Reklama

Nedić: Po śmierci taty wszystko się zmieniło. Walczę o to, co chcieliśmy razem zrobić

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

14 marca 2022, 09:50 • 11 min czytania 2 komentarze

Nemanja Nedić to lider defensywy GKS-u Tychy. Obrońca z Czarnogóry przeszedł nietypową drogę, bo na zaplecze Ekstraklasy trafił niedługo po wywalczeniu drugiego w karierze mistrzostwa swojego kraju. Porozmawialiśmy z nim o futbolu w jego ojczyźnie, pomysłach na wakacje na Bałkanach i najważniejszych osobach w jego życiu – na boisku i poza nim.

Nedić: Po śmierci taty wszystko się zmieniło. Walczę o to, co chcieliśmy razem zrobić

Mało u nas wiemy o piłce w Czarnogórze. Ciężko jest zdobyć mistrzostwo tego kraju?

W każdym kraju ciężko być mistrzem. Zawsze jest kilka klubów, które chcą walczyć o pierwsze miejsce. Tak samo jest w Czarnogórze. Dwa razy byłem mistrzem z Sutjeską, ale nie było lekko. Liga czarnogórska jest podobna do polskiej pierwszej ligi w jednym temacie: nigdy nie wiesz, kto wygra mecz. Zawsze jest możliwe, że pierwszy przegra z ostatnim. O mistrzostwo zawsze biją się minimum dwie drużyny. Sutjeska i Buducnost Podgorica to dwa najlepsze kluby. Do tego są dwa, trzy inne, które chcą o to powalczyć, zależnie od sezonu.

Twój zespół wyróżniał się na tle innych sposobem i stylem gry?

Zależy od tego, jak trener chciał grać. Mieliśmy dobry zespół, dużo dawała nam jakość indywidualna. Mieliśmy dobrych zawodników w ofensywie, ustanowiliśmy także rekord ligi jeśli chodzi o minuty bez straconej bramki – 1035. Były takie mecze, w których cały czas mocno pressowaliśmy, atakowaliśmy, ale też były mecze, w których czekaliśmy na błąd przeciwnika, byliśmy w niskiej obronie, liczyliśmy na kontrataki. Około 80% meczów graliśmy wysokim pressingiem i atakowaliśmy, bo takie są oczekiwania wobec drużyny walczącej o mistrzostwo kraju. Musieliśmy dominować.

Reklama

NEMANJA MIJUSKOVIĆ: CZEGO MAM SIĘ BAĆ? GRAŁEM NA LEWANDOWSKIEGO!

Czego brakowało wam w Europie, że nie przekładaliście formy z ligi na puchary?

Zrobiliśmy krok do przodu, kiedy wygraliśmy dwumecz ze Slovanem Bratysława. Wiadomo, że to lepsza drużyna na papierze, ale zagraliśmy dwa dobre mecze, włożyliśmy w nie dużo zdrowia. W pierwszym spotkaniu wyrównaliśmy w ostatniej minucie gry. To zostało nam w sercach i głowach, dało efekt w drugim meczu.

Być może brakowało nam doświadczenia w takich spotkaniach. Mocni rywale, pełne trybuny. Zawsze na papierze byliśmy outsiderem. Przegraliśmy z APOEL-em Nikozja i myślę, że nie zaprezentowaliśmy się źle, w domu mieliśmy szanse z nimi zremisować, ale nie wykorzystaliśmy kilku dobrych okazji.

Graliście też z Araratem, Linfield czy Astaną. Coś cię zaskoczyło w tych krajach?

Poza boiskiem ciekawa była Armenia. Astana to nowe miasto, szybko wybudowane. To widać. Turystom na pewno opłaca się tam jechać na kilka dni, żeby to zobaczyć.

Reklama

Co jest silną stroną ligi czarnogórskiej?

Indywidualna jakość poszczególnych piłkarzy. Mamy doświadczonych piłkarzy, którzy grali za granicą, wrócili do domu i robią różnicę. Na Bałkanach są zawodnicy, którzy wyróżniają się wyszkoleniem technicznym, to małe rzeczy, ale zauważalne. Nasze kluby chcą się rozwijać, teraz budujemy kilka stadionów. W Polsce infrastruktura jest lepsza i tego na pewno nam brakuje. Powoli robimy krok do przodu organizacyjne i finansowo.

Na meczach ligowych bywa tak gorąco, jak podczas spotkań reprezentacji?

Gdy gra reprezentacja Czarnogóry zawsze jest świetna atmosfera. Spotkania klubowe — nie tak bardzo. Kiedyś było lepiej, więcej kibiców przychodziło na trybuny. Ale gdy rozmawiam z kolegami w Polsce, słyszę, że tak samo jest tutaj. Mniej osób przychodzi na mecze na stadion, technologia idzie do przodu, więc oglądają mecze w telewizji. A każdym zespół potrzebuje wsparcia z trybun.

