Zdemolowany sektor, zniszczone pomieszczenia i przerażone pracowniczki cateringu sterroryzowane przez grupę pospolitych bandytów. To nie są sceny z filmu, tylko kilka migawek z wizyty ekipy GKS-u Tychy i jej przyjaciół z ŁKS-u na stadionie Widzewa Łódź.
83. minuta meczu Widzewa z GKS-em Tychy, obrazek nietypowy. Gospodarze, zamiast walczyć o drugą bramkę i trzy punkty, schodzą z boiska. Ich śladem poszli goście oraz sędzia Wojciech Myć, który zarządził ponad pięciominutową przerwę. Z perspektywy widza przed telewizorem można było się pogubić, bo jej powody znajdowały się poza okiem kamery. W sektorze gości ok. 300 przyjezdnych ze Śląska i ok. 500 osób kojarzonych z ŁKS-em postanowiło przeprowadzić akcję „remontową”.
W powietrzu latały krzesełka, piwne kegi i wszystko inne, co dało się wyrwać, wyłamać albo po prostu podnieść i rzucić. Na murawie leżały opakowania po keczupie i musztardzie ukradzione ze sklepiku, podobnie zresztą jak butelki z napojami. W tym aspekcie przyjezdni byli wyjątkowo odważni, ale nie ma co się dziwić. W końcu katering obsługiwały kobiety, które przerażone atakiem bandytów zamknęły się w jednym z pomieszczeń, czekając na pomoc policji i ochrony.
Przy takim przeciwniku kibol może pokazać siłę i odwagę.
Demolka stadionu Widzewa. Awantura z udziałem GKS-u Tychy i ŁKS-u
Filmy i zdjęcia, które obiegły strony kibicowskie, pokazały nie tylko skalę zniszczeń w poszczególnych pomieszczeniach, ale też dzielnego awanturnika w bluzie ŁKS-u, który ruszył do ataku z pętem kiełbasy w dłoni.
Jakie czasy, tacy rycerze. Zdjęcia, na których goście szaleją na sektorze z wyrwanymi drzwiami od szafki i metalowym kegiem udostępniła nawet Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi. Po chwili jednak zniknęły z jej profilu. Złośliwi komentowali, że ktoś zorientował się, że ubrania agresorów ewidentnie sugerowały, że osoby te sympatyzują z ŁKS-em. A że lada moment pani prezydent będzie otwierała ukończony stadion drugiego z łódzkich klubów, mogłoby się zrobić trochę niezręcznie.
Niemniej prezydent Zdanowska chwilę później skomentowała sprawę, udostępniając artykuł portalu „lodz.pl”, który wieści, że straty związane z zachowaniem gości mogą sięgnąć nawet 300 tysięcy złotych. To pesymistyczny scenariusz, ale faktycznie: ta część stadionu jest zdemolowana, co boli zarówno Widzew Łódź, jak i GKS Tychy, który za to wszystko zapłaci.
GKS Tychy zapłaci za szkody. Koszt? Od 100 do 300 tys. zł
– W sposób zdecydowany i stanowczy potępiamy to, co zdarzyło się na stadionie. Z naszej strony zachowania, które nie mają nic wspólnego z kibicowaniem, nigdy nie będą respektowane. Najbardziej boli nas fakt, że przez zachowanie kilku nieodpowiedzialnych osób klub poniesie ogromne straty. Te pieniądze mogłoby być przeznaczone na szkolenie młodzieży czy inne bieżące potrzeby — mówi nam Krzysztof Trzosek, rzecznik GKS-u Tychy. Mimo że na sektorze większość osób związana była z ŁKS-em, to śląski klub odpowie za wszystko, co stało się na sektorze gości. To ten klub autoryzował listę osób, która weszła na stadion Widzewa Łódź.
Na ten moment nie wiadomo jeszcze, jaki będzie dokładny koszt napraw, ale prognozy nie są optymistyczne dla GKS-u. – Na razie nie dostaliśmy jeszcze żadnej precyzyjnej kwoty od operatora stadionu, czyli spółki MAKiS. Mówiliśmy o kwocie ok. 100 tysięcy złotych, oni wspominali o ok. 300 tysiącach złotych, ale nie mogę się do tego odnosić — tłumaczy nam Marcin Tarociński, rzecznik prasowy Widzewa Łódź. Nawet jeśli stanie na nieco mniejszej kwocie, nie zamyka to tematu strat finansowych GKS-u.
– Do tego, czym obciąży nas Widzew, dochodzi jeszcze PZPN i Komisja Ligi, która zbiera się w czwartek i na pewno wymierzy nam jakąś karę — dodaje Trzosek.
