Reklama

Łzy szczęścia po 0:6 i piłkarski inny świat. Robert Lewandowski w Barcelonie | REPORTAŻ

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

08 sierpnia 2022, 12:55 • 8 min czytania 110 komentarzy

0:6 to fatalny wynik, ale nie jestem smutny, bo to spełnienie marzeń: zobaczyłem mój zespół, te koszulki, na jednym z najpiękniejszych stadionów świata — mówi mi Gustavo, który przyleciał z Meksyku, żeby zobaczyć mecz swojej drużyny z FC Barceloną. Nie tylko dla nas, dziennikarzy i kibiców z Polski, pierwszy występ Roberta Lewandowskiego na Camp Nou był wyjątkowy.

Łzy szczęścia po 0:6 i piłkarski inny świat. Robert Lewandowski w Barcelonie | REPORTAŻ

Meksykańscy kibice musieli być w ciężkim szoku. Nie skończyli jeszcze rozwieszać flag na trybunach stadionu Barcelony, a było już po meczu. To znaczy: umówmy się, „po meczu” było już przed nim, wiadomo było, jak to się skończy. Nikt jednak nie przypuszczał, że gospodarze tak szybko i tak brutalnie rozprawią się z UNAM Pumas. Po przerwie jednak Blaugrana nieco zwolniła i przyjezdni zaczęli świętować przyjazd na Camp Nou. Gdy malutki sektor „prowadzący doping” dla Barcy przycichał, cały stadion słyszał meksykańskiego kibica grającego na trąbce.

Hombre dawał koncert, a podczas niego grupka fanów tańczyła, jak gdyby wynik był zupełnie odwrotny. To oni wydawali się być wówczas najszczęśliwszymi ludźmi w gronie ponad 83 tysięcy fanów zgromadzonych na trybunach.

Co działoby się, gdyby w końcówce spotkania zawodnik Pumas nie pomylił się z najbliższej odległości? Strach pomyśleć…

Reklama

Jesteśmy drużyną z Meksyku, to dużo niższy poziom niż Hiszpania. Kiedy prawie strzeliliśmy bramkę, miałem mały atak serca. Chciałem tylko jednego gola, jednego! Było blisko — mówił nam Gustavo.

Nie żałował, że przeleciał pół świata, żeby zobaczyć porażkę 0:6. Ale gdy obok niego zobaczyłem parę Meksykanek płaczących ze szczęścia, byłem w lekkim szoku.

FC Barcelona – UNAM Pumas. Pierwszy mecz Roberta Lewandowskiego na Camp Nou – reportaż

Połączenie z Meksykiem, to chyba FaceTime. Wspomniane kibicki rozmawiają — na moje oko — z tatą. Nie mam pojęcia, co mówią, ale łatwo odczytać ogromne emocje. Gdy kończą rozmowę, pytam, czy mówią po angielsku. Chcę poznać sekret tej radości, bo jakiś na pewno jest. Meksykanka oznajmia, że si, habla, ale średnio. Koniecznie chce mi jednak coś pokazać. Odwraca się i tłumaczy, że ma koszulkę Pumas z „trójką” na plecach, bo gra z nią jej brat. To Jose Galindo, ona nazywa się Pame. Mówi, że pokaże mi, dlaczego płacze i szuka w telefonie starego wideo. Jest. Xavi Hernandez podpisuje na nim piłkę małemu chłopcu.

12 lat temu mój brat spotkał Xaviego. To były mistrzostwa świata, Hiszpania wygrała wtedy mundial. Xavi podpisał mu się na piłce, mamy ją w domu. A teraz on mógł zagrać tutaj, na Camp Nou, przeciwko jego drużynie. Przylecieliśmy z Meksyku specjalnie po to, żeby to zobaczyć. To najlepszy dzień naszego życia — opowiada poruszona Pame i faktycznie: ciężko się nie wzruszyć. Historia jak z filmu. Gdyby nie to, że zobaczyłem to na wideo, pewnie bym pomyślał, że znajoma z Meksyku trochę koloryzuje.