A jak wyglądały początki twojej kariery?

Pierwsze kroki to moje miasto — Berane. Mój ojciec zapisał mnie do lokalnego klubu. Byłem bardzo mały, miałem pięć lat. Na początku to była zabawa z kolegami, później wiedziałem, że to coś, bez czego nie mogę żyć. Moja pasja. W klubie byłem najmłodszy, nie było zespołu dla mojego rocznika. Trenowałem z chłopakami starszymi ode mnie o dwa, trzy lata. Gdy masz pięć lat to jest duża różnica.

Jak sobie z tym radziłeś?

Nie ma co ukrywać, grałem tam, gdzie najmniej przeszkadzałem! Ustawiali mnie na libero, między stoperem a bramkarzem. Tak wyglądały moje pierwsze treningi. Szybko się jednak zaadaptowałem. Wiedziałem, że oni są silniejsi, lepiej grają w piłkę, ale chciałem się rozwijać, nie bałem się. Na pewno coś mi to dało, może najbardziej w kwestii charakteru. Gdy zaczynałem boiska były słabe, nie mieliśmy dobrej murawy do treningów. Z biegiem czasu to się poprawiało, mieliśmy lepsze naturalne boiska, zbudowano nam też takie ze sztuczną murawą.

Grałeś w młodzieżowej reprezentacji kraju?

Tak. Ludzie z reprezentacji przyjeżdżali na nasze mecze, zaprosili mnie do kadry. Przez kilka lat grałem w młodzieżowych zespołach, U-15, U-16. To fajny czas, może wtedy nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, ile to znaczy. Nie brakowało mi ambicji czy motywacji. Chciałem walczyć, być tu, gdzie jestem, ale byłem bardzo młody i czułem się trochę dziwnie. Na pierwszym zgrupowaniu nie wiedziałem jak się zachować. Z mojej generacji raczej nikt się nie przebił, nie zrobił większej kariery.

Zaczynałeś seniorską karierę w klubie Radnicki Berane, który grał w drugiej lidze czarnogórskiej. Jakbyś opisał te rozgrywki?

Wtedy warunki były bardzo trudne. Zawsze było dużo walki, dużo biegania, pojedynków. Czasami po prostu brakowało w tym wszystkim piłki nożnej. Ale to był początek, wszystko było inaczej. Poza tym tak jak mówiłem od małego trenowałem z większymi i starszymi od siebie, więc byłem dobrze przygotowany do tego, co mnie tam spotkało.

Nemanja Nedić w GKS-ie Tychy

Gdy w Czarnogórze zgłasza się po ciebie taki klub jak Sutjeska, to jest to jakiś prestiż?

Najpierw trafiłem do OFK Grbalj, klubu z ekstraklasy. Graliśmy w finale Pucharu Czarnogóry właśnie z Sutjeską. Dla takiej drużyny ten finał był dużym sukcesem. Myślę, że dobrze w nim zagrałem, dlatego Sutjeska zwróciła na mnie uwagę i się mną zainteresowała. Dla mnie był to duży honor, to najlepszy klub w kraju. Mam tylko pozytywne wspomnienia i opinie związane z tym okresem. To był najlepszy okres w mojej karierze.

Kibicowałeś Sutjesce czy bardziej klubowi ze swojego miasta?

Kiedy graliśmy w najwyższej lidze zawsze kibicowałem Berane, potem na długo spadliśmy z ligi i faktycznie, kibicowałem wtedy Sutjesce. Sutjeska i Buducnost wyróżniają się w Czarnogórze pod względem organizacyjnym i kibicowskim. Kibicuje im najwięcej osób. W Sutjesce karierę zaczynał Mirko Vucinić, wszyscy o nim mówią, uwielbiają go. Jest legendą klubu i całej czarnogórskiej piłki.

Pójście w ślady Mirko to marzenie każdego młodego piłkarza w Czarnogórze? Podobnie jak kilku innych zawodników z twojego kraju szybko wyjechał do zagranicznej ligi.

Tak, mamy też Stefana Savicia czy Stevana Joveticia, którzy nadal grają w piłkę na świetnym poziomie. Oni też szybko wylądowali w zagranicznych klubach. Młodzi zawodnicy uważali, że szybciej rozwiną się, kiedy wyjadą z kraju niż gdyby zostali w Czarnogórze. Teraz łatwiej jest zrobić większy transfer z naszej ligi, kiedyś tak nie było, lepiej było trafić do zagranicznej akademii, bo wtedy ktoś mógł cię zobaczyć, jeśli byłeś dobry. Niedawno do ligi hiszpańskiej trafił Milutin Osmajic, z którym grałem w Sutjesce. To pierwszy piłkarz w Czarnogórze, który z naszej ligi trafił bezpośrednio do La Ligi. Jest szybki, silny, naturalny talent. Zrobił bardzo duży krok do przodu.

