Legia Warszawa z jednej strony świeżo po ukończeniu bardzo ważnej inwestycji w infrastrukturę, z drugiej – po okresie sporych piłkarskich rozczarowań. Gdzieś w powietrzu powiew dużych zmian, coraz częstsze rozmowy o tym, że pewna formuła się wyczerpała i czas na zupełnie nowe rozdanie. Do tego jeszcze te roszady na stanowiskach dyrektorskich, interesujące zwłaszcza w kwestii odpowiedzialności za transfery. A przecież to nie wszystko. Właściciel latami dokładał do budżetu grube miliony złotych, więc i pod względami czysto finansowymi 90 minut przeciw Spartakowi Moskwa nabierało wyjątkowej wagi.
Tak wyglądała Legia Warszawa w połowie roku 2011, gdy przyszło jej rozegrać mecz przeciw Spartakowi Moskwa. Mecz, który z późniejszej perspektywy można nazwać starciem definiującym przyszłość klubu. Definiującym bezpośrednio – bo tak naprawdę od tego spotkania zaczął się jeden z nielicznych udanych sezonów Legii w trakcie rządów ITI, ale i definiującym pośrednio – bo rankingowe punkty nabite w tamtych dniach liczyły się jeszcze w trakcie walki zespołu Besnika Hasiego o awans do Ligi Mistrzów. Niektórzy pisali, nie bez racji – nie byłoby wylosowania Dundalk, gdyby nie było bramki Janusza Gola.
Wtedy nowym obiektem był świeżo oddany stadion, dzisiaj jest nim Legia Training Center, najnowocześniejszy obiekt treningowy w tej części Europy.
Wtedy właścicielem, który po latach dokładania do interesu nadal nie mógł osiągnąć większego sukcesu sportowego było ITI, dziś jest nim Dariusz Mioduski.
Analogii można wyszukiwać więcej – np. zastanawiając się, ile jest Mirosława Trzeciaka czy Marka Jóźwiaka, bo obaj panowie maczali palce w budowie kadry dla Macieja Skorży, w osobie Radosława Kucharskiego. Można się zastanowić, czy ówczesny kruchy pokój między trybunami rozczarowanymi kolejnymi wtopami sportowymi i organizacyjnymi nie ma pewnych cech tego, co możemy przy Łazienkowskiej obserwować dzisiaj. Natomiast najbardziej czytelna analogia jest oczywista.
Wtedy Legia grała przeciw Spartakowi cholernie ważny mecz i dzisiaj Legia gra przeciw Spartakowi cholernie ważny mecz.
Legia – Spartak jako początek nowego
Nie ma sensu naciągać rzeczywistości. To nie tak, że nowi inwestorzy siedzieli w loży VIP na moskiewskich Łużnikach, oczekując wyłącznie na rezultat rewanżowego spotkania IV rundy eliminacji Ligi Europy. Pomiędzy zwycięstwem Macieja Skorży w stolicy Rosji a początkiem realnych zmian przy Łazienkowskiej było kilkanaście miesięcy przerwy. Legia awansowała do fazy grupowej europejskich pucharów ogrywając Spartaka 25 sierpnia 2011 roku. Bogusław Leśnodorski został prezesem Legii dopiero w grudniu 2012 roku, do przejęcia klubu z rąk koncernu ITI doszło jeszcze dwa lata późnej, gdy Leśnodorski, Wandzel oraz Mioduski ostatecznie zakończyli 10-letni romans firmy ze stołecznym klubem.
SPARTAK WYGRYWA DZISIAJ W WARSZAWIE? KURS NA ZWYCIĘSTWO GOŚCI W FUKSIARZU TO 2,05!
Natomiast trudno nie dostrzegać tutaj wagi całego sezonu 2011/12. Jasne, pewnie ważniejszym i bardziej istotnym elementem było oddanie stadionu, które stanowiło prawdziwy skok w XXI wiek, nieco spóźniony, jak na klub o takich ambicjach. Natomiast nowy stadion przy Łazienkowskiej trzeba było zapełnić – po pierwsze kibicami, którzy przecież nie zawsze mieli po drodze z właścicielem, po drugie zaś – piłkarzami, którzy tym razem daliby fanatykom chociaż namiastkę radości. Paweł Zarzeczny pisał zresztą tuż po zatrudnieniu Leśnodorskiego, jako trzeciego prezesa w 2012 roku, że na razie najszybciej idzie zapełnianie gabinetów prezesami.
