Reklama

Idylla i rozczarowanie. 12 scen z pracy Czesława Michniewicza w Legii

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

25 października 2021, 17:37 • 14 min czytania 40 komentarzy

Nie można powiedzieć, żeby wiadomość o wielce prawdopodobnym zwolnieniu Czesława Michniewcza była dla kogokolwiek szokiem. Wczorajsza porażka z Piastem Gliwice była dla trenera Legii Warszawa wyrokiem. Swoje dołożyły też jej rozmiary, bo Piast w tym roku strzelił cztery gole tylko dwóm innym klubom – Wiśle Płock i Wiśle Kraków. 

Idylla i rozczarowanie. 12 scen z pracy Czesława Michniewicza w Legii

Nie jest jednak tak, że kadencja Michniewicza w stołecznym klubie upłynęła tylko pod znakiem porażek. Nie zmieniają tego nawet ostatnie tygodnie, gdzie Legia w pięciu meczach tylko raz nie schodziła z boiska na tarczy. Michniewicz zdobywał bowiem z Wojskowymi tytuły, wywalczył – dość niespodziewanie – awans do Ligi Europy, miał swój wkład w rozwój tego zespołu, klubu jako całości. Bieżąca seria niewątpliwe podważa jego wcześniejsze osiągnięcia, ale czy je skreśla? Oczywiście, że nie.

Niemniej, praca 51-latka w Warszawie jest w gruncie rzeczy trudna do jednoznacznej oceny. To z jednej strony była idylla, a z drugiej sporo rozczarowań. Wystarczy tylko spojrzeć na tę krótką listę najważniejszych momentów z pobytu Michniewicza w szeregach Legionistów.

1.10.2020. Legia 0:3 Karabach

Drugi mecz za jego kadencji i… masakra. Legia we wcześniejszej rundzie eliminacji zdołała wyrzucić Dritę, którą ograła 2:0, ale to też nie było przekonujące zwycięstwo. Natomiast to, co zobaczyliśmy w starciu z Azerami, było złe, bardzo złe.

Legii nie układało się nic, właściwie nawet nie próbowała, by cokolwiek z jej akcji wyniknęło. Pierwszą połowę udało się jakoś przetrzymać, ale tylko podsyciła ona niepokój związany z wyjściowym składem. Warszawiacy ruszyli na rywala duetem Pekhart – Rafa Lopes i to nie skończyło się dobrze. Nie mogło być jednak inaczej, skoro Legia całe to spotkanie przespała, właściwie nie dając swoim napastnikom argumentów do tego, by wykorzystać ich ograniczone przecież atuty.

Reklama

Skończyło się na pamiętnym eurowpierdolu, po którym pisaliśmy:

Jeśli mielibyśmy wystawiać oceny po tym meczu, ograniczając się tylko do piłkarzy Legii z pola, to jesteśmy przekonani, że posypałyby się pały od góry do dołu. Kopiący się po czole Juranović. Popełniający wpadkę za wpadką duet Lewczuk-Jędza. Nieistniejący środek pola. Zagubieni Valencia i Kapustka. Drewniany Pekhart, który na swoich długich nogach próbował ścigać się ze sto razy szybszymi defensorami Karabachu. Dramatyczny Lopes, który nie zrobił na boisku absolutnie nic, co pozwalałoby powiedzieć, że to człowiek, który kiedykolwiek grał w piłkę.

Legia nie miała żadnego pomysłu. Nie zagrała ani ofensywnie, ani defensywie. Czesław Michniewicz nie wymyślił nic, co pozwoliłoby Legii jakoś wyglądać na tle Karabachu. Nic. Próżnia. Gówniana gra. Tak nie wypada.

Zdania, po roku, nie zmieniamy.

31.01.2021. Podbeskidzie 1:0 Legia

Jasne, Legia Michniewicza wygrała siedem z dziewięciu pierwszych meczów po przejęciu drużyny, ale miała swoje widoczne problemy. Uwypukliły je dwa mecze – najpierw w łeb od Stali Mielec (2:3), później od Podbeskidzia Bielsko-Biała (0:1). To drugie było tym boleśniejsze, że Wojskowi nijak nie potrafili zareagować na boiskowe wydarzenia. 

