Sześć transferów. Dwa z Premier League, jeden z La Liga, trzy z drugiej ligi niemieckiej. Brzmi jak całkiem sympatyczne okienko transferowe jednego z klubów z mocnego, europejskiego kraju? Tak, a jednak mówimy o reprezentacji Ghany. Reprezentacji, która w specyficzny sposób zwiększa swoje szanse na mundialowy sukces.
Ponad 10 lat minęło od pamiętnego zagrania ręką Luisa Suareza, które pozbawiło Ghanę szans na awans do półfinału mistrzostw świata. Na afrykańskiej ziemi Black Stars mieli przynieść dumę całemu kontynentowi. Nie udało się, a potem było już tylko gorzej. Wygrana ze Stanami Zjednoczonymi na tym samym turnieju pozostaje ostatnią, jaką Ghańczycy odnieśli na mundialu. W 2014 roku nie wyszli z grupy, mimo że w dobrym stylu urwali punkty Niemcom. Cztery lata później w ogóle nie dostali się na mistrzostwa świata.
Bilet do Kataru ekipa z Afryki wywalczyła w okolicznościach, cóż, kuriozalnych. Otóż Ghana najpierw wygrała grupę z RPA po zwycięstwie dzięki wygranej z tą drużyną po kontrowersyjnym rzucie karnym i jednej bramce więcej na koncie (obydwa zespoły miały tyle samo punktów). Z kolei w barażach Black Stars pomógł zapomniany przez fanów pucharowych meczów przepis o bramkach strzelonych na wyjeździe.
Być może dlatego na mistrzostwach świata zespół Otto Addo nie chce niczego zostawiać przypadkowi i właśnie jesteśmy świadkami jednej z większych ofensyw transferowych w dziejach drużyn narodowych.
Góry pieniędzy i rytualne morderstwo. Historia Asamoah Gyana
Lamptey, Williams i inni. Ghana ma nowych reprezentantów
Ironią losu są wzmocnienia Ghańczyków w obliczu tego, że przez lata dyskutowano o Katarze, który miał oszukać świat, naturalizując zawodników, którzy mieli pomóc gospodarzom ugrać coś na najważniejszej piłkarskiej imprezie globu. Albo chociaż pozwolić uniknąć kompromitacji. Oczywiście obydwie sytuacje nie są bliźniacze. Nie można stawiać znaku równości między tym, że Katarczycy znaleźli reprezentantów w Hiszpanii czy Brazylii, a tym, że Ghana przekonuje piłkarzy, których drzewo genealogiczne sięga tego kraju, żeby reprezentowali jego barwy.
Niemniej jednak mamy do czynienia ze specyficzną, szeroko zakrojoną i nieczęsto spotykaną sytuacją. Z akcją, która dorównuje rozmiarami temu, co Franciszek Smuda robił z reprezentacją Polski przed EURO 2012, wrzucając do niej Boenischa, Perquisa, Obraniaka i Polanskiego. Oczywiście tylko rozmiarami, bo Ghana wzmocniła się nie tylko liczbowo, ale przede wszystkim jakościowo. Jej barwy będą reprezentowali:
- Inaki Williams (Athletic Bilbao)
- Tariq Lamptey (Brighton & Hove Albion)
- Mohammed Salisu (Southampton)
- Stephan Ambrosius i Ransford-Yeboah Koenigsdoerffer (HSV)
- Patric Pfeiffer (Darmstadt)
Selekcjoner Otto Addo może ułożyć od nowa niemal całą linię defensywy. O ile oczywiście dotrwa do mundialu, bo od początku 2020 roku z kadrą Black Stars pracowało już pięciu szkoleniowców.
Afrykańskie reprezentacje – więcej urodzonych we Francji niż w Afryce
Dlatego skala zmian w reprezentacji Ghany poraża tylko z zewnątrz. Tamtejszy dziennikarz Owuraku Ampofo zauważył, że w trakcie eliminacji przez drużynę przewinęło się trzech trenerów i łącznie 36 piłkarzy (licząc tylko tych, którzy zagrali choćby minutę). Pięć czy sześć nowych twarzy nie sprawi, że ten bilans się zachwieje. A wręcz może pomóc, bo wszyscy pamiętamy przecież, jak na boisku prezentuje się Richmond Boakye. Tymczasem Boakye dopiero co zagrał w Pucharze Narodów Afryki, więc mimo że jego kariera znalazła się na zakręcie, wciąż był atrakcyjnym kąskiem dla drużyny narodowej. Nie jest to najlepsza reklama dla Black Stars.
