Reklama

„Mecz na Lechu w roli gospodarza? Tak, jeśli będziemy już utrzymani”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

23 marca 2022, 10:15 • 8 min czytania 19 komentarzy

Dawid Szymonowicz w drugiej połowie października w lekkim akcie desperacji związał się z Wartą Poznań, żeby nie stracić całej rundy jesiennej. Transfer ratunkowy okazał się świetnym posunięciem dla obu stron, bo 26-letni obrońca z miejsca wskoczył do składu i stał się pewnym punktem zespołu. Rozmawiamy z nim o wydarzeniach z ostatnich miesięcy. Czy nie miał obaw po zwolnieniu Piotra Tworka? Na czym polega siła Dawida Szulczka? Czy prowokował Artura Boruca? Co myśli o meczu na Lechu w roli gospodarza? Co było mocnym argumentem do przedłużenia kontraktu z Wartą? Zapraszamy. 

„Mecz na Lechu w roli gospodarza? Tak, jeśli będziemy już utrzymani”

Po kilku miesiącach można już chyba powiedzieć, że twoje przyjście do Warty okazało się strzałem w dziesiątkę, co niekoniecznie było pewne na starcie.

Przychodziłem w specyficznych okolicznościach. Drużyna miała słabszy okres, nie wiadomo było, jak to wszystko będzie dalej wyglądało. Na szczęście powoli, krok po kroku z tej sytuacji wychodzimy i wierzę, że utrzymamy się w Ekstraklasie.

Zaskoczyło cię momentalne wejście do składu Warty? Między twoim ostatnim meczem w Cracovii a pierwszym w Warcie minęło ponad pięć miesięcy.

Miałem długą przerwę, ale nie miałem dużych zaległości, bo nie chodziło o kontuzję. Wiadomo, że nic nie zastąpi treningu drużynowego, dość szybko jednak udało mi się wejść na wysokie obroty, pozwalające grać w Ekstraklasie.

Reklama

Pojawiły się obawy, gdy zaraz potem zwolniono Piotra Tworka? On cię sprowadzał, on cię chciał, a nowy trener to zawsze pewna niewiadoma.

To kolejna specyficzna sytuacja. Trener Tworek mnie ściągał, a popracowaliśmy razem niecałe dwa tygodnie. Zagrałem u niego 45 minut z Lechią Gdańsk i zaraz potem doszło do jego zwolnienia. Takie historie zawsze są przykre również dla drużyny. Każdy wiedział, jak trener Tworek był zżyty z klubem, jaką atmosferę wprowadził. W życiu nie widziałem, żeby szatnia w bardziej emocjonalny sposób żegnała swojego trenera. To pokazywało, jak silne więzy łączyły go z zespołem.

A czy miałem obawy? Myślę, że nie. W tamtym momencie po prostu chciałem grać w piłkę i cieszyłem się z tego, że znów mogę być na boisku.

Na czym polega siła Dawida Szulczka, że tak szybko kupiliście jego pomysł na grę? Warta pod jego wodzą jest elastyczniejsza i wszechstronniejsza taktycznie, gra odważniej i daje to efekt punktowy. Adrian Lis w Weszłopolskich mówił, że Szulczek ma bardzo prosty przekaz i nawet jego żona zrozumiałaby wszystkie założenia.

Moim zdaniem siłą trenera Szulczka jest przede wszystkim przygotowanie merytoryczne i to, że potrafi do każdego dotrzeć. Każdemu wydziela zadania na boisku i później konsekwentnie z nich rozlicza. Każdy wie, co ma robić.

Reklama

Masz u niego zadania, których wcześniej nie dostawałeś jako obrońca?

Jest kilka rzeczy, których do tej pory nikt ode mnie nie wymagał.

Na przykład?

Na przykład specyficzne podejście do rozgrywania piłki. Trener chce, żebyśmy w odpowiedni sposób zapraszali przeciwnika do pressingu. W ten sposób stwarzamy więcej miejsca naszym pomocnikom i dzięki temu łatwiej płynnie przejść im do ataku.

Czujesz, że być może znajdujesz się teraz w najlepszej formie, odkąd grasz w Ekstraklasie?

Trudno mi powiedzieć. Na pewno forma całej drużyny idzie w górę, a wtedy zyskują też jednostki i widać to po wynikach. Mam poczucie, że jestem w dobrej formie, że jestem dobrze przygotowany, a zespół dobrze funkcjonuje jako całość. Dla mnie, jako obrońcy, jest to bardzo ważne.

