku oraz wicemistrzynie olimpijskie w Eugene nawet nie wystąpiły w finale. To była katastrofa.

Mistrzostwa Europy w Monachium to dla Aniołków Matusińskiego szansa na rehabilitację za nieudany start sprzed miesiąca. Nie czarujmy się, że każda z biegaczek naszej kadry skoczyłaby za sobą w ogień. Justyna Święty-Ersetic czy Natalia Kaczmarek z pewnością nie chciałyby spędzić z Anną Kiełbasińską świątecznej gwiazdki – i vice versa. Ale nasze biegaczki nie muszą się lubić. Wystarczy że będą się wzajemnie szanować i szybko biegać. A w szczególności Kaczmarek i Kiełbasińska pokazują, że w tym sezonie wiele możemy się po nich spodziewać. Jeżeli do tego Justyna Święty-Ersetic będzie w stanie pobiec 400 metrów poniżej 51 sekund, jeżeli Iga Baumgart-Witan wykręci czas w okolicach 51.40, to pomimo groźnych przeciwniczek z Holandii oraz Wielkiej Brytanii jesteśmy przekonani, że Polki stać na obronę tytułu mistrzyń Europy.

Na temat Aniołków Matusińskiego – i nie tylko – porozmawialiśmy z Marcinem Nagórkiem, pasjonatem lekkoatletyki i trenerem biegania prowadzącym blog nagor.pl.

Nie sądzę, żeby całe zamieszanie z Eugene wpłynęło na dyspozycję Aniołków. W jednym z wywiadów Ania Kiełbasińska powiedziała, że w sztafecie mówi się o team spirit, kiedy tak naprawdę jest to kwestia drugorzędna – liczą się wyniki. Jeżeli dziewczyny będą w dobrej formie, to problemy z mistrzostw świata nie będą miały wpływu na sztafetę. Pozostaje pytanie czy wszystkie będą w optymalnej formie. Patrząc na wyniki z Memoriału Kamili Skolimowskiej w Chorzowie, jest na to duża szansa – mówi nam Nagórek.

KTO PO MEDAL?

Choć złoto cieszy najbardziej, to nie tylko nim kibic żyje. Posiadamy również liczną grupę sportowców w przypadku której medal jest bardzo prawdopodobnym scenariuszem, choć o samo złoto będzie naprawdę ciężko. Wszystko dlatego, że chociaż każdy z wymienionych poniżej lekkoatletów jest w europejskiej czołówce swojej konkurencji, to jednak większość z tych dyscyplin posiada zawodników wybitnych. Których pokonanie byłoby nie lada sensacją. Dokładnie tak, jak pokonanie któregoś z naszych polskich młociarzy.

Weźmy na przykład rywalizację indywidualną w biegu na 400 metrów kobiet. W Eugene znakomicie spisała się Anna Kiełbasińska, która awansowała do finałowego biegu zawodów. Ponadto Polka jest obecnie czwartą najszybszą biegaczką w Europie. Nie wypominając jej wieku – 32-latka bez wątpienia ma formę życia. Przy czym nie jest naszą najszybszą biegaczką.

To miano przypada Natalii Kaczmarek, która podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej dokonała rzeczy wielkiej. W końcu, po dziesiątkach prób zarówno jej jak i innych Aniołków, polska biegaczka na 400 metrów złamała barierę pięćdziesięciu sekund na tym dystansie. Natalia jest drugą Polką po Irenie Szewińskiej – rekordzistce kraju – która dokonała tej sztuki. Stwierdzenie, że 49.86 w naszych realiach to wynik wybitny, nie jest tu żadną przesadą.

Rzecz w tym, że w Chorzowie Kaczmarek i tak ukończyła bieg na drugim miejscu. Pierwsza była Femke Bol – genialna Holenderka, która łączy płaskie 400 metrów z biegiem na tym samym dystansie, ale przez płotki. W tej drugiej konkurencji oglądaliśmy ją podczas mistrzostw świata w Eugene, gdzie okazała się gorsza wyłącznie od Sydney McLaughlin. Ale w Monachium jest zgłoszona do obu rodzajów biegów (plus oczywiście do sztafet). Zatem pomimo dwóch Polek w świetnej formie oraz Justyny Święty-Ersetic, która zawsze może namieszać na dużej imprezie i w końcu broni tytułu mistrzyni Europy, to Femke jest faworytką do ostatecznego triumfu.