Jeszcze gorszym zwiastunem dla Ghany jest jednak wynik, jaki osiągnęła na tamtym turnieju. Ostatnie miejsce w grupie, jeden punkt. Ale nie tylko pod tym względem reprezentacja Ghany zamykała swoją grupę. Był to także zespół, który miał w kadrze najmniejszą liczbę zawodników urodzonych poza krajem.
- Komory: 26
- Maroko: 18
- Gabon: 13
- Ghana: 5
Andy Yiadom i Joe Wollacott urodzili się w Anglii, bracia Andre i Jordan Ayew we Francji, podobnie zresztą jak Alexander Djiku. 13 zawodników Black Stars za miejsce urodzenia w dowodzie podało stołeczne miasto: Accrę. Dla porównania w kadrze Komorów znalazło się aż dziewięciu piłkarzy z francuskiej Marsylii. Łącznie zespół, który sprawił sporą niespodziankę, wychodząc z grupy, skorzystał z pomocy 26 urodzonych we Francji piłkarzy. W reprezentacji Gabonu znaleźliśmy 12 zawodników, którzy jako swoją stolicę mogli wskazać Paryż, a w kadrze Maroka było najbardziej międzynarodowo — pięciu „Francuzów”, czterech „Belgów” i „Holendrów”, trzech „Hiszpanów”, „Kanadyjczyk” oraz „Niemiec”.
Przeglądając składy czterech drużyn, które rywalizowały w grupie C Pucharu Narodów Afryki, odkryliśmy, że na turniej pojechało więcej piłkarzy urodzonych we Francji (25) niż tych, którzy przyszli na świat na Czarnym Lądzie (20).
Ghana równa do innych. Do Kataru pojadą „europejskie” kadry z Afryki
Znak czasów. PNA to już turniej międzykontynentalny. W Afryce przebijają się kadry, które garściami czerpią z produktów europejskich akademii. – Widać, że gdy któraś z europejskich reprezentacji ma dobry okres, to ich „bliźniacy” z Afryki też się odbijają. Gdy Hiszpania miała dobry czas to i hiszpańskojęzyczna Gwinea Równikowa miała dobrych piłkarzy. Portugalia idzie w górę, czerpie z tego reprezentacja Wysp Zielonego Przylądka — mówił nam kilka miesięcy temu Michał Zichlarz, ekspert od afrykańskiej piłki.
Odpalenie „zasobów” przez reprezentację Ghany nie jest więc szokiem, jest podążaniem za trendem. Poza Salisu wszyscy nowicjusze z ekipy Black Stars urodzili się w Europie, ale nawet jeśli założymy, że cała piątka zastąpi pięciu „rodowitych”, liczba piłkarzy, którzy przyszli na świat poza krajem, a pojadą reprezentować go na mundial, ledwo dobije do dwucyfrówki (10). Nie będzie to nic dziwnego, żaden nadzwyczajny wynik w Afryce, bo do Kataru pojadą ci, którzy już na PNA zabrali na pokład wielu „nawróconych” zawodników.
- Maroko: 18
- Tunezja: 12
- Senegal: 10
- Kamerun: 8
Niczym nowym nie będzie nawet to, że Lamptey, Ambrosius, Pfeiffer, Williams i Koenigsdoerffer przed zmianą kadry zdążyli uzbierać kilkanaście występów w młodzieżowych reprezentacjach Anglii, Niemiec czy Hiszpanii. Dziewięciu z 18 wspomnianych Marokańczyków przeżyło to samo, podobnie jak siedmiu Kameruńczyków, sześciu Tunezyjczyków i pięciu piłkarzy reprezentujących obecnie Senegal. Aż 17 z nich grało w młodzieżowej kadrze Francji, trzech zakładało pomarańczową koszulkę (Holandia), po dwóch występowało w barwach niemieckich i belgijskich, a pojedyncze przypadki dotyczą Danii, Hiszpanii oraz Włoch.
Mało tego — Inaki Williams, mimo że zanotował już występ w dorosłej reprezentacji Hiszpanii, też nie będzie żadnym wyjątkiem. Dla La Furia Roja zagrał przecież także Munir el Haddadi, aktualny reprezentant Maroka.
Dlaczego Inaki Williams przestał się rozwijać?