Kto był twoim ulubionym zawodnikiem?

Zawsze patrzyłem na swojego imiennika: Vidicia z Manchesteru United. Ale nie chodziło o imię, tylko o zachowanie na boisku. Nie tylko ja go podziwiałem. Każdy stoper musi przyznać, że Nemanja Vidić to jeden z najlepszych obrońców w historii piłki nożnej. Walczył całym sercem, wkładał głowę tam, gdzie inni bali się włożyć nogę. Cenię takie rzeczy.

Powiedziałbyś, że teraz macie podobny styl? Też jesteś typem walczaka.

Chciałbym, żeby tak było! Nie ukrywam, że jestem walczakiem, bo tylko tak umiem grać. Zawsze na 100%. Może nie zawsze wypadam tak, jakbym chciał, ale zawsze daję z siebie wszystko, co mogę, bez kalkulacji.

To chyba cecha piłkarzy z Bałkanów, jesteście bardzo zaangażowani.

Zgadza się. Może powodem tego jest nasza historia, wojny, które przeżyliśmy? Jesteśmy piłkarzami z charakterem. Czasem dobrym, czasem złym, ale z charakterem. Wychodzę z założenia, że jak dasz z siebie 100%, to musi być dobrze.

Kto był najlepszym zawodnikiem, z którym grałeś?

Wymieniłbym piłkarzy, z którymi byłem w Sutjesce, jak Damir Kojasević, były reprezentant Czarnogóry. Robił różnicę, jesteśmy dobrymi kolegami. Przed transferem do Polski pytałem go, jak tu jest, żeby mieć jakieś rozeznanie, zanim tu przyjechałem. Mówił, żebym się nie zastanawiał, bo to dobre miejsce. Mam też przyjaciela, który grał w naszej lidze — Marcina Garucha z Miedzi Legnica.

MARCIN GARUCH – NASZ CZŁOWIEK W CZARNOGÓRZE

Nie bałeś się trochę, że z walki o mistrzostwo kraju schodzisz do drugiej ligi?

Trochę tak. Myślałem o tym, czy to dobra decyzja. Konsultowałem to jednak z moim ojcem, z rodziną, menedżerem. Mocno chciałem coś zmienić w swoim życiu. Długo grałem w Czarnogórze, chciałem spróbować szans w innym kraju. Widziałem, że GKS Tychy był blisko szóstego miejsca rok przed moim przyjściem, brakowało im wtedy punktu, a teraz mieli wprowadzić baraże dla miejsc 4-6, GKS chciał o nie powalczyć. Pomyślałem sobie: ok, Ekstraklasy nie ma, ale możemy zrobić to razem. Pierwszy sezon był dobry, choć niestety nie udało nam się awansować po barażach.

Jakie były twoje pierwsze wrażenia z Polski?

Wszyscy ludzie w klubie i w szatni bardzo starali się mi pomóc, bo byłem jedynym obcokrajowcem w zespole. Było trochę inaczej, ale mogłem zadzwonić do kogoś, gdy tylko czegoś potrzebowałem i zaraz otrzymywałem pomoc.

To dlatego zacząłeś się uczyć języka, żeby szybciej wkomponować się w tę polską szatnię?

Tak, chciałem jak najszybciej poznać wasz język i kulturę. Przez pierwsze pół roku byłem tutaj sam, rodzina została w domu, więc musiałem się zaadaptować. Miałem aplikację na telefonie, oglądałem mecze, słuchałem, co mówią komentatorzy i wrzucałem to w Google Translator. Przez te sześć miesięcy dużo załapałem, potem gdy przyjechała do mnie rodzina i zaczęliśmy w domu rozmawiać po serbsku, nauka szła już trochę wolniej.

Kibice wybrali cię najlepszym piłkarzem jesieni w GKS-ie, my nominowaliśmy cię do jedenastki rundy. Czujesz, że przerastasz tę ligę?

Bardzo się cieszę z takich rzeczy. Po rundzie zajrzałem w statystyki, bo nie wiedziałem, że jestem zawodnikiem, który wygrał najwięcej pojedynków, który trafi do jedenastki jesieni. Przede wszystkim patrzę na wynik drużyny, a nie na sukces indywidualny, ale kiedy wszystko się skończy i widzisz, że się wyróżniasz, to miła nagroda za to, co robiłeś na boisku.