W podobnej sytuacji znajduje się nasza biegaczka na 1500 metrów – Sofia Ennaoui. Wyobraźcie sobie, że z rekordem życiowym 3:59.70 Sofia jest jedną z zaledwie dwóch biegaczek w całej stawce, która kiedykolwiek pokonała ten dystans w czasie krótszym niż 4 minuty. W dodatku na mistrzostwach świata zajęła piąte miejsce. Biorąc pod uwagę to, że z oczywistych względów na mistrzostwach Europy nie zobaczymy reprezentantek Afryki, wszystko wskazywałoby na to, że Polka w Monachium pobiegnie po złoto.

Ale jest jeszcze Laura Muir. Brytyjka, która wydaje się być poza zasięgiem konkurencji. W tym sezonie pobiegła 3:55.28 – ponad 4 sekundy szybciej niż Sofia kiedykolwiek. To jest przepaść. Zresztą Ennaoui i Muir spotkały się już w poprzednim finale mistrzostw Europy w Berlinie. Wówczas to Brytyjka wywalczyła złoty, a Polka srebrny medal. Znając ambicje i charakter Sofii, zapewne tym razem również spróbuje wyrwać rywalce mistrzowski tytuł, lecz jeżeli Laura będzie w swojej optymalnej dyspozycji, to będzie szalenie ciężkie zadanie.

A jakich szans medalowych w biegach upatruje Marcin Nagórek?

– Wśród kobiet na 400 metrów mamy dwie dziewczyny, które mogą liczyć na medal. To Natalia Kaczmarek oraz Anna Kiełbasińska. Do tego dochodzi 800 metrów mężczyzn, gdzie jest Patryk Dobrek. Ale równie dobrze Mateusz Borkowski i Kacper Lewalski mogą skończyć na podium. Szans upatruję też w płotkach krótkich zarówno u pań jak i panów. Mamy tam Pię Skrzyszowską i Damiana Czykiera. Jeżeli w indywidualnych konkurencjach biegowych mielibyśmy szukać pewniaków, to na tych dystansach – mówi nasz ekspert.

Właśnie – 800 metrów mężczyzn to konkurencja w przypadku której przeżyliśmy w USA największy zawód. W końcu na tym dystansie mamy medalistę olimpijskiego, Patryka Dobka. Jest bardzo dobry Mateusz Borkowski i solidny Patryk Sieradzki. Nie brakuje nad Wisłą talentów, gdyż są młodzi Krzysztof Różnicki i Kacper Lewalski. Wprawdzie Krzysztof stracił cały sezon w wyniku kontuzji, ale Kacpra zobaczymy w Monachium. Tymczasem Dobek, Borkowski i Sieradzki w Eugene odpadli już na etapie biegów eliminacyjnych.

Nasz medalista olimpijski tłumaczył, że jego przygotowania to długofalowy projekt skierowany na igrzyska w Paryżu. Że wraz z trenerem Zbigniewem Królem testują różne warianty, by wiedzieć co się sprawdza, a z czego należy zrezygnować. Wobec tego Eugene zapewne przyniosło im więcej odpowiedzi, czego nie robić. Słynący ze świetnego finiszu Patryk na ostatnich metrach wyglądał na gościa, który jest już zajechany. Choćby chciał się zebrać, to po prostu nie miał z czego. Ale być może w Monachium, gdzie konkurencja jest mniejsza a klimat bardziej zbliżony do rodzimego, zobaczymy kolejny polski krążek na 800 metrów.

Marcin Nagórek wiąże spore nadzieje z występem naszych rodaków w tej konkurencji:

Szanse na medal są bardzo duże, a brak Polaka na podium byłby nieprzyjemnym zaskoczeniem. Powiem więcej – w przypadku 800 metrów większym zaskoczeniem byłby brak medalu, niż jego zdobycie. Natomiast udział w mistrzostwach świata w Eugene niesie za sobą czynnik ryzyka. Sam mam za sobą doświadczenie podróży na zachód Stanów Zjednoczonych na obóz, a później powrót. Wiem jak bardzo potrafi być to uciążliwe dla organizmu. Może być tak, że zawodnik wróci, nie jest do końca zaadoptowany, zrobi mocny trening i okazuje się, że na zawodach nogi nie podają. Mimo wszystko wydaje mi się, że powinniśmy mieć minimum jednego chłopaka na podium. Nawet dwóch nie będzie dla mnie zaskoczeniem. Natomiast na trzech naszych biegaczy na podium bądź też w finale jest bardzo mała szansa.

Spore nadzieje medalowe wiążemy również z występem Adrianny Sułek. 23-letnia Polka jest chyba jedną z największych wygranych obecnego sezonu. Zawodniczka z Bydgoszczy została halową wicemistrzynią świata w pięcioboju. Z kolei w siedmioboju, czy bardziej prestiżowej rywalizacji na stadionie, zajęła na mistrzostwach świata czwarte miejsce. Ale przy tym ustanowiła rekord Polski – 6672 punkty.