Przed meczem odkryto rozkręcone furtki w sektorze gości
Krajobraz w sektorze gości w „Sercu Łodzi” jest taki, że w najbliższym czasie kibice zespołów, które przyjadą na stadion Widzewa, meczów z jego wysokości nie obejrzą. W rozmowie z portalem „lodzkisport.pl” Karol Sakosik, rzecznik MAKiS-u stwierdził, że operator obiektu postara się przygotować sektor już na najbliższe spotkanie, jednak przedstawiciele wicelidera 1. ligi nie są tak dobrej myśli. – Naszym zdaniem, na podstawie tego co widzimy, te zapowiedzi są zbyt optymistyczne. Prawdopodobnie kilka następnych spotkań odbędzie się bez udziału kibiców gości. To potrwa ok. półtora miesiąca — mówi nam Tarociński.
Sytuacja mogła być jednak jeszcze gorsza, bo awantura wygląda na dobrze zaplanowaną akcję. Przed meczem działacze Widzewa dokładnie sprawdzali stadion i odkryli uszkodzenia, które mogły spowodować atak gości na kibiców łódzkiego klubu.
– Wiemy, kto był w grupie kibiców GKS-u Tychy, byli tam zaprzyjaźnieni z nimi kibice ŁKS-u. Wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwy mecz, ale decyzja była taka, że wpuszczamy kibiców gości, bo wpuszczamy ich na każdy mecz, staramy się im zapewnić bezpieczeństwo. Rzeczywiście ktoś podjął próbę rozkręcenia furt. Były one uszkodzone od wewnątrz sektora. Na szczęście, robiąc jeszcze jedną kontrolę stadionu, udało się je wykryć. Zostały naprawione i zabezpieczone, więc kibice zasiadający w sektorze gości nie mieli możliwości ich sforsowania — tłumaczy nam rzecznik Widzewa, który potwierdza też atak na pracownice kateringu. – Była interwencja prezesa i kilku osób, więc na szczęście nic im się nie stało. Oczywiście poza tym, że solidnie się wystraszyły.
W Tychach też było gorąco
Awantura na stadionie Widzewa Łódź to powtórka wstępu do derbów Łodzi, który oglądaliśmy jesienią. Mecz Widzewa z GKS-em Tychy poprzedzał derbowe starcie, więc kibice ŁKS-u wykorzystali tę okazję i licznie pojawili się na Śląsku. Wtedy też było gorąco, bo w sektorze gospodarzy płonęły flagi zespołu gości. W mediach społecznościowych krążą zdjęcia zdemolowanego punktu kateringowego dla przyjezdnych na stadionie w Tychach. Wówczas była to sprawka kibiców Widzewa i ich zgód, choć nie doszło do aż tak poważnego „remontu”. Nie jest to rzecz jasna argument usprawiedliwiający tamte wydarzenia.
– Zostaliśmy po tym meczu ukarani m.in. zakazem wyjazdowym. Tam też nie było spokojnie, były jakieś uszkodzenia na obiekcie, chociaż skala jest nieporównywalna. Niestety nie była to przyjemna sytuacja, kibice gospodarzy chcieli się wtedy dostać do sektora gości. Kary dotknęły oba kluby, zostaliśmy obciążeni kosztami — wyjaśnia Marcin Tarociński.
Fakt, w necie nic nie ginie😛😛😛 pic.twitter.com/J3jtuxUFEm
— Dziad (@Tajemniczydonp1) April 4, 2022
***
Co tu dużo mówić: syf, kiła i mogiła. Chcielibyśmy powiedzieć, że po takiej trzodzie żadna z osób, która była w nią zamieszana, nie zasiądzie już więcej na żadnym stadionie, a GKS skutecznie wyegzekwuje pokrycie całości kary przez tych, którzy zniszczeń dokonali. Chcielibyśmy, ale to przecież polska piłka, gdzie możesz strzelać z rakietnicy do ludzi w trakcie finału pucharu kraju i ujdzie ci to płazem. Dlatego też nie spodziewamy się cudów, choć fajnie byłoby choć raz miło się zaskoczyć.
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Twierdza Głogów i rekord Leszczyńskiego. Najlepsi gospodarze w 1. lidze
- Argentyńczyk z 1. ligi: Czekamy na starcie Messiego z Lewandowskim
- Emre Celtik – talent z tureckiej akademii przyszłości
- Nemanja Nedić: Po śmierci ojca wszystko się zmieniło [WYWIAD]
- Dymkowski: Specjalizacja to jedyna droga [WYWIAD]
- Hubert Adamczyk – odrodzony w 1. lidze
fot. Newspix, WidzewToMy.net