Jak echo powtarza się w ostatnich tygodniach hasła “Bayern jest bez formy”, “Bayern ma problemy”, “Bayern nie gra jak Bayern”. Ale póki co słabszy okres Bawarczycy przechodzili bez poważniejszych konsekwencji. Nawet po porażce 0:1 z Villarreal wielu ekspertów utrzymywało – “spokojnie, w rewanżu im się odwiną”. Ale nie – słaba forma Bayernu zakończyła się tym, że Lewandowski i spółka wylecieli dziś z Ligi Mistrzów.
Sensacja? Biorąc pod uwagę typy bukmacherskie, status Bayernu w europejskiej piłce, pozycję Villarreal, budżety obu klubów czy po prostu jakość piłkarską – na pewno tak.
PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ
Ale każdy, kto w ostatnich tygodniach ogląda grę Bayernu, zdaje sobie sprawę z tego, że to nie jest zespół, który przypomina tak doskonale nam znany monachijski walec. Problemy w kreacji, problemy przy skuteczności, problemy w dominacji na boisku. To przecież dlatego Bayern przegrał w Hiszpanii przed tygodniem, ale wydawało się, że… no, to jest przecież Bayern. A Bayern na ogół wygrywa. W kluczowych momentach robi to, co zawsze robi klub tego formatu. Wychodzi na swoje, pokazuje klasę, odziera rywala ze złudzeń.
Natomiast dziś w Monachium był doskonałym odzwierciedleniem tego, jak dziś ta drużyna wygląda. Nawet jeśli absolutnie dominowała w posiadaniu piłki i w liczbie strzałów, to ani przez moment nie wyglądało to na oblężenie bramki Hiszpanów. Bayern dośrodkowywał raz za razem, ale to wyglądało trochę tak, jak rozgrzewanie Albiola i spółki – defensywa gości radziła sobie z tymi wrzutkami bez zarzutów. Właściwie do przerwy tylko raz urwał się Musiala (trafił właściwie prosto w ręce golkipera) i raz piłka spadła pod nogi Comana, ale ten był niemal pod linią końcową i nie miał już co z tym zrobić.
Zagrzani byli piłkarze Bayernu. Było widać determinację, ale nie było widać jakościowych szans bramkowych. A niewiele brakowało, by Bayern grał w dziesiątkę po czerwonej kartce dla… Lewandowskiego. Najpierw Polak wszedł korkami w stopę Albiola i słusznie zobaczył żółtą kartkę. Moment później zrobił właściwie to samo, ale w powietrzu, trafił w stopę wybijającego piłkę Hiszpana. Sędzia z nim porozmawiał, gracze Emery’ego wywierali presję na arbitrze, ale “Lewemu” się upiekło.
Villarreal czekał na kontry, ale tych było bardzo mało. Upamecano wygrał niemal wszystkie pojedynki szybkościowe, raz urwał się Danjuma i… to właściwie tyle. Ale goście byli w tej grze konsekwentni.
Bayern po przerwie ruszył, dwie okazje miał Mueller, strzelał Upamecano, ale Bayern sam nie wykreował sobie zbyt wiele okazji. Znów oglądaliśmy centry, znów z dystansu próbował Sane, ale nic z tego nie wynikało. Wreszcie błąd popełnili goście – złe wyprowadzenie piłki, odbiór Comana w środku pola, dwa podania, piłka znalazła się pod nogami Lewandowskiego, a ten sprytnie między nogami obrońcy trafił w słupek, ale piłka odbiła się tak, że wturlała się do siatki.
Mieliśmy zatem remis w dwumeczu 1:1. Ale Villarreal nic sobie z tego nie robił. Gra po swojemu – głęboko cofnięty, gracze ustawieni blisko siebie, a na desant Emery wpuścił jeszcze diabelnie szybkiego Chukwueze. Plan był prosty: wyczekać na błąd ekstremalnie wysoko ustawionego Bayernu (ustawienie 1-3-2-3-2) i poszukać kontry. I plan się sprawdził. Parejo kapitalnie zaczął kontrę, Davies złamał linię spalonego, Moreno idealnie dograł do Chukwueze, a ten z bliska huknął nad Neuerem. Do końca było tak mało czasu, że Bayern przy tym sposobie gry nie dał rady wykreować sobie żadnej sytuacji strzeleckiej.
Bayern wylatuje za burtę, a wygląda też na to, że Lewandowski z pole position w wyścigu o Złotą Piłkę. Polak dzisiaj strzelił gola, ale poza tym często brakowało mu siły, zwinności i szybkości, by wygrać pojedynek przy wrzutkach. Mógł wylecieć z boiska. Był sfrustrowany. Tak jak nie był to wieczór Bayernu, tak też nie był to wieczór Lewandowskiego.
A Emery może powtórzyć to, co zawsze mówił na konferencjach swoich uroczym angielskim “good ebening”. Jak policzył Colin Milar – wyłączając pracę w PSG (bo to PSG) Emery wygrał 22 dwumecze w fazie pucharowej. Rok temu wygrał z Villarreal Ligę Europy, a teraz melduje się z tym zespołem w półfinale Ligi Mistrzów. Wcześniej przecież trzykrotnie wygrywał z Sevillą Ligę Europy, z Arsenalem doszedł do finału. Imponujące jest to, jak ten gość radzi sobie z teoretycznie lepszymi drużynami w fazie pucharowej. Żeby unaocznić skalę sukcesu Villarreal – ostatni raz w półfinale Ligi Mistrzów grali jeszcze wtedy, gdy w ich ekipie pomykali sobie Forlan czy Riquelme.
Bayern Monachium – Villarreal CF 1:1 (0:0) [1-2 w dwumeczu)
Lewandowski (52.) – Chukwueze (88.)
CZYTAJ WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW:
- 18 scen z kariery Sergio Aguero
- Serbska maszyna do strzelania goli. Dusan Vlahović nie przestaje zadziwiać
- Real Sociedad 2002/03 – nieudany zamach na „Galaktycznych”
- Efektowny wzlot i bolesny upadek chińskiego futbolu
- „Kino sportowe nigdy nie mówi tylko o sporcie. Musi być coś jeszcze”
- Cud na Riazor. Jak Deportivo rzuciło Milan na kolana