Siłą Warty już w zeszłym sezonie była świetna atmosfera w szatni. Przy przedłużaniu kontraktu mówiłeś, że taka jest nadal i podkreślałeś więcej polskości niż w poprzednich klubach.

Nie ukrywajmy, proporcje w tym względzie nie są bez znaczenia. Największy wpływ na atmosferę w Warcie mają starsi zawodnicy, często długo będący w klubie. Oni dbają również o nowych zawodników, ułatwiają im aklimatyzację. Są momenty, w których to podejście jest niepiłkarskie. Panuje u nas bardziej rodzinna atmosfera niż w moich wcześniejszych klubach.

Dość szybko podpisałeś nową umowę. Kiedy rozmawialiśmy zaraz po twoim przyjściu, mówiłeś, że na razie jesteście dogadani na trzy miesiące. Nie zakładałeś wtedy mocniej pozostania w Warcie na dłużej?

Miałem myślenie takie, jak nasze początkowe ustalenia: trzy miesiące, tymczasowość. Gdy jednak wskoczyłem do składu i zacząłem regularnie grać, dość szybko zaczęliśmy rozmowy o dalszej przyszłości. Potoczyły się tak, że podpisałem nową umowę do 2024 roku. Ważne były dla mnie względy rodzinne. Na początku grudnia urodził się mój syn. Wiadomo, że początki po narodzinach dziecka są dość ciężkie i dla mamy, i dla taty. Ewentualna przeprowadzka w takim momencie byłaby dla nas sporym problemem.

Gdybyś nie został ojcem, też zostałbyś w Warcie?

Sądzę, że tak. Do pozostania w klubie przekonało mnie to, co działo się po przyjściu trenera Szulczka. Sprawy ewidentnie zmierzały w dobrym kierunku, w każdym aspekcie robiliśmy postępy i były widoki na dalszy progres. Czułem, że jeśli dobrze przepracujemy zimowe przygotowania, to czeka nas udana wiosna.

A gdy zaczynaliście tę rundę, nadal miałeś przekonanie, że będzie dobrze? W tabeli wiosny Warta byłaby dziś wysoko.

Tak, byłem przekonany, że będzie to dobrze wyglądało. Na obozie w Turcji widziałem, że idziemy do przodu, że coraz lepiej rozumiemy założenia trenera. Chciał zmienić styl gry Warty, wprowadzał coraz to nowsze rzeczy, a my szybko je chwytaliśmy. Nie było podstaw, żeby z obawami zaczynać wiosnę.

Wynikowo zaczęliście jednak średnio, bo od domowego remisu z Górnikiem Łęczna. Potem jednak wygraliście na Legii w przekonującym stylu. To był mentalny przełom dla Warty Szulczka?

Moim zdaniem, mimo wszystko nie. Z Górnikiem Łęczna cudem uratowaliśmy punkt po golu Adriana Lisa w doliczonym czasie, ale nie graliśmy źle. Przez większość meczu kontrolowaliśmy wydarzenia, w dziwnych okolicznościach nie uznano nam bramki Adama Zrelaka. Rywal w zasadzie stworzył sobie pół sytuacji i miał z tego gola. Przewrotka z piętnastego metra, strzał nie do końca czysty, jakoś wpadło. Zdominowaliśmy Górnika i tylko przez własną nieskuteczność nie wygraliśmy. Sama gra mogła napawać optymizmem, więc na Legię nie jechaliśmy z obawami, a raczej z nastawieniem, że chcemy wygrać. 1:0 na Łazienkowskiej stanowiło pozytywny bodziec, utwierdzający w przekonaniu, że idziemy właściwą drogą, ale nie używałbym takich słów jak „przełom”.

Z Legią nie tylko strzeliłeś zwycięskiego gola, ale też po części sprawiłeś, że Artur Boruc do dziś znajduje się na cenzurowanym u Aleksandara Vukovicia po czerwonej kartce. W żaden sposób nie prowokowałeś w tamtej sytuacji?

Dużo się o tym pisało i dużo mówiło, a ta sprawa naprawdę nie ma żadnego drugiego dna. Nie było żadnej prowokacji czy wcześniejszej wymiany zdań między mną a Borucem, wszystko pokazały kamery. Po prostu chciałem spowolnić jego wznowienie gry, gdy wyłapał dośrodkowanie, ale nie robiłem tego wyjątkowo intensywnie. Sytuacja, jakich wiele w każdej kolejce.

Dodałeś coś od siebie po ataku Boruca?