Gol Podbeskidzia po stałym fragmencie gry? W dodatku dość przypadkowym? Zdarzało się Legii tracić głupie gole. To kwintesencja – Martins za krótko wybija, trafia w Roginicia, piłka trafia do Janickiego, a ten z bliska pokonuje Boruca.

Rzecz w tym, że cały dalszy przebieg tej połowy nie zostawił pola przypadkowi.

Legia bowiem nie stworzyła sobie nic sensownego.

Gol Janickiego – raptem 48. minuta. Czasu mnóstwo, by to jeszcze odwrócić. Wręcz mówiło się o Legii, że tym się różni choćby od Lecha, że potrafi wyciągać takie mecze. Znaleźć się w kłopotach, a potem z nich wyleźć. Nie zawsze efektownie, ale jakoś przeczołgując wynik.

Teraz Legia przeczołgała tylko własnych kibiców.

Było to też spotkanie, które zmieniło przyszłość klubu ze stolicy. Michniewicz odszedł po nim od gry czwórką z tyłu, przeszedł na trójkę, a Legia zaczęła odnosić natychmiastowe wręcz sukcesy. Już pierwszy mecz po zmianie ustawienia przyniósł niezwykle ważne zwycięstwo nad Rakowem Częstochowa, walczącym przecież o Mistrzostwo Polski.

Reklama

Luty – maj 2020. Marsz Legionistów

Efektem zmian, słabości rywala, cierpliwości i nieustępliwości Legii był jeden z najbardziej imponujących przemarszów po tytuł. Porażka ze Stalą zepchnęła Legię na drugie miejsce w tabeli. To oznaczało, że miejsca na więcej wpadek już nie ma.

To znaczy – z pewnością one były, bo główni rywale potykali się o własne nogi, ale Legia załączyła wówczas beast mode i niszczyła niemal wszystko na swojej drodze. Od lutego do maja nie przegrali w Ekstraklasie ani jednego spotkania, bijąc Raków, Śląsk, Zagłębie, Pogoń, Piasta czy Lechię. Jasne, zdarzały się im przestoje, lecz nie miały one żadnego wpływu na to, jak imponująco wyglądali Wojskowi przez tych kilka miesięcy.

03.03.2021. Legia 1:2 Piast Gliwice

Skazą na wizerunku – ponownie – puchary. Bo przecież Legii żarło w lidze, ale z walki o Puchar Polski wypisali się na etapie ćwierćfinału. To, jak na ambicje stołecznego klubu, stosunkowo wczesny etap. Ponadto pojawiła się wówczas konkretna wątpliwość o przyszłość Legii, bo słabiutki występ zaliczył jej najpewniejszy wówczas obrońca.

W zupełnie innych nastrojach mecz z Piastem kończy za to Artem Szabanow. Ukrainiec w meczu z Górnikiem Zabrze zaprezentował się z bardzo przyzwoitej strony, ale teraz zupełnie tego nie potwierdził. Nie dość, że parę razy dał się pogonić przy linii bocznej (Pyrka wyglądał przy nim jak sportowy samochód przy rikszy), że maczał palce przy golu Świerczoka (porobiony jak dziecko), to jeszcze kompletnie zgłupiał przy prostej sytuacji i sprokurował kontrę, po której Alves pyknął na 1:2. I jeśli tak szybko przenosi się wirus nieporadności od Wieteski i Jędrzejczyka, to aż boimy się, co będzie z Szabanowem za kilka tygodni. Dziś rano napisaliśmy, że to nadzieja Legii na przynajmniej jednego solidnego stopera. Dziś ta nadzieja została mocno osłabiona.

Jak się okazało – wątpliwości te były złudne.

03.04.2021. Legia 4:2 Pogoń Szczecin

Bodaj najważniejszy mecz podczas wspomnianego przemarszu Legionistów. Rywalem Pogoń, wówczas wicelider. Zanosiło się na wyrównane starcie, które odpowie na pytanie, który zespół jest bardziej zdeterminowany, by wygrać mistrzostwo. Efekt był taki, że Portowcy po pierwszych minutach wyglądali tak, jak nastolatek, który idzie do tablicy na matmie, wiedząc, że nic a nic nie umie.