Reklama

Rozmawiamy jeszcze chwilę, Pame pyta skąd jestem. A skoro z Polski, to żartujemy, że może za parę miesięcy jej brat zagra z nami na mundialu. Szanse na to nie są jednak wielkie — nie urażając Jose Galindo. Po prostu w kadrze UNAM próżno szukać reprezentantów Meksyku. Jedynym pozostaje Arturo Ortiz, konkurent brata naszej rozmówczyni w walce o skład. Ale Arturo zagrał w kadrze tylko raz, więc pewnie i jego ominie wyjazd do Kataru.

Gustavo, kibic, którego przepytywałem wcześniej, na mistrzostwa świata raczej się wybierze. A po tym, co dzisiaj zobaczył, był przerażony. – Lewandowski? Niedobrze to wyglądało, bo przecież zagramy z wami na mundialu. To bestia, boję się tego meczu.

Barcelona zachwycona pierwszym meczem Lewandowskiego na Camp Nou

Meksyk w strachu, a Katalonia w ekstazie. Robert Lewandowski w social mediach skomentował swój występ krótkim „good evening”. Hiszpańska prasa znalazła jednak określenia mocniejsze niż „good”. Bramka, dwie piękne asysty i wypracowanie kolejnego gola to jeden z najlepszych debiutów na Camp Nou. Nawet jeśli mówimy tylko o meczu towarzyskim. Dlatego okładki znów zapełniły się zdjęciami Polaka.

  • „Spektakularny”
  • „To był pokaz”
  • „Obiecująca zapowiedź”

Taki przekaz płynął z pierwszych stron katalońskich gazet. Te nieco bliższe stolicy Hiszpanii były mniej wylewne na temat gry Lewandowskiego, ale „Marca” zauważyła, że to RL9 odpalił Barcelonę, a „AS” stwierdził, że polski snajper wiódł prym w festiwalu, jaki dała Blaugrana. Pod wrażeniem tego debiutu był także Miquel Blazquez, jeden z bardziej znanych dziennikarzy zajmujących się Barcą.

Myśleliśmy, że Bayern ostatecznie nie puści Lewandowskiego do Barcelony, na szczęście to się udało, bo to dla nas bardzo ważny transfer. Robert nie strzelił bramki w USA, ale teraz pokazał, że warto było czekać. To, w jaki sposób pomaga drużynie, jak kreuje sytuacje dla drużyny, jest imponujące. Moim zdaniem zakończy sezon z 35-40 bramkami we wszystkich rozgrywkach.

Ivan San Antonio: Lewandowski ma dar od Boga. Barcelona wyga mistrzostwo [WYWIAD]

Lewandowski pokazał się w roli uniwersalnego żołnierza. Nie miał problemów z technicznymi sztuczkami czy uwolnieniem się spod opieki trzech rywali. Schodził niżej i brał grę na siebie, grał „na ścianę” niemal idealnie. Może nie strzelił wszystkiego, co miał, ale to nic, bo większością zagrań udowodnił swoją klasę. Uwadze dziennikarzy nie umknęło też to, jak szybko zrozumiał się z Pedrim.

Połączenie Lewandowskiego z Pedrim wygląda naprawdę obiecująco. Dopiero co się poznali, więc pewnie będzie tylko lepiej, ale to interesujące, że grają tak, jakby znali się od lat i doskonale wiedzieli, czego się po sobie spodziewać. To może być kluczowe w nadchodzącym sezonie — mówi mi Blazquez, który podobnie jak Ivan San Antonio ze ”Sportu” jest dużym optymistą przed startem rozgrywek.

Trzy tygodnie przygotowań pod okiem Xaviego zrobiły swoje. Pumas nie było wymagającym rywalem, ale gra wyglądała dobrze, to było show dla kibiców. Sezon pod wodzą Xaviego zapowiada się dobrze, inaczej niż poprzedni. Transfery wzbudzają zainteresowanie, wiele osób myśli, że Barcelona może wrócić do zdobywania tytułów.

Trybuny oklaskiwały Lewandowskiego. „Co to są pierogi?”

Optymizmem zarażali także kibice zgromadzeni na Camp Nou. 83 tysiące osób to dziewiąta najwyższa frekwencja na Pucharze Gampera w XXI wieku i trzecia najlepsza w ostatniej dekadzie. Szczególne wrażenie robiła prezentacja zespołu, podczas której mogliśmy obserwować swoisty pokaz sympatii i wyrazów poparcia dla poszczególnych zawodników. Gdy spiker wyczytywał nazwiska Pedriego, Gerarda Pique czy Xaviego Hernandeza, publika eksplodowała i głośno wykrzyczała ich nazwiska. Również Robert Lewandowski został w ten sposób „doceniony” – jego wejście było jednym z „głośniejszych” podczas całego widowiska. Problem miał za to Martin Braithwaite, który w zasadzie jako jedyny zamiast braw usłyszał gwizdy.