Ale, ale: sezon 2011/12 był niejako sezonem przywracającym nadzieję, że na Legii da się coś ciekawego zbudować. Jeśli weźmiemy pod uwagę całą erę ITI do tego momentu – to było siedem lat chudych. Potężne środki. Ogromne nadzieje. Wielkie zapowiedzi. Buńczuczne kampanie medialne z pamiętną “truskawkową” na czele. A w gablotach? Jedno mistrzostwo. dwa Puchary Polski. W Europie bieda, najdalej Legia dobijała do III rundy eliminacyjnej. Sezon przed Spartakiem trzecie miejsce w lidze, jeszcze rok wstecz – czwarte. Do tego cały czas te trudne dni z kibicami. Jak nie bojkot, to afera o logo, jak nie afera o logo, to potężne dymy, czy to u siebie, czy na wyjeździe. Momentami naprawdę istniała groźba, że nowiusieńki wypasiony stadion będzie albo świecił pustkami, albo zapełniał się ludźmi zainteresowanymi przede wszystkim jak najbardziej kreatywnym dokuczaniem właścicielowi klubu.
WSZYSTKIE OBSESJE MACIEJA SKORŻY
Oczywiście, tu nic nie działo się z dnia na dzień. Sam fakt, że legioniści z Żylety w dwumeczu ze Spartakiem byli prawdziwym dwunastym zawodnikiem świadczy o tym, że pewne procesy zaczęły się już wcześniej. Ale jednak – to właśnie tamtego wieczoru na Łużnikach fanatycy dostali coś, czego nie mieli od dawna. Gwarancję sześciu meczów z rywalami o określonej europejskiej marce. Gwarancję wielkich emocji, których nieco brakowało w sezonach, gdy Legia oglądała w lidze plecy rywali, a w pucharach odpadała w przedbiegach.
Jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że trudno było się zakochać w Legii, która w sezonie 2008/09 zajęła czwarte miejsce w lidze, a w Europie odpadła z Broendby już w III rundzie kwalifikacji Ligi Europy. I jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, jak łatwo było zakochać się w Legii, która zdobywa stadion Spartaka i awans po bramce w doliczonym czasie gry. Zwłaszcza, że Legia poszła za ciosem. Jeśli mecz ze Spartakiem miał być tym impulsem, to potem ten impuls został jeszcze wzmocniony – Legia w Lidze Europy opędzlowała Hapoel i Rapid, dzięki czemu awansowała do 1/16 finału, gdzie dość twardo postawiła się Sportingowi.
Rewanż z Portugalczykami i początek rządów Leśnodorskiego w roli prezesa dzieliło 10 miesięcy, a przecież po drodze był jeszcze Piotr Zygo. Tak, to był sezon, podczas którego zaczął mocno dmuchać wiatr zmian. Zwycięstwo nad Spartakiem było ich katalizatorem.
OBIE DRUŻYNY STRZELĄ GOLA DZIŚ WIECZOREM PRZY ŁAZIENKOWSKIEJ? KURS 1,72 W FUKSIARZU!
Legia – Spartak jako finansowo-organizacyjny skok
Poza tym – czy możemy sobie pozwolić na ignorowanie czynniku finansowego? Prowadzenie klubu piłkarskiego w Polsce przed 10 laty wcale nie różniło się drastycznie od tego, co mamy dzisiaj – wpływy do budżetu to głównie transfery oraz głębokie kieszenie właścicieli, samorządów czy spółek skarbu państwa, do tego oczywiście ogromna kasa od telewizji. W takim układzie potężne pieniądze od UEFA mogą być prawdziwym gamechangerem. Według wyliczeń Przeglądu Sportowego – 2011 to pierwszy rok w czasach ITI, gdy firma nie musiała dokładać do budżetu ani złotówki. Po siedmiu latach palenia w legijnym piecu własnymi pieniędzmi – tym razem rekordowy budżet stworzyły m.in. premie po awansie do fazy grupowej Ligi Europy, ale i po solidnym punktowaniu w tych rozgrywkach.