Pomówmy jeszcze chwilę o Czarnogórze. Jak opiszesz nam swój kraj?

Rozmawiam z kolegami i widzę, że ludzie z Polski często jeżdżą na wakacje na Bałkany. Nie zawsze do Czarnogóry, bo to poza Unią Europejską, ale to się zmieni. Jesteśmy małym, ale przepięknym krajem. Kto lubi góry, może iść w góry, jest tam śnieg, a 200 kilometrów dalej jest piękne, czyste morze. W najbliższych latach będziemy bardziej popularnym krajem dla turystów, tak myślę. Mam nadzieję, że będziemy pierwszym wyborem, przed Chorwacją.

To co polecisz nam zobaczyć?

Jeśli lubisz morze to polecam Budvę i Kotor. Jeśli wolisz góry, to dobrze wybrać się gdzieś, gdzie są też piękne jeziora, np. w okolice Bjelasicy. Żabljak to też bardzo fajne miasto.

Jak wygląda twoje rodzinne miasto i życie w nim?

Podobnie jak w Tychach, to nieduże miasto, mamy blisko góry, zimą jest tu bardzo pięknie. Mamy od siebie trzy godziny do Budvy, więc ludzie często jeżdżą tam na weekend, na mini wakacje. Mamy kilka fabryk, choć teraz pracują trochę słabiej. Jest też dużo ziemi uprawnej, gospodarstw domowych. Bardzo popularne u nas jest domowe jedzenie.

Nemanja Nedić dedykuje bramkę zmarłemu tacie

Masz swoje ulubione dania?

Na Bałkanach zawsze jest dużo mięsa. W Czarnogórze bez mięsa nie ma życia! Nad morzem popularne są ryby, ale ja za nimi nie przepadam. Z tradycyjnych rzeczy lubię domowe sery. Trochę się to u mnie zmieniało, kiedyś jadłem bardzo dużo mięs, teraz jem ich trochę mniej, przerzuciłem się na inne rzeczy.

Do swojego rodzinnego miasta jeździłeś samochodem. Kawałek drogi.

W czasach koronawirusa tak było najłatwiej, w inny sposób ciężko było to zorganizować. Samochodem jechałem do siebie 16-17 godzin. Samemu pokonać taką trasę… Było ciężko. Czas leci bardzo wolno, nawet muzyka nie pomaga. Godzina, dwie — czujesz się lepiej, a tu przed tobą jeszcze 15. Gdy jechałem z kimś, było łatwiej, możesz pogadać, zatrzymać się na kawę.

Osiągasz najlepszy wiek dla piłkarza. Czujesz, że się rozwinąłeś?

Tak. Nie wiem, czy chodzi o to, że to najlepszy okres dla piłkarza, ale czuję, że mogę zrobić jeszcze kilka kroków do przodu. Traktuję to jako motywację. Moim zdaniem najbardziej rozwijam się w głowie, mentalnie. Inaczej parzę na świat, na piłkę. Mam coraz mniej presji niż kiedyś. Wtedy często myślałem tylko o tym, żeby nie zrobić błędu, bo jestem stoperem i muszę być ostrożny. Zmieniły się pewne rzeczy w moim życiu prywatnym, zobaczyłem, że życie jest jedno i muszę robić wszystko najlepiej jak umiem.

To przyszło samo z siebie?

Trudno mi o tym mówić. Mój ojciec był moim największym wsparciem przez całe życie. Rok temu zmarł, ale czuję, że nadal jest z nami. Tak jak wcześniej był wiatrem, który wiał mi w żagle, tak nadal nim jest. Walczę dla niego, dla rodziny, o to, co chcieliśmy razem zrobić. Wiem, że dalej patrzy na mnie z góry. Kiedy go straciłem w mojej głowie wszystko się zmieniło. Niedługo potem żona urodziła mi syna, takie rzeczy pomagają najbardziej, dają siłę.

Co chciałbyś osiągnąć? Masz jakieś marzenie?

Zagrać na jeszcze wyższym poziomie. Pierwszy cel to awansować do Ekstraklasy. Moim marzeniem jest liga angielska. Może się uda, może nie, będę walczył o to do samego końca mojej kariery. Dalej myślę też, że mam szansę na grę w reprezentacji Czarnogóry. Nie wiem kiedy, ale jestem przekonany, że mam na to szanse.

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
0
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Klub Zero. Najbardziej doświadczeni ligowcy, którzy nigdy nie grali w pucharach

Michał Trela
8
Klub Zero. Najbardziej doświadczeni ligowcy, którzy nigdy nie grali w pucharach

Komentarze

2 komentarze

Loading...