No i Pogoń ten sprawdzian zawaliła koncertowo, a Legia koncertowo zagrała. Pół godziny gry i było po balu. Najpierw sieknął Mladenović, później Pekhart razy dwa, a dzieła dokończył Mateusz Wieteska. W drugiej części meczu Legia w swoim stylu wrzuciła dwójkę i bezpieczna dojechała do mety, rozkoszując się pewnym zwycięstwem nad największym rywalem.

Przekonaliśmy się wówczas, że losy mistrzostwa są de facto rozstrzygnięte. 

Konflikt z Dariuszem Mioduskim

Sielanka po wywalczeniu tytułu nie trwała jednak długo. Czesław Michniewicz zdawał sobie sprawę, że jego klub potrzebuje konkretnych wzmocnień. I to właśnie kwestia transferów stała się zarzewiem konfliktu, o ile tak można nazwać tę sytuację, między trenerem a właścicielem Legii Warszawa.

Już w czerwcu tego roku mówił:Trzeba powiedzieć wprost, że sytuacja kadrowa na dziś wygląda bardzo słabo. Gdy porównam sytuację do tej, gdy trafiałem do Legii to na prawą stronę mieliśmy wtedy Pawła Stolarskiego, którego dziś nie ma, podobnie jak Domagoja Antolicia czy Waleriana Gwilii. Byli Luis Rocha, Michał Karbownik, którego dziś byśmy chętnie dali na wahadło, był Jose Kante. Jeśli mamy grać na trzech frontach, to kadra musi być szersza, musimy mieć więcej ludzi do gry. W lipcu i sierpniu zagramy 15-16 meczów i tym stanem osobowym, jaki mamy, będzie to trudno pociągnąć. 

Trener przyznawał również, że żałuje odejścia Pawła Wszołka: – Dawał nam odpowiednią jakość i z pewnością miałby miejsce na prawym wahadle. Mógł podpisać umowę z nami, wybrał Bundesligę. Nie mam o to do niego pretensji, każdy chce jak najlepiej dla siebie. Dziś bardzo by nam się przydał, ale nie byłem w stanie go do niczego zmusić.

A oliwy do ognia dolewał poszczególne ruchy. Bo przecież Michniewicz zarzekał się, że nie chce ludzi, którzy kilka miesięcy nie grali w piłkę, po czym dostał Yuriego Ribero, który ten warunek spełniał w 100%.

Na tym napięcia się nie kończyły, bo Dariusz Mioduski zdołał zasłynąć swoją złotą myślą, związaną z europejskimi pucharami: – Trener Michniewicz ma duże doświadczenie i wiedzę, ale do pucharów europejskich przygotowuje się po raz pierwszy. Jako klub przekazaliśmy mu wytyczne, że treningi powinny zacząć się miedzy 2 a 4 czerwca, aby mieć 5 tygodni na przygotowania. Trener przesunął jednak termin na 7 czerwca, a na koniec przedłużył jeszcze urlop kilku kluczowym zawodnikom, wiedząc, że kilku innych przebywa na kadrach i nie będą z nami trenowali od początku. To jego decyzje i bierze za nie odpowiedzialność. Ale nie powinien potem być zaskoczony sytuacją, do której sam tymi decyzjami doprowadził.

Każdy sobie z konfliktu zdawał sprawę, ale wtedy stał się on namacalny.

Sprowadzenie i rozwój Maika Nawrockiego

Michniewicz ostatecznie dostał kilku piłkarzy, kilku naprawdę porządnych. W jednym wypadku może jednak stwierdzić, że to on chłopaka wymyślił na nowo, bo inaczej nie da się podejść do tematu Maika Nawrockiego. Obrońca przed transferem do Legii nie istniał w szerszej świadomości, w końcu nie zdołał się przebić w Warcie Poznań.