Nie trzeba być orłem z matematyki, nie trzeba mieć wieloletniego doświadczenia w handlu czy na giełdzie, by zauważyć różnicę w atrakcyjności klubu, do którego trzeba dokładać, a takiego, który przynajmniej na przestrzeni kilkunastu miesięcy sfinansował się sam. Legia 2011 pokazała, że przy dobrym zarządzaniu oraz odrobinie szczęścia można nawet zarabiać na piłce w Polsce – co przecież przez lata było wyśmiewane jako naiwna mrzonka laików.
Jak zawsze – sukces sportowy pociągnął za sobą ułatwienia w rozmowach ze sponsorami. Legia zyskała wówczas trzech nowych partnerów, na których z pewnością zadziałała możliwość zaprezentowania swoich reklam na koszulkach klubu nie tylko ekstraklasowego, ale też rywalizującego chociażby z PSV na europejskich arenach. Zresztą, nawet trzymając się jedynie twardych liczb, bez bajania o tym, jak firma Action postrzegała awans sponsorowanego przez siebie klubu do Ligi Europy – gra w grupie wówczas przyniosła ponad 10 milionów złotych zysku.
Możliwość podbicia ceny zawodników, których Legia sprzedawała w okresie po grze w Europie to osobna, trudna do rzetelnej oceny kwestia. Natomiast nie ulega wątpliwości – coraz bardziej zadłużony klub zdecydowanie odsapnął po wyczynie Skorży, Rybusa, Gola i reszty zaangażowanych w sukces. We wspomnianych wyliczeniach Przeglądu Sportowego znajdziemy jasny komunikat: po latach, gdy “dług właścicielski” wobec ITI niemal wyłącznie rósł, wreszcie można było rozpocząć spłatę.
JAK POLSKIE KLUBY RADZIŁY SOBIE W LIDZE EUROPY?
Brzmi to wszystko nieco znajomo, nieprawdaż?
A gdy dodamy jeszcze kwestie rankingowe? To wówczas Legia wypracowała sobie kapitał, który procentował przez lata. Współczynnik 28,000, z którym Legia przystępowała do walki w Europie w sezonie 2016/17 stanowił ważny element sukcesu – i awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Ale i wcześniej Legia korzystała na rozstawieniach, których nie byłoby bez zwycięstwa w Moskwie. Na uwagę zasługuje zwłaszcza sezon 2013/14, gdy Legia zamiast mierzyć się już w III rundzie eliminacji z rywalem pokroju Basel czy Steauy, trafiła na Molde. Dzięki swoim współczynnikom, na Rumunów trafiła dopiero w IV rundzie, gdzie nawet porażka nie była tragedią – bo Legia “spadła” do fazy grupowej Ligi Europy. Podobnie było sezon później – już po feralnym dwumeczu z Celtikiem, Legia o grupę zagrała przeciw Aktobe – gdyby jej ranking był słabszy, na drodze mogły stanąć m.in. Lyon czy Inter Mediolan.
O słynnym Dundalku już napisaliśmy tyle, że nie ma sensu teraz wiktorii nad Spartakiem przesadnie pompować. To był początek mocnego odbicia w rankingach UEFA. I tak, to miało duże znaczenie w przyszłości.
Legia – Spartak jako mit założycielski
Tamten mecz Legii ze Spartakiem był też cholernie ważny dla całej drużyny. Co prawda nie udało się w tamtym sezonie zdobyć mistrzostwa Polski, ale dojście do 1/16 Ligi Europy po latach, gdy Legia miewała nawet sezony bez pucharów potraktowano jako ogromny sukces. Dusan Kuciak? Wygryzł Wojciecha Skabę, co przecież po udanym początku i niezłym wyniku w pierwszym meczu nie było oczywiste. Maciej Rybus? Pisaliśmy na Weszło tak:
Z przodu szalał Rybus, który niby jest lewym pomocnikiem, ale w obu meczach ze Spartakiem zagrał na prawym skrzydle. W Warszawie asysta, tutaj udział przy bramce i piękny gol. Niechże ten chłopak się na dobre obudzi, bo ostatnie dwa lata przespał. Niech ten mecz będzie dla niego nowymi narodzinami. Kiedy przed meczem zapowiadał „jedziemy na wojnę z Ruskimi”, to trudno było się nie uśmiechać – gdzie ten mikry chłopaczek i wojna? Chyba że jako pielęgniarka. Ale dzisiaj był nie do zatrzymania. Wziął na plecy karabin większy niż on sam i ruszył na wroga.
Maciuś, czyżbyś stał się mężczyzną?
Bo to był taki mecz. Drużyna chłopaków zmieniła się w drużynę mężczyzn. A, jeszcze jeden cytat, już z listopada, gdy Legia wygrała z Rapidem.
Zwycięstwo z Rapidem to nie był jedyny sukces Legii w czwartek. Kolejnym sukcesem był pełny (w końcu!) stadion. Warszawa chyba po raz pierwszy od lat znowu zaczyna żyć wynikami tego klubu…
Jakkolwiek spojrzeć, jakkolwiek się przed tym bronić – od Spartaka zaczęło się to, co dobre, albo przynajmniej: lepsze niż wcześniej.
– Ruscy rzucali w nas butelkami. I to po wódce. Trener Skorża był mega szczęśliwy, ale nic nie mówił. W autokarze mikrofon przejął Michał Żewłakow i stwierdził: „Panowie, bardzo was proszę o rozwagę. Na lotnisku w Warszawie czeka na nas dwa tysiące ludzi. Wylądujemy tam nad ranem. Nie możemy się skompromitować. Proszę nie przedawkować napojów wyskokowych. A tak w ogóle… Jak byśmy mieli jaja, to byśmy jutro Maćkowi z treningu spierdolili!”. Treningu nie było, ale jak potem Legia przegrała z Podbeskidziem, to od razu Skorża zaordynował 50 tysięcy kary – opowiadał w rozmowie z Weszło Adam Dawidziuk.
***
WIELKIE MECZE SPARTAKA W PUCHARACH
Podobieństw pomiędzy Legią 2011 a Legią 2021 jest sporo, zresztą chyba najwięcej w tej sferze związanej z atmosferą wokół klubu. Niewykorzystany potencjał, ciągłe rozczarowania, poczucie, że stać ich wszystkich, że zasługują na coś więcej. I wtedy bach, niespodziewane zwycięstwo nad Spartakiem. Dziesięć lat temu dające fazę grupową Ligi Europy, oddech finansowy, okazję na skok rankingowy, poprawę całego klimatu wokół klub. Dziś? Dziś może być podobnie, zwłaszcza, jeśli faktycznie Dariusz Mioduski planuje głębokie zmiany w klubie i przekazanie sporej części kompetencji nowozatrudnionemu trenerowi o bardzo konkretnym profilu.
Wtedy też faworytem był Spartak, wtedy też Legia miała mnóstwo swoich problemów.
– Muszę powiedzieć, że to co się wydarzyło na Łużnikach i później w Warszawie, to najprzyjemniejszy moment w mojej pracy. Jakbym chciał jakiś dzień przeżyć jeszcze raz, to właśnie ten. To, co się działo tu na lotnisku i później na stadionie Legii – coś naprawdę niesamowitego. Podrzucano mnie tak do góry, że tylko się obijałem o klimatyzatory. To, jak się ludzie cieszyli, to było coś niesamowitego, że my jako drużyna mogliśmy dać taką radość. Najprzyjemniejszy dzień w mojej pracy trenerskiej – mówił później w rozmowie z Weszło Maciej Skorża.
Trener Gołębiewski dziś też ma szansę przeżyć najprzyjemniejszy dzień w swojej pracy trenerskiej. I tego właśnie mu życzymy przed dzisiejszym wieczorem. A pozostałym legionistom – zwycięstwa i by to zwycięstwo miało tak pozytywne i daleko idące konsekwencje, jak przed dziesięcioma laty. Po wczoraj jest już jasne – w fazie pucharowej Ligi Konferencji można trafić na Barcelonę…
CZYTAJ TAKŻE:
- Słynne dwumecze Legii w Europie
- Dariusz Mioduski wychodzi do kibiców, logika wychodzi na spacer
- Na rok przed Katarem. Studium bezsilności
- “Jak mogę być dumny z sukcesów Bayernu? Pieniędzy z Kataru trzeba się wstydzić!
Fot.FotoPyK