Powiem tak: na pewno nie był to cios, który zwaliłby mnie z nóg, ale byłbym nieodpowiedzialny względem drużyny, gdybym w takiej chwili, przy takim wyniku nie wykorzystał takiego zachowania bramkarza rywali.

Po końcowym gwizdku próbowałeś to z Borucem wyjaśnić, przybiliście piątkę?

Po meczu między nami nie było już żadnego kontaktu.

Odczułeś jednodniowy wzrost zainteresowania po wydarzeniach z Legią?

Nie. Głośno było w mediach o tym zdarzeniu, ale w kontekście Artura Boruca, nie moim. Myśmy cieszyli się z bardzo udanego wieczoru i bardzo ważnego zwycięstwa. Tak jak wspominałeś, odnieśliśmy je w przekonującym stylu, co dodatkowo cieszyło. Legia nie potrafiła nam mocniej zagrozić.

Premierowego gola w nowych barwach powinieneś strzelić w pierwszym występie od początku. W Gliwicach zaliczyłeś spektakularne pudło.

Miałem do siebie duże pretensje, że nie wykorzystałem tej sytuacji. Akcja była dynamiczna, ale tak czy siak, to musiał być gol, uderzałem piłkę z trzech metrów do pustej bramki. Tyle dobrze, że wynik końcowy się zgadzał, a wtedy z większym przymrużeniem oka podchodzi się do takich momentów.

Sporo daje wam Frank Castaneda, który w pięciu meczach strzelił trzy gole, mimo że po drodze zmarnował rzut karny. Pojawiały się obawy, czy nie chce tu tylko przezimować, skoro ma już nagrany kontrakt na nowy sezon, ale wygląda na to, że były one niesłuszne.

Gdyby wykorzystał tego karnego, nie byłoby tematu i zostałby bohaterem. Jestem przekonany, że gdyśmy wtedy prowadzili z Termaliką, to byśmy wygrali. Generalnie Frank pokazuje, że naprawdę mu zależy i chce osiągnąć cel razem z drużyną, mimo że przyjechał tu na trzy miesiące. Na treningach nie od razu pokazywał wielką jakość, potrzebował chwili na okrzepnięcie, ale po paru mikrocyklach widać już było, że to nie jest przypadkowy zawodnik.

Frank Castaneda w Warcie Poznań. Krótkoterminowy hit transferowy [SYLWETKA PIŁKARZA]

Przerwa reprezentacyjna jest dla was zaskakująco spokojna. Macie komfort w tabeli, sześć punktów przewagi nad strefą spadkową. Chyba sporo stresu, który mógł być na początku, już z was zeszło?

Jest wręcz przeciwnie. Jasne, sześciopunktowa przewaga nad kreską pozwala na delikatny oddech, zasłużyliśmy sobie na niego. Nikt jednak się nie rozpręża, w zespole panuje pełna mobilizacja. Jesteśmy świadomi, że przed nami nadal sporo roboty. Według moich obliczeń, potrzebujemy jeszcze dziewięciu punktów do pewnego utrzymania. Patrzyłem na średnią z poprzednich lat i coś takiego mi wyszło.

Przed wami między innymi derby Poznania. Pojawiła się informacja, że możecie zagrać na stadionie Lecha w roli gospodarza. Jak się zapatrujesz na takie rozwiązanie?

Zależy, jaka byłaby nasza sytuacja. Gdybyśmy mieli już zapewnione utrzymanie, jestem na tak. Gdyśmy jednak do końca bili się o pozostanie w lidze, jestem na nie. Może i naszych kibiców byłoby więcej niż normalnie w Grodzisku, ale kibice Lecha i tak mieliby przewagę, nieśliby swoją drużynę. To miałoby znaczenie i stawiałoby Lecha w uprzywilejowanej sytuacji.

Radosław Mozyrko, były już dyrektor sportowy Warty, po przedłużeniu twojego kontraktu mówił, że chcesz się tu wybić za granicę.

Nie porzuciłem zagranicznych ambicji, ale wydarzenia z letniego okienka, gdy poszukiwania nowego klubu przeciągały się w nieskończoność, nauczyły mnie, żeby patrzeć krótkoterminowo. Teraz celem jest utrzymanie Warty w Ekstraklasie i dopóki tego celu nie zrealizujemy, o innych sprawach nie myślę.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

WIĘCEJ O DAWIDZIE SZYMONOWICZU:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela
3
Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Komentarze

19 komentarzy

Loading...