A w stolicy wyrósł na czołowego stopera Ekstraklasy, jednego z najlepszych piłkarzy Legii i kandydata do debiutu w reprezentacji w ciągu następnych kilkunastu miesięcy. Nawrocki z pewnością wiele zawdzięcza Michniewiczowi, który wpasowało go do swojego systemu z trójką obrońców, zaufał i zapewnił wszystkie warunki do komfortowego rozwoju. Nawet gdy młodemu zdarzały się gorsze mecze, to trener nie palił go, tylko konsekwentnie pozwalał odbudować formę w kolejnych spotkaniach.

Przeczytaj historię Maika Nawrockiego autorstwa Damiana Smyka

Efektem stworzenie gościa, który w większości meczów wypada co najmniej dobrze. I to nawet wtedy, gdy reszcie zespołu nie idzie.

Odbudowa Bartosza Kapustki i Mateusza Wieteski

Nawrocki nie był jednak jedynym piłkarzem, który w oczywisty sposób skorzystał na współpracy z Michniewiczem. Do tego grona niewątpliwie zaliczają się też Bartosz Kapustka i Mateusz Wieteska. Jeden w końcu znalazł swoje miejsce po nieudanym podboju Anglii i Belgii, drugi wyrósł na pewnego obrońcę.

A to wcale nie było takie oczywiste, bo obaj mieli swoje problemy. Obu trzeba było porządnie odkurzyć, wymyślić, znaleźć miejsce na boisku. Bo przecież Kapustka był skrzydłowym, tymczasem w szeregach Legionistów błyszczał przede wszystkim w środku pola.

Wieteska zaś, wzgardliwie nazywany przecież kuzynem, okazał się postacią-symbolem Legii, która jest pewna i skuteczna w defensywie. Oczywiście do czasu.

Sierpień – październik 2021. Czarna seria w lidze

Pod koniec sierpnia tego roku zaczęło się bowiem coś, co doprowadziło do zwolnienia Czesława Michniewicza. Legia przestała grać w lidze. Nie, że zaczęła słaba, że poniżej oczekiwań. Ona wypisała się z walki na polskim poletku, notując czarną serię w Ekstraklasie.

Siedem ostatnich meczów to trzy punkty. Trzy punkty! Wywalczone w dodatku z Górnikiem Łęczna, po meczu, który w żaden sposób nie rozwiewał wątpliwości. Jasne, Legia nie miała w tym czasie najłatwiejszego terminarza, ale to nie jest tak, że grała tylko z Rakowem i Lechem Poznań. W łeb dostała też od świeżo przejętej Lechii Gdańsk, grającej w kratkę Wisły Kraków, czy ostatnio od Piasta, któremu zwiastuje się sezon przejściowy i to w najlepszym wypadku.

Przeczytaj tekst Przemysława Michalka o problemach Piasta Gliwice

Każdy jeden mecz był w ostatnim czasie zawodem. Tak jak europejskie puchary były wyjazdem do Disneylandu, tak powrót do polskiej rzeczywistości weekendową wycieczką do Muzeum Ziemi Podlaskiej. Kibice załamywali ręce, Michniewicz szukał rozwiązania, ale go nie znajdował. Efekt zawsze był ten sam – Legia kończyła mecz na deskach.

Padały kolejne bastiony, jeden po drugim. Upadł i w końcu ten, który tak mocno trzymał warszawiaków przy nadziei. Nie byli u siebie w stanie zatrzymać Lecha Poznań. Kolejorz ich może nie stratował, ale pokonał pewnie.

Legia poległa w kiepskim stylu i nie ma dla niej żadnego usprawiedliwienia. Był czas, żeby trochę popracować podczas przerwy reprezentacyjnej, można było wiele rzeczy na spokojnie przeanalizować. Odpadało pucharowe zmęczenie. O ile wcześniej mogło brakować maksymalnej koncentracji i mobilizacji, to na starcie z Lechem przychodziła ona automatycznie. I mimo to Kolejorz okazał się lepszy.

I to też jest ważne – żaden z meczów Legii podczas tej czarnej serii nie był przypadkową wygraną przeciwnika. Stołeczny klub był po prostu gorszy.