Nketiah, Hudson-Odoi, Brobbey. Ghana chce więcej
Ghańczycy kilka dni temu otworzyli szampany. W kraju dominuje narracja popierająca działania federacji. Kibice uważają, że Lamptey zabezpieczy prawą stronę obrony na lata, a Williams wywrze presję na syte koty, które miały pewną pozycję w ataku drużyny narodowej. Świeża krew sprawi też, że ci, którym wystarczało wywalczenie awansu na mundial, dostaną dodatkową motywację do działania. Wideo, w którym piłkarz Athletiku Bilbao ogłasza gotowość do gry dla Black Stars obejrzało ponad trzy miliony osób. Afrykańskie media prześcigają się w analizach i sylwetkach nowych kadrowiczów.
How far do you think this Ghana team can go in the World Cup with Inaki Williams and Tariq Lamptey? pic.twitter.com/MUKkFVf2bC
— Owuraku Ampofo (@_owurakuampofo) July 5, 2022
Pojawiają się rzecz jasna i znaki zapytania. Niektórzy mają pretensje do zawodników, że ci zwlekali z podjęciem decyzji do momentu, gdy wyjaśni się, czy Ghana zagra na mundialu. Nie są to puste zarzuty, bo zakulisowe informacje wskazuję, że faktycznie był to jeden z czynników „nawrócenia”. – Jeśli chcą być w kadrze, muszą wiedzieć, z jakiego powodu reprezentują kraj. Pewnie chcą doświadczyć gry na mistrzostwach świata, ale przede wszystkim powinni chcieć reprezentować Ghanę. To nie może być wybór podjęty na podstawie tego, że ktoś innych ich nie chciał — stwierdził Adam Kwarasey, były kadrowicz Black Stars, który urodził się w Norwegii.
Sami zainteresowani odpowiadają tak, jak Inaki Williams — mówią o marzeniach i chęci dania czegoś swojej prawdziwej ojczyźnie. Dziś jedną z ważniejszych rzeczy, które wiążą się z ich decyzją, jest to, że kolejni piłkarze otrzymali sygnał: warto się zastanowić. Federacja Ghany zatrudnia dziś dyrektora odpowiedzialnego za rozmowy z piłkarzami takimi jak Lamptey czy Pfeiffer. Chris Hughton, były trener angielskich drużyn, do spółki z Georgem Boatengiem (pracownik akademii Aston Villi) nie zamierzają się zatrzymywać. Chcą, żeby grę dla Black Stars wybrali:
- strzelec 35 bramek dla młodzieżowych reprezentacji Anglii Eddie Nketiah (Arsenal)
- trzykrotny reprezentant Anglii Callum Hudson-Odoi (Chelsea)
- młodzieżowy reprezentant Hiszpanii, brat Iniakiego, Nico Williams (Athletic)
- 49-krotny młodzieżowy reprezentant Holandii, dwukrotny mistrz Europy U-17 Brian Brobbey (Ajax)
Łowcy talentów są w coraz lepszym położeniu. – Muszą sprawić, żeby gra dla Ghany wydawała się atrakcyjna. Żeby ludzie chcieli reprezentować ten kraj. Kadra musi wygrywać mecze i pokazać, że warto wybrać tę drużynę, bo ma ona szanse na ugranie czegoś na międzynarodowej scenie — tłumaczył rodakom Kevin-Prince Boateng, który przedłożył grę dla Black Stars nad reprezentację Niemiec.
Ghana idzie dziś nie tyle śladem innych afrykańskich drużyn, co raczej kadry Kanady, czyli zespołu, który „podprowadził” afrykańskiemu krajowi Alphonso Davisa. Kanadyjczycy zaczęli od małych kroków, od przekonania znanych z Ekstraklasy Milana Borjana czy Stevena Vitorii, a po „nawróceniu” Davisa, Ike Ugbo czy Jonathana Davida, atrakcyjność reprezentacji wzrosła. Dziś selekcjoner John Herdman rozmawia nawet z talentami z Meksyku, co jeszcze jakiś czas temu wydawałoby się misją skazaną na niepowodzenie.
W Afryce optymizm jest większy. Z natury. Na razie dotyczy on samych powołań, ale wkrótce zacznie też dotyczyć wyników. Bo skoro marzenia o ściąganiu diamentów oszlifowanych w Europie do tamtejszych kadr stały się faktem, to nikt nie przekona mieszkańców Czarnego Lądu, że historyczny medal mistrzostw świata, wkrótce nie znajdzie się w ich zasięgu.
WIĘCEJ O AFRYKAŃSKIEJ PIŁCE:
- Jak Nigeryjczycy walczą z brutalnością policji?
- Zdumiewające oblicza Pucharu Narodów Afryki
- Jak wygląda futbol w Gambii?
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix