Czy Legia zostawiła po sobie lepsze wrażenie w Moskwie? Niekoniecznie. Czy to rywale oddawali strzał za strzałem, podczas gdy Legia czekała na tę jedną, jedyną kontrę? Tak. Ale to Legia w fantastyczny sposób rozpoczyna swoje zmagania w Lidze Europy po – nie bójmy się tego określenia – genialnej akcji Ernesta Muciego.
Spartak – Legia. Genialna akcja Muciego
Czy taki opis asysty Albańczyka to nie przesada? Naszym zdaniem nie, skoro o słynnym rajdzie Garetha Bale’a mówił cały świat, a Muci dokonał w zasadzie kopii tej akcji. O ludzie, jakie to było dobre. Świetnie wypuścił sobie piłkę tak, by ta szła po linii. Zaorał szybkościowo swojego przeciwnika. A później dograł wzorową piłkę w pole karne. Wzorową, bo mógł do niej dojść Pekhart, ale gdyby tego nie zrobił (a nie zrobił) alternatywnym adresatem był zamykający akcję Kastrati, który wpakował piłkę do pustaka.
Kolejny mecz Legii w Moskwie, kolejny, który kończy się bajeczną akcją w doliczonym czasie gry (bo pamiętacie trafienie Janusza Gola, prawda?). Spartak nie wyciągnął lekcji z historii, ale jakie to dla nas zmartwienie? Żadne.
NAJLEPSZE MOMENTY POLSKICH DRUŻYN W LIDZE EUROPY
Spartak – Legia. Przetrwanie trudnego okresu
To Spartak był drużyną, która przez większość meczu cisnęła. W pierwszych pięciu minutach Legia ruszyła do ataku, był strzał Luquinhasa, były ciekawe piłki od Josue, ale proporcje szybko się odwróciły. Ekipa z Moskwy próbowała uderzeń w zasadzie co chwilę, tylko że… były to głównie strzały ostrzegawcze. Widać to zresztą po statystykach – 23 uderzenia Rosjan, z czego tylko trzy celne.
Głównie były to próby z dystansu, co dobrze świadczy o solidnej dziś defensywie Legii. Świetną robotę wykonał zwłaszcza Nawrocki. Gość blokował strzał za strzałem, a jak Dżykija wszedł sobie w pole karne Legii jak do siebie, był ostatnią instancją, która z dużym luzem udaremniła ten atak.
Groźnie zrobiło się też wtedy, gdy Moses zabawił się na lewej stronie z Mladenoviciem, ale włączył mu się tryb Quaresma, a że Quaresmą nie jest, jego fałsz wylądował gdzieś daleko. Pewnym zagrożeniem zapachniało też wtedy, gdy Boruc wyszedł poza pole karne i zderzył się z jednym z rywali. Wprawdzie Legia zdołała odzyskać piłkę, przez co Spartak nie uderzył do pustaka, ale zamiast ją wybić, to… piłkarze mistrza Polski spróbowali wyjść z kontrą. Gdyby coś poszło nie tak, byłoby spory smród. Ale z drugiej strony – to też pokazuje nastawienie stołecznych do tego spotkania. Bramkarz zwija się z bólu, pusta bramka, a oni próbują szybkiego ataku, skoro nadarza się taka okazja.
NAJLEPSZY SLISZ, ŚWIETNE WEJŚCIE KASTRATIEGO – OCENY PO MECZU ZE SPARTAKIEM
Spartak straszył, ale były to raczej strzały z pistoleciku na wodę. Przodowali w nich Promes i Larsson. Spartak musiał być trochę sfrustrowany – no niby prowadzą grę, niby przedostanie się w niebezpieczne z polskiej perspektywy sektory boiska przychodziło im z dużą łatwością, ale gdy próbowali czegoś konkretnego, natrafiali na świetnie zorganizowaną defensywę. Ile w tym zasługi Czesława Michniewicza? Nie wiemy, ale się domyślamy.
Gdy oglądaliśmy ten mecz, po głowie chodziła nam myśl, że Rosjanie będą z każdą minutą się nakręcać, a w samej końcówce przejdą do prawdziwego oblężenia bramki Artura Boruca. Ale Legia przetrwała ten trudny okres i końcówka należała do niej.
Zmiany odmieniły mecz
Tym sposobem Spartak stworzył sobie tylko jedną okazję, po której powinien strzelić gola. Jędrzejczyk był zbyt bierny na prawej stronie, pozwolił na dośrodkowanie, a Gigot w międzyczasie uciekł polskim obrońcom. Fart dopisał, bo jego główka wylądowała na spojeniu.
Ale Legia też trafiła w obramowanie bramki. A konkretnie Emreli, który dostał znakomitą piłkę od Kastratiego, jednego ze zmienników, którzy ożywili mecz. Czego zabrakło Azerowi do strzelenia bramki? Nie mamy pojęcia. Podanie było wypieszczone, obrońcy Spartaka przysnęli, do bramki ledwie kilka metrów… No cóż, trzeba było strzelić gola.
Pewnie dużo mówiłoby się o tej sytuacji, gdyby nie akcja Muciego i Kastratiego, która przesądziła o wyniku tego meczu. Tak samo jak o faulu na Mladenoviciu z pierwszej połowy, którego nie dostrzegł ani arbiter, ani system VAR. A to trochę dziwne, bo na stopklatce sytuacja wygląda na oczywistą…
LEPSI OD REALU, GORSI OD RONALDO. HISTORIA SPARTAKA W EUROPIE
Jedną z kluczowych postaci tego meczu był Bartosz Slisz. Szalenie aktywny, wykonujący mrówczą pracę w środku pola i – tak po prostu – pewny. Wygląda na to, że pomocnik Legii wraca na dobre tory, bo miał przecież na początku sezonu moment, w którym wydawało się, że gra tylko z powodu braku sensownego zmiennika. Ale i z przodu dzisiaj się pokazał, grając świetne prostopadłe podanie do Luquinhasa. Brazylijczyk co prawda wyszedł na czystą pozycję, ale miał kłopoty z opanowaniem tej piłki, przez co musiał uderzać z powietrza. To znaczy… w sumie nie musiał. Emreli i Kastrati czekali na podanie i chyba takie rozwiązanie akcji przyniosłoby więcej pożytku.
Inne akcje Legii? Prostopadłe podanie na Emreliego w ostatniej chwili przechwycone przez Gigota (gdyby nie ta interwencja, Azer wyszedłby sam na sam). Gol Kastratiego, już przy 1:0, ale ze spalonego. I strzał Luquinhasa z powietrza, który spokojnie wyłapał bramkarz. Dużo tego nie było.
Legia poszła w jakość, Spartak poszedł w ilość. Fantastyczny wynik po bardzo dobrym meczu na trudnym terenie.
Panie Michniewicz, ukłony.
CENNA UMIEJĘTNOŚĆ UPYCHANIA MECZÓW KOLANEM
Spartak Moskwa – Legia Warszawa 0:1 (0:0)
Kastrati 90+1′
Fot. newspix.pl/FotoPyK