Reklama

Iga Świątek w finale Miami Open! Jej przeciwniczką będzie Naomi Osaka

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

01 kwietnia 2022, 06:53 • 8 min czytania 10 komentarzy

Po dzisiejszym meczu Igi Świątek, w którym rywalką Polki była Jessica Pegula, możemy powiedzieć, że mistrzostwo ma różne oblicza. W pierwszym secie Iga pokazała dominację na korcie, a rywalka niewiele mogła poradzić na tak dysponowaną Polkę. W drugim Pegula dała z siebie wszystko i postawiła Świątek bardzo twarde warunki do zwycięstwa. I wtedy Iga pokazała mistrzostwo w innym wymiarze – mentalnym. Nasza rodaczka jest w stanie wyjść z każdej opresji, w jakiej tylko znajdzie się w meczu. Tak jak zdobiła to dziś, wygrywając spotkanie 6:2 i 7:5 w setach. Tym samym Świątek awansowała do finału turnieju Miami Open! A tam już czeka na nią Naomi Osaka.

Iga Świątek w finale Miami Open! Jej przeciwniczką będzie Naomi Osaka

UDOWODNIĆ PIERWSZE MIEJSCE W RANKINGU

Zaraz po tym, jak Ash Barty ogłosiła zakończenie tenisowej kariery, można było się zastanawiać, czy Świątek aby nie za wcześnie została liderką rankingu WTA. Owszem, wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z jej ogromnych możliwości. Ale bardziej prawdopodobny wydawał się scenariusz, w którym Polka wciąż się rozwija, a do pozycji najlepszej tenisistki świata dochodzi krok po kroku.

Tymczasem po tym jak Australijka zrezygnowała, a Świątek wygrała pierwszy mecz z Viktoriją Golubić w Miami Open, stało się jasne, że niezależnie od dalszego przebiegu turnieju, polska tenisistka w kwietniu oficjalnie rozgości się na fotelu liderki kobiecego tenisa. Ale po wygranej ze Szwajcarką mogła udowodnić, że nie dostąpiła takiego zaszczytu na wyrost. I co tu dużo pisać, Świątek pokazała, że miano twarzy Women’s Tennis Association należy jej się, jak żadnej innej tenisistce.

Polka dziś jest najbardziej kompletną zawodniczką w całej stawce. Naprawdę trudno wymienić element tenisowego rzemiosła, w którym by odstawała od rywalek. Za to na returnie jest wręcz genialna w porównaniu do reszty stawki. W dodatku potrafi mądrze zmieniać tempo meczu. Wcześniej grała agresywnie, ale przy tym jednostajnie. Iga teraz, to zawodniczka która potrafi nieco spowolnić grę i czekać na dobry moment do ataku. Widzieliśmy to w meczu z Cori Gauff. Amerykanka, która jest kreowana na przyszłą gwiazdę tenisa, starała się często zmieniać prędkość przeprowadzanych akcji. Wiedziała, że Świątek nie preferuje tego rodzaju szarpanej gry. Tak przynajmniej było w poprzednim sezonie. Ale w Miami Gauff nie znalazła skutecznego sposobu na świetnie dysponowaną Świątek i gładko przegrała 3:6, 1:6.

Reklama

SZKODA, ŻE NIE BADOSA

W tym roku obserwujemy nową, lepszą Polkę. Potrafiącą dostosować się do przeciwniczki i taką, która psychicznie nie pęka. A przecież można było się zastanawiać nad tym, jak ta dziewczyna udźwignie presję związaną z grą jako faworytka. W sytuacji, gdy nie tylko Polska ściska za nią kciuki, ale jej zwycięstwa spodziewa się cały świat. I to w każdym turnieju, nie w pojedynczym meczu.

Tymczasem Iga nic sobie z tego nie robi, kontynuując swoją serię wygranych pojedynków z rzędu. Ćwierćfinałowy triumf z Petrą Kvitovą był jej piętnastym kolejnym zwycięstwem. Polka w Miami jeszcze nie straciła seta. W dodatku zwyciężyła w dwóch poprzednich turniejach, w których zdecydowała się wziąć udział – kolejno w Katarze oraz Indian Wells. Świątek imponuje formą. Świątek jest najlepsza na świecie.