W Monachium Adriannie odpadnie jedna, groźna konkurentka – Anna Hall z USA. O zwycięstwo będzie jednak ciężko. W końcu Nafissatou Thiam w Eugene zakończyła rywalizację z wynikiem 6947 punktów – o 275 oczek lepszym od rezultatu Adrianny. Druga Anouk Vetter uzyskała 195 punktów więcej niż Polka. Jeżeli nie wydarzy się nic niespodziewanego, jak kontuzja którejś z faworytek, to Belgijka i Holenderka powinny walczyć o złoty medal. Ale Sułek zdecydowanie stać na to, by zakończyć rywalizację na podium.

Mamy jeszcze trzy inne, mocne kandydatury do medali. O jednej z nich wspomniał już nasz ekspert. To Damian Czykier – tegoroczny rekordzista Polski na 110 metrów przez płotki (13.25) oraz czwarty zawodnik mistrzostw świata. Choć dodajmy, że w USA wielu płotkarzy nie ustrzegło się błędów – w tym również tych z Europy. Jason Joseph (SB 13.20) pogubił się w półfinałach. Podobnie zresztą jak Sasha Zhoya z Francji – najszybszy Europejczyk w tym roku (13.17). Przed Damianem w finale MŚ na mecie zameldował się Asier Martinez. Jest też kilku innych dobrych płotkarzy z Francji i Wielkiej Brytanii. Białostoczanina czeka ciężkie zadanie, ale nie takie z gatunku niemożliwych.

Z polskiej perspektywy warto będzie również śledzić rywalizację w rzucie młotem oraz biegu na 100 metrów kobiet. Zacznijmy od naszej polskiej specjalności. Gdyby w tej konkurencji reprezentowała nas Anita Włodarczyk, moglibyśmy już przed zawodami zawiesić jej na szyi złoty medal, a sam konkurs traktować jak formalność. Niestety, zawodniczka Grupy Sportowej ORLEN straciła prawie cały sezon w wyniku kontuzji, kiedy dokonała obywatelskiego zatrzymania złodzieja, który próbował okraść jej samochód.

Ale wciąż posyłamy do koła mocną zawodniczkę. Malwina Kopron legitymuje się drugim najlepszym wynikiem tego sezonu z całej stawki młociarek, które będą rzucać w Monachium. Podczas 68. ORLEN Memoriału Janusza Kusocińskiego w Chorzowie Polka rzuciła 75,08. Dalej młot posyłała tylko Włoszka Sara Fantini (75,77). Dlaczego zatem dopiero teraz piszemy o Malwinie? Ano dlatego, że chociaż potrafi daleko rzucić, to przy tym jest też chimeryczna. Najlepszy tego przykład otrzymaliśmy w Eugene, gdzie Malwina z wynikiem 70,50 nie zdołała nawet przejść eliminacji. A przecież przed zawodami można było upatrywać w niej zawodniczki, która rzuci wyzwanie reprezentantkom gospodarzy.

Taka nieprzewidywalność startu dotyczy również Ewy Swobody. Nasza najlepsza sprinterka na dzień przed startem mistrzostw jest piątą najszybszą biegaczką w Europie. Gdyby pobiegła w okolicach 11 sekund – a stać ją na taki wynik – Polka mogłaby zakończyć rywalizację na podium. Ale w tym celu musi opanować emocje w decydującym momencie. Pamiętamy przecież finał halowych mistrzostw świata na 60 metrów. To dystans który odpowiada jej bardziej niż stadionowa „setka”. W Ewie, która potrafiła pobiec 60 metrów w czasie poniżej 7 sekund, upatrywano nawet kandydatki do złota. Ale Swoboda zaspała w blokach i ostatecznie skończyła na najgorszym dla sportowca czwartym miejscu. Wywalczenie krążka w sprincie na stadionie będzie trudniejsze, ale i tak to całkiem realna wizja.

GDZIE MOŻEMY LICZYĆ NA NIESPODZIANKI?

Podsumujmy: widzimy spore szanse na cztery złote medale i dziewięć-dziesięć mocnych kandydatur do podium. To dawałoby znakomity wynik czternastu krążków. Jednak wiecie, jak to jest z przewidywaniami medalowymi. Wystarczy słabsza dyspozycja w finale, nieszczęśliwy – odpukać w niemalowane – uraz i cały plan bierze w łeb. Nie życzymy tego żadnemu z wyżej wymienionych sportowców, ale nie przypominamy sobie imprezy lekkoatletycznej w której absolutnie wszystko przebiegłoby po myśli każdego z naszych reprezentantów. Niespodzianki są nieodłącznym elementem sportu.