Sierpień 2021. Legia w Europie!

Dlatego tak nieprawdopodobnie jawią się wyniki Legii w europejskich pucharach. Na Ligę Konferencji liczyliśmy, o Lidze Europy marzyli zuchwalcy, o Lidze Mistrzów śnili najwięksi optymiści. A przecież do Champions League zabrakło stosunkowo niewiele. Rewanż z Dinamem Zagrzeb Legia położyła, była słabsza, nie potrafiła wykorzystać tego, że rywal nie gra wcale wielkiego futbolu. Ale i tak Legia Czesława Michniewicza dała polskiej piłce wiele radości tej jesieni.

Nikt nie był pełny optymizmu przed dwumeczem ze Slavią Praga. Wojskowi mieli już za sobą wstydliwą porażkę z Radomiakiem Radom, odpadnięcie z Dinamem. Liga starała się pomóc, przesunięto Wojskowym mecz z Bruk-Betem. Niemniej wątpiono, by udało się wrócić z Pragi z dobrym rezultatem. A tutaj proszę – 2:2 i sprawa awansu pozostawała otwarta.

Kibice i tak się jednak bali, bo Legia, kadrowo, to była wtedy dziura z daleko osuniętym dnem. 

Gra Legii nas naprawdę porwała, trudno, żeby było inaczej, skoro zapakowała takie dwie bramki. Sporo się w tym meczu działo, sporo było walki, mocnych starć. Ale jakoś głupio być w 100% zadowolonym, skoro kiełkuje myśl, że chyba mogło być lepiej, gdyby klub był mocniej doinwestowany. Przed meczem ze Slavią istniał ironiczny strach, czy z Pragi wróci jedenastu piłkarzy gotowych do gry w następnym spotkaniu. Teraz nabrał on dziwnie materialnych wymiarów, a to nie może napawać optymizmem przed rewanżem.

Szkoda, bo Legia zrobiła dzisiaj wszystko, by na twarzach kibiców polskiej piłki zagościł uśmiech. Było czasami przaśnie, czasami tragikomicznie, ale koniec końców skończyło się względnie szczęśliwe. Remis przed pierwszym gwizdkiem przyjęlibyśmy ze zdecydowanym uściśnięciem ręki. Teraz, mimo wszystko, nie będzie inaczej. Kto by zgadł, że wpuszczenie Hołowni, Josue i Rosołka właściwie zneutralizuje faworytów z Czech?

A potem przyszedł rewanż w Warszawie, gdzie Legia, mimo oczywistych przeciwności losu, zdołała Slavię pokonać. W gruncie rzeczy nikt na to nie liczył, z tyłu głowy mieliśmy zaprogramowane, że to zawsze nam czegoś brakuje. Tymczasem o smaku takiej porażki przekonali się faworyzowani Czesi.

Stołecznej ekipie należą się brawa, bo wreszcie po paru chudych latach zrobiła coś ponad program i zafundowała widowisko, które nawet po dłuższym czasie będzie można wspominać. Dzięki temu zwycięstwu czeka nas pucharowa jesień w bardziej ekskluzywnym wydaniu, a nie w wersji minimum, jaką byłoby wylądowanie w fazie grupowej Ligi Konferencji. A w związku z jej powstaniem, znalezienie się w grupie Ligi Europy znaczy więcej niż wcześniej, jest większym prestiżem. Tym bardziej cieszy, że – mimo tylu turbulencji po drodze – się udało. Brawo!

Wrzesień 2021. Cuda w Lidze Europy

Dalej jednak byliśmy pesymistami. Grupa Legii to była grupa arcytrudna. W zasadzie dalej jest, bo przecież jesteśmy dopiero na półmetku rywalizacji. Napoli, Leicester City i na dobicie Spartak Moskwa. W teorii można było myśleć o urwaniu punktów Rosjanom, ale gra Legii wyglądała gorzej z tygodnia na tydzień. Do Moskwy jechali po dwóch porażkach – z Wisłą Kraków i Śląskiem Wrocław.

I co Legioniści na tym wyjeździe zrobili? Ano wykorzystali błędy rywala, wygrali i – co było jeszcze większym szokiem – objęli prowadzenie w tabeli.