IGA Z NAJDŁUŻSZĄ SERIĄ ZWYCIĘSTW W OSTATNICH LATACH? TAK, JEŚLI WYGRA TURNIEJ W MIAMI

I z tego względu trochę szkoda było, że dziś w nocy naprzeciwko Polki stanęła Jessica Pegula. Nie to, żebyśmy coś mieli do Amerykanki. To niezła tenisistka – dwudziesta pierwsza rakieta świata, dysponująca dobrym własnym podaniem. Chociaż nie poszło jej w Indian Wells, gdzie przegrała już w swoim pierwszym meczu z Marie Bouzkovą, to na kortach w Miami prezentuje się znacznie lepiej. Podobnie jak Świątek, Pegula w tym turnieju jeszcze nie przegrała seta. Rzecz w tym, że Jessice w jej pojedynkach pomogło szczęście. Swój trzeci mecz rozgrywała z Angeliną Kalininą, ale spotkanie zakończyło się po pierwszym secie – Ukrainka skreczowała.

Jakby tego było mało, taka sytuacja powtórzyła się w ćwierćfinale, gdzie Paula Badosa poddała się po zaledwie dwudziestu minutach gry. Szkoda że tak to się potoczyło. Hiszpanka była zawodniczką, która przed turniejem miała matematyczne szanse na wywalczenie pierwszej pozycji w rankingu WTA, gdyby Iga Świątek odpadła w swoim pierwszym meczu. Tak się nie stało, ale mimo wszystko pojedynek dwóch czołowych tenisistek w turniejowej drabince cieszyłby nas bardziej. Chociażby z racji samego kontekstu ich rywalizacji w rankingu mogłyby rozstrzygnąć bezpośrednio na korcie to, która z nich jest lepsza.

Co nie znaczy, że Iga nie miała nic do udowodnienia. Z Pegulą mierzyła się zaledwie raz. Miało to miejsce w 2019 roku, kiedy obie zawodniczki znaczyły w kobiecym tenisie o wiele mniej, niż teraz. Wówczas to Amerykanka była górą i wygrała 2:1 w setach. Od tamtego meczu zmieniło się wszystko i jeżeli mielibyśmy szukać argumentów za Pegulą, to byłoby to niewielkie zmęczenie tenisistki turniejem, ze względu na przebieg jej meczów. Ale przecież Amerykanka nie trafiała na przeciwniczkę przemęczoną, która wcześniej toczyła wielogodzinne boje. Zresztą prawdopodobieństwo zwycięstwa wiele mówiło o tym, która z zawodniczek jest faworytką spotkania. To wskazywało 79% dla Igi Świątek.

Reklama

TENIS DWÓCH PRĘDKOŚCI

Pegula nieźle rozpoczęła spotkanie. To jej serwis otwierał mecz i w swoim pierwszym podaniu nie oddała Polce żadnego punktu. Ale już przy następnym podaniu Amerykanki, Świątek przyparła ją do ściany. Doprawdy fenomenalne u Polki jest to polowanie na drugą piłkę, zagraną przez rywalkę. Pegula robiła, co tylko mogła, by nie stracić serwisu, ale Iga rozkręcała się z każdą akcją. Czwarty break point dla Świątek okazał się skuteczny i tyle zostało z dobrego wejścia reprezentantki gospodarzy w mecz.

Iga Świątek dominowała na korcie, a przy tym była szalenie metodyczna. Uwielbiamy oglądać to, co Polka wyprawa w kolejnych meczach, ale momentami aż szkoda było nam Peguli. Kiedy Świątek zaczynała gemy, w zasadzie nie dawała rywalce szans na ugranie czegokolwiek. Nawet kiedy po podwójnym błędzie serwisowym w piątym gemie zrobiło się 40:40. Wydawało się, że Amerykanka mogła coś ugrać, ale następne dwie piłki Iga rozegrała kapitalnie. Kiedy wyrzucała Pegulę na jedną stronę kortu i otrzymywała piłkę zwrotną, zaraz zagrywała ją na przeciwległą stronę rywalki. Tak celne zagrania, przy których rywalka nie ma nic do powiedzenia, naprawdę mogą odebrać chęć do gry.