Specjalne podziękowania ze strony trybun dotyczyły za to Daniego Alvesa, który tym spotkaniem najpewniej na zawsze żegnał się z obiektem Barcelony. A przynajmniej w roli piłkarza. Wyściskany przez kolegów, oklaskiwany przez kibiców — także podczas meczu — Brazylijczyk delikatnie… skradł show Polakowi. Xavi zdecydował się na zmianę Roberta w 61. minucie gry i dokładnie w tym samym czasie murawę opuszczał Alves. Pumas przeprowadzili zmianę jako pierwsi, obrońca usłyszał swoje nazwisko i głośne wiwaty, a zanim kibice zdążyli zmienić repertuar z „Dani” na „Lewy”, naszego napastnika nie było już na boisku.

Nie ma jednak powodów do obaw: już w trakcie spotkania kapitan reprezentacji Polski swoje usłyszał. Kibice oklaskiwali go nawet wtedy, gdy coś nie do końca mu wyszło. Hiszpanie natomiast błyskawicznie podchwycili pewne hasło widoczne na trybunach po golu.

Co to znaczy? – napisał do mnie jeden z dziennikarzy, załączając zdjęcie kartonu z napisem „Oddam pierogi za twoją koszulkę”. Kuchnia hiszpańska? Top, ale mój kolega tym razem musiał wysłuchać peanów na temat polskiego „goata”, jakim niewątpliwie są pierogi pod wszelką postacią. Tym sposobem w katalońskim „Sporcie” ukazał się tekst, tłumaczący, dlaczego i co polscy kibice są w stanie poświęcić za koszulkę Lewandowskiego. A propo — pojawiły się one na „dzikich” bazarach, ale oficjalny sklep wciąż ma problem. Gdy tylko „dziewiątki” wjechali na półki, kibice opróżnili je tak szybko, że znów trzeba było zamawiać literki „w”.

Wracając jednak do pary od pierogów: udało nam się spotkać ją pod stadionem. Okazało się, że za sprytne hasło odpowiedzialni są Hiszpana i jej partner znad Wisły. Niestety Camp Nou opuszczali oni bez koszulki RL9, ale to oznacza, że przynajmniej wciąż mają pierogi, więc nie są zupełnie przegrani.

Jak wyglądała prezentacja Roberta Lewandowskiego? [REPORTAŻ]

***

Przegrany z całą pewnością nie jestem też ja, bo to, co przeżyłem oglądając Roberta Lewandowskiego w Barcelonie, było wyjątkowe i niepowtarzalne. Jeśli cokolwiek w tej wyprawie było przykre to — poza stroną organizacyjną Barcy, bo naprawdę: Stal Mielec ze słynnego powiedzenia to przy tym komplement i po doświadczeniach „na żywo” nie dziwią mnie wpadki z pierwszych dni RL9 w klubie — fakt, że jesteśmy naprawdę daleko od poważnego futbolu.

Zwykle w poniedziałki piszę o pierwszej lidze i całkiem to zajęcie lubię, ale to faktycznie zajmowanie się sportem piłkopodobnym. Nawet gdy Barcelona leje bandę kaktusów z Meksyku, widzisz, że to inny świat. Chyba ani razu nie odnotowałem nieodłącznego obrazka polskiej ligi — wybicia piłki w aut. Tak po prostu, nie, że po nieudanym podaniu. Faule? Może z pięć. Bywa, że więcej widzimy w kwadrans meczu na naszym podwórku.

Obyśmy doczekali czasów, w których i nasze rozgrywki będą tak wyglądały. Bo jeśli nie zrobimy kilku kroków w tym kierunku, to za kilkanaście lat o Robercie Lewandowskim w Barcelonie będę opowiadał jedynie w formie anegdoty „kiedyś to było”.

WIĘCEJ O ROBERCIE LEWANDOWSKIM:

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

110 komentarzy

Loading...