Dariusz Mioduski skonfrontował się z kibicami Legii na twitterowym pokoju Legia Talk. To pierwsza tego typu aktywność prezesa stołecznego klubu. Były ataki na Czesława Michniewicza (“za obecną sytuację w 90% odpowiedzialny jest były sztab Legii”), próby obrony Radosława Kucharskiego (ma oko do piłkarzy i jest uczciwy), a także mocne słowa w kierunku dyrektora sportowego (“opierdalam go od czasu do czasu za to, bo sam się wkurwiam”). Mioduski uznał też, że Legia miała najlepsze warunki do treningu w Europie Centralnej, a Kastrati to najszybszy skrzydłowy na kontynencie. Generalnie – kwiatków nie zabrakło. Spisaliśmy dla was to, co miał do powiedzenia prezes Legii.
O wzięciu udziału w Legia Talk:
– Miałem sporo głosów: „po co się w to ładujesz?” Od samego początku gdy została mi zaprezentowana taka koncepcja, czułem, że to pewnego rodzaju szansa, by rozmawiać bezpośrednio. Dziennikarze mają to do siebie, że potrzebują sensacji czy kolorytu, by ich artykuły były poczytne. Przez to cała dyskusja w mediach nie jest obiektywna i często jest zabarwiona emocjami. Patrzę na to jak na szansę, żeby rozmawiać bezpośrednio i mieć możliwość wyjaśnienia pewnych rzeczy, które mam w głowie bezpośrednio. Mam nadzieję, że to przyczynek do formuły, którą będziemy powtarzać cyklicznie.
Co by zrobił inaczej, gdyby raz jeszcze objął klub z dzisiejszą wiedzą:
– Próbuję być skromny, że się nie znam na piłce. Ale powiedzmy sobie szczerze: od siedmiu lat, jestem bardzo pilnym studentem tego, co się dzieje w piłce. Nie od strony tego, czy zawodnik gra w tę czy w tamtą stronę, a jak to funkcjonuje i działa. Gdybym miał tę wiedzę cztery lata temu, prawdopodobnie parę rzeczy bym zrobił inaczej. Główną rzeczą byłyby kwestie dotyczące trenerów. Uważam, że w pewnym sensie popełniłem błąd, ale jest bardzo małe zrozumienie, z czego ten błąd wynika. Błąd był popełniany zawsze w nadziei, że on nie będzie popełniony. Dopiero z perspektywy czterech lat widzę, że to był błąd. A wynikał on po prostu być może… Nie wiem, czy to jest kwestia ambicji, czy nienawidzenia przegrywania. Ale ten błąd wynikał z tego, że dla mnie zawsze najważniejszym celem było wygranie mistrzostwa Polski.
– W momencie, gdy ja widziałem, że trener nie dowiezie mi tego celu, bo kryzys, przez który musiałby przejść, jego długość, możliwości trenera na ogarnięcie tego kryzysu, jego panowanie nad szatnią, jego posłuch – nie dawało mi nadziei, że to może się stać w relatywnie krótkim czasie. Decydowałem się na zmianę. Zawsze wybór nie był optymalny, będący wynikiem długiej analizy. Zawsze musieliśmy działać w pośpiechu na bazie tego, co akurat było dostępne. Zwykle był to wybór trenera, który był w pewnym sensie przeciwnością poprzednika, po to, żeby mógł ogarnąć tę sytuację jak najszybciej.
– W wyniku tego stawały się dwie rzeczy: pozytywna i negatywna. Pozytywna – praktycznie za każdym razem wygrywaliśmy mistrzostwo Polski. Nigdy w historii Legii nie było tyle mistrzostw, ile było w ciągu ostatnich iluś lat. Druga, negatywna – wybór tego trenera zwykle okazywał się nieoptymalny, bo trener miał inne wady, nie radził sobie z tym wszystkim, bo po prostu nie był gotowy na to z takich czy innych względów. Osobowościowych, taktycznych czy jakichkolwiek innych, by prowadzić Legię przez dłuższy okres. Gdybym dzisiaj mógł zrobić to na nowo, pewnie odpuściłbym jakieś mistrzostwo. Pewnie to pierwsze. Dzisiaj łatwo jest powiedzieć. Większość z tego pokoju wie, w jakiej atmosferze to się działo i jaka była presja na mnie, żeby jednak dostarczyć tytuł. I ja tej presji się poddałem, bo chciałem dowieźć to mistrzostwo. I to był błąd. Ale z drugiej strony, gdy sobie pomyślę, co byłoby, gdybym nie dowiózł tego mistrzostwa, no to nie wiem, jakby to wszystko wyglądało. Nie myślałem wtedy bardziej długoterminowo, a krótkoterminowo na zasadzie co nam wygra mistrzostwo w nadziei, że będzie dobrze. Potem okazywało się, że ta nadzieja to jest matka głupich i nie można działać w taki sposób. Nawet przy ostatnim wyborze trenera Michniewicza, to był podobny kazus. Zobaczenia, że nie ma szans w tym układzie trenerskim, który był, żeby to ogarnąć i się zakwalifikować. Chciałem wziąć kogoś, kto będzie miał takie cechy, które na to pozwolą. I znowu okazało się, że tak się stało. Ale znowu – jednak patrząc na całokształt tego, co było zrobione nawet przed mistrzostwem, widziałem, że to idzie w złym kierunku i czeka nas prawdopodobnie kolejny problem. Dzisiaj mając taki komfort i widząc, że to mistrzostwo jest mało realne, czy też nierealne statystycznie rzecz biorąc, nie chciałem popełnić tego błędu, a już teraz wejść na ścieżkę normalnych, długoterminowych decyzji.
O przedłużeniu kontraktu Bartosza Kapustki:
– Zawsze o niego walczyłem. I rok wcześniej niż przyszedł, i dwa. Nigdy nie byliśmy w stanie go pozyskać z rożnych względów, głównie finansowych. Miał dobre warunki, a agenci dbali o jego interesy. Dla mnie jest ważnym zawodnikiem nie tylko ze względu na grę w piłkę. Ma charakter i cechy, które mi się bardzo podobają. Mimo że nie ma go na boisku, w trudnych momentach potrafi zabrać głos i pokazuje swój charakter. Nie mamy kontraktu z Bartkiem do końca sezonu. Mamy jednostronną opcję przedłużenia i wszyscy wiedzą, że skorzystamy z tej opcji. Mamy więc jeszcze 1,5 roku kontraktu. Dlatego, że właśnie jest po kontuzji, wychodzimy do niego i mówimy: myślmy o przyszłości. Zakładając, że to jest twoje drugie kolano i jest ryzyko, że nie zawsze będziesz grać w piłkę, ale też się leczył, a może nawet częściej się leczył, jesteśmy w stanie wziać to ryzyko, bo doceniamy cię jako piłkarza i osobę. Rozmowy się zaczęły. Jest naszym zawodnikiem przez 1,5 roku, a sadzę, że będzie to dłużej.
O poprzednich dyrektorach sportowych:
– Był Michał Żewłakow, który był po przejęciu stu procent udziałów przeze mnie. Było oczywiste i szybko zapadła decyzja, że z Michałem dalej nie będziemy współpracować. Później dyrektorem sportowym został Radek Kucharski. Ivan Kepcija? Nie był dyrektorem sportowym, a dyrektorem technicznym, a więc pod dyrektorem sportowym. Był bardziej odpowiedzialny za pomoc przy układaniu całego pionu sportowego włącznie z akademią. Był ważną osobą, ale nie decyzyjną, jeśli chodzi o kluczowe kwestie.
O Radosławie Kucharskim:
– Zdecydowałem, że chcę zainwestować w Radka Kucharskiego, mimo że nie przychodził z doświadczeniem jako dyrektor sportowy. Ivan Kepcija funkcjonował w tych rolach na świecie i był pomocą. Radek zadecydował, by wrócić do Legii z szefa skautów na Europę Środkową Manchesteru United. Założenie było takie, że ja będę w niego inwestował, a on będzie się rozwijał.
– Prawda jest taka, że były jakieś koncepcje, ale wszyscy się uczyliśmy. Ja – jak funkcjonuje klub. Radek też. Można powiedzieć: po co się uczysz na Legii, idź gdzie indziej. Jak się popatrzy na rynek dyrektorów sportowych, proszę mi pokazać dyrektora, który ma doświadczenie i jest tak dobry w tym, co robi, że Legia powinna go zatrudnić. Nie mamy tradycji dyrektora sportowego, kompetencji, szkoły. Tak samo jest, jeśli chodzi o prezesów klubów.
Dlaczego trener jest informowany o transferach na ostatniej prostej (padł przykład Yuriego Ribeiro, o którym Czesław Michniewicz dowiedział się dzień wcześniej, że nazajutrz będzie w klubie):
– Mamy specyficzną sytuację z trenerem Michniewiczem. Nie sądzę, by taka sytuacja miała miejsce z poprzednimi trenerami, czy Vuko czy Magierą. To nie jest dobra rzecz dla klubu, gdy nie ma komunikacji pomiędzy trenerem pierwszej drużyny i dyrektorem sportowym w zakresie budowania drużyny. Niestety muszę powiedzieć, że jeśli chodzi o trenera Michniewicza, trochę inna jest rzeczywistość od tego, co było prezentowane w mediach. To nie jest tak, ze trener Michniewicz przyszedł z konkretnymi koncepcjami dotyczącymi profilu gry zawodników. Powiedział, że chce piłkarzy mobilnych, ale mobilnych to każdy chce. To nie jest wystarczający opis tego, co się chce. To nie tak, ze miał konkretne spojrzenie na transfery. Był bardzo pasywny w tych rzeczach. Dopiero po naszej lekkiej awanturze, gdzie w mediach zaczął narzekać, pojawił się mail do Radka Kucharskiego z sześcioma pozycjami, na których widział wzmocnienia. Dokonaliśmy w końcu osiem, a nie sześć transferów.
– Druga rzecz jest taka, że procesy transferowe są bardzo trudne. Zachowanie poufności jest tutaj bardzo istotne. Mieliśmy sytuacje z wcześniejszych transferów – jednego czy dwóch – gdzie wcześniejsze konsultacje spowodowały, że nazwiska zaczęły się pojawiać na rynku i straciliśmy te transfery. Trener Michniewicz zarzekał się, że to nie od niego wychodzą te informacje, które zaczęły pojawiać się w mediach, które są z nim zaprzyjaźnione To powodowało, że była nieufność we współpracy. Czekaliśmy do ostatniego momentu. Michniewicz pracował z naszą grupą, żeby wypracować profile zawodników Legii. Uzgodniliśmy je, a także nasz model gry. On się pod takim dokumentem nawet podpisał, a jeśli chodzi o zastosowanie w życiu, wyglądało to inaczej. Nie było zaufania. To był duży problem. Dla klubu, dla mnie, dla wszystkich.
O tym, że Radosław Kucharski nie potrafi odebrać telefonu:
– Radek Kucharski ma ileś bardzo dobrych cech, które powodują, że jest dyrektorem sportowym. Nie planuję zmian. Te cechy są dwie. Pierwsza – jego wiedza i umiejętność oceny zawodników, wyszukania ich i doprowadzenia do transferów, które chcemy w miarę naszych możliwości. Tę wiedzę bardzo cenię. Przez ostatnie lata pokazał, że większość jego transferów było udanych. Szereg transferów był też nieudanych, ale nie znam żadnego klubu, w którym wszystkie transfery są udane. A nasz procent raczej udanych i bardzo udanych jest bardzo duży.
– Druga cecha, która jest dla mnie równie ważna, to tak zwana uczciwość. W swoim czasie biznesowym nigdy nie spotkałem się z takim środowiskiem jak piłkarskie. Gry agentów, interesów. To wypaczone środowisko. Uczciwość i poczucie, że ktoś nie robi czegoś bokiem, są bardzo rzadko spotykane, nawet patrząc na kluby z całej Europy. Podłączenie pod grupy wpływów i agentów to częste zjawisko. Wszyscy w tym graja. Radek Kucharski nie dał mi żadnego powodu, by podważać jego uczciwość. To coś, co jest bardzo cenne i rzadkie.
– Natomiast Radek Kucharski ma również sporo wad. Użyję mocnego słowa – opierdalam go od czasu do czasu za to, bo sam się wkurwiam. Jedną z tych wad są jego umiejętności komunikacyjne. I to nie tylko do ludzi z zewnątrz. Tylko że ja nie mogę mu zarzucić, że on to robi, bo kogoś olewa. On pracuje non stop, jest na telefonie. A liczba agentów, którzy podsyłają swoje pomysły, a potem się oburzają, że on ich nie realizuje, że nie bierze ich piłkarzy, jest tak duża, że się jedzie po nim równo, bo po prostu on nie jest podatny na tego typu rzeczy. I dlatego jest też średnio lubiany w środowisku. Nie daje się kontrolować przez różnego rodzaju osoby. On musi pracować nad kompetencjami komunikacyjnymi, jeśli chce być dyrektorem z najwyższej półki, a ma ku temu potencjał. Będzie musiał nieźle zapierniczać, by tam dojść i się zmienić w tym aspekcie, bo te narzekania w dużej mierze są prawdą. I to jego wady.
Czy Radosław Kucharski zostaje w Legii i o Pawle Tomczyku:
– Tak, Radek Kucharski zostaje. Nie ma powodu, żebym coś zmieniał. Pion sportowy będzie pewnie jakoś dostosowywany. Musimy wykorzystać tę sytuację, którą mamy, żeby pewne rzeczy naprawić. To nie tak, że wszystko działa cudownie i jestem zadowolony. To dlatego ściągamy również Pawła Tomczyka, który ma wiele cech i trochę doświadczenia jako dyrektor sportowy w Rakowie. Jego umiejętności i cechy uzupełniają się z tymi, które ma Radek. To dołożenie umiejętności, których czasami Radkowi brakuje. Dogadują się i myślą o piłce w podobny sposób. Wydaje mi się, że ta kombinacja zadziała.
O rozmyciu odpowiedzialności:
– Nie ukrywam, że cala sytuacja doprowadziła mnie do tego, że mam szczerze dosyć. Role są dzielone, ale nie do końca. Każdy niby wspiera i ma swoje zdanie. Chcę w prosty sposób doprowadzić do tego, że podział ról i odpowiedzialność będą jasne. Dzisiaj nasza drużyna jest de facto nieprzygotowana fizycznie do sezonu i winny jest prezes, mimo że prezes stworzył najlepsze warunki do treningu w Europie Centralnej. Takie, o jakich można tylko pomyśleć, pod każdym względem. To nieakceptowalne dla mnie, to nie jest fair. Osoby odpowiedzialne za przygotowanie czy pion sportowy – musi to być jasno podzielone. Zdaje sobie sprawę z drugiej strony, że nikt nie jest idealny. Ja i nikt z was. Każdy ma jakieś braki. W każdej organizacji trzeba łączyć braki, tak jak na boisku. Jeśli chcemy napastnika, który potrafi strzelać z prawej i lewej nogi, jest szybki i dobrze gra głową, musimy zapłacić 50 milionów. Ale możemy rozwiązać to tak, że ściągniemy dwa profile piłkarzy, którzy będą się uzupełniać. Tak samo Paweł Tomczyk ma cechy, które będą uzupełniały Radka Kucharskiego. Odpowiedzialność musi być jednak jasna.
O tym, że Marek Papszun nie bierze piłkarzy z akademii i nie dogaduje się z Markiem Śledziem:
– Nie chcę wypowiadać się o tym, czy coś funkcjonuje w Rakowie czy nie. Słyszałem oczywiście głosy, że ta relacja jest trudna. Jestem tego mocno świadom. Rozumiem podejście Marka Papszuna i takie podejście powinien mieć każdy trener Legii. Głównym celem Legii jest wygrywanie trofeów. I granie w europejskich pucharach. Ośrodek i akademia są sposobem i narzędziami, żeby ten sportowy cel osiągać. Moim zdaniem i takie było moje zdanie też pięć lat temu – dzisiaj, bez tej naszej inwestycji w infrastrukturę, boiska, akademię i ośrodek, uderzylibyśmy o ścianę. Bylibyśmy wyprzedzani przez Pogoń czy Lecha. Nie bylibyśmy w stanie kupować zawodników, nie mając możliwości, by ich wychować i sprzedać. To noga, na której stoimy.
Kto odpowiada za obecny wynik i jak wyglądały letnie transfery:
– Rozumiem, że mamy trudną sytuację w tabeli, jeśli chodzi o ligę. Ale proszę o trochę obiektywizmu. Czy pikujemy? Właśnie zdobyliśmy mistrzostwo i gramy w pucharach, nawet z niemałymi sukcesami. Mamy problem, jeśli chodzi o ligę. Jestem pierwszym, który ten problem widzi. Nie można go lekceważyć i próbuję działać. Mam diagnozę, co się stało i kto jest odpowiedzialny za to. Mogę powiedzieć, że w 90% odpowiedzialny za to jest sztab, który był w Legii.
– Drużyna z zeszłego sezonu zdobywała mistrzostwo Polski, ale od meczu z Pogonią grała kiepsko, gdy spojrzymy na każdą statystykę. Nie potrafiliśmy strzelać goli. Jedyne gole strzelaliśmy, gdy mieliśmy nadzwyczajną dyspozycję Tomka Pekharta, który zagrał sezon życia i dwóch wahadłowych, którzy zagrali bardzo dobry rok. Jeden z nich został sprzedany. To główna osoba, która opuściła Legię. Paweł Wszołek? To trener nie chciał Pawła Wszołka. Gwilia? Trener nie chciał Gwilii. Nie odszedł nikt inny istotny. Vesović? Nie odszedł dlatego, że go nie chcieliśmy. Gdzie jest dzisiaj Vesović, co on dzisiaj robi?
– Dzisiaj mamy o wiele silniejszą drużynę niż w końcówce zeszłego sezonu. Na każdej pozycji są zmiennicy i konkurencja. Oczywiście, mamy kiepską sytuację, bo mamy dziewięciu zawodników z poważnymi kontuzjami. Trudno było to przewidzieć. I to problem, z którym sobie radzimy. Oprócz Juranovicia nie odszedł nikt, kto miał wpływ na nasze sukcesy, a przyszło dziewięciu jakościowych zawodników. Popatrzmy realistycznie i obiektywnie na zawodników, których mamy dzisiaj i jak można to porównać. W zeszłym sezonie mieliśmy najlepszego zawodnika ligi, najlepszego strzelca, Luquinhasa, który się wybijał, Juranovicia. Doszli do nas zawodnicy, którzy byli albo podstawowymi zawodnikami w silnych drużynach, albo królami strzelców lub blisko w swoich ligach, albo liderami asyst jak Josue, Emreli czy Rose, który grał 3,5 tysiąca minut w Arisie czy Ribiero, który przez dwa lata grał non stop w Nottingham Forrest. Wszyscy dzisiaj są pod formą. Każdy jeden jest gorszy niż był. Co, oni zapomnieli grać w piłkę? To kto jest winien tego, jak oni dzisiaj wyglądają? Ja? Mamy najszybszego zawodnika w Europie na skrzydle, który nam wygrał mecz ze Spartakiem.
– Jedyną pozycją, na której nie mamy takiego piłkarza jak wcześniej, jest prawe wahadło. Na każdej pozycji mamy zawodników, którzy byli w swoich ligach topowymi zawodnikami. Taki Abu Hanna był w jedenastce ligi ukraińskiej na lewej stronie obrony. Oni nie grają w Legii. Nie są wprowadzani. Na treningach nie ma koncentracji. Są kontuzje. A potem myślimy, że będą robić różnicę. Nie było indywidualizacji, komunikacji, co robić, przygotowania tej drużyny do gry na dwóch-trzech frontach. To się działo od dawna. Ja to widziałem i to spowodowało pewne kwestie. Mieliśmy Łukasza Bortnika, który przygotowywał drużynę od strony fizycznej przez ostatnie dwa lata, robił to bardzo dobrze i został zwolniony. Przyprowadzono faceta, który nie wiedział, co robi. Wyglądamy dzisiaj wszyscy gorzej, wszyscy są pod formą i nikt mi nie powie, że to wynika z tego, że zamiast Juranovicia jest Johansson. Dobry trener, który potrafi skoncentrować się na rozwoju zawodników, jest w stanie sobie z tym wszystkim poradzić.
– Główny problem jest taki, że wyciśnięto tę drużynę jak cytrynę i nie zrobiono nic, by ten sok się w tej drużynie znowu znalazł. Musimy przejść przez proces odbudowy zespołu. W poprzednich sezonach nie graliśmy w pucharach. Nowy trener dołączał do nas nie w listopadzie, a we wrześniu. Mógł dojść treningami do swojej koncepcji i już w październiku to działało. A dzisiaj, ze względu na Europę, to trwało. Szansa była duża. Nawet trener Michniewicz powiedział, że nigdzie nie miał tyle czasu na wyjście z kryzysu – Termalice, Pogoni, Jagiellonii, Zagłębiu, nigdzie nie miał tego jak u nas – bo dałem czas i nie chciałem pochopnie działać. Ale mamy drużynę, która jest rozwalona i którą trzeba odbudować.
O obsadzie bramki:
– To jedyna rzecz, którą w mailu napisał trener Michniewicz i której nie dostał. Mianowicie – drugiego doświadczonego bramkarza. To sprawa, która otarła się o mnie. Wyrażałem swoją opinię. Założenie było takie, że Artur Boruc zostaje, ale nie będzie eksploatowany non stop. Będzie grał w istotnych meczach, ale będzie też pełnił rolę mentora i wprowadzał naszych młodych utalentowanych bramkarzy do gry. Były rozważania, czy ściągamy drugiego doświadczonego bramkarza. Wiedzieliśmy, że jak będzie ściągnięty drugi doświadczony, to nie ma możliwości, żeby nasi młodzi bramkarze dostali jakąkolwiek szansę. Podjęliśmy świadomie decyzję, że to nie tak ma być. Szczycimy się naszą szkołą bramkarzy. Mamy najlepszego trenera wszech czasów. (…) Jestem przekonany, że gdybyśmy ściągnęli drugiego bramkarza, to byłaby pełna jazda, co my robimy, bo nie pozwalamy grać wychowankom w pierwszym zespole. Boruc nie miał być tak eksploatowany. Jego kontuzja to po prostu fizyka. Był za bardzo eksploatowany. Tak nie miało być. Ale jak trener ma do wyboru doświadczonego, który ma pewność, zawsze pójdzie w tym kierunku. Patrząc na wyniki w lidze, jasne, że gdyby był Artur, nie byłoby tak źle. Z drugiej strony po meczu z Napoli główną postacią, o której pisała włoska prasa, był Czarek Miszta.
O Marku Papszunie (wątek powracał kilka razy):
– Marek Papszun sam powiedział ostatnio w Canal+, że podejmie decyzję i da znać prezesowi Świerczewskiemu do końca roku. W pełni to akceptuję i szanuję. To była przesłanka, dlaczego wypowiedziałem się na ten temat publicznie. Krążyło wokół tego tematu wiele różnego rodzaju plotek, postępowała destabilizacja klubu – propozycje czy gry agentów. Chciałem to przeciąć i powiedzieć w transparentny sposób, jakie są nasze plany. Nie jest to zaskoczenie, bo dużo się o tym pisało.
– Wszyscy wiedzą, że Marek Papszun był też zawsze transparentny w Rakowie, deklarując, że praca w Legii by go interesowała, jeśli przyjdzie taka oferta. Z punktu widzenia wszystkich zainteresowanych, to nie było nic nowego czy szokującego. Po prostu po raz pierwszy ktoś powiedział o tym w normalny sposób. Moim celem było głównie to, by wyeliminować całą destabilizację, która była wokół Legii. Moim interesem była Legia, nie Raków.
– Będę wiedział na sto procent na koniec roku, czyli za jakieś trzy tygodnie. Według mnie to temat bardzo poważnie rozważany przez trenera Papszuna. Moja pozycja na ten temat jest znana. Jest ileś powodów dla których zdecydowałem, żeby to jasno powiedzieć. Głównym jest to, że jestem przekonany, że to dobry trener dla Legii.
– To nie jest trener na takiej zasadzie, na jakiej były zmiany trenerskie w ostatnich latach. Nie tylko za mojej kadencji, ale też poprzedniej. Po raz pierwszy to jest decyzja, która jest wynikiem bardzo głębokiej analizy. I również przygotowania klubu do posiadania trenera, który wie jak pracuje, jak chce grać w piłkę, jak chce trenować, z jakich narzędzi korzystać i jakiej infrastruktury potrzebuje. To jest kompletnie zgodne z tym, co mamy w naszej strategii, w dokumentach, które zostały przyjęte. To wszystko jest spójne. Świadomy wybór. Tzw. Truskawką na torcie jest to, ze Marek Papszun jest z Warszawy, czuje ten klub, wie w co potencjalnie wchodzi, to jego trenerska ambicja. Wszystko gra. Życie pokaże, jak będzie.
– Bardzo się cieszę, że trener Papszun ma silny charakter. Nie lubię takich, którzy kiwają głowami i mówią, jak wszystko jest pięknie. Nie cierpię ludzi bez mocnego charakteru. To, że ktoś ma wizję i przekonanie do niej – odpowiada mi to i tego szukam. Jest jeden warunek: to musi być zgodne z tym, co ja chcę. Po tych długich analizach wygląda na to, że wizja i sposób działania trenera Papszuna bardzo mi odpowiadają.
– Marek Papszun nie musiał być wymyślany. Obserwujemy go od dłuższego czasu. Wiedzieliśmy, że ma ambicje, by być w Legii. Jest z Warszawy. W konsekwentny sposób pracuje na swoją pozycję. Ktoś się zapytał: dlaczego nie trzy lata temu? Wtedy nie miałbym takiego komfortu, że trener Papszun byłby gotowy, by wejść do Legii Warszawa. Dzisiaj po tym, co zrobił w Rakowie, sukcesach, doświadczeniu, mam o wiele większy komfort, chociaż spodziewam się, ze nawet trener Papszun będzie zaskoczony, jak jest trudno w Legii w porównaniu do Rakowa. Tak samo jak był zaszokowany tym trener Michniewicz z tak olbrzymim doświadczeniem.
Fot. FotoPyK