Z kolei Jessica przy każdym swoim podaniu walczyła o przetrwanie. I Amerykance należy się szacunek za starania, jednak to była gra dwóch różnych prędkości. Kiedy tenisistka z Raszyna zdobyła drugie przełamanie, losy seta były już w zasadzie przesądzone. Jakże symboliczny był ostatni gem w partii, w którym Świątek serwowała. Pegula bardzo dobrze go rozpoczęła, prowadząc 30-0. Ale kiedy zepsuła kolejne zagranie, wydobyła z siebie krzyk frustracji. Niby wciąż była w dobrej sytuacji, prowadziła w gemie. Jednak wiedziała, że kiedy Świątek poczuje krew, już nie wypuści okazji. I tak też się stało – gem i set padły łupem Polki.

PEGULA WRÓCIŁA DO GRY

Na początku drugiego seta zastanawialiśmy się, czy z okazji prima aprilis Canal+ sprawił widzom psikusa, ponownie odtwarzając pierwszą partię meczu. Bo obie rozpoczęły się dokładnie tak samo. Pegula pewnie wygrała swoje podanie, Świątek odpowiedziała tym samym, po czym Amerykanka uwijała się jak w ukropie, by utrzymać serwis.

W czwartym gemie okazało się, że z transmisją wszystko jest w porządku, a primaaprilisowy żart – dodajmy, że mało śmieszny – wyciął jeden z kibiców. Pomimo wieczorowej pory, temperatura w Miami (termometry wskazywały 26 stopni) i wprawiły fana w za dobry humor, przez co sędzina spotkania musiała zarządzić przerwę i poprosić ochronę o wyrzucenie jegomościa z trybun.

Wtedy zrobiło się ciekawie – na szczęście, wyłącznie na korcie. Bo Iga niespodziewanie dała się przełamać. Dodajmy, że była to dla Igi dość niecodzienna sytuacja. W turnieju zdarzyło się jej to dopiero po raz trzeci. A chwilę później – po raz czwarty. Nagle w drugim secie naprzeciwko Igi Świątek zdawała się grać zupełnie inna zawodniczka. Pegula zaczęła nastawiać się na dłuższe wymiany, ale przede wszystkim, bardzo mądrze grała w obronie. Owszem, Świątek popełniła kilka niewymuszonych błędów, jednak jej przeciwniczka w drugiej partii zupełnie nie odstawała poziomem. A ten był bardzo wysoki.

Aha, i jest jeszcze coś. To jest Iga. Skoro Amerykanka ugrała dwa break pointy, to Świątek odpłaciła się dokładnie tym samym. To była zupełnie poryta partia, w której obie tenisistki zdobywały punkty na podaniach rywalki. Ostatecznie w przełamaniach stanęło na 4:3 dla Igi, ale Peguli należy się ogromny szacunek. Po tym jak gładko przegrała pierwszego seta, większość zawodniczek po prostu by się załamała. Tymczasem Świątek musiała pokazać na korcie absolutne mistrzostwo, by pokonać swoją rywalkę. Również pod względem mentalnym. Pamiętamy przecież, jak wiele zastrzeżeń można było mieć do jej emocjonalnych reakcji na korcie w zeszłym roku.

Ale dziś mamy do czynienia z inną zawodniczką. Taką, która nawet popełniając błędy, potrafi wyjść z najgorszej opresji. W ostatniej piłce spotkania Pegula w końcu zepsuła wymianę i tak set zakończył się wynikiem 7:5 dla Świątek. Lecz wcześniej Iga znajdowała się w kilku sytuacjach podbramkowych, które prowadziły do rozegrania trzeciego seta. I za każdym razem wychodziła z nich obronną ręką.

– Jessica była dziś bardzo trudną rywalką. Na korcie była wszędzie. Gratuluję jej występu, wspaniale zagrała – komplementowała przegraną rywalkę Iga.

Zatem Iga Świątek awansowała do finału turnieju Miami Open. A w nim zagra z nie byle kim, bo jej rywalką będzie Naomi Osaka. Wprawdzie Japonka znajduje się dopiero na 77. pozycji w rankingu WTA, lecz nie ma wątpliwości co do tego, że u szczytu formy to zawodniczka wybitna. Zwłaszcza na twardych nawierzchniach.

Dla wszystkich fanów tenisa w Polsce mamy jeszcze jedną wiadomość. I na szczęście, to nie jest żaden prima aprilis. Mecz finałowy odbędzie się w sobotę o godzinie 19:00 polskiego czasu. Zatem nie będziecie musieli zarywać nocki, by zobaczyć jak Polka gra o zwycięstwo w prestiżowym turnieju.

Iga Świątek – Jessica Pegula 6:2, 7:5

Fot. Newspix

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

10 komentarzy

Loading...