Jeżeli w kilku przypadkach zdarzy się, że zostaniemy niemile zaskoczeni, to z drugiej strony, sami również mamy kilka nieoczywistych kandydatur, które mogą sprawić polskim kibicom trochę radości. Dokładnie tak jak zrobił to Dawid Tomala w Tokio czy Katarzyna Zdziebło w Eugene.

I właśnie od chodu sportowego rozpocznijmy wyliczankę polskich startów, które mogą przynieść medalową niespodziankę. Zdziebło wystartuje tylko na dystansie 20 kilometrów, ale na 35 km również zobaczymy Polkę w akcji. To Olga Niedziałek, młodzieżowa wicemistrzyni Europy z 2019 roku. Zawodniczka, która w tym sezonie na 35 km legitymuje się dziesiątym najlepszym czasem w Europie. Szybciej od niej chodzą cztery Rosjanki, których oczywiście w Monachium nie zobaczymy. Lepszy czas w tym sezonie wykręcała też Zdziebło, Greczynka Antigoni Drisbioti oraz trzy Hiszpanki. Przy czym na 35 km wystartuje tylko Drisbioti oraz jedna z Hiszpanek – Raquel Gonzalez. Tym sposobem Niedziałek wystartuje legitymując się trzecim najlepszym czasem w całej stawce. To już dobra pozycja wyjściowa.

Z kolei Marcin Nagórek wysuwa inną kandydatkę do podium: – To może być kandydatura, która zaskoczy wiele osób, ale jest szansa na medal w maratonie kobiet. Wprawdzie nie widziałem pełnych list startowych na tym dystansie, ale w momencie kiedy zawody odpuści kilka naturalizowanych Kenijek, które reprezentują Izrael oraz Rumunię, wtedy Aleksandra Lisowska z życiówką na poziomie 2:26:08 posiada wynik na poziomie pierwszej dziesiątki całej stawki. Jeżeli pogoda i taktyka biegu będą jej pasowały, to przy dobrym układzie może wskoczyć na podium. Biorąc pod uwagę poziom maratonu w Polsce, byłoby to zaskoczenie. Ale uważam, że jest to realny scenariusz.

Nie zapominajmy również o sztafecie 4×400 mężczyzn. W normalnych okolicznościach umieścilibyśmy naszych czterystumetrowców w gronie sporych szans medalowych. Ale niestety, postrzeganie ich szansy na sukces zmieniło się w ostatnim momencie. Dwa dni temu Kajetan Duszyński – kapitan i jeden z liderów polskiej sztafety – poinformował, że zabraknie go w Monachium. „Kajetano Kapitano” na jednym z ostatnich treningów przed mistrzostwami naciągnął mięsień półścięgnisty. Bez Duszyńskiego wywalczenie miejsca na podium będzie znacznie cięższe, niż pierwotnie zakładał to trener Marek Rożej. Wynikiem na miarę możliwości Polaków będzie miejsce w finale i ciche liczenie na pecha rywali – na przykład problemy na zmianach.

Do tego dochodzą chociażby tacy zawodnicy jak Konrad Bukowiecki i Michał Haratyk w pchnięciu kulą, czy Piotr Lisek w skoku o tyczce. Ale nasi kulomioci, choć znajdują się na wysokich pozycjach na europejskich listach, rozczarowali swoim występem zarówno w Tokio, jak i podczas obu tegorocznych mistrzostw świata – halowych w Belgradzie i stadionowych w Eugene.

Z kolei popularny „Lisu” znakomicie rozpoczął sezon letni, skacząc 5,80 w rodzimych Dusznikach. Wydawało się, że taki początek zwiastować będzie powrót Piotrka do najlepszej dyspozycji, ale Liskowi do tej pory nie udało się nawet wyrównać tego wyniku, nie mówiąc już o jego pobiciu. Zatem są to kandydatury mocno spod znaku „o ile nawiążą do swoich najlepszych występów”. Nie skreślamy ich, jednak radzilibyśmy podejść do tych występów z odpowiednim dystansem i bez specjalnych oczekiwań.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Marcin Bułka nominowany do nagrody najlepszego bramkarza ligi francuskiej

Damian Popilowski
0
Marcin Bułka nominowany do nagrody najlepszego bramkarza ligi francuskiej

Inne sporty

Komentarze

8 komentarzy

Loading...