Legia poszła w jakość, Spartak poszedł w ilość. Fantastyczny wynik po bardzo dobrym meczu na trudnym terenie.

Panie Michniewicz, ukłony.

Nie był to jednak jednorazowy strzał, bo później Legii udało się powtórzyć ten sukces w meczu z Leicester City. Rywal przecież jeszcze trudniejszy, jeszcze mocniejszy, angielski. A tutaj proszę – ekipa Rogersa na tle podopiecznych Michniewicza wcale nie wyglądała jak zespół z innej galaktyki, z innej futbolowej półki. Takie wrażenie pozostawiło po sobie dopiero Napoli, co jednak nie zmieniło tego, że Czesław Michniewicz opuszcza statek pozostawiając go na pierwszym miejscu w grupie Ligi Europy. To więcej niż oczekiwał każdy sympatyk polskiego futbolu.

24.10.2021. Piast Gliwice 4:1 Legia Warszawa

Los trenera bywa jednak cholernie trudny. Przeczytajcie tylko wpisy syna Czesława Michniewicza, które traktują o jego ojcu. Wrażenie jest jedno – 51-latek był już niezwykle zmęczony tym wszystkim, co działo się podczas ostatnich 12 miesięcy w jego życiu. Mecz Piastem Gliwice był dobiciem, ale być może jest również pewnego rodzaju wyzwoleniem.

To nie jest tak, że Legia wczoraj zagrała wielkie nic. Nie, gdyby nie ta komiczna sytuacja z dwoma słupkami i jednym obijającym je zawodnikiem, mecz mógłby skręcić w różne strony. Ostatecznie obrał jednak kurs na to, co chciał osiągnąć Waldemar Fornalik. Wojskowi szarpali, a Piast grał i wygrywał.

Piast słabo zaczął, nie kontrolował środka pola, niepewnie grał Munoz. Gdy jednak objął prowadzenie, całe napięcie zeszło i potem już poszło. Koniec końców gliwiczanie wygrali ten mecz przede wszystkim świetną drugą linią. Sokołowski znakomicie rozdzielał podania, skrzydłowi dawali ofensywne konkrety, a Chrapek do biegania i walki dołożył dużo jakości. No i oczywiście dzień konia miał Toril. Każdy aspekt się zgadzał.

„Wojskowi” doszli do etapu, w którym żadna decyzja Dariusza Mioduskiego nie będzie dziwić. Zespół notuje najgorszy start na krajowym podwórku od wielu lat i tylko szaleniec byłby w stanie dziś stwierdzić, że jeszcze dogoni ona Lecha lub Raków. Nawet jeśli uda się wygrać dwa zaległe mecze – a to duży znak zapytania – strata do „Kolejorza” będzie wynosiła aż 12 punktów. 

Piast zostawił Legię na piętnastym miejscu w tabeli. Dwa zaległe spotkania nie stanowiły w tym wypadku żadnego usprawiedliwienia. Mioduski doszedł po prostu do wniosku, że ich wygranie wcale nie jest takie pewne. A wówczas Legia musiałby się mocno martwić o to, czy skończy sezon w szeroko rozumianej czołówce.

Czesław Michniewicz był trenerem Legii Warszawa przez 399 dni. W ostatnich czterech latach tylko Aleksandar Vuković miał dłuższy staż pracy w stolicy.

CZYTAJ TAKŻE:

OGLĄDAJ NOWY SEZON “KOWAL MANAGER!”

Fot.FotoPyk

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Amorim: To jeden z najgorszych momentów w historii klubu. Czuję się sfrustrowany

Mikołaj Wawrzyniak
3
Amorim: To jeden z najgorszych momentów w historii klubu. Czuję się sfrustrowany

Ekstraklasa

Anglia

Amorim: To jeden z najgorszych momentów w historii klubu. Czuję się sfrustrowany

Mikołaj Wawrzyniak
3
Amorim: To jeden z najgorszych momentów w historii klubu. Czuję się sfrustrowany

Komentarze

40 komentarzy

Loading...